"Byłam zbyt pijana, żeby powiedzieć „nie”, kiedy Przemek zaczął mnie dotykać. Rano obudziłam się z bolącą głową i wyrzutami sumienia. Płakałam. W mojej głowie mieszało się wspomnienie rozkoszy, którą wcześniej przeżyłam, i… obrzydzenia do siebie. Gdybym mogła cofnąć czas..." Kasia, 29 lat
Kiedy kolega z biura, zaprosił mnie na imprezę, nie wahałam się ani chwili. Od roku – czyli od dnia wyjazdu mojego męża do pracy do Irlandii – spędzałam wolny czas w samotności. Tymczasem okazja do świętowania nadarzyła się wyjątkowa – Michałowi urodziła się córka, na „pępkowe” zaprosił całe biuro. Było miło i alkoholowo…
Kiedy poczułam, że w głowie kręci mi się już wystarczająco mocno, chyłkiem wyszłam z imprezy. W taksówce przejrzałam torebkę w poszukiwaniu kluczy, na próżno – nie było ich. Kilka minut później cieszyłam się, że mój domofon jest znowu zepsuty – dzięki temu mogłam wejść do klatki. Po chwili wysypałam całą zawartość torebki na wycieraczkę pod swoimi drzwiami – i ostatecznie stwierdziłam, że kluczy w niej nie było!… Nagle uchyliły się drzwi mieszkania obok:
– Mogę jakoś pomóc? – wyjrzał zza nich sąsiad, Przemek. Mieszkał w bloku od niedawna.
– Zgubiłam klucze. Musiały mi wypaść w taksówce… – wyjaśniłam załamana.
– To chodź do mnie, zadzwonimy do dyspozytorki. Pamiętasz, jakim autem jechałaś? – wziął mnie pod ramię i pociągnął w stronę mieszkania. Usiadłam na wersalce w dużym pokoju, który był połączony z kuchnią. Kręciło mi się w głowie…
– Zrobić ci herbaty albo kawy? – zapytał Przemek.
– Chętnie. Chyba jestem pijana… – uśmiechnęłam się, patrząc, jak sąsiad nastawia wodę.
– Chyba tak! – zaśmiał się.
– Wiesz co, połóż się tutaj, zaraz przyniosę ci koc… – powiedział, stawiając przede mną szklankę z herbatą. Nachyliłam się, żeby zdjąć buty, i straciłam równowagę. Oparłam się o ramię chłopaka.
– Pomogę ci – szepnął Przemek. Spuścił głowę i zajął się moimi sandałkami. Delikatnie odpiął pasek, a potem jakby mimochodem przesunął dłonią wokół kostki mojej nogi. Po chwili powędrował wyżej… Zrozumiałam, że to nie dzieje się mimochodem.
– Co robisz? – zapytałam zaskoczona.
– Podziwiam… Zrobiło mi się gorąco: dłoń wędrująca wzdłuż wnętrza uda, ciepło, które rozchodziło się po całym ciele, tęsknota za bliskością mężczyzny i alkohol… który przyćmił moje mizerne opory. Przemek zaczął mnie całować, wypełniając językiem wnętrze moich ust – nie pamiętam, kiedy tak zachłannie się całowałam. Dłoń sąsiada zawędrowała w moje majtki. Po sekundzie miałam je na wysokości ud, a on badał każdy zakątek między nogami. Nagle zapragnęłam więcej. Przyciągnęłam Przemka do siebie. Po chwili leżeliśmy na kanapie, miałam go w sobie, a moje nogi obejmowały ciasno jego biodra. Nie potrafiłam nad sobą zapanować...
Obudziłam się nad ranem – wciąż leżałam na kanapie w dużym pokoju Przemka, on sam przytulał się do moich pleców, nagi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam… Przerażona zerknęłam na wyświetlacz komórki, żeby sprawdzić, która godzina. Była siódma rano… I jedna nieodebrana wiadomość: „Zostawiłaś u mnie klucze. Michał”. Natychmiast podniosłam się z wersalki, doprowadziłam się do porządku i wezwałam taksówkę, aby zawiozła mnie do Michała. Półtorej godziny później leżałam już w swojej wannie – z bolącą głową i wyrzutami sumienia. Płakałam. W mojej głowie mieszało się wspomnienie rozkoszy, którą wcześniej przeżyłam, i… obrzydzenia do siebie. Tak bardzo potrzebowałam wtedy męża. W końcu zdecydowałam się do niego zadzwonić.
– Proszę cię, przyjedź. Chociaż na jeden dzień. Ja… ja już nie daję rady – szlochałam do słuchawki. Daniel wziął dzień urlopu, wsiadł w najbliższy samolot i późnym wieczorem był w Warszawie. Nigdy wcześniej nie czułam tak wielkiej miłości do niego, nigdy wcześniej tak go nie pragnęłam. Na „dzień dobry” wylądowaliśmy w sypialni. Nie potrzebowałam gry wstępnej, delikatnych pieszczot czy pocałunków. Chciałam się kochać: dużo i mocno. Raz za razem, do samego świtu – jakby to mogło zatrzeć wspomnienia poprzedniej nocy.
– Skarbie, ale szalejesz! – uśmiechnął się Daniel. – Widać, że żyjesz bez męża. Taka wyposzczona! Nie miałam wtedy odwagi spojrzeć mu w oczy…
Mąż wyjechał następnego dnia po południu. Kwadrans po tym, jak wsiadł do taksówki, dostałam SMS-a: „KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM”. Kwadrans później kolejnego: „JUŻ TĘSKNIĘ”. Kiedy po chwili zabrzmiał dzwonek telefonu, nawet nie spojrzałam na wyświetlacz, kto dzwoni. Od razu odebrałam.
– Ja też tęsknię. I to bardzo! – wyznałam.
– Świetnie, zatem będę u ciebie za pół godziny z winem. Znowu zaszalejemy – usłyszałam głos Przemka.
– To nie jest dobry pomysł, nie przychodź – odparłam zaskoczona i rozłączyłam się. Telefon zadzwonił raz jeszcze.
– Co to za rozłączanie się bez słowa? – warknął Przemek. – Myślisz, że możesz bawić się moim kosztem? Że mnie wykorzystasz i powiesz „pa, pa”?
– Przemku, proszę, zapomnijmy o tej nocy…
– Jakoś nie mogę… Byłaś świetna. Chyba powiem Danielowi, że mu zazdroszczę…
– Nie uwierzy ci… – oblał mnie zimny pot.
– Nawet jak opowiem o pieprzyku na twoim udzie? – zdziwił się teatralnie. Na te słowa niemal rzuciłam telefonem. Mam tam pieprzyk, dość duży, niemal w pachwinie. Można go było dostrzec wyłącznie w sytuacjach intymnych… Przestałam odbierać telefony Przemka. Wychodziłam z domu chyłkiem, wracałam późnym wieczorem. Truchlałam na odgłos każdego szelestu na klatce schodowej. Sąsiad zasypywał mnie SMS-ami – najpierw erotycznymi: „Jesteś słodka, TAM najbardziej”, „Cudownie jest być w Tobie”. Potem, kiedy zbywałam je milczeniem, zaczęły nadchodzić mniej miłe: „Jesteś zwykłą k…”, „Zniszczę cię”. Coraz bardziej żałowałam tamtej nocy. Byłam kłębkiem nerwów: źle spałam, nie miałam apetytu, wszystko mnie denerwowało.
Dwa tygodnie później zaczęłam się źle czuć – mdłości, zawroty głowy, ból brzucha. „Zżera mnie stres”, pomyślałam, ale… kiedy trzy dni później zaczęłam wymiotować, kupiłam w aptece test ciążowy. Z przerażeniem patrzyłam, jak pojawia się na nim kreska oznaczająca ciążę! „To niemożliwe!”, rozpaczałam. „Nie mogę urodzić tego dziecka. Usunę je!”, to była pierwsza rzecz, jaka mi przyszła do głowy. „A jeśli to dziecko Daniela?”, pomyślałam przerażona. „Przecież nie mogę tego wykluczyć!” Zrobiłam jeszcze dwa testy, za każdym razem łudząc się, że wynik jest błędny. Oba wykazały ciążę. Dopiero wtedy wysłałam SMS-a do męża: „Będziemy mieli dziecko”. Zadzwonił natychmiast.
– To cudownie! – był bardzo wzruszony. – Boże, Ewa, jak ja cię kocham! Tak się cieszę! Po tej rozmowie nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Wciąż myślałam o przyszłości, wciąż się jej bojąc. I nadal unikałam Przemka. Sama nie wiem, jak mi się to udawało… Tymczasem Daniel dostał skrzydeł – zamierzał skrócić swój kontrakt, szukał przez internet większego mieszkania. Przyleciał do Polski specjalnie po to, by iść ze mną do lekarza. Popłakał się ze wzruszenia, kiedy zobaczył na monitorze USG pulsujące serduszko. Ja też wtedy płakałam – ale z rozpaczy.
Codziennie modlę się, żeby to było dziecko Daniela. Jasne, z blond włoskami… Bo Przemek jest śniadym brunetem, od razu będzie widać, czy noworodek jest do niego podobny… Póki co – udało mi się namówić męża, żebyśmy razem zamieszkali w Irlandii. Jestem gotowa rzucić pracę, sprzedać mieszkanie w Warszawie i wyjechać. Uciec od Przemka. Jak najszybciej, nim on zorientuje się, że spodziewam się dziecka. Zanim zacznie zastanawiać się, czy to nie jego. Zanim mnie zniszczy… Czasem mam sen: wracam taksówką z imprezy u Michała, grzebię w torebce i znajduję te parszywe klucze. Otwieram potem swoje mieszkanie i kładę się spać w swoim łóżku. Sama. Po przebudzeniu chciałabym umrzeć… Bo to tylko sen.