"Moja siostra całe życie była szczęściarą. Gdy zachorowała byłam pewna, że z tego wyjdzie..."
Fot. 123 RF

"Moja siostra całe życie była szczęściarą. Gdy zachorowała byłam pewna, że z tego wyjdzie..."

"Kasia, moja młodsza siostrzyczka, bardzo mi imponowała. Zawsze wiedziała, czego chce, potrafiła wybiegać myślami daleko w przyszłość i osiągała w życiu to, co sobie zaplanowała. Jednak nie przewidziała choroby... – Dasz radę. Masz dużo szczęścia w życiu, pamiętasz? – próbowałam ją pocieszać. – Nie tym razem, niestety – odparła smutno. – Nie tym razem..."  Urszula, 56 lat

Jak na październik pogoda zrobiła się naprawdę piękna. Było bezchmurne, błękitne niebo, a pomarańczowo-czerwone słońce wisiało nisko nad ziemią. Nawet najmniejszy podmuch wiatru nie mącił ciszy ani spokoju cmentarza. Pozbierałam suche gałązki, które pospadały na marmurową płytę. Zgrabiłam zeschnięte liście. Wielkie okrągłe kule złotych i białych chryzantem pieczołowicie ustawiłam po bokach nagrobka. Ukochane kwiaty Kaśki... Na środku leżała długa złota chryzantema. Od roku zawsze tam była. Świeża, dorodna i piękna, jakby dopiero co obcięta z macierzystego krzewu. Zapaliłam kilka zniczy. Cóż więcej mogłam zrobić? Chyba jeszcze odmówić krótką modlitwę. Niczego więcej Kasia, moja zmarła siostra, już nie potrzebowała...

Kasia wyznaczała sobie cele i umiała je osiągać

Odwiedziny na cmentarzu jak zwykle sprzyjały refleksjom i wspomnieniom. Na chwilę wróciłam myślami do czasu, który minął tak szybko i niestety bezpowrotnie. Kasia zawsze musiała osiągnąć wszystko, co sobie wcześniej zaplanowała. Była najlepszą uczennicą w szkole podstawowej i w liceum. Miała same świadectwa z czerwonym paskiem, nawet maturę zdała z wyróżnieniem. Niedługo po maturze powiedziała:
– Wiesz, Ula, zrobię prawo jazdy. Chcę jeździć samochodem. Nie było to wówczas tak popularne wśród młodzieży jak dzisiaj, więc od razu wyraziłam swoje zaskoczenie, ale Kasia się uparła.
– Na pewno kiedyś się przyda – stwierdziła poważnie, jak to ona. – A co moje, to moje. Potrafiła wybiegać myślami daleko w przyszłość i planować.
– Może i masz rację – zgodziłam się potulnie. Sama jednak nigdy bym o tym nie pomyślała.
Gdy podjęła studia na politechnice, poznała Krzyśka, kolegę z roku.
– Po dyplomie wyjdę za niego za mąż – oznajmiła pewnego dnia, całkiem na serio. – Nie może być inaczej.
– Kaśka – popatrzyłam na nią z wyższością. – Co ty opowiadasz? Będziesz miała jeszcze wielu chłopaków. Młoda jesteś. Lepiej daj spokój...
– Nie, Ula – oświadczyła pewnie. – Liczy się tylko Krzysiek, nikt więcej. Wiem to. Spojrzała na mnie w tak zdecydowany sposób, że więcej nie drążyłam tematu. Skoro ona wiedziała lepiej, dalsze dywagacje były pozbawione sensu.

Intuicja jej nie myliła - byli z Krzysztofem bardzo szczęśliwi

Po latach studiów okazało się, że Kaśka miała rację. Pobrali się z Krzyśkiem i stanowili bardzo dobraną parę. Widać, że przeczucie jej nie zawiodło. Dostrzec to można było gołym okiem. W przeciągu trzech następnych lat przyszły na świat ich dzieci: starszy syn, a półtora roku później córeczka. Wszystko według planu, tak jak chciała Kasia... Kiedy dzieci podrosły na tyle, by móc iść do przedszkola, Kasia poszła do pracy. Powoli pięła się po szczeblach kariery zawodowej. Układało jej się nad wyraz dobrze. Wkrótce też kupili z Krzyśkiem działkę na obrzeżach miasta i rozpoczęli budowę domu. Do czego by się nie zabrała, wszystko wspaniale się udawało. Dzieci, choć wychowywały się w przedszkolu, rosły szybko i zdrowo.
– Jak ty to robisz, Kaśka? – pytałam prawie z zazdrością. – Pracujesz na odpowiedzialnym stanowisku, wychowujesz dwójkę dzieci, kończysz dom i jeszcze masz czas na wiele rzeczy. Zerknęła na mnie i zaśmiała się.
Wiesz, Ula, po prostu mam strasznie dużo szczęścia w życiu... – odpowiedziała wesoło. – Nie zapominaj, że Krzysiek to naprawdę świetny facet. Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Bez niego niewiele bym zrobiła. On jest wszędzie tam, gdzie ja jestem... – odetchnęła głęboko. – Zawsze mogę na niego liczyć... – dodała po chwili, z rozmarzeniem w oczach. – I miłość, która jest między nami. Może to zabrzmi patetycznie, ale ona mnie naprawdę uskrzydla, daje siłę. To cała tajemnica mojego sukcesu...
Mijały lata. Okazały dom z pięknym ogrodem wyróżniał się na tle innych. Nowoczesne, jasne i przestronne wnętrze kojarzyło się z komfortem i luksusem. Latem zawsze tonęło w kwiatach. Kaśka ustawiała wazony w każdym możliwym miejscu. Niepodzielnie królowały w nim margerytki i chryzantemy.
– Wprost ubóstwiam te kwiaty – mawiała.
Niebawem została prezesem dużej firmy. Jeździła eleganckim samochodem i zarabiała spore pieniądze. Dzieci już rozpoczęły studia i wszystko układało się jak najlepiej.

Tym razem Kasia miała złe przeczucia

Nagle któregoś dnia siostra przyjechała do mnie strasznie zdenerwowana. Wydała mi się mizerna i blada. Sprawiała wrażenie zupełnie załamanej.
Mam raka piersi! – rzuciła, gdy tylko weszła. Z jej gardła wyrwał się głuchy spazm. – Myślę, że tego nie przeżyję. Mam złe przeczucia... A wiesz, że intuicja nigdy mnie nie zawodzi... Chyba po raz pierwszy straciła panowanie nad sobą. Nigdy dotąd nie widziałam jej w tak opłakanym stanie.
– Spokojnie, Kasiu – powiedziałam poważnie zmartwiona, kiedy tylko jakoś otrząsnęłam się z szoku i mogłam wydusić słowa otuchy. Ale nieznośna gruda tkwiła dalej w krtani. – Pokonasz chorobę, zobaczysz. Wiesz, dzisiejsza medycyna czyni cuda. To jeszcze nie wyrok śmierci, moja kochana...
– Tak się boję, Ula – cała dygotała. – Tak się strasznie boję! Przytuliłam ją do siebie i delikatnie głaskałam po włosach. Potem długo kołysałam w ramionach, jak dziecko.
– Masz dużo szczęścia w życiu, pamiętasz? – przypomniałam łagodnie. – Będzie dobrze, sama zobaczysz. Dasz radę...
Nie tym razem, niestety – odparła smutno. – Nie tym razem...

To nie mogło się mieścić w żadnych planach

Choroba mojej siostry trwała pięć lat. Kasia była bardzo dzielna. Właściwie nie poddawała się do ostatniej chwili, a Krzysiek zapewnił jej miłość, opiekę i ogromne wsparcie. Myślę czasem, że to dzięki niemu miała tyle siły.
Po latach ciężkich zmagań z nieuleczalną chorobą Kasia cicho odeszła. Nie mogłam się z tym pogodzić i do dziś jakoś nie mogę. Nie widzę żadnego sensu w tej okropnej śmierci. Kasia, taka pełna życia, pasji i radości. Tej choroby nie zaplanowała. To nie może się mieścić w żadnych planach...
Teraz znowu ogarnęły mnie znowu te same okropne uczucia – ból, złość, żal i rozczarowanie. Mam jednak świadomość, że one nigdy do niczego nie prowadzą. Po prostu trzeba się pogodzić z tym, że nasi bliscy odchodzą, choćby nie wiem jak bolało serce...
Mam nadzieję, że być może życie każdego z nas mieści się w jakimś tajemniczym wiecznym Planie. Jeszcze nie potrafię tego pojąć, ale muszę ufać, że jest w tym głębsze znaczenie. Ważne tylko, żeby mu sprostać. Za wszelką cenę, tak jak nasza Kasia sprostała...
Wzdychając ciężko, pokiwałam smutno głową nad jej grobem i wytarłam pełne łez oczy. W oddali zobaczyłam wysoką postać Krzyśka. Zbliżał się powoli z długą złotą chryzantemą.
A niedawno śniła mi się Kaśka... Wyglądała ślicznie i młodo, uśmiechała się promiennie. Jakby chciała mi powiedzieć, że jest szczęśliwa i nie powinnam się dłużej zamartwiać. Tak to odebrałam i wreszcie poczułam pewną ulgę... 

 

 

Czytaj więcej