"Zawsze powtarzam, że życie mam tylko jedno i co użyję, to moje. Niedawno związałem się z cud-dziewczyną, z którą planowałem przyszłość. Była o wiele piękniejsza od mojej żony Laury, no i przede wszystkim o dziesięć lat młodsza. Edyta wciąż naciskała, bym wystąpił o rozwód. Postanowiłem coś wymyślić, by zdobyć do tego dobry pretekst..." Robert, 40 lat
Zawsze powtarzałem, że życie mam tylko jedno i co użyję, to moje. Jeszcze – powiedzmy – dziesięć lat, góra piętnaście i będę starym prykiem.
Tak się złożyło, że swoją przyszłość wiązałem z Edytą, cudną sztuką o nogach do samej ziemi, biuście krągłym jak bilardowe kulki, a cerze świeżej jak u dojrzałej brzoskwini. Piękna dziewczyna, o wiele piękniejsza od mojej żony Laury, no i przede wszystkim o dziesięć lat młodsza. Ta mała wariatka tak mnie kochała, że Laura nie mogła się z nią równać. Żona zawsze była chłodna, obowiązkowa, nawet seks traktowała jak przykry obowiązek. Nie ma się co dziwić, że wyblakła, zszarzała i przestała mnie pociągać. Edyta wciąż naciskała, bym wystąpił o rozwód. Napomknąłem Laurze o tym i szybko musiałem pytanie zmieniać w żart, bo żona dostała szoku. Ona też mnie kochała po swojemu, bała się samotności i finansowych kłopotów, a ja jestem uczuciowy, rozumiałem ją, ale przecież życie ma się jedno. Dlaczego u licha miałbym je spędzić u boku nudnej Laury, skoro mogłem mieć dziewczynę jak marzenie?
Spotkałem się z takim jednym facetem, jak mu tam... Szymon. Trzeba przyznać, że kawał chłopa z niego: wysoki, umięśniony, takiemu żadna babka się nie oprze, chyba że martwa. Tak i tak, mówię, trzeba kobitkę zbajerować, w głowie jej zawrócić, bo ja muszę mieć dowód zdrady.
– Sie zrobi! – powiedział obojętnie i zaśpiewał sobie tysiąc złotych na początek i drugi tysiąc po wykonaniu zadania. Robotę zleciłem i mogłem spokojnie czekać na rozwój wydarzeń. Ale tu jak na złość musiałem wyjechać służbowo na cały tydzień. Nie żadne tam bara-bara z Edytką, tylko harówka, która wymagała myślenia. To nie był dobry czas na takie rzeczy. Co sobie pomyślałem, że Laura może tego Szymona sprowadzić do domu, to mnie złość ściskała. No jak to tak? Mąż wyjeżdża, a żona podejmuje obcego faceta! Może nawet pożycza mu moje klapki i szlafrok? Ale nie było wyjścia. Pojechałem. Dzień przed powrotem do domu zatelefonowałem do żony i poinformowałem ją, że wrócę późno w nocy. To był wybieg. Zamierzałem wrócić wczesnym popołudniem, żeby nakryć ją na grzechu. Pomyślałem, że to byłoby jeszcze lepsze wyjście, a na pewno tańsze niż z fotkami Szymona.
„Konspira” zdała się psu na budę, bo u Laury była jedna z jej przyjaciółek. Siedziały sobie w pokoju, trajlowały i Laura wcale nie wydawała się zmartwiona moim wcześniejszym powrotem. Spojrzałem na żonę i... prawie że zdrętwiałem: moja żona wyglądała jakoś inaczej, powiedziałbym nawet, że ładniej... – Widać, że nieobecność męża ci służy! – zauważyłem z przekąsem. – Wyciągnij z tego wnioski, Robercie – odpowiedziała ze śmiechem. Zacząłem się przyglądać uważnie Laurze: zmieniła uczesanie, miała umalowane oczy i nową, gustowną bluzkę. – Zrobić ci coś do jedzenia, czy napijesz się z nami kawy? – spytała Laura. Nie byłem głodny, wolałem posłuchać z daleka, o czym mówią. Wiadomo, że przy mnie z konieczności zmienią temat na jakąś drętwą gadkę. Najgorsze było to, że wciąż nie wiedziałem, czy Laura przespała się już z Szymonem, czy nie. Ten drań paradował chyba z wyłączoną komórką, bo straciłem z nim kontakt.
Cały wolny czas spędzałem w domu i czekałem na rozwój wypadków. Zaniedbałem Edytę. Musiałem pilnować interesów, w które zainwestowałem już tysiąc złotych, a niebawem miałem zainwestować drugi tysiąc. – Wychodzisz? – zapytałem zaskoczony, gdy około siódmej wieczorem moja żona, wypachniona i elegancka jak nigdy, ubierała się w przedpokoju.
– Owszem. O dwudziestej mam wizytę u dentysty – odpowiedziała tak naturalnie, jakby przez całe życie nic innego nie robiła, tylko okłamywała męża.
– No, sam nie wiem, czy na wizytę do dentysty trzeba się tak perfumować?
– Jak to: sam nie wiesz? A kto przed każdym wyjściem z domu goli się i oblewa litrami wody toaletowej? – odcięła się złośliwie.
Ledwie zamknęła drzwi, ubrałem się błyskawicznie i wybiegłem na ulicę. Byłem zdenerwowany. Ochłonąłem dopiero wówczas, gdy na własne oczy zobaczyłem, gdzie weszła. Oboje chodziliśmy do tego samego dentysty, więc wątpliwości nie miałem.
– Zdawało mi się, czy mnie śledziłeś? – spytała Laura po powrocie. Uspokoiłem żonę, że musiało jej się zdawać, chyba że ma jakiegoś cichego wielbiciela, który podąża jej śladami.
– To nie był mój wielbiciel – odpowiedziała z uśmiechem. – Mój wielbiciel jest szczupły, niewysoki i raczej nie ma zwyczaju pozostawać niezauważony. Ale skoro tak sobie po przyjacielsku plotkujemy, to powiedz mi, co słychać u Edytki? Ostatnio chyba ją zaniedbujesz? Nie mów mi tylko, że się pokłóciliście. To taka ładna dziewczyna i tak do siebie pasujecie!
Wszystkie miny z mojego repertuaru w jednej chwili wywietrzały mi z głowy. Została mi tylko jedna: kompletnego debila. Patrzyłem na Laurę, słyszałem, co mówi, jednak niczego nie rozumiałem.
– Co to wszystko ma znaczyć? – wybąkałem.
– Masz rację. Przed rozstaniem warto sobie zrobić chwilę szczerości. Mów pierwszy. Zaangażowałeś Szymona, żeby mnie skompromitował, prawda?
– Nic o tym nie wiem.
– Możesz nie mówić, ja i tak wszystko już wiem. Jego zna pół miasta i tylko samobójczyni pozwoliłaby mu się uwieść. Ja samobójczynią nie jestem, poza tym znam Szymona, bo przywozi do mnie swoją matkę na fizykoterapię. Zamiast iść z nim do kina, czy od razu do łóżka, zaprosiłam chłopca na kawę i wszystko z niego wyciągnęłam, łącznie z tysiącem złotych zaliczki. Pieniędzy ci nie oddam, bo trochę się obkupiłam. Jakbyś chciał dać mi ten drugi tysiąc, chętnie przyjmę. To tak jakbyś dał Szymonowi, bo ja już nie będę się upierała przy utrzymaniu naszego małżeństwa. Jest ktoś, kogo pokochałam, a jak wiesz, życie jest jedno! Małżeństwo nam nie wyszło, to chociaż rozstaniemy się z klasą, co ty na to?
Patrzyłem, słuchałem i zdałem sobie sprawę, że dla mnie nie ma życia bez Laury. Przecież ja zawsze kochałem tę piękną, zrównoważoną kobietę. Edytka była szałem hormonów, niczym więcej. Trzy miesiące zajęło mi przekonywanie Laury, że jednak jesteśmy dla siebie stworzeni. Z Edytką w tym czasie definitywnie zerwałem. Laura, po moich prośbach, wreszcie zgodziła się zerwać z tamtym mężczyzną. – Widać bardziej czułam się związana z tobą, niż z nim – powiedziała moja piękna żona. A ja przez moment pomyślałem, że ten facet nigdy nie istniał, był tylko wytworem jej wyobraźni, silną bronią, przy pomocy której odzyskała męża. Nie odważyłem się spytać o to wprost. Skąd mogłem mieć pewność, że powiedziałaby mi prawdę? Czasem tylko tęsknię trochę za Edytką, ale tak ogólnie, to odnaleźliśmy się z Laurą na nowo i to wcale nie jest takie złe.