"Mój mąż powiedział, że mam sobie zrobić lifting, a ja zrozumiałam, co to dla mnie oznacza...!"
Fot. 123rf.com

"Mój mąż powiedział, że mam sobie zrobić lifting, a ja zrozumiałam, co to dla mnie oznacza...!"

"Mam 30 lat, nie wyglądam już tak jak kiedyś, ale przecież nadal jestem młoda! Ale mój mąż myśli inaczej. Zrozumiałam, że jestem dla niego trofeum, tylko trochę może cenniejszym niż dom, samochód i jego pozycja. Dotarło do mnie, że mam być inteligentną ozdobą pana i męża. Inaczej sobie wyobrażałam swoje życie. Czuję, że się duszę..." Dominika, 30 lat

Kiedy zrozumiałam, że nie jestem dla Wojtka partnerką, tylko nagrodą? Przeczuwałam to już krótko po ślubie, ale pewnego dnia, kilka lat później, byłam już co do tego pewna...

Mąż powiedział, że nie wyglądam tak dobrze jak kiedyś 

– Wiesz co? – mój mąż przyglądał mi się uważnie. – Chyba powinnaś zrobić sobie lifting lub jakiś zabieg.
– Oszalałeś? W tym roku skończę dopiero trzydzieści lat – zaprotestowałam gwałtownie.
– Tak – mruknął do siebie, jakby w ogóle nie słyszał mojej uwagi. – Tu przy oczach robią ci się zmarszczki i skóra wokół ust nie wygląda już tak dobrze jak kiedyś – delikatnie dotykał palcami wymienionych miejsc. – Jutro przeleję ci pieniądze na konto, załatw to jak najszybciej – zakończył temat.
– Wojtek... – zanim zdążyłam wypowiedzieć kolejne słowo, już go nie było.
Interesy, jak zwykle. I jak zwykle nie wróci do domu przed północą. Wieczór spędziłam przed lustrem. Ustawiłam silną lampę tak, aby świeciła mi prosto w twarz, otworzyłam butelkę czerwonego wina i nalałam sobie pierwszy kieliszek.
Spojrzałam w lustro. Centymetr po centymetrze szukałam tych zmarszczek, o których mówił mój mąż. No owszem, jakby się dobrze przyjrzeć, to coś by się znalazło.
– Ale czy warto robić aferę z takich drobiazgów? – zapytałam retorycznie i nalałam sobie następny kieliszek wina.

Powstał układ, który obowiązywał przez całą naszą znajomość

Wojtka poznałam osiem lat wcześniej. Dla zabawy wzięłam udział w konkursie piękności organizowanym podczas Juwenaliów i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wygrałam go. Nie, to nie jest żadna kokieteria z mojej strony. Wiedziałam, że jestem ładna i zgrabna, ale nie przywiązywałam do tego większej wagi. Nagrodę wręczał mi właśnie Wojtek, którego firma sponsorowała cały ten show. To chyba wtedy powstał układ, który obowiązywał później przez całą naszą znajomość: on – biznesmen i ja – ładna brunetka. Zadzwoniłam do niego kilka dni po imprezie.
– Mam interes – powiedziałam, nie bawiąc się w żadne wstępy. – Muszę zrobić projekt na zajęcia z marketingu oparty na autentycznym przykładzie. Twoja firma byłaby doskonała.
Najpierw się zdziwił, potem roześmiał, a w końcu zgodził. Umówiliśmy się na spotkanie.

Wojtek naprawdę potrafił sobą zafascynować. Z wypiekami słuchałam jego opowieści o budowaniu od podstaw własnej firmy. Studiowałam zarządzanie i marzyłam o tym, żeby kiedyś w przyszłości móc prowadzić swój biznes. Dwa miesiące później mój projekt został oceniony na pięć, a ja po raz pierwszy poszłam z Wojtkiem do łóżka. Tak zaczęła się nasza znajomość.

Wtedy naprawdę byłam szczęśliwa...

Ślub wzięliśmy tydzień po obronie mojej pracy magisterskiej i to tylko dlatego, że uparłam się, zdaniem Wojtka jak osioł, żeby najpierw skończyć studia, a potem wyjść za mąż. Wesele było bardzo huczne.
– Córciu, czy ty jesteś naprawdę szczęśliwa? – moja mama zapytała mnie z niepokojem, kiedy udało nam się na chwilę wymknąć do parku otaczającego pałacyk wynajęty przez Wojtka na tę uroczystość.
– Jestem, mamo. Kocham Wojtka i on mnie też – odpowiedziałam z absolutną pewnością. – Będzie nam razem dobrze – przytuliłam się do niej.
– Mam nadzieję, kochanie – moja mama westchnęła cicho.
Wtedy naprawdę byłam szczęśliwa. Wbrew tak sporej różnicy wieku – dzieliło nas dziesięć lat – pasowaliśmy do siebie i zgadzaliśmy się prawie we wszystkim. Poza tym on uwielbiał mnie rozpieszczać, a ja lubiłam być rozpieszczana... Taki układ miał wszelkie szanse powodzenia.

Okoliczności złożyły się przeciwko mnie

Pierwszą poważną kłótnię zaliczyliśmy wkrótce po powrocie z miodowego miesiąca. Zapytałam go, czy ma dla mnie jakieś stanowisko w swojej firmie i kiedy będę mogła zacząć pracę.
– Nie ma mowy – odpowiedź Wojtka była jednoznaczna i zdecydowana.
W pierwszej chwili zaprotestowałam, ale później przemyślałam sprawę i zgodziłam się ze zdaniem Wojtka, że to kiepski pomysł. Nikt nie potraktuje poważnie żony szefa. Zaczęłam szukać na własną rękę.
– Jutro idę na rozmowę kwalifikacyjną – powiedziałam kilka tygodni później przy obiedzie. – Na razie będzie to wprawdzie staż, ale firma jest...
– Zabraniam ci! – przerwał mi z wściekłością. – Stać mnie na to, żeby moja żona nie pracowała i nie życzę sobie komentarzy znajomych na ten temat.
– Guzik mnie obchodzą twoi znajomi! – krzyknęłam. – Nie po to kończyłam studia, żeby teraz siedzieć w domu. Mam więcej zalet niż ładną twarz i długie nogi – syknęłam na zakończenie. – I jeżeli nie chcesz tego dostrzec, to twój problem.
Niestety, okoliczności złożyły się przeciwko mnie. Zanim znalazłam firmę, która chciałaby mnie zatrudnić, zaszłam w ciążę. W tej sytuacji nie było mowy o rozpoczynaniu pracy. Chwilowo więc porzuciłam ten pomysł, obiecując sobie, że po porodzie...

Zrozumiałam, czym tak naprawdę jestem dla mojego męża

Nalałam kolejny kieliszek i spojrzałam na ciemnoczerwony płyn. Czy gdybym urodziła tamto dziecko, byłoby inaczej? Niestety, poroniłam i kilka dobrych miesięcy wychodziłam z depresji. Wtedy mój mąż naprawdę pomógł stanąć mi na nogi, ale też, teraz widziałam to jasno, jeszcze bardziej uzależnił mnie od siebie.
– Powinnaś pojechać do SPA – powiedział, kiedy w miarę doszłam już do siebie. – A potem wybrać się na wielkie zakupy.
– Niespecjalnie mam ochotę – odpowiedziałam. – Ciuchów mam pełną szafę, a mojej skórze niczego nie brakuje – dodałam.
– Niedługo moja firma będzie obchodzić dziesięciolecie istnienia i szykuje się duża impreza. Musisz być olśniewająca.
I byłam, ale przyćmiła mnie młodziutka żona jego przyjaciela Zbyszka. Wojtek zawsze z dumą podkreślał, że ma najpiękniejszą żonę wśród swoich znajomych. Tak było, dopóki rok temu jego przyjaciel nie rozwiódł się i nie ożenił z dziewczyną młodszą ode mnie o dobre dziesięć lat. Kilka dni później Wojtek kupił sobie lepszy samochód niż miał Zbyszek i znowu poczuł się panem sytuacji.

Wlałam do kieliszka resztki wina z butelki. Spojrzałam na zegarek. W dwie godziny wypiłam całe wino i zrobiłam rachunek sumienia ze swojego małżeństwa. W nagłym przebłysku szczerości w stosunku do samej siebie zrozumiałam, że dla Wojtka stanowię trofeum, trochę może cenniejsze niż dom, samochód i pozycja zawodowa. Moją rolą była rola inteligentnej ozdoby pana i męża. Poczułam, że się duszę. Podniosłam kieliszek do góry i powiedziałam do swojego odbicia w lustrze:
– Jeszcze nie jest za późno na zmiany...

 

Czytaj więcej