"Chciałem mieć Izabelę tylko dla siebie. Zadzwoniłem do jej męża…"
Fot. Adobe Stock

"Chciałem mieć Izabelę tylko dla siebie. Zadzwoniłem do jej męża…"

"Zakochałem się w Izie, a z żoną, poza dziećmi, niewiele mnie już łączyło. Zero zrozumienia, emocji, czułości. Postanowiłem to zakończyć. Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie powiem mojej ukochanej, że jestem wolny..." Jarosław, 42 lata

Powoli otworzyłem oczy. Chwilę trwało, zanim zorientowałem się, gdzie jestem. Po kilku minutach od przebudzenia wreszcie zaczęły do mnie powracać wydarzenia z poprzednich dni, szczególnie zaś wczorajsze popołudnie i wieczór. Na chwilę żołądek zwinął mi się w supeł, ale niedługo potem udzielił mi się nastrój radosnej ekscytacji i oczekiwania. Odnalazłem na stoliku obok łóżka telefon i wybrałem numer do Izy. Mojej Izy. W oczekiwaniu na połączenie uśmiechałem się do siebie pod nosem. Długo nie odbierała, ale w końcu usłyszałem jej głos.

Byłem w niej szaleńczo zakochany

– Dzień dobry, kochana Izuniu – przywitałem ją radośnie.
– Cześć – powiedziała prawie szeptem.
Głos miała spięty, jakby przestraszony.
– Nie mogę teraz rozmawiać – kontynuowała po cichu. – Dawid jest w domu, wrócił wczoraj niespodziewanie.
– Szkoda – bąknąłem.
Zaskoczyła mnie zupełnie, moja radość lekko przygasła.
– Ale zobaczymy się dzisiaj? – dodałem szybko. – Mam dla ciebie niespodziankę! Ogromnie wielką niespodziankę – zawiesiłem głos.
Byłem z siebie zadowolony. Wprawdzie wczoraj wywołałem u siebie w domu trzecią wojnę światową, ale cóż, jak trzeba, to trzeba. Zakochałem się w Izie, a z żoną, poza dziećmi, niewiele mnie już łączyło. Zero zrozumienia, emocji, czułości. Trzeba więc było to zakończyć. Lewa część twarzy wciąż lekko mnie piekła po siarczystym policzku, jaki wymierzyła mi małżonka w ataku histerii, ale było warto.
– Będziesz? Przyjdziesz? Czekam tam, gdzie zawsze, u nas… – delikatnie naciskałem Izę.
– Zobaczę, nie wiem, czy dam radę – Iza nerwowo się jąkała. – Później napiszę SMS-a… Muszę kończyć, pa! – rzuciła i się rozłączyła.
Trochę rozczarowała mnie jej oziębłość, ale zaraz się otrząsnąłem i zacząłem planować wspólny wieczór. Nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że Iza się nie pojawi. 

Poznaliśmy się przypadkiem, w sklepie

Szaleliśmy za sobą. Nasze spotkania były ogniste, pełne pasji i zapomnienia. Trwały od ponad roku, a namiętność była równie wielka, co na początku. Poznaliśmy się całkiem przypadkiem, w sklepie, w którym pracowała Iza. Mam firmę budowlaną i zwykle robię zaopatrzenie w zupełnie innym miejscu, ale tego popołudnia wyjątkowo musiałem podjechać do najbliższego marketu, żeby szybko kupić małą, brakującą śrubkę.
Iza od razu wpadła mi w oko.
Podczas pierwszego spotkania nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Próbowałem ją poderwać, ale zgasiła mnie jednym zdaniem.
– Jestem mężatką, daruj sobie – rzuciła zła.
Ha! Jeszcze mnie nie znała. Jestem takim typem mężczyzny, który nigdy nie odpuszcza. Przypomniałem sobie jej zaciętą minę i zacząłem się śmiać sam do siebie. Iza nie miała pojęcia, jaki potrafię być zdeterminowany. Czy przypuszczała, że wrogie spojrzenie i informacja o tym, że jest zajęta, podziałają odwrotnie, niżby chciała? Nie sądzę…
Zacząłem odwiedzać ten sklep regularnie. A że kropla drąży skałę, po pół roku Iza zgodziła się umówić ze mną na spotkanie. Oboje już wtedy wiedzieliśmy, że na kawie się nie skończy. Między nami wprost przeskakiwały iskry pożądania. Nigdy się tak nie czułem. Żadna kobieta nie obudziła we mnie czegoś równie dzikiego. Zwłaszcza żona. 15 lat po ślubie zostały nam tylko szarość, beznadzieja i nuda. Zresztą przez te lata też święty nie byłem. Pracowałem w rozjazdach, sporo piłem i bywałem w różnych miejscach, więc okazji do romansów nie brakowało. Ale nawet najlepsza kochanka nie działała na mnie tak jak Iza. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMS-a.
– To na pewno ona! – zawołałem na głos i rzuciłem się na łóżko, by podnieść telefon ze stolika nocnego.
Nie pomyliłem się. Będę o 16, ale nie mam dziś zbyt wiele czasu. Całuję, przeczytałem.
Ucieszyłem się jak dziecko. 

Pożądanie zupełnie mnie zaślepiało

Od paru miesięcy wynajmowałem dla nas kawalerkę, w której urządzaliśmy romantyczne schadzki. Wychodziło taniej niż hotele, bo spotykaliśmy się regularnie. Moja praca (często jeździłem w delegacje, by dopilnowywać budów) i chłód żony sprzyjały niewierności. Z kolei Dawid, mąż Izy, pracował jako kierowca. Tygodniami nie było go w domu. Nasze dzieci, czyli moje trzy córki i dwaj synowie Izy, to już nastolatki, które nie potrzebują stałej opieki. Świetnie radzą sobie same, właściwie już żyją własnym życiem. Mieliśmy więc dla siebie dużo czasu. Większość spędzaliśmy oczywiście w łóżku. To były cudowne godziny pełne uniesień. Nasze ciała i dusze się jednoczyły. Przynajmniej ja to tak odczuwałem…
No i się zakochałem. Pożądanie zupełnie mnie zaślepiło. Odebrało mi zdolność racjonalnego myślenia i działania. Zacząłem zawalać sprawy zawodowe, finansowo nie było już tak różowo jak kiedyś. Nawet z wynajmu kawalerki powinienem był zrezygnować, bo przekraczała moje obecne możliwości. Przyzwyczaiłem żonę i córki do życia na wysokim poziomie, nie ujawniałem swoich nawarstwiających się biznesowych problemów, więc niczego nie mogło im zabraknąć. Oprócz tego uwielbiałem obsypywać Izę prezentami. Nigdy o nic nie prosiła, niczego nie chciała, ale regularnie dostawała ode mnie biżuterię, bieliznę i wiele innych, drobniejszych prezentów na umilenie życia i czasu, który spędzaliśmy osobno. Liczyła się tylko ona. Iza. Przesłoniła mi cały świat i wszystkich ludzi wokół. Nic poza nią się nie liczyło. Zwłaszcza praca i podupadające finanse. Miałem już wtedy na głowie kilka sporych kredytów, lecz nie robiło to na mnie wrażenia. „Przecież sobie poradzę! Kto, jak nie ja?”, myślałem. Czego jak czego, ale pewności siebie nie można mi odmówić. Zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji.

Nie mogłem się jej doczekać...

Do godziny 16 miałem już wszystko zorganizowane. Zrobiłem zakupy, przygotowałem moje popisowe danie, czyli zapiekankę z owocami morza. W lodówce chłodziło się nasze ulubione wino. Zadbałem o odpowiednią oprawę, w końcu nie co dzień ma się takie nowiny dla ukochanej. Wziąłem prysznic, ogoliłem się i podekscytowany czekałem na moją kobietę.
W końcu kilka minut po 16 rozległ się szczęk klucza w zamku i zobaczyłem ją w otwierających się drzwiach. Wyglądała pięknie. Zamarłem w niemym zachwycie.
– Cześć, Jareczku – powiedziała, przelotnie cmokając mnie w policzek. – A co tak ładnie pachnie? I co to w ogóle za okazja? – zdziwiona rozejrzała się po pokoju, w którym panował półmrok.
Zasłoniłem rolety i zapaliłem świeczki, żeby było bardziej romantycznie.
– Siadaj do stołu – powiedziałem z szelmowskim uśmiechem. – Zaraz ci wszystko wytłumaczę – wyszeptałem wprost do jej ucha.
– Ojej, przestań! – zaczęła chichotać i przycisnęła głowę do ramienia, żebym tak więcej nie robił. – Wiesz, że mam łaskotki – powiedziała, udając się w kierunku łazienki. – Mówiłam ci, że Dawid przyjechał do domu. Niedługo muszę wracać, a tu się jakieś świętowanie szykuje – pokrzykiwała do mnie. – Powiesz mi wreszcie, co się takiego wydarzyło? Zdobyłeś jakiś intratny kontrakt?
– Spokojnie, zaraz się dowiesz – chciałem jeszcze trochę potrzymać ją w niepewności.
– No więc? – zapytała ponownie, siadając do stołu.
– Najpierw nałóż sobie mojej genialnej zapiekanki i pozwól, że naleję nam wina – wyjąłem butelkę z lodówki.
Z premedytacją odwlekałem moment przekazania wieści Izie. Ciekawość, która rysowała się w jej oczach, była urocza.
– Jarosław, ty mnie nie strasz – rzuciła. – Chcesz mnie poprosić o rękę czy co? – zaczęła się nerwowo śmiać.
– A nawet jeśli, to co? Zabronisz mi? – prowokowałem.
– Nie żartuj! Przecież wiesz, jak wygląda sytuacja. Jest nam razem cudownie i niech tak pozostanie – stwierdziła, biorąc do ust pierwszy kęs. – Mmm… Powiem ci, że zapiekanka pierwsza klasa, zresztą jak wszystko w twoim wykonaniu – komplementowała mnie.
Ale mój zapał do trzymania jej w niepewności nagle opadł.

Takiej reakcji się nie spodziewałem

– Wczoraj wyprowadziłem się z domu – oznajmiłem bez emocji, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, jakbym jej mówił, że wyniosłem śmieci. – Wyznałem żonie prawdę o tobie, o nas… I powiedziałem, że odchodzę – zakończyłem.
W pokoju zapadła głucha cisza. Nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym dodać.
– Co zrobiłeś? – odezwała się wreszcie Iza.
Jej oczy wyrażały bezbrzeżne zdziwienie, a ręka z widelcem zastygła nad talerzem. Izabela patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– Coś, co powinienem uczynić już dawno temu – wzruszyłem ramionami. – Przecież wiele razy rozmawialiśmy o tym, jak wspaniale byłoby mieć siebie na wyłączność, prawda, Izuniu? – zamilkłem, czekając, co odpowie.
– No, tak… Ale… Rozmawiać, a robić takie rzeczy, to nie to samo… – dukała powoli.
Potem odłożyła widelec i popatrzyła na mnie z lękiem.
– Nie uzgodniłeś tego ze mną… – wyszeptała. – Czego teraz oczekujesz? Czego się po mnie spodziewasz? – zadawała pytania tak dziwnym tonem i z tak błędnym wzrokiem, że zaczął we mnie narastać jakiś nieopisany lęk.
– Nie domyślasz się? – pokręciłem głową zaskoczony.
– Niczego ci nie obiecywałam… – powiedziała beznamiętnie. – Nie mieliśmy takich planów – wyrzuciła mi zdenerwowana. – Nie masz prawa stawiać mnie w takiej sytuacji!
Patrzyłem na nią i nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę.
– Ale przecież nie musisz zostawiać męża już dziś – broniłem się. – Wyczujesz, aż przyjdzie odpowiedni moment i wtedy przeprowadzisz rozmowę z Dawidem – tłumaczyłem.
– Nic nie rozumiesz – westchnęła ciężko. – Ja nie chcę odchodzić od Dawida. Ani teraz, ani w ogóle. Nie zamierzam niczego zmieniać.
– To niemożliwe, przecież planowaliśmy przyszłość… Nie bój się, możesz na mnie liczyć, pomogę ci przez to przejść. Cierpliwie poczekam, aż będziesz gotowa – przekonywałem ją dalej. – Iza, ja już po prostu nie mogłem bez ciebie żyć, nie rozumiesz tego? – zapytałem i nie czekając na odpowiedź, dodałem: – Pragnę cię mieć na zawsze. Chcę, żebyś była tylko moja! Tylko moja! Rozumiesz?! – wybuchłem.
– Nieee… Nie ma takiej opcji… – dukała. – Trzeba było spytać mnie o zdanie, zanim powiedziałeś o nas żonie – Iza spuściła wzrok. – Wróć do domu. Przeproś… Może ci wybaczy? – ukochana snuła jakieś całkowicie abstrakcyjne wizje.
– Co ty opowiadasz? Nie wrócę ani nikogo nie przeproszę! – wykrzyczałem. – Chcę być z tobą! Z nikim innym!

Byłem gotów błagać ją na kolanach

Ja, hardy biznesmen, który nigdy o nic nie musiał się prosić, bo też i słowo „proszę” nie chciało mu przejść przez gardło. Teraz jednak mógłbym paść przed Izabelą, byle tylko ze mną została. Zrobiłem to.
– Widzisz? Zgadłaś na początku! Skąd wiedziałaś, że poproszę cię o rękę? Chcę się z tobą ożenić! Zgódź się! – desperacko próbowałem ratować sytuację.
Klęczałem przy jej nogach i obejmowałem jej szczupłe kolana. Oswobodziła się z mojego uścisku. Wstała od stołu, podeszła do fotela, na którym zostawiła torebkę, chwyciła ją i zaczęła iść w kierunku drzwi. Zszokowany patrzyłem, jak na komodę w przedpokoju odkłada klucze od naszego mieszkania. Nie wiedziałem, co zrobić, jak zareagować. Zaskoczyła mnie zupełnie.
Stojąc już przy drzwiach, odwróciła się w moją stronę i powiedziała powoli:
– To koniec… Nie dzwoń do mnie więcej. Nie pisz. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nie planuję żadnych zmian. Nie zostawię Dawida dla ciebie. Przepraszam. Inaczej nie potrafię – jej głos lekko drżał i się łamał, ale wreszcie nacisnęła klamkę i zostawiła mnie samego.
Miałem ochotę za nią biec, ale nie potrafiłem ruszyć się z miejsca. Nie wiedziałem nawet, jak ją przekonać do powrotu. Wierzyłem, że jest na to sposób i liczyłem, że w końcu odzyskam Izę. Przecież nasza historia nie mogła się skończyć tu i teraz. Byliśmy dla siebie stworzeni…
Nalałem sobie wina do kieliszka i usiadłem w fotelu. Rozmyślałem. Szukałem motywacji do dalszego działania. Pierwsza lampka nie przyniosła mi ani ukojenia, ani rozwiązania. Nic. Pustka w głowie. Nalałem więc sobie drugą. Później trzecią. Siedziałem, sączyłem alkohol, a moje myśli błądziły gdzieś po odległych krainach. Nagle doznałem olśnienia. To był impuls. Nie zastanawiałem się nawet sekundy.

Podjąłem męską decyzję

Wziąłem do ręki telefon, który leżał na stoliku obok fotela. Odblokowałem ekran i otworzyłem listę kontaktów. Odszukałem ten jeden numer, który spisałem sobie już dawno temu, sekretnie właściwie, bez konkretnego celu. Pomyślałem wtedy, że gdyby kiedyś coś złego stało się Izie, dobrze, żebym go miał. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem. Nie myślałem, co robię, działałem instynktownie.
– Halo – w końcu po drugiej stronie usłyszałem męski, leniwie brzmiący głos.
– Dobry wieczór – zacząłem i urwałem.
Bo właściwie nie miałem planu, jak pokierować tą rozmową.
– Kto mówi? – zapytał mężczyzna.
– Przyjaciel Izabeli – odparłem.
Skoro jest pan przyjacielem mojej żony, po co dzwoni pan do mnie? – zapytał zirytowany, jednak po ułamku sekundy się zreflektował. – Zaraz! Jaki, do cholery, przyjaciel?! – krzyknął. – Kim pan jest?! Co moja żona ma z panem wspólnego?!
– Ha, ha! – zaśmiałem się sarkastycznie. – Niech pan nie będzie dzieckiem… Nie wie pan, co pana żona i ja, jej przyjaciel, możemy mieć ze sobą wspólnego? – prychnąłem bezczelnie.
Nie mogłem się powstrzymać przed tymi złośliwościami.
– Więc spieszę z wyjaśnieniami – dodałem szybko. – Otóż razem z Izą lubimy spotykać się na kawie i kończyć ją w łóżku… Ale może być też stół w salonie lub pralka w łazience. Ma pan nieziemsko ognistą żonę – zarechotałem.
Wino buzowało w mojej krwi. Było mi już wszystko jedno. Zupełnie nie kontrolowałem tego, co mówię. Zachowałem się jak świnia, ale nie miałem skrupułów. Zrobiłbym wszystko, by odzyskać swoją ukochaną.
– Czy pan sobie ze mnie żartuje? – zapytał niepewnie Dawid. – To jakiś głupi żart, prawda? Ktoś pana namówił, żeby mnie wkręcić. Niezłe, niezłe.
– Oj, nie, proszę pana – sprowadziłem go na ziemię. – Ja nie kpię z tak poważnych tematów.
Zdawałem sobie sprawę, że to, co mówię, brzmi jak pijacki bełkot, ale czułem potrzebę wyrzucenia z siebie wszystkich nagromadzonych emocji.
– Kocham Izę – wyznałem. – Ożenię się z nią i będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak w bajce… – głos zaczął mi się łamać, a po policzku popłynęła łza.
– Jak długo to trwa? – zapytał mężczyzna z wymuszonym spokojem.
– Niech pan zapyta ją, niech pan zapyta swoją żonę – powtórzyłem, ze szczególną złośliwością akcentując słowo „żonę”.
W momencie, kiedy wypowiedziałem tę kwestię, jeszcze nie docierało do mnie, co zrobiłem. Co zrobiłem Izie.
Wcisnąłem czerwoną słuchawkę i zakończyłem połączenie. Tak naprawdę byłem z siebie zadowolony. Odwaliłem brudną robotę. Ona nie miała odwagi tego zrobić. Bała się, bidulka, ale teraz już wszystko miało się ułożyć. Dawid o nas wiedział, więc Izabela mogła spokojnie od niego odejść. Pomogłem ukochanej wyplątać się z niewygodnego układu, żebyśmy wreszcie mogli legalnie się ze sobą związać.

Wierzyłem, że do mnie wróci

Rozejrzałem się po naszym mieszkaniu i zacząłem rozmyślać, co będzie trzeba dokupić, aby przystosować je do codziennego użytku. A potem rozsiadłem się wygodnie w fotelu i czekałem na jakikolwiek sygnał ze strony Izy. SMS, telefon… „A może od razu do mnie przyjedzie?”, przeszło mi przez myśl. „Pewnie potrzebuje trochę czasu, żeby się spakować”, uznałem i postanowiłem uzbroić się w cierpliwość. Jednak napięcie rosło z każdą upływającą godziną. Po północy poczułem ogromną senność, więc się położyłem. Było mi smutno, że znów zasypiam bez Izy, ale widocznie nie zdążyła się ogarnąć. „Może rano się pojawi”, zastanawiałem się. Co prawda zostawiła klucze, ale pukanie lub dzwonek na pewno by mnie obudziły.
Z takimi myślami zasypiałem. Wino, które początkowo krążyło jak szalone w moim krwiobiegu, teraz przyniosło ukojenie i błogość. Sen szybko mnie zmorzył.
Obudziło mnie łomotanie do drzwi i czyjeś pokrzykiwanie. Chwilę trwało, zanim oprzytomniałem na tyle, aby skojarzyć fakty. Próbowałem szybko poderwać się z łóżka, ale rozsadzający ból głowy, jaki poczułem, sprawił, że na chwilę straciłem równowagę. Otrząsnąłem się jednak i ruszyłem w stronę drzwi.
– To głos Izy! Wróciła! – mamrotałem, uśmiechając się pod nosem. – A nie mówiłem, stary?! A nie mówiłem?! – powtarzałem zadowolony.
Odniosłem zwycięstwo! Odzyskałem Izkę!

Jej otwarta dłoń wylądowała na moim policzku


Przepełniony szczęściem otworzyłem drzwi. Lecz gdy w końcu ujrzałem ukochaną, wyglądała jak kupka nieszczęścia. Spuchnięte oczy i twarz świadczyły o długim płaczu. Była ubrana w te same rzeczy, co wczoraj. Rozczochrana. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, jej otwarta dłoń wylądowała na moim policzku. Błyszczące od łez oczy Izy ciskały gromy. A później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Najpierw zaczęła mnie okładać swoją torebką, a gdy wyśliznęła się jej z ręki i upadła na podłogę, uderzała na oślep pięściami. Izabela była drobna, działała pod wpływem impulsu, więc jej ciosy niezbyt bolały. Nawet za bardzo się przed nimi nie osłaniałem. Czekałem, aż wszystkie emocje znajdą ujście i ukochana się uspokoi.
– Ty gnoju! Czy wiesz, co mi zrobiłeś?! – wykrzyknęła wreszcie.
Traciła siłę i jej ciosy zupełnie osłabły.
– Kto dał ci prawo wtrącać się w moje życie i decydować za mnie?! – kipiała złością. – Zdradziłeś mnie i skrzywdziłeś bardziej, niż ktokolwiek inny. Jesteś zwyczajnym złamasem! Nie chcę cię znać! Rozumiesz? Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj! Nie dzwoń i nie pisz, zresztą i tak zmienię numer! Odwal się ode mnie i mojej rodziny, jasne?! – wrzeszczała z furią.
Patrzyłem na nią oniemiały. Pulsująca głowa i kac były niczym w porównaniu z bólem, jaki czułem w środku.
– Ale, Iza, przecież chciałem dobrze, pomogłem ci – tłumaczyłem się nieskładnie.
– A słyszałeś, że dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło?! – wrzeszczała. – Ty nie chciałeś pomóc mnie, tylko uszczęśliwić siebie, jak zawsze zresztą! Jesteś największym egoistą, jakiego znam!
– Izuniu – próbowałem do niej podejść i ją przytulić.
Tak bardzo pragnąłem mieć ją blisko siebie.
– Nie zbliżaj się! – krzyknęła rozdzierająco jak ranne zwierzę, które usiłuje uwolnić się z potrzasku.

Zostałem sam

Podniosła z podłogi swoją torebkę i pobiegła do drzwi. Zatrzasnęła je za sobą z takim hukiem, że cała klatka schodowa zadrżała w posadach. A ja zostałem sam. Nawet bez żony. „Ale to akurat niewielka strata”, ironizowałem w myślach. Firma niewypłacalna, właściwie w ruinie. Długów więcej niż włosów na głowie. I bez niej. Bez Izy. „Spakuję się i wyjadę”, postanowiłem. „Nic mnie tu nie trzyma. Odkuję się i wrócę”, uśmiechnąłem się do siebie. Porażka bolała, lecz wiedziałem, że dam radę. Poczekam cierpliwie i ją odzyskam. W końcu kto, jak nie ja? Dam jej czas, aby zatęskniła. „A tymczasem jeszcze na chwilę się położę”, uznałem. Sen jest dobry na wszystko. Później będę się zastanawiał. Wziąłem telefon i napisałem SMS-a: I tak będziesz moja! Kliknąłem „wyślij” i odpłynąłem.

 

 

Czytaj więcej