Kupujesz żywność na bazarku? To nie zawsze jest gwarancja najwyższej jakości. Służby sanitarne ostrzegają klientów, którzy kupują jedzenie niewiadomego pochodzenia. Wysyłane są nawet alerty RCB! Czy faktycznie jest się czego obawiać? Sprawdź, jak kupować mięso, jajka, nabiał, warzywa i owoce, by mieć pewność, że są zdrowe i bezpieczne.
Spis treści
Domowe przetwory, zakupy od gospodarza, „prosto z pola i z sadu”. Sprawdzamy, czy są bezpieczne. Na bazarkach kupuje aż 80 proc. Polaków. Lubimy zaopatrywać się u małych producentów, bo ich towar jest tańszy i często lepszy niż w marketach. Ale kupować trzeba z głową. Przekonaliśmy się o tym po ostatnich wydarzeniach w Nowej Dębie na Podkarpaciu, gdy po zjedzeniu mięsnej galarety kupionej z samochodu, 3 osoby ciężko się zatruły, jedna nie żyje. Na co zwracać uwagę?
Mięso źle przechowywane lub niewiadomego pochodzenia może być bombą biologiczną! Nieświeże może zawierać toksynę botulinową, czyli laseczki jadu kiełbasianego (Clostridium botulinum). To najsilniejsza toksyna wydzielana przez bakterie, 500 g tej trucizny mogłoby zabić całą ludzkość.
W źle przechowywanych wyrobach mięsnych pojawiają się bardzo groźne bakterie salmonelli (lubią zwłaszcza mięso drobiowe) i E.coli oraz Toxoplasma gondii wywołujące toksoplazmozę (są najczęściej w wołowinie). Nieprzebadane mięso to ryzyko chorób odzwierzęcych. Jedną z najgroźniejszych i najczęstszych jest włośnica (Trichinella) obecna zwłaszcza w wieprzowinie.
Mięso źle przetwarzane może być też groźne ze względu na przekroczoną dopuszczalną zawartość substancji konserwującej: azotynu sodu (jest m.in. w soli peklowej). Łączy się on z hemoglobiną i może zablokować transport tlenu w organizmie (to było prawdopodobną przyczyną śmierci w Nowej Dębie).
Główny Lekarz Weterynarii radzi, żeby nie kupować mięsa i jego przetworów, o których pochodzeniu nic nie wiemy. W przypadku mięsa bardzo ważny jest tzw. ciąg chłodniczy, czyli stałe przechowywanie w niskiej temperaturze. Dlatego wędlina czy surowe mięso, sprzedawane bez zachowania chłodzenia mogą być niebezpieczne dla zdrowia.
Gdy widzisz, że sprzedawane mięso lub wyroby garmażeryjne na bazie mięsa są nieświeże, a warunki, w jakich odbywa się handel, są rażąco niehigieniczne, możesz poinformować o tym powiatowy inspektorat weterynarii. To służby weterynaryjne zajmują się kontrolą żywności pochodzenia zwierzęcego.
Możesz też poprosić o kontrolę sanepid, który ma obowiązek nadzorować miejsca sprzedaży żywności. Zgłaszając sytuację, dokładnie ją opisz, i jeśli to możliwe dołącz lub przedstaw zdjęcia.
Bezpiecznie można kupować wyroby, na których jest weterynaryjny numer identyfikacyjny. Informuje on, że produkt pochodzi z zakładu przetwórczego spełniającego wymogi sanitarne. A także o tym, że sprzedawane mięso jest przebadane przez służby weterynaryjne. Numer powinien być umieszczony na opakowaniach jednostkowych lub zbiorczym. To wymóg dla wszystkich wyrobów pochodzenia zwierzęcego produkowanych w UE.
Jeśli nie ma go widocznym miejscu, klient ma prawo żądać pokazania dokumentu z tym numerem.
Dziczyzna przeznaczona do sprzedaży musi być pozyskana ze zwierząt łownych, odstrzelonych zgodnie z przepisami Prawa łowieckiego. Tusze muszą być zbadane przez urzędowego lekarza weterynarii, który wydaje stosowne zaświadczenie. Badanie jest szczególnie ważne w przypadku dzików, których mięso często jest zakażone włośnicą.
Zdarza się, że na bazarach sprzedawane jest mięso i wyroby z mięsa dzikich zwierząt zabitych przez kłusowników, a nawet padłych. Oczywiście żaden lekarz weterynarii takiego mięsa nie badał.
Każdy kto prowadzi stragan, stoisko czy sprzedaż obwoźną, musi działać zgodnie z ustawą z dn. 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia oraz rozporządzeniem nr 852/2004/ WE ws. higieny środków spożywczych. Przed rozpoczęciem handlu ma obowiązek zgłosić się do Państwowej Inspekcji Sanitarnej i uzyskać zatwierdzenie zakładu.
Nawet najmniejszy producent żywności pochodzenia zwierzęcego musi spełnić wymagania weterynaryjne i uzyskać od powiatowego lekarza weterynarii wpis do rejestru. Żywność pochodzenia zwierzęcego może też sprzedawać rolnik w ramach rolniczego handlu detalicznego (RHD). On też musi zarejestrować się w powiatowym inspektoracie weterynarii i otrzymać numer identyfikacyjny. Mamy prawo prosić o okazanie dokumentu z tym numerem.
Mięso na targowiskach może być sprzedawane w pawilonach i z samochodów wyposażonych w urządzenia chłodnicze i z dostępem do bieżącej wody. Sanepid nie dopuszcza sprzedaży na straganie, bez żadnego zaplecza.
Osoby mające kontakt z żywnością muszą być zdrowe, muszą posiadać aktualne orzeczenie lekarskie do celów sanitarno-epidemiologicznych (książeczkę sanepidu). Sanepid ma obowiązek przeprowadzać planowe i interwencyjne kontrole punktów sprzedaży żywności, w tym targowisk. Podczas kontroli może pobierać próbki, które następnie są badane w laboratorium żywności.
Kupując jajka niewiadomego pochodzenia, także sporo ryzykujesz. Po pierwsze: możesz trafić na nieświeże. Te sprzedawane jako wiejskie, nie mają żadnych oznaczeń i nie wiadomo, jaka jest data ich przydatności do spożycia ani jak były przechowywane. Po drugie: mogą być skażone salmonellą. Ta bakteria jest dość częsta na skorupkach jaj, zwłaszcza jeśli kury podwórkowe grzebały w odpadkach.
Uwaga na brudne jajka! Bez względu na pochodzenie – z fermy czy z gospodarstwa – jajka muszą być czyste. Jeśli są ubrudzone, mają resztki odchodów czy ściółki, to znaczy, że kury są trzymane są w brudzie i w złych warunkach. Niektórzy handlarze celowo jajka brudzą, bo ślady odchodów mają świadczyć o rzekomym pochodzeniu z przydomowego kurnika. Mogą być to także odpady z produkcji fermowej. Fermy mają obowiązek brudne jajka utylizować, nie mogą ich myć. Często jednak oddają je handlarzom za grosze, a oni sprzedają jako „wiejskie”.
Nie masz pewności, skąd pochodzą jajka „wiejskie”? Lepiej ich nie kupuj. Wybierz te dopuszczone do sprzedaży w sklepach, ostemplowane „jedynki” od kur z wolnego wybiegu lub „zerówki” z chowu ekologicznego. Każda partia takich jaj podlega ścisłej kontroli weterynaryjnej i sanepidu.
Kupowanie surowego mleka „prosto od krowy” też nie jest najlepszym pomysłem. W mleku niepasteryzowanym mogą występować bakterie Campylobacter, które wywołują kampylobakteriozę (wg Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności to najczęściej występująca choroba odzwierzęca w Europie, ma ostry przebieg i jest szczególnie groźna dla starszych osób i dzieci).
Surowe mleko może być także siedliskiem E. coli i Salmonelli. Podobnie domowa śmietanka czy masło. W serze wyprodukowanym z mleka niepasteryzowanego (zarówno krowiego, jak koziego i owczego) może znajdować się Listeria monocytogenes, bakteria wywołująca listeriozę. Choroba ma nietypowe objawy, które nie przypominają zatruć żołądkowych, a raczej grypę z wysoką temperaturą, bólami mięśni, dreszczami.
Kupując ziemniaki, sałatę czy jabłka także możemy się naciąć. Największe ryzyko wiąże się z nieodpowiednimi warunkami przechowywania. Warzywa, które spędziły choćby kilka dni w zatęchłej piwnicy, mogą pokryć się często niewidoczną, ale groźną pleśnią. Niektórzy sprzedawcy, by móc dłużej przechowywać owoce, opryskują je fungicydami, agresywnymi substancjami grzybobójczymi. Ostrożnie podchodź do „domowych” przetworów warzywnych i owocowych. Mało kto wie, że w nich także może znajdować się śmiertelnie groźny jad kiełbasiany.
Uwaga na handlarzy! Na targowiskach obok rolników, sadowników czy działkowców, jest też wielu handlarzy. Sprzedają np. rosyjskie ogórki, marokańskie ziemniaki, egipską pietruszkę, twierdząc, że pochodzą z ich ogrodu czy pola. Warzywa i owoce transportowane na duże odległości są chemicznie zabezpieczane przed gniciem. Te pochodzące spoza UE są uprawiane bez żadnej kontroli, poziom pestycydów (substancji stosowanych w do zwalczania szkodników) wielokrotnie przekracza dopuszczalne normy.
Nie daj się nabrać na produkty rzekomo ekologiczne. Rolnicy sprzedający żywność ekologiczną muszą mieć certyfikat. Ich produkty są oznakowane unijnym logo (tzw. euro liść, gwiazdki na zielonym polu układające się w kształt liścia).
Bezpiecznie można kupować warzywa uprawiane lokalnie. Gospodarze od pokoleń wiedzą, jak je bezpiecznie przechowywać. Nie zabezpieczają chemicznie marchewki czy innych roślin okopowych, bo to się zwyczajnie nie opłaca. Lokalne owoce sezonowe też są bezpieczniejszym wyborem niż eksportowane. Jednak kupując je, warto zapytać o kraj pochodzenia.