"Po kilkunastu latach małżeństwa mój mąż sprowadził sobie do naszego mieszkania kochankę i zaczął się nade mną znęcać. Byłam u kresu sił. Zostałam bez dachu nad głową i bez pracy. Wtedy moja siostra zaproponowała, żebym zamieszkała z córkami u niej i jej męża – dopóki czegoś nie znajdę. Byli bezdzietni i mieli duży dom. Przyjęłam pomoc z wdzięcznością, ale nie spodziewałam się takiego traktowania..." Iwona, 40 lat
Muszę przyznać, że moja młodsza siostra miała w życiu szczęście. Była tą ładniejszą i zdolniejszą. Umiała też wybrać sobie odpowiedniego męża. Co prawda rodzice kręcili nosem, że jest od niej o dziesięć lat starszy, ale Paulina się uparła i miała rację. Szymon był zamożny z domu, a majątek pomnożył, zakładając firmę remontową. Miał szczęście do pieniędzy i kochał swoją żonę. Jedyne, czego jej w życiu brakowało, to dzieci. Nie zazdrościłam jej. Cieszyłam się, że jej się w życiu powodzi.
U mnie było jak u większości ludzi, czasem do pierwszego starczało, a czasem nie. Ale nigdy nie narzekałam. Miałam rodzinę, pracę w sklepie, którą bardzo lubiłam, dzieci były zdrowe, a mąż nie pił. Czego chcieć więcej?
Tego się dowiedziałam, gdy moje córki weszły w wiek nastoletni, a ja skończyłam czterdzieści lat. Nagle, jak piorun z jasnego nieba, spadła na mnie wiadomość, że mój mąż się mną znudził. Bo się zakochał.
– Jesteś niepoważny – stwierdziłam. – Co ty wyprawiasz? Chcesz zniszczyć rodzinę, nasze życie, życie dzieci? To nic dla ciebie nie znaczy?
Nie znaczyło. A co gorsza, gdy uparłam się, że z mieszkania się nie wyprowadzę, zaczęło się nękanie. Sprowadzał tę dziewczynę do swojego pokoju. Byłam u kresu wytrzymałości, złożyłam sprawę o rozwód. Wtedy po raz pierwszy mnie uderzył, ale zrobił to sprytnie, gdy córek nie było w domu. Była tylko jego kochanka, która stwierdziła, że sama jestem sobie winna.
Ta sytuacja odbijała się na moim zdrowiu, a wkrótce także na pracy. Popełniłam kilka błędów, spadły moje wyniki, a że byłam nerwowa, klienci zaczęli się na mnie skarżyć. W końcu mnie zwolniono. Zostałam bez pracy, w mieszkaniu z prześladowcą i z umęczonymi nastolatkami. Tak dalej być nie mogło.
Nigdy się nie skarżyłam, więc wiele kosztowało mnie opowiedzenie o tym Paulinie.
Słuchała mnie i szeroko otwierała oczy. W jej pięknym, bezpiecznym świecie było to nie do pomyślenia.
– Mówiłaś mamie? – spytała zaniepokojona.
– Nie, nie mówiłam.
– To nie mów. Nic nie zrobi, a będzie się denerwować.
– Ja dłużej tego nie wytrzymam. Zaczęłam już myśleć o tym, żeby się stamtąd wyprowadzić. Może do domu samotnej matki…
– Oszalałaś? – Paulina prawie zeskoczyła z fotela, na którym siedziała. Piękny, żółty fotel – specjalnie do czytania kryminałów, które moja siostra uwielbiała – mąż kupił Paulinie na urodziny. – Co ludzie powiedzą?
– Nikt się nie dowie, bo nikogo to nie obchodzi – mruknęłam.
– Po prostu przyjedziesz tutaj. Pomieścimy się przecież. Agata i Maja mogą zamieszkać w gościnnym pokoju, a ty w tym mniejszym. Jakoś mi się odwdzięczysz…
Wzruszyłam się wtedy. Wiedziałam, że nade wszystko Paulina ceni sobie w życiu komfort. A teraz miała z niego zrezygnować, żeby mi pomóc.
– Bardzo to doceniam. Spakujemy się i przyjedziemy.
– Weź to… – siostra wygrzebała z torebki gotówkę – zamów taksówkę. Wiem, że nie masz kasy…
I tak, pewnego jesiennego dnia wprowadziłam się do siostry.
Ale miałyśmy przynajmniej wreszcie spokój. Potrzebowałam go, aby zakończyć sprawę o rozwód, wywalczyć swoją część za mieszkanie i wreszcie uwolnić się od człowieka, który tak nas skrzywdził.
Dziewczyny były zadowolone. Pokój, który dostały, był większy od tego w naszym mieszkaniu. Paulina zarządziła przestawienie łóżka z mojego pokoju, a ja dostałam takie rozkładane. Nie marudziłam. Było wygodne i miałam spokój. Nikt mnie nie obrażał i nie słyszałam, jak nocami ten człowiek pije i zabawia się z kochanką.
Paulina i Szymon zaczynali dzień od kawy. Potem on jechał do firmy, a ona do pracy. Jakiś czas temu, gdy okazało się, że jednak dzieci nie będzie, postanowiła poszukać zajęcia. Teraz była asystentką prezesa w jakiejś korporacji. Zarabiała nieźle, ale nie to było jej celem. Nie chciała się nudzić w domu – do takiego doszła wniosku.
Jakoś tak wyszło, ponieważ nie mogłam spać, że byłam na nogach najwcześniej ze wszystkich. I zaczęłam zaparzać kawę dla siostry i szwagra. Szukałam pracy i było mi głupio tak nic nie robić.
Zaczęłam też trochę sprzątać, trochę gotować. Nie minął miesiąc, a stałam się pełnoetatową gospodynią. I nawet by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie nastawienie Pauliny. Uważała po prostu, że to wszystko jej się należy. I zaczęła traktować mnie z góry.
– Jak już obiad ugotowałaś, to mogłabyś też pranie powiesić? Nastawiłam rano pralkę, ale taki miałam dzień w pracy, że nie mam już na nic siły – mówiła, zrzucając szpilki i nalewając sobie przygotowaną przeze mnie wodę z cytryną.
Okazywała mi też wyższość podczas zakupów. Jeździliśmy na nie razem, przy czym miałam wrażenie, że ona jest panią, a ja jej pomocnicą.
– A może masz na coś ochotę? Nie krępuj się, wrzuć do koszyka – mówiła mi od niechcenia, a mnie wszystko stawało w gardle. To prawda, nie miałam grosza przy duszy i byłam na jej łasce. Ale – mimo wszystko – do cholery – byłam też jej rodziną.
Czara goryczy przelała się na dobre pewnego popołudnia. Wróciłam z rozmowy o pracę. Była obiecująca. Jeśli się uda, mogłabym zacząć od kolejnego miesiąca. Modliłam się, żeby mnie przyjęli. Mogłabym pokazać Paulinie, że się staram.
– Długo tu będą? – zapytał.
– No, jeszcze trochę. Tak się cieszę, że są tu dziewczynki.
– Kochanie, to są dzieci twojej siostry, rozumiem tę słabość. Ale ona powinna wreszcie znaleźć pracę. Ile można jej szukać? No chyba że ktoś nie chce pracować! – dodał Szymon.
Przygryzłam usta. On chyba nie wiedział, co mówi. Łatwo się przyzwyczaić do bycia kimś, kto nie musi się martwić o każdą złotówkę. Wysyłałam CV, chodziłam na spotkania… Co z tego, skoro wybierano głównie młode dziewczyny, a najlepiej studentki? Czterdziestoletnia matka z dwiema córkami? Nie byłam atrakcyjna dla pracodawców, mimo sporego doświadczenia w handlu.
Dlatego z tego ostatniego spotkania wracałam jak na skrzydłach. Właścicielka sklepu, kobieta z dziesięć lat ode mnie starsza, dała mi do zrozumienia, że jest szansa. Jeszcze tylko mąż musiał się wypowiedzieć.
Gdy weszłam do mieszkania siostry, zobaczyłam, że właśnie wróciła z zakupów. I to z kim? Z moimi córkami. Były zarumienione z emocji.
– Mamo, popatrz, jakie ciocia kupiła nam ładne rzeczy – cieszyły się.
– Dziękuję, to miło z twojej strony.
– Och, chciałam, żeby się dobrze czuły. I wiesz… – Wzięła mnie pod ramię i zaprowadziła do kuchni. – Mam do ciebie prośbę…
– Tak?
– W sobotę Szymon zaprosił kilku przyjaciół z żonami. Chciałabym, żeby dziewczynki uczestniczyły w kolacji, tak ładnie się prezentują. A ciebie… a ciebie bym prosiła, żebyś pomogła w kuchni pani Teresie. Zamówiłam kucharkę. Pamiętasz ją? Gotowała też na moim weselu. Jest genialna! – rozpromieniła się Paulina.
Tego samego dnia porozmawiałam poważnie z moimi córkami. Spakowałyśmy się i w nocy pojechałyśmy do babci. Autobusem, trudno. Moja mama, gdy tego wszystkiego wysłuchała, tak się wkurzyła, że zaraz chciała dzwonić, ale ją powstrzymałam. To nie miało sensu. Mojej młodszej siostrze kompletnie odbiło. Potem mama trochę na mnie nakrzyczała, że nie przyjechałam do niej od razu. Mogłam tylko przeprosić. Bo miała rację.
Pracuję w sklepie, nadal mieszkamy z mamą. Jest ciasno, ale rodzinnie. Dziewczynki dużo pomagają w domu, gdy wracają ze szkoły. Rozwód zbliża się do końca i niedługo będzie mnie stać na wynajęcie własnego kąta, choć mama twierdzi, że nie musimy. Moje córki nie żałują też tego, że na łóżkach w pokoju gościnnym Pauliny zostawiły świeżo kupione przez nią ubrania. Najważniejsze jest to, że ja nie jestem już jej służącą, a one nie są jej zabawkami.