"Od najwcześniejszych lat chciałem odnieść sukces. Skończyłem studia z wyróżnieniem, a gdy zacząłem pracować, byłem zawsze do dyspozycji szefa. I któregoś dnia, nieoczekiwanie, znalazłem się u niego na przyjęciu. Wtedy poznałem Olgę, jego najmłodszą i najmniej ładną córkę. Pomyślałem, że to może być moja szansa. I była, ale wszystko ma swoją cenę..." Michał, 35 lat
Zawsze chciałem być kimś. Na pieniądze od rodziny nie miałem co liczyć. Matka, która samotnie wychowywała naszą trójkę, ledwie wiązała koniec z końcem. Ale zamierzałem zdobyć solidne wykształcenie. Ono miało mnie zaprowadzić na szczyt moich marzeń o dostatnim życiu. I tak się stało.
Studia skończyłem z wyróżnieniem, udało mi się też dostać do znanej w mieście kancelarii. Oddałem się całkowicie pracy, zacząłem zarabiać, i to nieźle. Byłem zawsze do dyspozycji szefa. I któregoś dnia, nieoczekiwanie, znalazłem się u niego na przyjęciu. Wtedy poznałem Olgę, najmłodszą i najmniej ładną córkę szefa. Stała przy stoliku, w holu.
Już na pierwszy rzut oka widać było jej nieśmiałość i skrępowanie. No tak, nie była urodziwa jak jej siostry, nawet jej proste, długie włosy sprawiały wrażenie suchych i ciężkich. Już miałem się wycofać, gdy nagła myśl przyszła mi do głowy. To może być moja szansa, ta niepewna dziewczyna, która natychmiast uciekła spojrzeniem w bok, gdy zauważyła, że na nią patrzę...
– Trochę tu chłodno – obrzuciłem spojrzeniem jej cienką sukienkę. – Nie lepiej w salonie? Tam przynajmniej jest cieplej... Udawałem, że nie widzę jej nagle zaróżowionych policzków i palców skubiących brzeg serwetki leżącej na komodzie...
– Tam jest taki tłok – próbowała się uśmiechnąć. – Tyle nieznajomych ludzi...
Uśmiechnąłem się do siebie.
Postanowiłem udawać, że nie wiem, że jest córką gospodarzy. Szybko i umiejętnie skierowałem rozmowę na literaturę i spektakle teatralne... Po półgodzinie dziewczyna patrzyła we mnie jak w obrazek... A gdy zobaczyłem, że zbliża się do nas jej ojciec, szybko się wycofałem. Nie chciałem, aby teraz mi ją przedstawił.
– Muszę uciekać, mam jeszcze trochę pracy – po staroświecku pocałowałem ją w rękę. – Rozmowa z tobą to wielka przyjemność, przyjęcie było okropne, dokąd cię nie poznałem...
Kilka dni później, wieczorem, zaaranżowałem niby przypadkowe spotkanie na ulicy, gdy Olga wyszła z psem na spacer... Dopiero wtedy się przedstawiłem. Na dźwięk wypowiadanego przez nią nazwiska udałem straszliwe zakłopotanie...
– To ja powinnam ci była powiedzieć – uśmiechnęła się, a jej twarz zrobiła się prawie ładna. – Ale nie chciałam, żebyś czuł się zakłopotany...
Zaczęliśmy się spotykać, przeważnie na tych wieczornych spacerach z psem. Okazało się, że jest nie tylko sympatyczna, ale i całkiem inteligentna, z bystrym umysłem i elokwencją. Ale przede wszystkim miała wielką klasę. Była dla mnie darem opatrzności. Miesiąc później zostałem zaproszony przez szefa na obiad. Widziałem, jak oboje z żoną przyglądają się mnie i Oldze z uwagą. A ja się starałem, Boże, jak ja się starałem, żeby wypaść przed nimi jak najlepiej. I chyba zdałem egzamin, a o Olgę nie miałem się co martwić, jej już byłem pewien.
Kilka dni później szef wezwał mnie na rozmowę.
– Zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś moim wymarzonym kandydatem na zięcia – powiedział oschle. – Ale Olga się uparła i nic nie zmieni jej zdania. Więc zrobię wszystko, żeby twoja kariera potoczyła się w odpowiedni sposób – czułem jego oddech na twarzy. – Nie jestem ślepy i wiem, że Olga w nikim nie umie wzbudzić namiętnych uczuć, zwłaszcza w tobie. Więc gdybyś ją skrzywdził, zniszczę cię. Rozumiesz?
– Tak – odparłem krótko.
Pół roku później pobraliśmy się. Rodzinny związek ze znaną kancelarią zapewnił mi błyskawiczną karierę, a wrodzone zdolności i intelekt tylko umacniały moją pozycję w prawniczym świecie. Życie ułożyło się dokładnie tak, jak to sobie zaplanowałem. Do czasu, kiedy pojechaliśmy na wakacje, na włoskie wyspy, a ja zobaczyłem w hotelu Amelię.
Stała na tarasie, promienie słoneczne przenikały przez lekką sukienkę, ukazując jej cudowne ciało... W jednej chwili ogarnęło mnie coś, czego nigdy wcześniej nie zaznałem. Zapragnąłem tej kobiety i wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby ją mieć, nie tylko jej ciało, ale i miłość. Zakochałem się. Nie mogłem o nikim innym myśleć, tylko o Amelii, o jej zawsze roześmianej twarzy, kasztanowych włosach, wysmukłej, zmysłowej postaci. Nie mogłem jeść ani spać. Gdy tańczyłem z nią wieczorami w dyskotece, gdy trzymałem ją blisko, czując ciepło jej ciała, pragnąłem jej bardziej niż kogokolwiek na świecie. Czułem wtedy ból i pełną tęsknoty rozpacz. To była miłość.
Amelia była żoną dużo starszego od siebie finansisty, jak się okazało, jednego ze znajomych mojego teścia. Więc po powrocie z wakacji spotkaliśmy się na jakimś przyjęciu, a tydzień później zostaliśmy kochankami. To był dziwny okres w moim życiu. Namiętny, gorączkowy, oderwany od rzeczywistości. Jak sen, szaleńczy i nieprawdziwy. Trwał nie więcej niż pół roku, kiedy jak zwykle chodziłem do biura, spotykałem się z klientami, uczestniczyłem w rozprawach, rozmawiałem z żoną i myślałem tylko o jednym, o Amelii...
A potem przyszło przebudzenie. Jak wyjście z tunelu w światło dnia. Ta biała koperta przysłana na nasz domowy adres. Niczego nie podejrzewając, otworzyłem list. Szybko przebiegłem wzrokiem linijki gęstego, nerwowego pisma... I nagle poczułem, że strasznie duszno jest w tym pokoju, krople potu zaczęły spływać mi po plecach... Gwałtownym ruchem uchyliłem okno i nabrałem powietrza.
– Jakaś zła wiadomość? – usłyszałem głos żony.
Chryste Panie, nie zdawałem sobie sprawy, że ona wciąż jest w pokoju, spokojnie piła swoją poobiednią kawę. Rzuciłem na nią szybkie, przestraszone spojrzenie... Ale Olga niczego nie podejrzewała, patrzyła na mnie ze spokojnym uśmiechem... Jak zawsze.
– Skądże! Zwykłe sprawy służbowe – uciekłem spojrzeniem w bok. – Pójdę trochę popracować...
Zamknąłem się w swoim gabinecie i jeszcze raz uważnie przeczytałem list. Zwykły, ohydny anonim, grożący ujawnieniem pikantnych szczegółów mojego romansu Oldze, jeżeli nie przestanę się spotykać z Amelią. A więc ktoś o nas wiedział, nie byliśmy tak ostrożni, jak nam się wydawało. I ten ktoś chciał zrobić z tego użytek. Ale nie żądał przecież pieniędzy za swoje milczenie... Więc po co przysyłał ten list? Pisał w nim, żebym się opamiętał...
„Cholerny moralista, nic mu do mojego życia, to moje i tylko moje sprawy!”, pomyślałem. „Zaraz, czy rzeczywiście tylko moje? A Olga?” Gdzie w tym wszystkim było miejsce dla mojej żony? Wydawało mi się, że nie robię jej krzywdy swoim romansem, niczego przecież nawet się nie domyślała, a ja starałem się być dobrym mężem. Jednak teraz się zamartwiałem. Ale nie, nie o nią, tylko o swoją karierę i przyszłość. W uszach zadźwięczały mi słowa teścia, że gdy skrzywdzę Olgę, to on mnie zniszczy. A ten człowiek zawsze dotrzymywał słowa. Nie zawahałem się więc i podjąłem natychmiastową decyzję. W jednej chwili stałem się znowu tym rozważnym, rozsądnym mężczyzną, jakim byłem przed romansem.
Moje uczucie do Amelii tak szybko się skończyło, jak się zaczęło.
– Musimy to skończyć – powiedziałem już następnego wieczoru, gdy spotkałem się z nią. – Nie chcę, żeby Olga dowiedziała się o nas – podałem jej wczorajszy list.
– Szkoda, że dopiero teraz o niej pomyślałeś – uśmiechnęła się, obrzucając mnie złośliwym spojrzeniem. – A ja nie jestem już dla ciebie ważna?
– Jesteś... – nie bardzo wiedziałem, co jej powiedzieć. – Ale to było tylko na chwilę, przed nami nie ma przyszłości...
– Ach, więc tak to sobie wymyśliłeś? – roześmiała się, odchylając do tyłu głowę. Była tak piękna, że serce zabiło mi mocniej. – Ale ja nie chcę się z tobą rozstawać, kocham cię...
– Nie mów tak – przez moment poczułem się zażenowany.
Boże, ileż razy to słowo padało miedzy nami? Teraz jednak odbiło się w moim sercu nic nieznaczącym echem.
– Musimy być rozsądni, nie jesteśmy dziećmi.
– Boisz się, żeby Olga się nie dowiedziała? – pokiwała głową, patrząc na mnie pogardliwie. – Ty tchórzu! Ale mnie to nic nie obchodzi – podniosła głos. – Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że mnie się nie rzuca, rozumiesz? To ja odchodzę i zrobię to, kiedy uznam za stosowne – wstała i odeszła.
Tak po prostu, zabierając ze sobą anonim. Ale zorientowałem się dopiero wtedy, gdy jej samochód odjechał spod kawiarni...
Zaczęły się dla mnie trudne dni. Wciąż się bałem, że autor listu powie Oldze o moim romansie, że Amelia, gdy się z nią przestanę spotykać, zrobi to samo. Do tego nie dawała mi spokoju myśl o tym, co zrobiłby mój teść, gdyby prawda wyszła na jaw... Wiedziałem, że byłbym skończony, to byłby kres moich marzeń i ambicji. Wszystko stracone, zniszczone tylko dlatego, że zakochałem się jak głupi szczeniak... Nie mogłem rozsądnie myśleć, spać ani normalnie egzystować... Moje życie stało się piekłem.
– Michał, czy ty masz jakieś kłopoty? – któregoś wieczoru, gdy byliśmy już w łóżku, Olga przysunęła się do mnie blisko. – Nie wyglądasz ostatnio dobrze, taki jesteś milczący...
– Nie, to tylko nadmiar pracy – uśmiechnąłem się do niej niewyraźnie.
– Gdybym mogła ci jakoś pomóc... – przytuliła się do mnie mocno.
Objąłem ją bezwiednie. Chciało mi się krzyczeć. Chryste Panie, jak ona mogłaby mi pomóc? I to w takim momencie, kiedy mogłem stracić wszystko: pozycję, dobrą opinię, ludzki szacunek... No i ją, moją żonę... I wtedy poczułem, jak oblewa mnie zimny pot. To przyszło nagle, znienacka, z takim zaskoczeniem.
Uświadomiłem sobie, że najbardziej żałowałbym, gdybym stracił Olgę. Z tymi jej delikatnymi jak źdźbła suchej trawy włosami, uważnym, jasnym spojrzeniem, z jej spokojem. Olgę, mojego najdroższego przyjaciela i towarzysza, dumną, zawsze lojalną żonę. Nie, jej nie mogłem stracić... I właśnie wtedy, trzymając ją w ramionach, uświadomiłem sobie, jak bardzo ją kocham. Nie tamtą piękną, zarozumiałą, głupią kobietę, ale ją właśnie, nieśmiałą, niezbyt ładną dziewczynę... Przytuliłem ją mocniej, zamknąłem oczy. W głowie miałem pustkę, nie wiedziałem, jak wyrwać się z tej matni.
Amelia szantażowała mnie. Groziła, że, jeżeli przestanę się z nią spotykać, powie o wszystkim Oldze. Nagle uświadomiłem sobie, że to ona musiała napisać list z pogróżkami. A skoro była gotowa do tego, to pewnie nie cofnęłaby się także przed rozmową z moją żoną. Gdy wracałem do domu tamtego wieczoru, nienawidziłem samego siebie. Po raz pierwszy od czasu romansu nie wiedziałem, jak spojrzę żonie w oczy, co jej powiem, gdy jak zwykle na dobranoc przytuli się do mnie...
Ale Olga tym razem nie miała zamiaru okazywać mi czułości. Siedziała w naszej sypialni na fotelu przed toaletką, ku mojemu zdziwieniu światło było zgaszone...
– Czemu siedzisz po ciemku? – nacisnąłem wyłącznik, podszedłem do niej i ucałowałem włosy.
– Pachniesz jej perfumami – powiedziała cicho. Nasze oczy spotkały się w lustrze. – Wracasz od niej... Usiadłem ciężko na łóżku, nie wiedząc, co powiedzieć. Nagle cały świat runął mi na głowę.
– Więc wiesz... – szepnąłem po chwili.
– Wiedziałam od pierwszego razu, widziałam, jak na nią patrzyłeś jeszcze tam, w hotelu we Włoszech – mówiła wolno, głowę miała opuszczoną. – Wiedziałam, kiedy zostaliście kochankami, znałam jej perfumy, wiedziałam, kiedy od niej wracasz, kiedy o niej myślisz...
– To nie jest tak – zacząłem, ale mi przerwała.
– A jak, Michał, no jak?! – krzyknęła z rozpaczą. – Wciąż będziesz mi wmawiał, że nie wiedziałeś, kim jestem, kiedy podszedłeś do mnie wtedy na przyjęciu u rodziców? Nie jestem głupia. Dobrze wiem, że ożeniłeś się ze mną tylko i wyłącznie dla kariery... I że nigdy mnie nie kochałeś... Nigdy... – umilkła, dostrzegłem łzy na jej policzkach.
Milczałem, zupełnie zdruzgotany. Olga miała rację.
– Myślałam, że nie jesteś zdolny do takiej miłości, do uniesień, więc przyjmowałam od ciebie to, co mi dawałeś... – pokręciła głową. – Do chwili, gdy zobaczyłam, jak tańczysz z tą... Amelią. To od niej chciałeś miłości, a ode mnie tylko rozumu i pozycji, jaką dał ci związek ze mną...
– To nieprawda – szepnąłem.
Czułem, że twarz płonie mi wstydem, Olga przecież miała całkowitą rację...
– Zastanawiałam się, co jest w tej kobiecie – z rozpaczą kręciła głową. – Teraz już wiem... Ten jej czar, śmiech, te prowokacyjne ruchy... Ona uwiodłaby nawet kawałek drewna... I tylko to się liczy dla ciebie, jej kobiecość. A nasze małżeństwo tak niewiele znaczy...
– To nieprawda, ono jest dla mnie wszystkim – wstałem gwałtownie i podszedłem do niej blisko.
– No pewnie – dopiero teraz uniosła głowę i spojrzała mi w oczy. – Jesteśmy przecież zgranym zespołem.
– Nie! – chwyciłem ją za ramiona. – Zrozum, gdy cię poznałem, byłem zarozumiałym, żądnym władzy głupcem... Nigdy nie byłem zakochany naprawdę, nie wiedziałem, co to prawdziwa miłość. A potem ta kobieta... Zawładnęła mną, straciłem poczucie rzeczywistości... Nie zdawałem sobie sprawy, co stawiam na szali, wdając się z nią w romans...
– Co postawiłeś? – tym razem w jej głosie usłyszałem ironię. – Pieniądze, pozycję...
– Nie, postawiłem ciebie – zacisnąłem palce na jej ramionach, aż syknęła z bólu. – Tylko że wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem...
– Ale to ją kochasz – głos jej drgnął.
– Pożądałem jej – z trudem wymówiłem te słowa. – Wiesz, kiedyś w jakiejś książce ujrzałem takie słowa, ład serca. Nie wiedziałem, co to znaczy. Teraz wiem, to ty jesteś ładem mojego serca i musisz w to uwierzyć.
Olga wstała i podeszła do okna. Długo, w milczeniu patrzyła w mrok nocy.
– Nie okazywałam ci swojej miłości tak, jak kobieta powinna okazywać mężczyźnie, bo byłam zbyt dumna – mówiąc to, nie odwróciła się do mnie. – Wiedziałam, że ożeniłeś się ze mną dla korzyści... Więc chciałam cię tym ukarać, byłam zimna i wyniosła, chociaż starałam ci się pomagać. Byłam lojalna, ale jak przyjaciel, a nie jak ukochana kobieta... Sądziłam też, że jesteś zbyt zimny, zbyt wyrachowany, żeby okazać mi choć trochę namiętności... Dopiero Amelia... Gdyby nie ona, nie dowiedziałabym się, jaki jesteś naprawdę – odwróciła się do mnie.
W jej oczach spostrzegłem ciepło i coś jakby cień nadziei... Nadziei na co... To zależało od nas.
– Pomóż mi wyplątać się z tego – objąłem Olgę i mocno przycisnąłem do piersi. – Daj nam szansę, teraz, gdy wiemy, jacy naprawdę jesteśmy...
Czułem, jak bije jej serce, jak ciepło jej ciała przenika w moje i dochodzi nawet w opuszki palców. Nie chciałem już o niczym myśleć, o niczym wiedzieć, pragnąłem tak stać po wieki i trzymać moją żonę w ramionach.
Kilka dni później poszliśmy do rodziców Olgi na proszony obiad. Po kawie wyszliśmy z teściem na balkon, na papierosa. Rozmawialiśmy o sprawach służbowych, to zawsze był wygodny temat.
– Olga śmieje się teraz tak, jak nigdy dotąd się nie śmiała – powiedział znienacka. – I ma w oczach coś takiego... Jakby się znowu zakochała...
Rzuciłem na niego szybkie spojrzenie. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
– Nie zniszcz tego, Michał – powiedział to z takim naciskiem, że aż drgnąłem. – Bo nie dostaniesz drugiej szansy... Mój kumpel, wiesz, mąż tej uwodzicielskiej Amelii, powiedział mi ostatnio, że mają zamiar przenieść się na wybrzeże...
A więc mój treść wiedział o wszystkim... Bałem się na niego spojrzeć...
– To dobrze, że wyjeżdżają – poklepał mnie po ramieniu. – I mam nadzieję, że już nie będziesz dostawać korespondencji, która nikomu nie przynosi chluby... Twoja już w tym głowa, chłopcze, żebym nie musiał pisać anonimów... – roześmiał się, a potem wziął mnie pod ramię i wróciliśmy do naszych żon.
Olga powitała mnie łagodnym śmiechem, delikatnie wsunęła palce w moją dłoń. Przycisnąłem je do ust. Amelia została gdzieś daleko, odeszła nie tylko z naszego miasta, ale i z mojego życia. Na zawsze. A mnie tłukła się w sercu tylko jedna myśl: jak mogłem być taki głupi?