"Mówił, że nic go z żoną nie łączy, że liczę się tylko ja. A jednak wybrał ją. Nie mogłam się z tym pogodzić..."
Wmawiał mi, że nic go nie łączy z żoną. Na jej facebooku zobaczyłam coś innego...
Fot. 123RF

"Mówił, że nic go z żoną nie łączy, że liczę się tylko ja. A jednak wybrał ją. Nie mogłam się z tym pogodzić..."

"Gdy zobaczyłam na facebooku profil żony Rafała, zalała mnie nienawiść. Ciekawe, co by powiedziała, jakbym jej wysłała mejla z opisem całego naszego romansu i zdjęciami? Chciałam, żeby cierpiała, tak jak ja... Ilona, 39 lat

Od początku wiedziałam, że spotykam się z zajętym mężczyzną. Facetem, który ma żonę i dwie córki, wtedy jeszcze nastoletnie pannice. Ale byłam przekonywana, że jestem tą jedyną, że żona nic dla niego nie znaczy i że tylko córki, które tak bardzo kocha, trzymają go w tym kieracie.

Obiecał, że odejdzie od żony

– Gdy tylko staną się dorosłe, złożę pozew o rozwód. Szanuję tę kobietę, bo jest matką moich dzieci, ale nic nas nie łączy. Mam nawet własny pokój w domu – mówił Rafał. Uwierzyłam, bo byłam zakochana. Przysłał mi zdjęcia pokoju z tapczanem i jego rzeczami. Łączył się ze mną przez Skype’a i normalnie rozmawiał, więc czemu miałabym nie ufać, że mówi prawdę?
Przez kolejne cztery lata spędzałam święta samotnie u siostry, wysłuchując, jak to nie umiem sobie ułożyć życia, chociaż wokół tylu mężczyzn do wzięcia, a ja młodsza nie będę. Nienawidziłam wolnych dni, bo one odbierały mi Rafała. Wtedy nie dzwonił, rzadko pisał.
– Spędzam czas z córkami, Ilonko – tłumaczył. – Bądź cierpliwa. Niedługo je wprowadzę w naszą sprawę, ale nie może to być dla nich szokiem. To moje dzieci, zrozum mnie, kochana. Byłam cierpliwa. Ale czas leciał i moja cierpliwość się kończyła. Jedna z córek Rafała wyjechała z domu już jakiś czas temu, druga zdała maturę i także wybierała się w świat. Sam mi powiedział, że Martusia zamierza uczyć się w Berlinie. Zażądałam ostatecznego rozwiązania. – Beata ma za tydzień urodziny. Daj mi jeszcze chwilę, niech się nacieszy dziećmi i rodziną. Potem z nią porozmawiam. Zresztą nawet próbowałem. Ale widzę, że łatwo nie będzie.
– Dlaczego, przecież nic was nie łączy? – rzuciłam.
– Oczywiście, ale to nie jest proste. Nie rozumiesz tego, bo nigdy nie byłaś w dłuższym związku – przywalił mi.
– Słucham? A cztery lata z tobą?
– No wiesz, jednak ja i Beata jesteśmy razem ponad dwadzieścia lat. Taki związek trzeba umiejętnie rozwiązać. Nie bądź egoistką. Nie liczy się tylko to, co jest ważne dla ciebie.

Migał się i ja to coraz wyraźniej widziałam

Coraz częściej mówił „Beata”, a nie „ona”. Zauważałam te wszystkie drobne sygnały. W końcu powiedziałam: albo ona, albo ja. Chyba dojrzałam do tego, żeby postawić sprawę jasno, choćby zabolało. I zabolało. Jak cholera. Rafał wybrał Beatę. Zarzucił mi awanturnictwo i tak pokierował rozmową, że faktycznie doprowadził mnie do ostateczności. Kazałam mu się wynosić. I na to chyba właśnie czekał...
Zbierałam się po tym ciosie przez wiele miesięcy. Gdyby nie moje przyjaciółki, nie wiem, jakbym sobie poradziła. Zaufałam człowiekowi, który mnie bezczelnie okłamał. Bezczelnie i z premedytacją. Zranił mnie, zdradził, a mimo to za nim tęskniłam. Często miałam ochotę złapać za telefon i do niego zadzwonić, żeby porozmawiać, żeby go usłyszeć.
– W takiej sytuacji natychmiast dzwoń do mnie – powiedziała Kaśka, moja najlepsza przyjaciółka i powierniczka. Nigdy mnie nie oceniała, nie pouczała, ale za to współczuła i stała przy mnie. Chociaż wiedziałam, że nie pochwalała mojego związku i nie lubiła Rafała – od początku uważała go za kłamliwego dupka. Ale dla niej byłam najważniejsza, moje dobro było dla niej priorytetem.
– Halo, to ja – szeptałam więc do słuchawki zrozpaczona, a Kaśka dźwigała mnie z kolejnego dołka.

A ja śniłam o naszym ślubie

W związku z Rafałem nie chodziło tylko o seks. Ale także o moje nadzieje i marzenia, o rozmowy i poczucie bliskości. O to, że gdy czasem zostawał u mnie na noc, rano robił mi kawę, taką jaką lubiłam, i całował w czoło, zanim odjechał do pracy. Jakbyśmy byli naprawdę razem. Chodziło o to, że śniłam o naszym ślubie, o tym, że mam z nim dzieci, że jego córki mnie w końcu zaakceptują. Pewnie to było głupie i naiwne, ale tak wtedy myślałam.
To za poradą Kaśki zablokowałam Rafała w mediach społecznościowych. Żeby nie oglądać, nie sprawdzać, nie rozdrapywać ran. Odzyskać spokój.
W końcu pewnego dnia obudziłam się z poczuciem, że co prawda mam już trzydzieści dziewięć lat, ale to nie znaczy, że zmarnowałam sobie życie, że jeszcze wszystko przede mną i chyba dam radę. Minęło dokładnie piętnaście miesięcy od rozstania.
– Wiesz, chyba jestem już wolna – wyznałam Kaśce, a ona bardzo się ucieszyła.
– Wiedziałam, że tak będzie. Mówiłam ci, że jesteś silniejsza, niż ci się wydaje.
Zaczęłam nawet chodzić na randki. Nie byłam jeszcze gotowa na coś poważniejszego, ale cieszyło mnie, że się mężczyznom podobam, że spędzanie czasu z nowo poznanymi facetami sprawia mi radość. I przede wszystkim czułam ten upragniony spokój.

Było dobrze, aż zobaczyłam pewne zdjęcie...

Tamtego popołudnia moja koleżanka z pracy polubiła pewne zdjęcie. Zobaczyłam je i w mojej głowie rozpętało się piekło. Na zdjęciu była Beata, uśmiechnięta i promienna. Nie wyglądała na niekochaną czy nieszczęśliwą. Wręcz przeciwnie. A za nią stał uśmiechnięty i szczęśliwy Rafał. Sprawdziłam profil. Założyła go niedawno. Widać przyszedł czas, by pochwalić się wspaniałym życiem. Podpis głosił: „Dzieci wyfrunęły z domu, a my nadal zakochani. Kolejną rocznicę ślubu świętujemy na Krecie tak, jak sobie wymarzyłam”.
Szlag mnie trafił i zazdrość zaćmiła mi spojrzenie. Co za idiotka! Zakochani? Czy ona jest ślepa? Głupia i ślepa? Kretynka! Widać zasługuje na takiego faceta. W końcu ze złością wyłączyłam Facebooka. Wytrzymałam jeden dzień, a potem, zgrzytając zębami, przeczytałam wszystkie przesłodzone komentarze. O tym, że Beatka wygląda jak w liceum, że – och, ach – tak jej zazdroszczą szczęścia, nie każdy tyle lat przetrwał razem, ale ona i Rafał byli zawsze wyjątkową parą. Stworzeni dla siebie, dwie połóweczki pomarańczy!
– Jasne! – parsknęłam z irytacją, przypominając sobie, jak Rafał opowiadał mi o żonie. Że głupia, że prozaiczna, że kura domowa bez ambicji, tylko dzieci ją obchodzą i gotowanie. A jednak do niej wrócił. Do tej kury – to był cios w serce. Przejrzałam wszystkie zdjęcia i wpisy na jej stronie, znalazłam też komentarze Rafała. Jak on się jej podlizywał, aż żałość brała. „Mój skarbie, moja Beatko!”

Postanowiłam napisać do Beaty

Wymiotować mi się chciało, gdy to czytałam. Zalała mnie nienawiść i pomyślałam, że ta Beata też zasługuje na to, aby pocierpieć. Ciekawe, co by powiedziała, jakbym jej wysłała mejla z opisem całego naszego romansu i zdjęciami. I z dokładnymi datami. Jak byliśmy razem w Wenecji, choć oficjalnie Rafał pojechał w delegację. Jak pojechaliśmy w góry, gdy ona złamała nogę i zajmowała się nią kuzynka z Berlina, bo Rafał miał „szkolenie” i nie mógł z nią zostać. Że nie jestem byle kim, znam daty urodzenia jej córek, bo nieraz pomagałam kupować Rafałowi dla nich prezenty. I że to nie był przelotny romans. Jej mąż zdradzał ją, okłamywał przez cztery lata, a ona co? O niczym nie wiedziała? Musiała wiedzieć, a teraz udaje idealną żonę idealnego męża i śmie tym kłuć mnie w oczy! Napisałam tego mejla, ale go nie wysłałam. Nie dlatego, żebym nie chciała. Wciąż zastanawiałam się, co takiego tam dopisać, żeby mocniej ją zabolało. I nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby nie przypadek...

Jak najdalej od tej trucizny

Któregoś dnia niespodziewanie wpadła do mnie Kaśka. Właśnie opisywałam upojną noc w hotelu, gdy zadzwonił domofon. Nie zamknęłam laptopa. Pognałam otworzyć drzwi.
– Martwię się o ciebie – powiedziała przyjaciółka na wstępie. – Od kilku dni dziwnie się zachowujesz.
– Nie, no co ty! – skłamałam szybko. – U mnie wszystko w najlepszym porządku – uśmiechnęłam się sztucznie. Nie chciałam, żeby się martwiła. I może trochę... wstydziłam się przyznać, jak bardzo mnie to wszystko jeszcze boli, jak bardzo mnie ruszyło...
– Skoro tak, to chodźmy na spacer. Jest taka piękna pogoda. No już, leć upodobnić się do ludzi. – Popchnęła mnie żartobliwie. Posłusznie poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i się przebrałam. A gdy wyszłam, zamarłam. Bo Kaśka siedziała nad moim laptopem, a jej mina powiedziała mi wszystko.
Ilona, czemu znów robisz sobie krzywdę? – spytała miękko i wstała, żeby mnie objąć. Nie wytrzymałam. Popłakałam się. Nie poszłyśmy na spacer, tylko długo rozmawiałyśmy. Dzięki Kaśce kolejny raz zrozumiałam, że przecież tak naprawdę dokopię sobie, wysyłając tego mejla. W dodatku to niczego nie zmieni. Może i zaboli Beatę. Ale co z tego? Co mi to da? – To tak, jakbyś dobrowolnie znów łykała truciznę – dodała na koniec Kaśka, a ja się z nią zgodziłam. Mejla wykasowałam, profil Beaty zablokowałam. Koniec z tym. Kaśka miała rację. Kilka tygodni później widziałam Rafała z jakąś dziewczyną... Na razie zakochaną, zauroczoną i kupującą te bajki o głupiej żonie. Przez moment znów poczułam złość, nienawiść, a potem zrobiłam to, co mogłam zrobić najlepszego. Odwróciłam się i poszłam w swoją stronę. Jak najdalej od tej trucizny. 

 

Czytaj więcej