Mój brat wyprowadził się z domu krótko przed Bożym Narodzeniem. Byliśmy w szoku, bo nigdy nie przyszłoby nam do głowy, że może skrzywdzić rodzinę. Rodzice byli zdruzgotani, tym bardziej, że niczego nam nie wytłumaczył, przestał odbierać telefony, jakby zapadł się pod ziemię. Bratowa też nie odbierała... Anna 42 lata
Mój młodszy brat pojawił się u nas tydzień przed świętami. Źle wyglądał: sińce pod oczami, kilkudniowy zarost, wymięta koszulka.
– Bartek, co się stało? – powitałam go pełna złych przeczuć.
– Rozstaliśmy się z Moniką – rzucił już w progu. – Mogę się u was przespać? Wszystkie moje rzeczy zostały w naszym mieszkaniu i liczę na to, że twój Jarek pożyczy mi chociaż jakąś koszulę. Inaczej będę się jutro musiał pokazać w pracy w wymiętych ciuchach…
– Jasne. O co się z Moniką pokłóciliście? – zapytałam jak gdyby nigdy nic.
– Nie pokłóciliśmy się, tylko się rozstaliśmy – powiedział brat z naciskiem.
Parsknęłam nerwowym śmiechem, chociaż w jego słowach nie było nic zabawnego. „Jak mogli się ot tak rozstać? Przecież mają dziecko! To niedorzeczne, zresztą mój brat nie jest typem faceta, który rzuciłby rodzinę”, myślałam.
– Powiesz mi, o co chodzi, czy nie?! – podniosłam głos.
– Nie ma o czym mówić – uciął dyskusję Bartek.
Chwilę później wrócił mój mąż, Jarek, i wparował do kuchni.
– O, cześć, szwagier! – ucieszył się na widok Bartka i od razu wdali się w pogawędkę o piłce.
– Naprawdę to zajmuje ci teraz głowę?! Piłka?! – Trzasnęłam talerzem, stawiając przed bratem kanapki.
– Co jest? Moja kicia nie w humorze? – Jarek pocałował mnie w szyję.
– Bartek podobno rozstał się z Moniką, w dodatku nie chce powiedzieć, czemu! – warknęłam.
– Człowieku, zostawiłeś kobietę z małym dzieckiem! Wyobrażasz sobie, w jakim teraz musi być stanie?! Pewnie siedzi i płacze albo…
– To nie był dobry pomysł – przerwał mi Bartek i zostawiając na stole niedokończoną kanapkę, wstał, pospiesznie żegnając się z Jarkiem.
– Mam nadzieję, że wracasz prosto do domu! Po drodze możesz kupić Monice kwiatki, kwiaciarnia w przejściu podziemnym jeszcze jest czynna – syknęłam w przedpokoju.
– Sorry, siostra, ale nie ty decydujesz, dokąd idę – powiedział Bartek, zamykając za sobą drzwi.
– Słyszałeś?! – oburzałam się, kiedy zostaliśmy z mężem sami. – Na miłość boską, parę tygodni temu świętowaliśmy razem urodziny małej i wszystko między nimi było w porządku, a teraz nagle się rozstają?! O co tu chodzi?!
– Pewnie niedługo się pogodzą, co się tak denerwujesz? Pamiętasz, jak my się pożarliśmy w Juracie? Wróciłaś z wakacji pięć dni wcześniej i groziłaś, że ode mnie odejdziesz – uśmiechnął się Jarek.
– To była inna sytuacja i dawne dzieje. Mieliśmy po dwadzieścia lat. – Przytuliłam go.
– Może oni też jeszcze nie dorośli do małżeństwa. Poukłada im się, zobaczysz. Przestań się tym tak przejmować, w końcu nawet za Moniką nie przepadasz.
– Ale jestem chrzestną matką Zosi! I na myśl, że mój brat chce porzucić córeczkę, aż mi się słabo robi!
– Zejdą się, zobaczysz – pocieszał mnie Jarek.
Nie dzwonił, nie odbierał telefonów. W dodatku nie pojawił się u nas na święta. W Wigilię rodzice byli zdruzgotani. W salonie świeciła się choinka, stół uginał się od potraw, ale trzy puste talerze przypominały, że kogoś brakuje… Kilkakrotnie usiłowałam się do brata dodzwonić, jednak jego komórka była wyłączona. Jedzenie stygło, rodzice się martwili, więc w końcu powiedziałam im, że Bartek zostawił Monikę. Wybuchło prawdziwe piekło.
– Tego się po nim nie spodziewałam! Rozumiem, że mają problemy, jak to młodzi, ale żeby nie pojawić się u rodziców na Wigilię?! – rozpłakała się mama.
Poszarzały na twarzy ojciec objął ją ramieniem.
– Nie tak go wychowaliśmy! – huknął. – Przysięgał przed ołtarzem, dochowali się dziecka, a teraz co?! W życiu nie myślałem, że mój syn… – ojcu w pół zdania załamał się głos, a mama rozszlochała się na całego.
Usiłowałam jakoś ich pocieszyć, ale co tak naprawdę mogłam powiedzieć? Jeszcze kilka tygodni wcześniej byłam pewna, że świetnie znam brata, teraz okazało się, że Bartek to w zasadzie obcy człowiek. Obcy i nieczuły – bo jak inaczej nazwać kogoś, kto zachowuje się tak bezdusznie wobec żony i córeczki?
– Zadzwonię do Moniki, złożę jej życzenia – powiedziałam w końcu.
– Już dzwoniłam. Cztery razy. Nie odbiera, zresztą nic dziwnego. Pewnie nie chce nas znać… – szepnęła mama.
– Jeszcze wszystko się ułoży – powiedziałam bez przekonania, a tato posłał mi dziwnie wrogie spojrzenie.
– Nic się już nie ułoży! Nasz syn to zwykły tchórz! Taka jest prawda – warknął, dodając, że nie życzy już sobie podejmowania tego tematu przy wigilijnym stole.
W końcu smutni podzieliliśmy się opłatkiem i zjedliśmy zimną kolację. Nikt nie miał ochoty rozpakowywać prezentów…
Reszta świąt upłynęła w podobnym nastroju. Mama popłakiwała po kątach, a ojciec snuł się po domu. „Jak Bartek mógł zrobić nam wszystkim coś takiego?”, zastanawiałam się. Tęskniliśmy za małą Zosią. Monika nie przywiozła jej nawet na chwilę, nie chciała z nami rozmawiać. Zupełnie jakby obraziła się na nas wszystkich, chociaż przecież my jej nic nie zrobiliśmy…
Po świętach stwierdziłam, że Bartek jest nam winien wyjaśnienie i, chowając dumę do kieszeni, poprosiłam go o spotkanie na mieście, gdy w końcu łaskawie odebrał telefon. Zgodził się, choć niechętnie, jakby nie chciał się zwierzać nawet najbliższym. Zabolało mnie to. Umówiliśmy się w małej restauracji w centrum.
Kiedy przyszłam, Bartek już czekał. Wyglądał o wiele lepiej niż ostatnio – gładko ogolony, dobrze ubrany, nawet lekko uśmiechnięty. Wtedy upewniłam się, co do swoich wcześniejszych obaw, że za tym wszystkim musi stać inna baba. I chociaż mówiłam sobie, że mój brat nie zrobiłby czegoś takiego, podejrzenie rosło z minuty na minutę. Tym bardziej że Bartek wciąż nie powiedział mi niczego konkretnego! Powtarzał tylko, że mieszka ze starym kumplem, zmienił pracę, a małą widuje rzadko.
– Nie tęsknisz? To twoja córka! Jak możesz z takim spokojem mówić, że widujesz ją rzadko?! – wybuchłam w końcu.
Bartek odłożył trzymaną w ręku serwetkę i spojrzał mi w oczy z błąkającym się w kąciku ust gorzkim uśmiechem.
– Widzisz, siostrzyczko, problem polega właśnie na tym, że Zosia nie jest moją córką – powiedział ze smutkiem.
– To jakiś żart? – wykrztusiłam, kompletnie zszokowana.
– A brzmi śmiesznie? – warknął Bartek.
– Kiedy się dowiedziałeś? – zapytałam cicho, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
Sypał śnieg z deszczem, a nie wzięłam parasola.
– Podwiozę cię – zaproponował brat, otwierając przede mną drzwiczki auta. – Wiedziałem od początku – powiedział, kiedy usiedliśmy w samochodzie.
– Co?! – myślałam, że się przesłyszałam.
– Od początku. Zresztą mieliśmy się wtedy rozstać. Monika powiedziała mi, że ma romans i zamierza odejść. Parę tygodni później dowiedziała się, że jest z tym swoim fagasem w ciąży. I wiesz co? Nagle z jego strony było po miłości. Zostawił ją, zmienił pracę, uciekł jak ostatni dupek. Załamała się, powtarzała, że nie chce już żyć. Pocieszałem ją, obiecałem, że wychowam to dziecko jak moje własne, że jeszcze będzie dobrze. Jakoś się pozbierała, urodziła Zosię, a ja pokochałem to maleństwo. Żyliśmy jak normalna, szczęśliwa rodzina. I niedawno ten palant znów pojawił się w mieście, błagając ją o drugą szansę. A moja najdroższa żona rzuciła mu się na szyję, nawet się na mnie nie oglądając. Jej nie chcę już znać, ale Zosieńka… – W jego oczach zalśniły łzy. – Nosiłem ją nocami, kiedy płakała, śpiewałem jej do snu, robiłem setki zdjęć, uczyłem jeździć na rowerku… A teraz okazuje się, że nie mam do niej żadnych praw – powiedział Bartek łamiącym się głosem.
– Boże, a ja o wszystko obwiniałam ciebie! W święta powiedziałam rodzicom, że rzuciłeś Monikę i…
– To nie twoja wina. W Boże Narodzenie samotnie uciekłem w góry. Nie chciałem jeszcze mówić rodzicom gorzkiej prawdy, musiałem sobie to wszystko poukładać… Tak czy inaczej, moje małżeństwo jest skończone. Za kilka dni składam pozew o rozwód z orzeczeniem o winie Moniki.
– W życiu bym się nie spodziewała…
– Ja też nie – wszedł mi z słowo Bartek. – Nie chcę już o tym gadać, OK?
– A rodzice? – zapytałam.
– Jeszcze nie jestem gotowy, by… – powiedział brat.
– Jeszcze nie?! To kiedy? Bartek, oni są zdruzgotani! Ojciec powtarza, że źle cię wychował, a matka wciąż płacze. Tęskni za Zosią. Jedźmy do nich od razu, pójdę z tobą – zaproponowałam.
– Sam to załatwię, chociaż masz rację. Trzeba powiedzieć im prawdę – przyznał brat. – Dzięki za dzisiaj, dobrze było w końcu pogadać.
– Nie ma za co. Od tego ma się siostrę. – Uśmiechnęłam się smutno.
Jedynym pocieszeniem w tej całej sytuacji jest to, że to nie mój brat jest winny. Że jest takim człowiekiem, za jakiego go mieliśmy – uczciwym, o dobrym sercu. I musimy wspierać go z całych sił…