"W siostrze widziałam tylko wroga. Całe życie słuchałam zachwytów rodziców nad nią, jaka jest idealna, jak sobie doskonale radzi i jakie wielkie sukcesy odnosi. Moje życie nie potoczyło się tak świetnie, więc zżerała mnie zazdrość. Do czasu, gdy poznałam prawdę..." Julia, 43 lata.
Moja młodsza siostra… Odkąd pamiętam, zawsze mi ją stawiano na wzór: w domu anioł, w szkole – ideał. Pamiętam, jak dumna z niej była mama, gdy okazało się, że została laureatką olimpiady z języka angielskiego. I potem, gdy zaczęła grać na pianinie. Widziałam ten podziw w oczach ojca. Łzy wzruszenia. Na jej naukę, kursy, rodzice nie żałowali ani złotówki. W moich wspomnieniach zawsze jest ona, Alicja: śliczna, zdolna, w centrum uwagi, zbierająca pochwały. Otoczona wianuszkiem ludzi. I ja, tzw. dziecko trudne. A potem nastolatka, jeszcze trudniejsza. Nigdy nie czułam się dość dobra w tym co robię, a zamiast słów wsparcia słyszałam: „Ale jak ty sobie dasz radę?”. I nie dawałam.
Pedagogikę rzuciłam po dwóch latach, wyszłam za mąż, urodziłam dwóch synów. I jakoś szło. Potem skończyłam zaocznie studia ogrodnicze. Miałam swój „zielony” świat. Wspólnie z koleżanką otworzyłyśmy kwiaciarnię i wreszcie znalazłam coś, co naprawdę lubię. Moja siostra w tym czasie robiła karierę. Studia skończyła z wyróżnieniem i wyjechała do Londynu, do pracy w dużej korporacji. Nie mogłam słuchać zachwytów mamy nad tym, jak sobie niesamowicie radzi, co robi, gdzie właśnie pojechała na wakacje. Nie słyszałam, żeby kiedykolwiek ktoś w takim tonie opowiadał o mnie.
Tymczasem siostra odzywała się coraz rzadziej, a ja sączyłam do ucha mamie: że już nas nie potrzebuje, że nie ma dla nas czasu, że się nas wyrzekła. Byłam wściekła, że tak się ułożyło moje życie i jej życie, sukces za sukcesem. Dlatego tak mnie zaszokował jej telefon.
Miała dziwny głos. Poprosiła mnie o pomoc. Miałyśmy się zobaczyć w szpitalu w Krakowie. Znieruchomiałam, kiedy zaprowadziła mnie do jednej z sal. Mała dziewczynka… nie było jej widać spod tych wszystkich rurek. Okazało się, że Alicji powodziło się dobrze, do czasu. Wdała się w romans z szefem, straciła pracę, dziecka on nawet nie chciał poznać. Próbowała wiązać koniec z końcem, ale poddała się, gdy Bianka zaczęła chorować. Wróciła do Polski, zamieszkała u znajomej, nic nam nie powiedziała.
– Wstydziłam się, nie byłam w stanie – szepnęła.
Już w Polsce okazało się, że z dziewczynką jest źle. Nowotwór. To on ją przykuł do łóżka. Dostałam jak obuchem w głowę, rozpłakałam się. Moja zazdrość. To przez nią nie wiedziałam nawet, co spadło na moją siostrę. Wzięłam ją do siebie. Oczywiście, że jej pomogę. Wszystko zrobię.