Katarzyna Dąbrowska: Trzeba się lubić i być dobrym dla siebie
Katarzyna Dąbrowska.
Fot. TVN/ Szymon Szcześniak Visual Crafters

Katarzyna Dąbrowska: Trzeba się lubić i być dobrym dla siebie

Katarzyna Dąbrowska w rodzinnym domu usłyszała, że może być kim chce. I  że ważne jest, by w  życiu robić to, co się kocha. Ciężko na to pracowała, ale się udało. Gra w  teatrze, filmach, ale też koncertuje. A  rok zaczęła nowym ciekawym serialem „Behawiorysta”.

Teresa Zuń: To przez mamę, która co poniedziałek o 20.00 włączała telewizor, bo był Teatr Telewizji, została pani aktorką?

Katarzyna Dąbrowska: Wychowałam się w Nidzicy, najbliższa scena była w Olsztynie. Jestem ze skromnego domu, moich rodziców nie było stać, żeby tam często jeździć. Przed egzaminami do szkoły aktorskiej byłam może cztery razy w prawdziwym teatrze, więc rzeczywiście wychowałam się na tym telewizyjnym. Ale też od dziecka ciągnęło mnie do sceny. Sama zgłaszałam się do występów odkąd pierwszy raz na niej stanęłam. Zobaczyłam, że na niej jestem inną Kasią, że dzieje się jakaś magia i chciałam jej więcej. Ale to rzeczywiście zasługa mamy, że bakcyla teatru w ogóle złapałam.

Pani dom był artystyczny?

Katarzyna Dąbrowska: Nie, moi rodzice całe życie pracowali w budżetówce, a ja dorastałam w trudnych latach 90. i jak wiele dzieci z mojego pokolenia musiałam oszczędzać na wymarzone spodnie i marudziłam, że koleżanki są lepiej ubrane. Może dlatego dziś bardziej doceniam i szanuję to, co mi się udaje. Zawsze też powtarzam, że moje dzieciństwo było skromne i proste, ale jeśli czegoś w moim domu nie brakowało, to miłości. Z rodzinnego domu wyszłam z szacunkiem dla pracy i przekonaniem, że jeśli chcę coś osiągnąć muszę na to zapracować.

Od razu zapisałam się do kółka teatralnego i na konkurs piosenki francuskiej. Zaczęłam się tego języka dopiero uczyć, moja nauczycielka wykonała więc ogrom roboty, żebym mogła zaśpiewać z dobrym akcentem. Niespodziewanie wygrałam ten konkurs, potem pojechałam na kolejny i kolejny. Zaczęto mnie też zapraszać na koncerty i to były moje pierwsze pieniądze zarabiane dzięki pasji. Nie było więc odwrotu, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym w życiu robić coś innego.

Kto pani dmuchał w skrzydła?

Katarzyna Dąbrowska: W liceum chodziłam na zajęcia teatralne w Nidzickim Ośrodku Kultury. Gdyby nie te darmowe domy kultury i ludzie w nich pracujący, nie wiem, czy bym była tu, gdzie jestem. Niezwykle ważnym momentem był też ogólnopolski konkurs piosenki francuskiej w Lubinie, który wygrałam. Przewodniczącym jury był Wojciech Młynarski, który powiedział: „Pani ma taką osobowość sceniczną, że powinna pani zdawać do szkoły teatralnej”. Myślałam o tym, słowa mistrza dodały mi wiary. Złożyłam papiery, choć niektórzy się pukali w głowę i mówili, „no gdzie ona się dostanie do takiej szkoły bez znajomości”. Nawet plotki poszły po mieście, że rodzice sprzedali samochód, żeby tak się stało.

A sprzedaliby ten samochód, by panią wesprzeć?

Katarzyna Dąbrowska: Moi rodzice bardzo mnie wspierali, ale nigdy w taki sposób. Gdy chciałam iść na gitarę, tańce czy zajęcia teatralne, to bywało, że na coś nie starczało. Wtedy była poważna rozmowa, że mogę iść na lekcję gitary tylko raz w miesiącu, a resztę muszę wyćwiczyć sama. Oczywiście widzieli moją pasję. Ale to nigdy nie były ich ambicje, tylko moje. I raczej byli zaskoczeni, że mam taki pomysł na życie.

Nie mówili: „Dziecko, to niepewny zawód”?

Katarzyna Dąbrowska: Gdy zapytałam mamę, co sądzi na temat tego, że chcę iść do szkoły teatralnej, odpowiedziała, że w dzisiejszych czasach równie dobrze mogę być bezrobotną prawniczką jak bezrobotną aktorką. I że powinnam robić to, co chcę i czuję, a nie kalkulować, co się opłaca.

Aktorstwo to taki zawód, w którym liczy się talent, ale i  szczęście. Pani je ma?

Katarzyna Dąbrowska: Mam wielkie szczęście. I przywilej, że pracuję w Teatrze Współczesnym, do którego trafiłam od razu po studiach. Miałam szansę spotkać najwybitniejszych artystów, uczyć się od nich i obserwować ich podejście do zawodu. Nasze pokolenie jest nastawione na szybki sukces. W teatrze na wszystko trzeba zapracować, porządnie przygotować, a to wymaga czasu.

A co zrobiła pani ostatnio tylko dla siebie?

Katarzyna Dąbrowska: Znajduję czas na sport. W ten sposób zrzucam z siebie stres. Jeśli nie mogę ćwiczyć, staram się znaleźć 10 minut na ćwiczenia oddechowe. Działają cuda. Ale najbardziej lubię się za to, że lubię się uczyć nowych rzeczy, choćby włoskiego online. Człowiek uczy się całe życie i dopóki jest ciekawy świata i nie stoi w miejscu, to jest jeszcze dla niego jakaś szansa – to też usłyszałam w domu.

Dla mnie najważniejsze, jest to, że mówi pani, że lubi siebie. Nam, kobietom, jakoś łatwiej siebie deprecjonować niż chwalić.

Katarzyna Dąbrowska: Trzeba siebie polubić. To punkt wyjścia. Też kiedyś siebie chyba nie lubiłam. I cały czas krytykowałam. Kiedy się na tym wreszcie złapałam, postanowiłam z tym skończyć. Uznałam, że wystarczająco dużo takich uwag dostanę od świata, musi więc być ktoś po mojej stronie. I najlepiej, żebym przede wszystkim była to ja sama.

Z Katarzyną Dąbrowską rozmawiała Teresa Zuń: dziennikarka i redaktorka „Poradnika Domowego”, „Przyjaciółki” i „Pani Domu”. Pierwszy wywiad zrobiła w 1991 roku  z maklerem giełdowym, bo ruszającą właśnie warszawska Giełdą Papierów Wartościowych interesowali się wtedy wszyscy. Rok później zrobiła pierwszy wywiad z gwiazdą – prezenterką Teleexpresu. Dziś ma ich na koncie ponad 500.

Cała rozmowa z Katarzyną Dąbrowską w najnowszym numerze Poradnika Domowego. Już do kupienia!

poradnik domowy

 

Czytaj więcej