"Mój siostrzeniec uczył się w seminarium duchownym. Siostra była z niego bardzo dumna. Przy każdej okazji wtrącała coś na temat Sławusia i jego przyszłości jako księdza. Pewnego dnia jednak zobaczyłam go rano w kawiarni. Zdziwiłam się, że jest w cywilnych ciuchach. Kiedy przywitał się z dziewczyną za ladą i wszedł na zaplecze, dosłownie opadła mi szczęka...!" Stanisława 53 lata
Nie chciało mi się jeździć codziennie do miasta, ale co zrobić, kiedy człowiek mieszka w małej miejscowości, a najbliższe centrum rehabilitacji jest trzydzieści kilometrów dalej? Codziennie rano wsiadałam więc w autobus o ósmej siedem, jechałam przez godzinę, a potem czekałam na zabiegi, które zaczynały się o jedenastej. Szłam do parku pospacerować lub do kawiarni jakoś przeczekać do zabiegów. W tym samym mieście mój siostrzeniec uczył się w seminarium duchownym, ale spotkania z nim rano raczej nie wchodziły w rachubę.
– Och, naprawdę mogłabyś choć raz do niego wpaść – przekonywała mnie siostra, niesamowicie dumna z tego, że jej najstarszy syn już nosi sutannę. – Na trzecim roku klerycy mają trochę swobody, na pewno by mu pozwolili spotkać się z ciotką – argumentowała.
Uśmiechnęłam się, bo zupełnie nie czułam potrzeby odwiedzania Sławka. Wiedziałam jednak, że Alicję aż roznosi chęć chwalenia się nim.
Wychowała czwórkę dzieci i w zasadzie tylko z najstarszego mogła być dumna. Jej jedyna córka miała fatalny gust do mężczyzn i dwoje dzieci z różnymi facetami, a pozostali synowie mieli dużo szczęścia, że dotąd nie weszli w konflikt z prawem, chociaż uważałam, że to tylko kwestia czasu.
– Nie wyobrażasz sobie, jaki to szok zobaczyć własnego syna w sutannie i z koloratką! – opowiadała mi z ekscytacją. – Wiesz, że Sławuś będzie mógł na Wielkanoc święcić koszyczki?
Lubiłam siostrzeńca i cieszyłam się, że odnalazł powołanie, jednak entuzjazm Alicji mnie nieco irytował. Siostra przy każdej okazji wtrącała coś na temat Sławusia i jego przyszłości jako księdza. Raz nawet posunęła się do fantazjowania na głos, że jej syn zostanie biskupem. Byłam pewna, że w duchu ma nadzieję na to, że otrzyma przynajmniej kapelusz kardynalski, a może i tron papieski. Całe szczęście, że miała tyle przyzwoitości, by o tym głośno nie mówić.
Któregoś dnia, przed zabiegami, siedziałam w nowo otwartej kawiarni i popijałam zieloną herbatę, kiedy zauważyłam na chodniku znajomą sylwetkę. Po chwili przez szklane drzwi wszedł do kawiarni Sławek. Był w dżinsach i ciepłej kurtce.
Pomyślałam, że może klerycy czasami mogą chodzić w „cywilnym” ubraniu i to nic dziwnego, że zobaczyłam chłopaka bez sutanny. Ale kiedy przywitał się z dziewczyną za ladą i wszedł na zaplecze, dosłownie opadła mi szczęka.
Już trochę ochłonęłam, kiedy zobaczyłam go w fartuchu baristy. Chwilę wcześniej zrozumiałam, że Sławek... tu pracuje. Podeszłam do kontuaru i przywitałam się z nim.
– Ciocia?! – Wytrzeszczył oczy na mój widok, jakby zobaczył samego diabła. – Co ciocia tu robi?
– Wpadłam na herbatę, czekam na otwarcie przychodni – odparłam i zawiesiłam na nim pełen pytań wzrok.
Przez moment nic nie mówił, a potem odwrócił się do koleżanki i powiedział, że musi na moment przerwać pracę. Usiedliśmy przy stoliku, przy mojej niedopitej herbacie, a Sławek oparł czoło na dłoniach. Kiedy ponownie na mnie spojrzał, miał minę, jakby chciał się rozpłakać.
– No więc... nie jestem już w seminarium – wyznał cicho. – Chciałem powiedzieć mamie w styczniu, że chcę odejść, ale ona jest taka... taka... za bardzo...
Nie musiał kończyć. Alicja rzeczywiście była „taka za bardzo”.
Sławek wyznał, że poznał dziewczynę we wspólnocie religijnej. Grała na gitarze, akompaniowała mu, kiedy śpiewał psalmy. Tak się poznali, potem widywali się na mszach i przed kościołem. Zakochali się w sobie, zrozumiał, że nie jest w stanie kontynuować nauki w seminarium, bo wie, że chce założyć z tą dziewczyną rodzinę.
– Kiedy odszedłeś? – zapytałam tylko.
– Pięć tygodni temu – przyznał się. – Mieszkam ze studentami z politechniki, nie z nią – zastrzegł, chociaż o to nie pytałam. – Pracuję na razie tutaj, ale będę szukał czegoś innego. Magda studiuje pedagogikę i mieszka z rodzicami. Wiedzą, że dla niej odszedłem z seminarium, akceptują mnie.
Potem poprosił mnie, żebym przez jakiś czas nie zdradzała siostrze jego sekretu. Chciał jej powiedzieć, ale szukał odpowiedniego momentu. Obawiałam się, że coś takiego nie istnieje.
O wybuchu bomby dowiedziałam się kilkanaście dni później. Alicja przybiegła do mnie w domowych klapkach i kurtce męża narzuconej na szlafrok.
– On rzucił seminarium! – krzyczała już od bramki. – Staśka! On wszystko rzucił!
Boże, co teraz? Co teraz? Przecież miał święcić koszyczki! Już rozmawiałam z naszym proboszczem, żeby mu pozwolił u nas w kościele! On powinien być księdzem! To jego powołanie! A nie jakaś baba! Przejdzie mu, prawda? Staśka, no powiedz, to tylko głupie zauroczenie, nie może z tego powodu rzucać Kościoła!
Powiedziałam siostrze, że przecież Sławek wcale nie rzuca Kościoła ani nie został wyznawcą satanizmu. Nie wiązały go dotąd żadne śluby i postąpił uczciwie i dojrzale, wybierając to, co podpowiadało mu serce.
– Ale ja miałam mieć syna księdza... – zawodziła Ala i zrozumiałam, że tu w ogóle nie chodziło o drogę życiową jej syna. Chodziło wyłącznie o nią.
Alka była tak zacięta w złości, że nie chciała widzieć Sławka podczas świąt. Zadzwonił do mnie z życzeniami i zapytałam, co u niego.
– Dobrze, rodzice Magdy wynajmują mi pokój. Płacę za niego – zaznaczył. – Chyba dostanę pracę w banku. A, będę też zdawał na studia pielęgniarskie.
Przypomniałam sobie, że Sławek zawsze był pierwszy do opatrywania czyichś skaleczeń, udzielania pomocy, a nawet zajmowania się naszą mamą, kiedy była już obłożnie chora. Może więc tak naprawdę to było jego powołaniem?
Ala długo dochodziła do siebie po decyzji syna. Uważała ją za zdradę, policzek i hańbę dla rodziny.
– Magda to nie jest pierwsza lepsza dziewczyna z dyskoteki – tłumaczyłam jej. – Jest zaangażowana w życie Kościoła, jej rodzice są wierzący. Powinnaś ją poznać. Wiesz, to może być twoja przyszła synowa, matka twoich wnuków.
Siostra żachnęła się, że ona tego związku nigdy nie zaakceptuje, ale z czasem odpuściła. Jakiś czas później pojechała do miasta i spotkała się ze Sławkiem i Magdą. Wróciła zadowolona.
– Miałaś rację, to porządna dziewczyna – przyznała. – Skromna, naturalnie ładna, a przy tym wyjątkowo mądra.
Cieszyłam się, że wybranka syna zdobyła jej sympatię. Byłam na obiedzie, kiedy Sławek przywiózł ukochaną do rodziców. Wyglądało na to, że Alicja pogodziła się już z jego odejściem z seminarium i faktem, że nie zostanie biskupem.
– Wiesz co? – zagadnęła mnie, kiedy młodzi po obiedzie poszli na przechadzkę. – Ona jest bardzo inteligentna, mój Sławuś też. Myślę sobie, że ich dzieci to mogą być genialne! Powinni mieć przynajmniej trójkę. Jedno by mogło zostać lekarzem, drugie informatykiem, a trzecie, kto wie? Może nawet politykiem!
Parsknęłam śmiechem, bo Ala znowu nie mogła się powstrzymać od fantazjowania. Chyba niczego się nie nauczyła!
Ale jestem dobrej myśli, bo widzę, że Magda nie tylko jest inteligentna, ale też asertywna. Jeśli ktoś ma sobie poradzić z zapędami mojej siostry do układania życia swojemu synowi, to nikt inny, tylko ona! A ja będę jej kibicować!