„Kochaś z internetu najpierw mnie zbałamucił, a później chciał okraść! Teraz spotkamy się w sądzie”
Fot. 123 RF

„Kochaś z internetu najpierw mnie zbałamucił, a później chciał okraść! Teraz spotkamy się w sądzie”

„Może nie powinnam, ale chciałam mu wierzyć. Byłam wówczas trzydziestosiedmioletnią kobietą po przejściach, porzuconą przez partnera w wyjątkowo perfidny sposób. Zdradził mnie z najbliższą koleżanką i zamieszkał razem z nią. Straciłam dwoje najbliższych mi ludzi, ale nie chciałam tracić nadziei na lepszą przyszłość. Trzymałam się jak rzep psiego ogona myśli, że nie wszyscy ludzie to zdrajcy i zaczęłam szybko szukać swej drugiej połówki”. Jowita 38 lat 

Damian był jak Bóg, dosłownie. Przystojny, elegancki, o nienagannych manierach. Sprawiał wrażenie mężczyzny, który wie wszystko i zna się na wszystkim, a poza tym był taki namiętny i... tajemniczy.

Uwierzyłam we wszystko...

– Musisz coś wiedzieć, Jowito – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy, już podczas naszego pierwszego spotkania. 

Był niezwykle bezpośredni, ale nie przeszkadzało mi to. Choć spotkaliśmy się po raz pierwszy w życiu, położył swoją dłoń na mojej i gładził ją delikatnie.

– Słucham, spijam słowa z twoich ust – wyszeptałam.

Moje życie jest pełne niebezpieczeństw – podjął znowu temat – ale na tym mi właśnie zależy. Wychowałem się w zbytku i nigdy niczego mi nie brakowało. Gdy miałem cztery lata, mama wyjawiła mi, że jesteśmy spokrewnieni z bogatą arystokratyczną rodziną z Włoch. Tu chodziło o jakieś koligacje rodzinne jeszcze z czasów królowej Bony, rozumiesz? Otrzymaliśmy niebotycznie wysoki spadek i mogliśmy z niego korzystać. Był początek lat dziewięćdziesiątych, w kraju bezrobocie, ludzie tracili pieniądze w upadających bankach, a ja w tym czasie spędzałem z mamą i dziadkami wakacje na Lazurowym Wybrzeżu...

To, co mówił, było jak bajka. Razem z jego słowami przenosiłam się do świata bogaczy i europejskiej elity.

– Zrozum mnie, Jowito, byłem rozpuszczonym pętakiem, któremu wszystko podawano na tacy. Prywatne szkoły, studia na Oxfordzie, eleganckie garnitury z Mediolanu. Ale w końcu zrozumiałem, że nie o to mi chodzi w życiu. Postanowiłem zamienić bogactwo na niebezpieczną grę. Gdy przyszedł czas, zacząłem pracować dla służb specjalnych i wywiadu. Jestem najemnikiem, który działa pod zmienioną tożsamością i zawsze w dobrej sprawie. Ratuję ludzkie życie i pomagam mojemu krajowi.

Czy nie powinnam wierzyć Damianowi? Może nie powinnam, ale chciałam mu wierzyć. Byłam wówczas trzydziestosiedmioletnią kobietą po przejściach, porzuconą przez partnera w wyjątkowo perfidny sposób. Zdradził mnie z najbliższą koleżanką i zamieszkał razem z nią. Straciłam dwoje najbliższych mi ludzi, ale nie chciałam tracić nadziei na lepszą przyszłość. Trzymałam się jak rzep psiego ogona myśli, że nie wszyscy ludzie to zdrajcy i zaczęłam szybko szukać swej drugiej połówki. Potrzebowałam ciepła, miłości, uwagi. Chciałam wyrwać się samotności. Choć byliśmy ze Sławkiem dziesięć lat, nie mieliśmy dzieci. Dorabialiśmy się cały czas, pracowaliśmy na nasze kredyty, dwa auta, mieszkanie w apartamentowcu. Dla dzieci nie było miejsca w tych planach, a być może teraz syn lub córka staliby się tym, co trzymałoby mnie przy życiu.

Zaczęłam więc szukać przez internet kandydata do pokochania. Założyłam sobie profil na portalu randkowym i opisałam się dokładnie. Wiem, że szefowa działu w jednym z banków, powinna działać ostrożniej, ale ze zdrowym rozsądkiem było wówczas u mnie na bakier. Ważniejsze stało się dla mnie uporządkowanie sfery emocji i uczuć niż dbanie o wizerunek w pracy.

Straciłam dla niego głowę

I wtedy pojawił się On – Damian. Jego profil podsunął mi program decydujący o doborze partnerów na portalu randkowym. To ja wysłałam do niego „zaczepkę”. Odpowiedział i tak zaczęły się nasze internetowe rozmowy. Od samego początku wiedziałam, że jest kimś niezwykłym. Sławkowi, mojemu eks, przyziemnemu dorobkiewiczowi, inżynierowi od budowy dróg i mostów, było do niego tak daleko, jak stąd na Saharę. Damian czytał wprost w moich myślach i w moim sercu. Nie wiedziałam, skąd się u niego bierze taka intuicja, tak ogromna przenikliwość. Pojęłam to dopiero wtedy, gdy się spotkaliśmy w realu. Zaprosił mnie do jednego z najmodniejszych klubów w mieście, gdzie zarezerwował dla naszej dwójki intymną lożę, pełną świeżych kwiatów i dyskretnej muzyki. Gdy usłyszałam o pracy dla służb specjalnych, jasne stało się dla mnie, że jak każdy wywiadowca potrafi wręcz zajrzeć w myśli innych ludzi.

– Jesteś taka, jak sobie ciebie wyobrażałem w moich marzeniach – usłyszałam od niego. 

Oddałam mu się wtedy już tam, na miejscu. Kochaliśmy się na pluszowej sofie, nie zwracając uwagi na to, że w każdej chwili mogłaby pojawić się obsługa lokalu. Ten seks był niezwykłym doświadczeniem. Damian zawładnął mną, i to nie tylko moim ciałem, ale i umysłem. Oddałam mu się cała. Po latach spędzonych ze Sławkiem poczułam, że wkraczam na nieznany ląd, który zaoferuje mi nieznane dotąd doznania. I nie myliłam się.

Damian zabierał mnie do najlepszych lokali w mieście, zawoził w przepiękne miejsca, gdzie mogliśmy się kochać i pieścić. I długo rozmawiać o naszej przyszłości i jego niesamowitym życiu. Tak mi ufał, że zdradzał często szczegóły planowanych przez siebie akcji w całej Europie. Opisywał, z jak znanymi osobistościami świata polityki się styka. Ale dlatego też musiałam zrozumieć, jaką płaci za to cenę.

Nie dziw się, że nagle znikam i nie możesz się ze mną skontaktować przez kilka dni albo i dłużej – wyjaśniał. – Moja praca wymaga ciągłych zmian tożsamości. Jestem jak kameleon, czasem wręcz mylą mi się postacie, w które się wcielam. Ale jedno wiem: że zawsze muszę wrócić do ciebie, skarbie.

Jak można nie cieszyć się z takich słów? To było jak najpiękniejsze wyznanie miłości!

Czasami mu pomagałam po takich powrotach, bo pojawiał się zmęczony i zarośnięty. Brakowało mu gotówki, był bez samochodu.

– Wypłaty z agencji rządowych spływają nieregularnie – tłumaczył. – Natomiast Amerykanie z NATO i CIA działają w szarej strefie. Muszę czekać, aż pieniądze do mnie spłyną.

Nie stanowiło to dla mnie problemu, bo zarabiałam dobrze i chciałam się dzielić tym, co miałam, z ukochanym...

Chwila prawdy

Jednak pewną z wrześniowych nocy, którą akurat spędzałam samotnie w łóżku, rozerwał dźwięk telefonu.

– Proszę wybaczyć, że dzwonię o tak późnej porze – usłyszałam w komórce czyjś nieznajomy głos. – Jestem bratem Damiana, właśnie przyleciałem do kraju. Damian miał tragiczny w skutkach wypadek drogowy. Jego auto zostało staranowane. To chyba miało związek z wykonywaną przez niego pracą. W każdym razie Damian przebywa aktualnie w najlepszym warszawskim szpitalu. Jest w stanie śpiączki, a jego życie zależy od operacji w klinice w Stanach. Jest niezwykle kosztowna. Niestety, nie mam dostępu do konta mojego brata, nie wydał mi żadnych upoważnień, a sam nie dysponuję taką kwotą. Kontaktuję się więc z jego wszystkimi bliskimi, licząc, że dokonają wpłaty na podane konto. Jego numer wysłałem już na pani mejla. Wszystko to w trosce o mojego brata...

W którym szpitalu go znajdę? – weszłam mu w słowo. – Muszę się z nim spotkać! – krzyknęłam wręcz histerycznie.

– Niestety, jego stan nie umożliwia spotkania – odparł oschle brat mojego ukochanego. – Damian jest zmasakrowany. Wolałbym oszczędzić pani traumatycznych przeżyć. Ale, proszę mi wierzyć, Amerykanie twierdzą, że sobie z tym poradzą, a wtedy Damian wróci do pani cały i zdrowy. Jednak teraz proszę o przelew na podane konto. Inaczej on umrze...

I rozłączył się. Gdy po dłuższej chwili doszłam już do siebie, oddzwoniłam na numer, który wcześniej wyświetlił mi się na ekranie komórki, ale nikt nie odbierał. Na skrzynce mejlowej faktycznie znalazłam mejla z numerem konta w zagranicznym banku. Ubrałam się błyskawicznie i ruszyłam na poszukiwanie Damiana we wszystkich warszawskich szpitalach i prywatnych klinikach. Nigdzie go nie znalazłam.

Wtedy zapaliła mi się w głowie ostrzegawcza lampka. Po raz pierwszy, odkąd poznałam Damiana, malutki głos zdrowego rozsądku przebił się przez grubą warstwę emocji i namiętności, które gościły ostatnio w moim wnętrzu.

Skontaktowałam się też z biurem detektywistycznym poleconym mi przez kolegę z banku. Poprosiłam ich, by wszelkimi możliwymi sposobami odszukali mojego ukochanego.

Po kilku tygodniach zaprosił mnie na rozmowę pracownik tego biura.

– Sprawa z początku wyglądała beznadziejnie – zaczął. – Nie dysponowaliśmy niczym, bo wszelkie informacje, jakie podał pani o sobie ów Damian, nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości. Oszukiwał panią od samego początku, wykreował swoją tożsamość. Mieliśmy tylko jedno słabej jakości zdjęcie z monitoringu jednej z restauracji, gdzie się pani z nim spotkała. I tylko dzięki niemu go w końcu zlokalizowaliśmy. 

Okazało się, że Damian, na prawdę ma na imię Roman. Z wykształcenia elektronik, miłośnik literatury fantastycznej. Mieszka na jednym z osiedli w Łodzi w małej, zagraconej kawalerce. Oszukiwał nie tylko mnie, ale i inne kobiety. Porzucone, okłamywane przez swoich partnerów, szukały ciepła i czułości. Tak jak ja. Ale tylko mnie udało się go dopaść. I teraz za to wszystko Romek odpowie przed sądem…

 

Czytaj więcej