"Na ślubie młodszej siostry znalazłam swoją miłość..."
Fot. 123RF

"Na ślubie młodszej siostry znalazłam swoją miłość..."

"Ciągle byłam zapraszana na śluby znajomych, a ja nawet nie miałam faceta. Na weselu mojej siostry musiałam znosić docinki, że mnie wyprzedziła. Swoje bezczelne uwagi wygłaszał nawet wokalista z zespołu..."   Julia, lat 28

Nagle wszystkim zachciało się zawierać związki małżeńskie. Na najbliższe dwa miesiące miałam trzy zaproszenia, a na wszystkich weselach śpiewał z zespołem ten sam irytujący typ...

 

Tak się nie robi!

Pierwsza za mąż wybierała się moja młodsza siostra, dwudziestosześcioletnia dziewczyna. Zakochała się w koledze z pracy, nie minął rok i już byli tak pewni swojej miłości, że postanowili założyć sobie na palce obrączki! I jak to wyglądało?! Starsza siostra nawet nie miała narzeczonego, a młodsza wychodziła za mąż! Tak się nie robi. I oczywiście w dniu ślubu Pauli cała rodzina zwracała mi na to uwagę.
– A ty, Julciu, co się tak ociągasz?
– Nie wstyd ci, że siostra cię wyprzedziła?
Nie mogłam tego słuchać. Udawałam jednak, że wcale mnie to nie obchodzi, że wręcz mnie śmieszy i że jestem ponad to. Dopiero gdy impreza weselna była już w pełnym rozkwicie, pozwoliłam sobie na ucieczkę z sali i puszczenie kilku łezek. Ale i wtedy musiał mnie ktoś nakryć!
– Na weselu się nie płacze! To przynosi pecha młodej parze – usłyszałam, gdy ocierałam chusteczką oczy. Podniosłam głowę i zobaczyłam chłopaka z zespołu, który przygrywał gościom.
– Ależ ja wcale nie płaczę! – burknęłam. – Zwyczajnie coś wpadło mi do oka.
– Może zazdrość? – spytał z uśmiechem.
– Słucham?! – szepnęłam oburzona.
– Jesteś starszą siostrą panny młodej, prawda? – upewnił się.
– Tak. I co z tego? – warknęłam.
– Nie, ja też się nie zgadzam z twoją rodziną. Kolejność jest bez znaczenia. A jak chcesz, to do końca życia możesz być sama. Nikt nie ma prawa ci tego zabronić – powiedział, a ja myślałam, że go uduszę gołymi rękami.
– Bęcwał! – wysyczałam jednak tylko i szybko od niego uciekłam.
Co za bezczelny typ. Tą swoją gadaniną zupełnie popsuł mi humor. A jeszcze zapomnieć o nim nie mogłam, bo przecież przez większość czasu darł się do mikrofonu. Ten ślub, krótko mówiąc, to była dla mnie jedna wielka katastrofa...

Kolejne wesele

Miesiąc później za mąż wychodziła moja koleżanka z pracy. Ponownie musiałam uczestniczyć w tej komedii. A najgorsze było to, że na weselu przygrywał ten sam zespół, co na bankiecie u mojej siostry. Od razu rozpoznałam bęcwała, który wyzwał mnie od starych panien, i starałam się przed nim ukrywać. Ale i tak mnie dopadł. Gdy wychodziłam z toalety, a oni akurat zrobili sobie przerwę.
– Skądś znam tę sukienkę – rozmowę zaczął najgorzej, jak tylko mógł. Wytykając mi, że włożyłam tę samą kreację.
– A ja znam skądś ten wredny głos, który ostatnio doprowadził mnie do migreny – odpaliłam.
– No co ty? – spojrzał na mnie rozbawiony. – Wszystkim się podoba. Nie mogę opędzić się od klientów.
– Gratuluję – burknęłam i zamierzałam go wyminąć. Ale mnie zatrzymał.
– Poczekaj – poprosił. – Chciałem powiedzieć ci coś jeszcze. Że przepraszam za moje żarty. Jak się denerwuję, to mówię zupełnie nie to, co bym chciał.
– Nie przejmuj się – wzruszyłam ramionami. – Osoby, które nic dla mnie nie znaczą, nie są w stanie mnie obrazić.
– A... – zmieszał się. – To nawet lepiej...
Pomyślałam, że ten bubek jest tak samo płytki i nieciekawy jak weselne piosenki. Chociaż... chociaż wydawał się całkiem przystojny. Tak czy owak nie było sobie kim zawracać głowy. Niestety, po dwóch tygodniach znowu „bawiłam się” na weselu. Tym razem zaprosił mnie przyjaciel ze szkolnych lat. Chciałam mu odmówić, ale on stwierdził, że jak na ślubie zabraknie jego najlepszej koleżanki, to cała ceremonia będzie go bardziej smucić, niż cieszyć. „Trzeba było mnie poprosić o rękę!”, pomyślałam. „Wtedy miałbyś moją obecność gwarantowaną!”. 

Julia i... Roman

Zjawiłam się więc i tam. Zamierzałam się dobrze bawić, ale gdy weszłam do sali bankietowej i usłyszałam dobrze mi znany głos...
– Czy nie ma w naszym mieście innych weselnych grajków?! – jęknęłam.
– Są – szepnął ojciec pana młodego. – Ale ci są najlepsi!
– Nie, no oczywiście – zapewniłam, czerwieniąc się ze wstydu. – Właśnie to chciałam powiedzieć...
– Zobaczysz, jak nas rozruszają – cieszył się. Momentalnie odechciało mi się tańców, ale mój przyjaciel najwyraźniej wcześniej się zatroszczył, żebym się nie nudziła, bo wszyscy jego wolni kumple i kuzyni bez przerwy prosili mnie do tańca. Najgorsze było jednak to, że na parkiecie przez cały czas czułam na sobie spojrzenie tego wrednego weselnego śpiewaka... I marzyłam o tym, żeby się stamtąd wyrwać. Wykorzystałam moment, gdy goście byli zajęci idiotyczną zabawą, i wyszłam z sali. Tyle że jednak ktoś mnie obserwował. Śpiewak...
– Poczekaj! – wybiegł za mną na korytarz.
– Czego chcesz tym razem? – jęknęłam, patrząc na niego niepewnie. – Miałem nadzieję, że jeszcze cię spotkam na jakimś weselu – zaczął nawet sympatycznie.
– I dlatego nosiłem to cały czas przy sobie – sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niego kopertę.
– Co to ma być? – spytałam zdziwiona.
– Zaadresowałem „Starsza siostra”, bo nawet nie wiem, jak masz na imię – wyjaśnił.
– Julia – rzuciłam.
– Pięknie! – szepnął.
– A ja Roman... prawie jak Romeo, co? – zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
– Przepraszam – zreflektował się zaraz. – Znowu zaczynam się denerwować i wygaduję głupoty. Ale to dlatego, że bardzo chciałbym, żebyś przyjęła zaproszenie na mój koncert – wyrzucił z siebie jednym tchem.
– Na koncert? – powtórzyłam. – Muzyki weselnej?! Sorry, może jak będę planowała własny ślub, to się przejdę.
– Nie mogę tak długo czekać – stwierdził, a potem zakrył sobie dłonią usta. – Przepraszam – jęknął. – Już nic więcej nie powiem. Tam w środku wszystko jest napisane. I błagam, przyjdź. Bez ciebie ten koncert nie ma sensu!
– Raczej na mnie nie licz – powiedziałam obojętnie i wyszłam. Miałam go powyżej uszu, ale z ciekawości obejrzałam zaproszenie...

"Starszy brat"

To miał być koncert piosenki poetyckiej! A jedynym wykonawcą, kompozytorem i autorem słów był właśnie ten śpiewak... Grajek weselny tworzył piosenkę poetycką?!
– Muszę to zobaczyć – postanowiłam. I tydzień później, zamiast na wesele, dla odmiany poszłam na koncert. Przysiadłam przy malutkim stoliku w kameralnej knajpce, a zaraz potem zaczął się koncert. Te piosenki były piękne! Smutne, przejmujące, mądre... A głos Romana?! Cudowny. Miękki, czysty, docierający do samej duszy... „Nawet o tym nie myśl!”, skarciłam samą siebie. „Nie można zakochiwać się w kimś, kto na twój widok dostaje napadów złośliwości i kto nie powiedział ci ani jednego miłego słowa!”. No, oprócz tego, że koncert nie miałby beze mnie sensu. „A właściwie dlaczego by nie miał?”, zadałam sobie pytanie i niemal w tej samej chwili Roman powiedział do mikrofonu:
– A teraz wykonam utwór najbardziej osobisty. I chciałbym zadedykować go wyjątkowej kobiecie, która, mam nadzieję, jest tu z nami na sali. „Starszy brat” jest dla ciebie, Julio... – powiedział i zaczął śpiewać... Już po kilku pierwszych słowach płakałam jak bóbr. Bo piosenka była o nas. O weselnym grajku, który śpiewał dla szczęśliwych par, ale sam nie mógł znaleźć miłości. Aż wreszcie spotkał starszą siostrę panny młodej i od razu się w niej zakochał. Tyle że grajek nie potrafił pięknie mówić. I chociaż los stykał go z dziewczyną jeszcze wiele razy, to nigdy nie zdołał jej powiedzieć, co do niej czuje...
– Boże słodki – szeptałam wzruszona. – Przecież to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałam. I gdy koncert się zakończył, podeszłam do Romana. Właśnie zbierał się do wyjścia.
– Dziękuję – powiedziałam. – Nawet nie wiesz, ile ta piosenka dla mnie znaczy...
– Więc przyszłaś! – uśmiechnął się nieśmiało. – I tym razem się nie obraziłaś?
– Tym razem nie było za co – pokręciłam głową. – Może pójdziemy na spacer?

 

Czytaj więcej