"Moja mama daje się naciągać na zakupy dziwnych sprzętów, a potem płacze i muszę ją ratować..."
Fot. 123 RF

"Moja mama daje się naciągać na zakupy dziwnych sprzętów, a potem płacze i muszę ją ratować..."

"Czasami mam wrażenie, że moja mama jest nałogowcem. No bo wyobraźcie sobie – emerytka, która oszczędza na wszystkim – jedzeniu, prądzie, ubraniach, wodzie, idzie na jakiś cholerny pokaz sprzedaży bezpośredniej i kupuje coś, bez czego mogłaby żyć, za tysiące złotych! Ostatnio niby to cudowną patelnię za jedyne 1800 zł!. Nie wiem, jak ją tego oduczyć..." Anna, 47 lat

Zadzwoniła moja mama.
– Ola, musisz mi pomóc. Kupiłam tytanową patelnię i brytfankę, ale brytfanka jest za duża i chciałabym ją zwrócić. A żaden telefon u nich nie odpowiada.
„Rany boskie, znowu?”, pomyślałam.

Mama ciągle chodziła na "pokazy"

– Znowu byłaś na pokazie? – spytałam, udając spokój. – Przecież obiecałaś, że nie będziesz chodzić.
– No, Irenka mnie zaciągnęła… Poszłam tam dla niej.
Ale przecież wiesz, że nie możesz się oprzeć. Irena coś kupiła?
– Nie, ona skąpi na wszystkim.
– Ty też, z wyjątkiem tych głupot.
– To nie głupoty. Ty wiesz, jaka ta patelnia jest świetna? Smażysz bez tłuszczu, a mięso wspaniałe. Samo zdrowie. W moim wieku to ważne.
– Aha. A ile to samo zdrowie kosztowało?
Chwila ciszy.
– Tysiąc osiemset… – usłyszałam wreszcie. A potem mama zaczęła mówić w takim tempie, że Hanka Bielicka by się nie powstydziła. – Ale to okazja, opuścili z trzech tysięcy. I dostałam prezenty…
Miałam ochotę walnąć słuchawką i pozwolić jej samej użerać się z firmą, która jej to „samo zdrowie” wcisnęła. Wiedziałam jednak, że oni totalnie olewają starsze osoby…
Tysiąc osiemset złotych za patelnię?!
– I za brytfankę, ale ona jest za duża…

Czy ona jest uzależniona od tych zakupów?

Czasami mam wrażenie, że moja mama jest nałogowcem. No bo wyobraźcie sobie – emerytka, która oszczędza na wszystkim (jedzeniu, prądzie, ubraniach, wodzie), idzie na jakiś cholerny pokaz sprzedaży bezpośredniej i kupuje coś, bez czego mogłaby żyć, za tysiąc pięćset złotych (koce z wielbłądziej wełny, które potem bezskutecznie usiłowała sprzedać, bo do niczego się nie nadawały), trzy tysiące (rewelacyjna lampa, która leczy światłem), a nawet cztery tysiące (materac magnetyczny, który zlikwiduje wszystkie bóle).
Ja tego po prostu nie rozumiem. Moja mama doskonale wie, że pójdzie na pokaz, po czym – choćby sobie wcześniej przysięgała, że idzie wyłącznie towarzysko i by dostać „prezenty” – da sobie wmówić, że reklamowany przedmiot jest tak ludziom niezbędny, że aż cud, iż ci, co go nie mają, w ogóle do tej pory bez niego przetrwali. No i podpisze umowę, zapłaci zadatek, dostanie to coś, wróci do domu, prześpi się i… nagle zacznie żałować. I zaczynają się nerwy.
– Tyle pieniędzy! – płakała mi w słuchawkę przy okazji jakiegoś kosmicznego odkurzacza. – Po co mi to?! Nie umiem tego obsługiwać, nie mam gdzie go trzymać…
– Więc dlaczego go kupiłaś? – spytałam w rozpaczy.
Moment ciszy.
– Bo oni tak go zachwalali…
I tu jest pies pogrzebany.

Ci sprzedawcy żerują na starszych ludziach

Byłam kiedyś na takim pokazie – miało być jedzenie gotowane w prezentowanych garnkach, więc z przyjaciółką pomyślałyśmy, czemu nie. Okazało się, że jedzenie gotowane, owszem, będzie, ale na ekranie telewizora, więc po trzech kwadransach się zmyłyśmy. Ale wcześniej posłuchałam, jak prezenter, czyli akwizytor, zanęca. Na sali było może ze czterdzieści osób. My dwie, panie w okolicach pięćdziesiątki, poważnie zaniżałyśmy średnią wieku. Oczywiście garnki były kosmiczne, uzdrawiające i w ogóle: „Te siedem tysięcy za komplet to po prostu grosze w porównaniu z korzyściami, a jak państwo nie dysponują gotówką, to mamy tu przygotowany rewelacyjny system ratalny. W ogóle państwo tego nie odczują i, proszę uważać, sprzedajemy na raty nawet emerytom…” Akwizytor niemal się unosił w powietrzu w samozachwycie.
Chyba tylko emeryci wierzą, że ten system ratalny nie został stworzony właśnie pod nich. By ich zanęcić, chwycić na błystkę i wyłowić.
Och, facet był dobry. Przygotowany. Liczbami sypał jak z rękawa, wciągał w pokaz widownię, by brała aktywny udział, wiedział, jakich argumentów użyć – bo czyż emeryci nie potrzebują najbardziej zdrowia i oszczędnego gospodarowania pieniędzmi? A to, że wystarczy wyjść z pokazu i w ten sposób zaoszczędzić te siedem tysięcy? O tym żaden nie pomyśli, przytłoczony opowieściami, faktami i wizjami wiecznej młodości i zdrowia. Miałam wrażenie, że te garnki to jakieś prawdziwe panaceum – wsadzasz mięso, a wyciągasz ambrozję, boską potrawę dającą nieśmiertelność.
Dlatego nie dziwię się, że mama po takich pokazach zawsze wraca z jakąś kolejną umową.

Traci głowę i oszczędności, a potem płacze

Gdyby jeszcze było ją na to stać, gdyby potem nie szalała z nerwów, to machnęłabym ręką. Ale jej na to nie stać – te kilka tysięcy złotych to prawie całe jej oszczędności! No i stres, nieprzespane noce…
– Mamo – powiedziałam ostatnim razem, kiedy udało się zwrócić odkurzacz. – Po co ci to wszystko? Skoro wiesz, że dajesz sobą manipulować, to po prostu nie chodź na te pokazy.
– Ale te rzeczy są dobre i tylko u nich można je kupić…
– Bzdura…
Po czym opowiedziałam jej to, co wyczytałam w prasie o systemie sprzedaży bezpośredniej i o marżach, jakie nakładają na towary – najmniejsze to trzysta-pięćset procent, a przy pościeli, kosmetykach i garnkach dochodzi nawet do sześciu tysięcy procent! Toż to czyste złodziejstwo! No, ale czymś trzeba opłacić armię wyszkolonych akwizytorów, mistrzów psychologii i manipulacji.
– Podobne rzeczy można kupić o wiele taniej – wyjaśniłam, czując, jak ręce mi opadają. – Taki materac z magnesami, jak ten twój za cztery tysiące, w sklepach ortopedycznych kupisz za pięćset złotych.
– Ale nie działa tak samo…
– Bo co, ten cię uzdrowił?
Cisza w słuchawce.
– Dobrze – powiedziała w końcu. – Nie lubię się denerwować.
– Obiecujesz, że więcej nie pójdziesz na pokaz, choćby Irena cię ciągnęła za włosy?
Chichot.
– Obiecuję.
To było dwa miesiące temu. A teraz wzbogaciła się o tytanową patelnię i brytfankę.

Kolejny raz musiałam ratować sytuację

Taka patelnia w sklepie internetowym kosztuje maksymalnie pięćset złotych, brytfanka czterysta.
Ratowanie sytuacji nie było proste. Okazało się, że firma generalnie ma złą opinię – w internecie mnóstwo negatywnych komentarzy, a nawet wywiad w gazecie z emerytką, która, podobnie jak moja mama, kupiła coś „niechcący”, a potem usiłowała zwrócić. Telefony nie odpowiadały, kontaktu nie było, w końcu dostała z banku rozpiskę rat do zapłacenia. I musiała płacić. Zdobywszy te informacje, jeszcze tego samego wieczora zadzwoniłam do mamy.
– Powiedziałaś, że ten akwizytor ma jeszcze kilka prezentacji w mieście. Idź do niego i powiedz, że rezygnujesz.
– Ja już użyłam patelni, jest wspaniała. Tylko ta brytfanka…
– Mamo… – Czułam, że zęby mi się zaciskają. – Albo zwracasz wszystko, albo tracisz tysiąc osiemset złotych. Mówiłam ci, jak oni działają. Chcą zarobić, a emeryci są najłatwiejszym celem.
– Nie jestem idiotką!
– Mamo, idź do faceta i zrezygnuj z zakupu. Oddaj mu wszystko. A ja ci kupię patelnię tytanową, która będzie tak samo działała. Za jedną czwartą ceny.
Cisza.
– No dobrze.
Ucieszyłam się, że tym razem szybko poszło.
Dzwonię następnego dnia.
– I jak, oddałaś naczynia?
Chwila ciszy, a ja czuję, jak mi włosy dęba stają.
– Powiedziałam, że mnie nie stać, więc odparł, że pójdzie mi na rękę i rozpisze raty na osiemnaście miesięcy po sto złotych.
– I co?
– No… tak mówił, że podpisałam.
O, wszyscy święci!
– Mamo. Nie stać cię…
– Tak, wiem! – W głosie rodzicielki usłyszałam napięcie. – Poszłam zwrócić i naprawdę nie wiem, jak to się stało, że podpisałam tę umowę.
– Mówiłam, że to fachowcy.
Na zwrot towaru kupionego poza siedzibą firmy jest czternaście dni. Kazałam jej odesłać naczynia na ich adres z pismem, że rezygnuje z zakupu.
Oczywiście żadne telefony firmowe nie działały, przez miesiąc nie było odzewu. Po czym przyszło z banku pismo z terminarzem wpłat rat. Telefony milczały. Wtedy włączyłam się ja – napisałam maila z pytaniem, o co tu chodzi, dostałam odpowiedź, że to nie moja sprawa, bo nie ja kupowałam, no to odpisałam, że mam upoważnienie mamy, a jak chcą, to następny mail będzie od adwokata.
Już następnego dnia mama zadzwoniła, cała w skowronkach.
Córciu kochana! Dziękuję. Właśnie zadzwonili i powiedzieli, że wszystko w porządku, zwróciłam towar w odpowiednim terminie i wycofają zlecenie z banku. Nic nie muszę płacić.
Już mi się nawet nie chciało nic mówić. Czy mama coś zrozumiała? Nie wiem. Ostatnio, gdy zadzwoniłam, powiedziała, że była na pokazie i kupiła … już nie pamiętam co, bo się natychmiast zdenerwowałam. Zaczęłam coś mówić, a ona na to:
– Żartowałam. Nie sądziłam, że się tak zdenerwujesz.
Żartowała? Nie wiem. Z nałogowcami nigdy nie wiadomo…

 

Czytaj więcej