"Ciocia przyjechała do nas w samym środku świątecznej awantury. I wtedy stał się cud..."
Fot. 123 RF

"Ciocia przyjechała do nas w samym środku świątecznej awantury. I wtedy stał się cud..."

"Nienawidziłam Wigilii. Szczerze. Dużo pracy, mało czasu i całe morze wzajemnych pretensji... Mój mąż z niczym się nie spieszył, to było poniżej jego godności. Nawet głupiego sianka nie umiał kupić, jak go prosiłam!  Rok temu ciśnienie było jeszcze większe, bo zaprosiliśmy na kolację ukochaną ciocię Kornela..." Martyna, 35 lat

Ubiegłoroczna Wigilia, na którą zaprosiliśmy ciocię mojego męża, była dla na przełomowa. Ale po kolei...

Tego dnia jak zwykle byłam bliska histerii

Dzień powoli chylił się ku końcowi, a w naszym domu panował totalny chaos. Ja miotałam się między kuchnią a salonem, co utrudniała mi choinka leżąca w poprzek korytarza. Moje dziecko, obrażone na cały świat, siedziało w swoim pokoju, który wyglądał jak po wybuchu bomby. W łazience pływały jeszcze Bogu ducha winne karpie. Wszędzie unosił się kurz, a podłoga w kuchni się kleiła. I co robił w tym wszystkim mój mąż? Wziął się za naprawę szafki na buty, która, dodajmy, zepsuła się miesiąc temu.
– Nie zdążymy! – syknęłam, stając mu za plecami. – Zostaw to w cholerę i chwytaj się za odkurzacz! – dodałam bliska histerii.
– Sama się chwytaj – mruknął pogardliwie Kornel.
– Dobrze. W takim razie ty zasuwaj do kuchni! – krzyknęłam. – Bo ja mam tylko dwie ręce!
– Jezu... Nie drzyj się tak, jest Wigilia – rzucił, patrząc na mnie z... No nie wiem, z czym, ale miłość to raczej nie była.
– Nie musisz mi przypominać... I zostaw tę szafkę, bo nie ręczę za siebie! – ostrzegłam i ruszyłam do kuchni, bo właśnie poczułam woń spalenizny. Nienawidziłam Wigilii. Szczerze. Co roku wyglądało to u nas tak samo. Dużo pracy, mało czasu i całe morze wzajemnych pretensji... Ze spokojnymi świętami nie miało to zbyt wiele wspólnego. A tym razem ciśnienie było jeszcze większe, bo zaprosiliśmy na kolację ukochaną ciocię Kornela, która kilka miesięcy temu została wdową. Nie było jej łatwo i tym bardziej zależało mi, żeby stworzyć w ten wieczór ciepłą, przyjazną atmosferę.

Mój mąż nigdy się nie spieszył. To było poniżej jego godności... 

– Szlag by to trafił! – wrzasnęłam, otwierając piekarnik, bo kołacz z kapustą i grzybami, który według przepisu miał dochodzić jeszcze przez pół godziny, spalił się na węgielek.
– Nie bluźnij! – rzucił z korytarza mój niezastąpiony mąż.
– Są święta!
– Zamknij się! – odkrzyknęłam. – Bo jeszcze chwila, a świąt nie będzie... Czyszcząc blachę ze spalenizny, zastanawiałam się nad dwunastą potrawą, która właśnie wylądowała w koszu na śmieci, kiedy do kuchni weszła Amelka.
– Mamooo... Jestem głodna – oznajmiła.
– Dziecko, nie teraz, błagam! – odparłam.
– To kiedy? W brzuchu mi burczy...
– Za półtorej godziny usiądziemy do stołu – powiedziałam i dotarło do mnie, jak mało mamy czasu.
– To długo...
– Jezu, nie marudź! – wydarłam się. – Zamiast mi pomóc, tylko marudzisz i przeszkadzasz. Posprzątałaś wreszcie ten swój pokój?!
Nienawidzę cię. I tych świąt też – rzuciła przez zęby moja ośmioletnia córka i wyszła, trzaskając drzwiami tak, że klamka uderzyła mnie w łokieć, a wielka blacha wypadła z rąk, zrzucając przy okazji doniczkę z gwiazdą betlejemską stojącą na stole.
– Ja też... – Z bólu i złości chciałam krzyknąć, że też jej nienawidzę, ale w porę się powstrzymałam. Oparłam się o ścianę i resztką sił opanowałam wybuch płaczu.
– Kornel, odkurzyłeś?! – wrzasnęłam za to do męża. – To ustaw choinkę! – zarządziłam. – Szybko, naprawdę mamy już mało czasu...
– Nie panikuj – otrzymałam w odpowiedzi.
No tak, mój mąż nigdy się nie spieszył. To było poniżej jego godności... Po chwili usłyszałam, jak drzwi wyjściowe trzaskają, a Kornel wychodzi z mieszkania. „Pewnie idzie do garażu po sprzęt do osadzenia drzewka na stojaku”, uznałam.

Ciocia przyjechała w samym środku awantury

Ogarnęłam kuchnię i starłam niemiłosiernie brudną podłogę. Póki co, odłożyłam temat dwunastej potrawy i postanowiłam nakryć do stołu. Na szczęście obrus wyprasowałam wcześniej. Właśnie rozkładałam go na stole, kiedy przypomniałam sobie o sianku...
– Cholera! Kornel , kupiłeś sianko, jak cię prosiłam? – natarłam na męża, ledwo wszedł do salonu.
– Chyba zapomniałem – odparł. – Ale to przecież nie jest jakiś straszny problem...
Jest! Wielki problem z tym, że w żadnej sprawie nie mogę na ciebie liczyć! Nawet głupiego sianka nie potrafisz kupić!
– O, znalazła się ta, która zawsze jest w porządku! – ryknął na to mój ślubny. – Mam ci przypomnieć wszystkie rzeczy, o które ja cię prosiłem?!
Dalej poszło błyskawicznie. Z kłótni szybko przeszliśmy do prawdziwej awantury... Kto wie, jak by to się skończyło, gdyby nie Amelka, która stanęła w drzwiach i zawołała:
– Cicho! Ktoś dzwoni do drzwi! Nie zdziwię się, jeśli to policja... – dodała z przekąsem. Rzuciliśmy się do otwierania we trójkę. Na progu stała ciocia...

Najważniejsza okazała się miłość

– Słyszę, że tu u was gorąco... – Uśmiechnęła się. – Dobrze, że przyszłam wcześniej – dodała.
– Przepraszam, ciociu, ale nie wszystko jeszcze gotowe... – zaczęłam się tłumaczyć. – Ciocia sobie usiądzie wygodnie – dodał Kornel. – A my tu zaraz się uwiniemy.
Spokojnie, kochani. Najpierw napijemy się herbatki, potem zobaczymy... – zarządziła ciotka. – A wiecie, że u nas w domu Wigilia wyglądała całkiem podobnie? – roześmiała się, kiedy już siedzieliśmy w kuchni
Oj, jak myśmy się z moim świętej pamięci Jankiem pięknie kłócili! Jednego roku to prawie się rozwiedliśmy! Janek spakował walizkę i tuż przed pierwszą gwiazdką wyszedł z domu. To wtedy stanęliśmy przed dylematem, co jest ważniejsze: te wszystkie tradycje, dwanaście potraw, porządek i inne takie, czy po prostu czas, który spędzimy ze sobą, nawet przy zwykłych pierogach ruskich, barszczyku z paczki i na nieodkurzonym dywanie. I wiecie co, wygrała ta druga opcja...
Cóż, to była niezapomniana Wigilia. Choinka stała oparta o szafę, bo nie udało nam się jej osadzić w tym nieszczęsnym stojaku. Ale za to ubraliśmy ją razem. Karpie nadal pływały w wannie i też wyglądały na zadowolone. Potraw było ledwie jedenaście, lecz nikomu to jakoś nie przeszkadzało. Najważniejszymi składnikami tego wieczoru okazały się miłość, życzliwość i święty spokój. 

 

Czytaj więcej