"Całe moje ponad pięćdziesięcioletnie życie byłem wierny żonie, ale ta noc w delegacji przez chwilę wydawała mi się spełnieniem marzeń. Niestety, wkrótce okazało się, że to prawdziwy koszmar..." Michał, 52 lata
Czy myślałem o tym, że mogą być kłopoty? Owszem, przemknęło mi to przez głowę. Ale widok bajecznych ust dziewczyny, jej dotyk oraz wypity alkohol zrobiły swoje. Przyspieszył mi oddech i marzyłem już tylko o jednym – by jak najszybciej znaleźć się w jakimś ustronnym miejscu z tą piękną kobietą i zedrzeć z niej tę kusą, jasną sukienkę.
– Pójdziemy do ciebie? – wyszeptała ona, jakby czytała w moich myślach.
– Tak... Mam tu pokój – wydyszałem na wpół żywy z pożądania. W odpowiedzi wzięła mnie za rękę i poprowadziła do wyjścia z restauracji. Poszedłem za nią jak zaczarowany. Zaczęliśmy się całować już w windzie. A potem, w pokoju... rzuciłem się na nią jak dzikus. Boże, jaka ona była piękna! Jak pachniała! Jaka była gorąca w łóżku! Już dawno nie czułem takiego spełnienia. Może nawet nigdy? Całe moje ponad pięćdziesięcioletnie życie byłem wierny żonie. A z nią? Kochaliśmy się raczej po bożemu. Powoli i z uczuciem.
Skoki w bok to nie była moja domena. Ale właśnie w tej restauracji pomyślałem sobie, dlaczego nie? Byłem w delegacji. W obcym, dużym mieście. Nikt mnie nie znał. A ja czułem się jak w innym wymiarze. Jakbym znowu był nastolatkiem i podrywał dziewczynę na dyskotece! W hotelowej restauracji to ona mnie zagadnęła. Oboje siedzieliśmy przy barze i sączyliśmy drinki. Uśmiechnęła się i spytała, co piję. Potem przysiadła się bliżej. Działała na mnie jak magnes. To jej przeciągłe spojrzenie... Przez jakiś czas myślałem nawet, że to prostytutka. Ale okazało się, że też jest w podróży służbowej. Miała może trzydzieści lat, była zadbana i bardzo pewna siebie. Doskonale wiedziała, czego chce. Bo po krótkiej rozmowie o błahostkach zaczęła mi szeptać wprost do ucha, jak będziemy to robić, na co ma ochotę... To dlatego tak mnie rozpaliła.
Rano obudziłem się rozmarzony i zrelaksowany. Jej już nie było. Musiała wyjść, gdy spałem. Przez jakiś czas zastanawiałem się, czy to przypadkiem nie był sen... Ale znalazłem na stoliku kartkę. „Było cudownie. Dziękuję!”, przeczytałem i przejechałem palcami po odciśniętym śladzie ust. Aż mi się gorąco zrobiło na samo wspomnienie tego, co się wczoraj działo. Musiałem wziąć zimny prysznic, żeby dojść do siebie. Nie pamiętałem nawet, jak miała na imię. Za to doskonale przypominałem sobie jej zapach, krągłe piersi i płaski brzuch...
Do domu wróciłem wieczorem. Ela przygotowała dla mnie kolację.
– Jak było? – rzuciła z uśmiechem. – Wszystko się udało?
– I to jak! – pocałowałem ją w policzek. Kochałem ją. Naprawdę. Była miłością mojego życia. Urodziła mi dwóch wspaniałych synów, którzy wyrośli na fajnych mężczyzn. Byłem z nich dumny. Wpadali do nas często, ale już z nami nie mieszkali. Mieli dziewczyny i zaczynali dorosłe życie. Trochę pusto zrobiło się bez nich. Ela bardzo to przeżywała. Często ją pocieszałem, że będzie nam we dwójkę dobrze. „Jak za starych, dobrych lat”, żartowałem. Nie wiem, czy mi wierzyła, ale udawała, że tak.
Dużą, szarą kopertę przyniosła mi sekretarka jakiś tydzień później. Nic nie podejrzewając, od razu ją otworzyłem.
– O Boże! – jęknąłem, gdy wysypało się z niej kilka zdjęć. Poczułem, że brakuje mi powietrza. – Chryste Panie! – powtarzałem, oglądając fotografie. Na wszystkich byłem ja z kobietą z hotelowej restauracji. W różnych pozach. Zrobiło mi się gorąco. A potem przeszedł mnie zimny dreszcz. Wyobraziłem sobie, że ogląda to moja żona, synowie... Całe życie przeleciało mi przed oczami. Zajrzałem jeszcze raz do koperty. Spodziewałem się znaleźć tam jakiś liścik wyjaśniający. Bo, że ktoś mnie szantażował, już się domyśliłem. Jednak poza zdjęciami nic więcej nie znalazłem. Do domu szedłem jak na ścięcie. Cały czas zastanawiałem się, czy Ela też dostała dziś przesyłkę ze zdjęciami. Ona by tego nie przeżyła! Boże! Czemu ja byłem taki głupi?! Żona powitała mnie uśmiechem.
– Dobrze się czujesz? – spytała po chwili. – Jesteś blady jak ściana. Coś się stało? – przyłożyła mi rękę do czoła. Pokręciłem głową. Gdyby wiedziała, co się stało, nie chciałaby mnie znać!
– Strasznie boli mnie głowa. Położę się dziś wcześniej – odpowiedziałem słabym głosem.
Wiadomość z kolejnymi fotkami, tym razem w wersji elektronicznej, i krótki filmik dostałem nazajutrz rano na telefon. Po chwili przyszła do tego krótka wiadomość: „Dziesięć tysięcy na konto albo twoja rodzina dostanie gorącą przesyłkę”. Do wiadomości dołączony był numer konta bankowego. Przełknąłem głośno ślinę. Skąd ja niby miałem wziąć tak z marszu dziesięć tysięcy? A poza tym podejrzewałem, że na tym jednym razie zapewne się nie skończy. Szantaż miał to do siebie, że mógł trwać w nieskończoność. A to wszystko wyglądało na przemyślaną i zaplanowaną akcję. Stał za tym ktoś, kto znał się na rzeczy i robił to zapewne nie pierwszy raz.
Zacząłem gorączkowo myśleć, jak się zachować. Co do diabła zrobić?! Wiem, wiem, powinienem był pomyśleć przed zdradą. Ale wtedy raczej nie było to możliwe. Wtedy liczyło się tylko jedno... Więc, co teraz? Im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej byłem skołowany. Musiałem wyglądać jak śmierć, bo nawet koledzy w pracy doradzili mi odpoczynek. A ja wciąż obsesyjnie oglądałem fotki z nocy, która jeszcze kilka dni temu wydawała mi się spełnieniem marzeń. A okazała się największym koszmarem, jaki mogłem sobie wyobrazić.
Gdy dojechałem do domu, byłem wyczerpany. Ela znowu zmierzyła mi gorączkę i kazała położyć się do łóżka. A ja, trawiony wyrzutami sumienia, nie miałem odwagi nawet spojrzeć jej w oczy. Męczyłem się jeszcze dwa dni. Wciąż zastanawiałem się, co robić. Dostawałem też ponaglające wiadomości od szantażysty. Czułem się jak w potrzasku. W końcu zdecydowałem. Nie mogłem dać się dalej szantażować! Nie mogłem pozwolić sobie na takie traktowanie!
Gdy tego dnia wróciłem po pracy do domu, nalałem sobie szklaneczkę whisky dla odwagi. Potem wziąłem kopertę w rękę i usiadłem przy stole w kuchni. Ela właśnie tam poprawiała jakieś klasówki swoich uczniów. Od wielu lat pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej. Położyłem kopertę na stole. Wziąłem głęboki oddech.
– Elu, w środku są zdjęcia. Nie będę ci się tłumaczył – zacząłem słabym głosem. – Chcę tylko, żebyś wiedziała, że zdarzyło mi się to jeden jedyny raz. I że bardzo tego żałuję. Ela spojrzała na mnie uważnie i głośno przełknęła ślinę.
– Co to za zdjęcia? – spytała w napięciu, nie spuszczając wzroku.
– Pamiętasz, jak ostatnio pojechałem w delegację? Pokiwała głową. – W hotelu poznałem dziewczynę. Byłem pijany. Niewiele pamiętam... – zacząłem się jednak tłumaczyć, a moja żona sięgnęła do koperty. Zawahała się jednak, a po chwili cofnęła dłoń.
– Nie chcę ich oglądać. Czemu mi je pokazujesz?
– Bo nie mogę poradzić sobie z wyrzutami sumienia – odparłem.
– Kłamiesz – powiedziała cicho. – Przecież sam sobie tych zdjęć nie zrobiłeś...
Miała rację. Zabrakło mi odwagi, by powiedzieć kobiecie, z którą spędziłem życie, że skłonił mnie do tego szantaż. Ale ona nie była przecież głupia. Domyśliła się wszystkiego. Wstała i z płaczem pobiegła do sypialni. Ze mnie opadło całe napięcie. Poczułem się jak balon, z którego ktoś nagle wypuścił powietrze. Nalałem sobie kolejnego drinka i wypiłem go duszkiem. Potem wziąłem telefon i odpisałem szantażyście, że moja żona właśnie zobaczyła zdjęcia, więc mogą jej je przysłać, jeśli chcą. Potem wziąłem kopertę, wrzuciłem ją do zlewu i podpaliłem. Żeby Eli nie przyszło do głowy jednak oglądać tych obrzydliwych dowodów mojej niewierności. Z ulgą patrzyłem, jak płoną. Potem zalałem resztki wodą. Tej nocy spałem na kanapie. Nie potrafiłem przemóc się i pójść do naszej sypialni. Nie potrafiłbym znieść pełnego żalu wzroku Eli. Nie wiem, czy moje małżeństwo przetrwa tę próbę. Wiem jedno – nigdy więcej nie zdradzę. Nie warto stawiać na szali całego swojego życia dla kilku upojnych chwil.