"Co ma zrobić kobieta, która w pięknie zapowiadające się piątkowe popołudnie natyka się na swojego męża w niedwuznacznej sytuacji z inną? Na coś trzeba się zdecydować, bo przecież takiej sprawy nie można zostawić bez reakcji". Karolina, 33 lata.
Tamto piątkowe popołudnie nie zapowiadało żadnych przykrych wydarzeń. Wracałam z pracy dużo wcześniej niż zwykle. W myślach układałam sobie scenariusz do naszego wspólnego wieczoru. Spacer, kolacja w mieście, potem butelka dobrego wina i... Nawet kupiłam wino – takie, jakie najbardziej lubił mój mąż. Czerwone, włoskie i koszmarnie drogie. „Raz się żyje”, uśmiechnęłam się do swoich myśli. Cichutko przekręciłam klucz w zamku. Bezszelestnie zamknęłam drzwi, zdjęłam buty. Z kuchni dobiegały mnie jakieś odgłosy. „Pewnie Tomek coś gotuje”, przyszło mi do głowy. „Mam świetnego męża”. Na palcach weszłam do kuchni. I nagle poczułam się tak, jakby mnie ktoś uderzył w twarz.
Nawet mnie nie zauważyli. Dalej kochali się w zapamiętaniu. On, mój mąż, i jakaś nieznana mi kobieta. Butelka wyślizgnęła mi się z rąk i upadła, rozbijając się w drobny mak. Zamarli w bezruchu. Chciałam się ruszyć, uciec stamtąd jak najdalej, nie patrzeć na to wszystko. Mój kochany Tomek i obca babka, w mojej kuchni, na stole, przy którym rano piłam kawę...Ciszę przerwał Tomek.
– Ja ci wszystko wytłumaczę... – ledwie wydukał. Kobieta skuliła się pod moim spojrzeniem. Nie pamiętam, jak znalazłam się na ulicy. Wciąż miałam to przed oczami: Tomek i ta ruda, długowłosa lafirynda... Wybuch histerycznego płaczu pomógł mi się pozbierać. Nawet nie próbowałam się powstrzymać, nie zwracałam uwagi na przechodniów. W końcu rozpacz zrobiła miejsce wściekłości. Poczułam silny przypływ nienawiści. Do własnego męża, o którym jeszcze godzinę temu myślałam z taką czułością. Moja komórka dzwoniła bez przerwy. Ciekawe, co Tomek chciał mi powiedzieć? Że przeprasza? Kocha? Że już nie będzie?
Pojechałam do Ewy. Musiałam z kimś pogadać. Ktoś musiał się mną zaopiekować.
– A to gnojek! – zaklęła przyjaciółka, kiedy jej wszystko opowiedziałam, i przytuliła mnie. Tego samego wieczoru Ewa miała nocną zmianę. Pracowała jako barmanka w klubie w centrum miasta.
– Chodź ze mną do pracy! – zaproponowała. – Nie chcę, żebyś tu siedziała całą noc sama. Nie daj się prosić! – nalegała, widząc moje wahanie. Nie miałam najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić. – I tak nie zaśniesz, nie ma się co łudzić... – wzruszyła ramionami. – No, napijesz się, od razu ci się zrobi lepiej... – kusiła.
Dobrze wiedziała, że w trudnych sytuacjach zawsze pomagało mi kilka kieliszków martini. Wizja samotnego wieczoru ostatecznie mnie przekonała. Musiałam wyjść, zająć się czymś, by zapomnieć.
O dwudziestej siedziałam już przy barze. Zamówiłam martini z lodem. Wypiłam je jednym haustem, potem zamówiłam drugie. Znów łyknęłam za jednym zamachem. Przechwyciłam zdumione spojrzenie jakiegoś kelnera, ale co mnie obchodziło, że ktoś pomyśli sobie o mnie, że jestem alkoholiczką? Miałam poważniejszy problem. Zdradzał mnie mąż. W niespełna dwa lata po ślubie...
– Co tak piękna kobieta robi tu sama? – usłyszałam tuż nad uchem zmysłowy głos. Odwróciłam się. Stał przy mnie nieziemski przystojniak. Uśmiechał się szeroko. W tym samym momencie przypomniałam sobie Tomka, posuwającego tę rudą lafiryndę.
– Piję, nie widać? – odburknęłam i ostentacyjnie odwróciłam się do niego plecami.
– Widać. Widać też, że coś panią bardzo martwi... Zacisnęłam mocno zęby, policzyłam do trzech.
– Gdybym chciała sobie znaleźć kogoś, komu można się zwierzyć, poszłabym do psychoanalityka – wycedziłam przez zęby. – Niech mi pan da spokój!
– W takim razie najmocniej przepraszam – powiedział i zniknął w tłumie.
Zamówiłam kolejne martini. W końcu co mnie obchodził jakiś wymuskany przystojniak? Na pewno był taką samą szują jak mój mąż i zdradzał swoją żonę, która teraz siedziała z dzieckiem w domu. Zaczęłam się zastanawiać, co powinnam zrobić? Wybaczyć Tomkowi? Odejść? Zażądać rozwodu? I pomyśleć, że kilka tygodni wcześniej rozmawialiśmy o dziecku, o tym, że już pora, że wreszcie się chyba zdecydujemy.
– O nie... – wyszeptałam do swoich myśli.
– Proszę mi wybaczyć, że tak panią niepokoję... – znów ten znajomy głos nad uchem. – Ale bardzo mi się pani podoba... Bardzo – powtórzył. Prawie spadłam z krzesła. Nie podejrzewałam, że facet będzie mnie aż tak intensywnie podrywał... W końcu nie byłam jakąś wyjątkową pięknością. Owszem, nie narzekałam na brak powodzenia, ale żeby miał mnie zaczepiać jakiś superprzystojniak? Poza tym dzisiaj, po takich wydarzeniach i w ciuchach koleżanki o innych wymiarach... Na pewno nie wyglądałam superatrakcyjnie. A ten facet tak uparcie mnie komplementował... Zaniemówiłam. Taka już moja uroda. Kiedy dzieje się coś, co wymyka mi się spod kontroli, tracę głos.
– Proszę mnie źle nie zrozumieć, proszę – uśmiechnął się łagodnie. – Wiem, że pewnie myśli pani...
– Skąd pan wie, co ja myślę?! – przerwałam mu w pół zdania, bo wrócił mi głos. – Nie mam najmniejszej ochoty z panem rozmawiać... Wy wszyscy jesteście tacy sami... Prawie się rozpłakałam. Mimo usilnych prób, by zapomnieć, wciąż miałam pod powiekami tamten natrętny obraz.
– To dla mnie bardzo, bardzo ważne – wciąż przyglądał mi się badawczo. Poczułam się jak gwiazda filmowa. Martini zawsze rozbudzało moją fantazję.
– Za dużo filmów pan ogląda, proszę pana – zaczęłam kpić. Sytuacja wydała mi się absurdalna. „Wyglądam dzisiaj jak siedem nieszczęść, mąż mnie zdradza z jakąś rudą babą, siedzę lekko pijana przy barze, w za małej sukieneczce, a podrywa mnie jakiś superman”, myślałam, przyglądając się regularnym rysom nieznajomego.
Postanowiłam podjąć tę grę. W końcu to tylko słowne przepychanki dla zabicia czasu.
– No to niech mnie pan podrywa – beztrosko wzruszyłam ramionami. – Najwyraźniej zna się pan na tym doskonale... Mam troszkę czasu.
– Jak pani na imię? – mówiąc to, zaglądał mi głęboko w oczy. – Tymczasem pani pozwoli, że się przedstawię, Maksymilian – delikatnie ujął moją dłoń i lekko musnął jej grzbiet. Podobał mi się coraz bardziej ten jego staromodny styl prowadzenia rozmowy. Po dłuższej chwili uprzejmej wymiany zdań i jeszcze trzech kieliszkach martini, które chętnie zamawiał mój nowy znajomy, czułam się piękna i atrakcyjna. I jakoś udawało mi się czasem zapomnieć, co mnie spotkało tego popołudnia.
– Droga pani... spotkajmy się. Koniecznie! – Maksymilian znów ujął moją dłoń i delikatnie pocałował, robiąc przy tym minę filmowego amanta.
– Wygląda pan jak ten goguś z „Przeminęło z wiatrem”... – zaczęłam chichotać. Było mi już kompletnie wszystko jedno. – Albo jak Ordynat Michorowski... Wybuchnęłam śmiechem, bo wyobraziłam sobie Maksymiliana z małym, czarnym wąsikiem i brylantyną we włosach, jak mnie całuje, przerzucając sobie mnie przez ramię. – Proszę mi powiedzieć, jaki film jeszcze pan widział ostatnio? – zachichotałam. – Może zabawimy się w „Gwiezdne wojny” albo „Władcę pierścieni”?
– Ja mówię całkiem poważnie – w tonie jego głosu było coś, co kazało mi się zastanowić. – Jeśli da mi pani swój numer telefonu, jutro zatelefonuję i omówimy szczegóły spotkania, dobrze? Bardzo mi na tym zależy... Nie wiedzieć czemu, właśnie w tej chwili przed oczami znów stanął mi tamten natrętny obraz. Bez wahania podałam nieznajomemu numer telefonu. Mężczyzna skłonił się lekko, delikatnie pocałował mnie w rękę i znikł mi z oczu.
„Pokażę ci, kochanie, że nie jestem od ciebie gorsza”, pomyślałam, uśmiechając się zjadliwie do swoich myśli. Właśnie przyszło mi do głowy, że biorąc odwet na mężu, pójdę do łóżka z Maksem. Czy coś w tym złego, skoro Tomek zrobił to z jakimś rudzielcem?
W tej chwili poczułam, że mam dość emocji i martini na ten wieczór. Zamówiłam taksówkę i nie czekając, aż Ewa skończy pracę, wróciłam do jej mieszkania. W ciuchach rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Obudził mnie poranny ból głowy. Ledwie otworzyłam oczy, zabrzęczała moja komórka.
– Dzień dobry – usłyszałam znajomy, niski głos, który natychmiast przywrócił mnie do rzeczywistości. – Czy już może pani się ze mną umówić?
– Eeee.... Widzi pan... – zaczęłam kręcić, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Owszem, może wczoraj byłam gotowa na to wszystko, ale teraz...
– Rozumiem. Potrzebuje pani więcej czasu. Zadzwonię wieczorem – rozłączył się.
Obudziłam Ewę. Opowiedziałam o porannym telefonie i o tym, że nie wiem, jak się teraz wyplątać z tej całej sytuacji.
– Nad czym tu się zastanawiać? – z dezaprobatą pokręciła głową. – Świetny facet proponuje ci spotkanie, a ty zachowujesz się jak zakonnica. To tylko spotkanie, nie musisz iść zaraz z nim do łóżka. Gdybyś jeszcze miała zdradzić wiernego męża, to rozumiem, można się zastanawiać... A tak? Umówiłabym się z nim nawet, gdyby mi się nie podobał, byleby się tylko zemścić na zdrajcy. A co?! Jeszcze coś mówiła, ale już jej nie słuchałam.
Podjęłam decyzję. Na hasło „wierny mąż” dostałam gęsiej skórki. To ostatecznie zaważyło na mojej decyzji. „Sam sobie jesteś winien, łajdaku!”, uśmiechnęłam się do swoich myśli. Na szczęście Ewa miała w szafie więcej atrakcyjnych kreacji, które mogła mi pożyczyć. Los chciał, że Tomek zdradził mnie w piątkowe popołudnie. Teraz była sobota i nie musiałam iść do pracy, co zaliczyłam do dobrej strony całego zdarzenia. Oddzwoniłam sama do Maksa i ku jego zaskoczeniu zaproponowałam spotkanie. Jakoś nie pałałam chęcią flirtowania z obcym mężczyzną, raczej górę brała chęć zemsty na niewiernym mężu. Może też trochę potrzeba poprawienia sobie samopoczucia?
Założyłam dość prostą sukienkę, zrobiłam delikatny makijaż. Maks przyjechał po mnie samochodem. Zaproponował kolację w nieznanej mi restauracji.
– Może być – wzruszyłam ramionami, zastanawiając się, jak daleko będę się w stanie posunąć, żeby się zemścić. Wystarczy tylko sam flirt? Czy konieczne będzie coś więcej? Restauracja była bardzo wykwintna. Usiedliśmy przy stoliku, starannie odgrodzonym od reszty sali wysokimi oparciami szerokich foteli i parawanem z chińskimi motywami. W dyskretnym świetle świec i chińskich lampionów twarz Maksa wydała mi się naprawdę intrygująca. A może patrzyłam dziś na niego łaskawszym okiem?
– Martini? – spytał. W kącikach ust błąkał mu się uśmieszek. Przyszło mi do głowy, że byłam wczoraj chyba troszkę wstawiona i być może przesadziłam z żartami.
– Nie obraziłeś się za tego gogusia z „Przeminęło z wiatrem”? – spuściłam wzrok. Było mi trochę głupio.
– Nie, ale wolałbym, żebyś porównała mnie do kogoś innego... Może do... Bruce'a Willisa?
Nie zauważyłam nawet, kiedy minęła północ. Jedliśmy, piliśmy, rozmawialiśmy. Maks w czarodziejski sposób sprawił, że zapomniałam o dramatach minionego dnia. Potem wszystko potoczyło się, jakby to powiedzieć, według schematu postępowania wszystkich kochanków świata. Spacer przez miasto, pierwszy pocałunek, głębokie spojrzenia w oczy i mnóstwo czułości. Maks był wyjątkowo delikatny. Kiedy całował mnie zmysłowo, przyszło mi do głowy, że musi być doskonałym kochankiem.
– Pragnę cię... – szepnął mi do ucha. – Chodź ze mną... Nie opierałam się. Posłusznie wsiadłam do samochodu, nie pytając nawet, dokąd jedziemy. Domyślałam się, że gdzieś, gdzie będziemy sami, gdzie... Poczułam jego dłoń na swoim udzie. Zaschło mi w ustach. Przez myśl mi przemknęło, że nie pamiętam, kiedy ostatnio jakiś mężczyzna wzbudził we mnie tak wielkie pożądanie.
Tomek? Szkoda gadać... Już zaczynałam o nim zapominać. A tymczasem dłoń Maksa wędrowała wyżej i wyżej... Przez kilka następnych godzin kochaliśmy się w jego łóżku. Czułam się piękna i pożądana. To był najlepszy seks w moim życiu. Co dziwne, ani razu tej nocy nie pomyślałam o mężu. A przecież wszystko robiłam po to, by go ukarać, by się zemścić. A teraz miałam to po prostu gdzieś! Teraz chodziło już tylko o Maksa...
Obudził mnie rozkoszny zapach świeżo zaparzonej kawy. Kiedy otworzyłam oczy, na fotelu koło łóżka siedział nagi Maks. Uważnie mi się przyglądał.
– Zrobiłem ci kawy, ale nie wiem, jaką pijesz. Z mlekiem, cukrem? – uśmiechał się szeroko. – Jesteś wyjątkowo piękną kobietą, wiesz o tym? – podszedł do łóżka, podał mi filiżankę i pocałował czule w czoło. Nagle wszystko wydało mi się tak niedorzeczne. O ile byłam w stanie zrozumieć jego wczorajsze zachowanie, to, że pożądał mnie, bo chciał po prostu pójść ze mną do łóżka, to te dzisiejsze poranne czułości jakoś mnie nie przekonywały. W końcu już mnie zdobył... Wzięłam głęboki oddech.
– Nieco dziwnie się zachowujesz... Może wreszcie powiesz, o co tu chodzi? – spojrzałam na niego badawczo. – Nie rozumiem tej całej sytuacji... Milczał dłuższą chwilę.
– No! – podniosłam głos. – Czekam! Jestem gotowa na wszystko! Wyobraź sobie, że wczoraj widziałam mojego męża z jakąś rudą dziwką, jak gzili się na stole w mojej kuchni! A co ty mi powiesz? Rozpłakałam się. Ta sytuacja była zbyt trudna do zniesienia. Do tej pory nowe doznania tłumiły moje przerażenie, zagubienie i rozpacz. Odsuwałam od siebie myśl, co dalej. Ale teraz... w jednej chwili wszystko wróciło jak bumerang. Maks przytulił mnie.
– Ta ruda dziwka to moja żona... – wyszeptał. – Mają romans już od kilku miesięcy... Chciałem się zemścić na niej i na twoim mężu. Do tego nocnego klubu nie przychodziłem przypadkowo, wiedziałem, że pracuje w nim twoja koleżanka. Czułem, że prędzej czy później ty też się tam zjawisz...
Nie mogłam pozbierać myśli. To już za dużo jak na moją biedną, skołataną głowę. – Ale... nie wiedziałem, że jesteś taka fantastyczna, piękna, mądra... To, co robiliśmy dziś w nocy, to coś więcej niż seks, wiesz? – mówiąc to, ukrył twarz w dłoniach. Nie zauważył, że pospiesznie się ubieram. Chciałam uciec od tego zagmatwanego czworokąta małżeńskich zdrad. Pozbierać myśli.
– Zostań ze mną, proszę... – poprosił. – Nie odchodź...
– Daj mi trochę czasu – odparłam. Zdziwił mnie mój spokój. – Mam twój numer telefonu. Cicho zamknęłam za sobą drzwi. Ale już wtedy wiedziałam, że wrócę.