"Zgodziłam się zabrać na wakacje swoją bratanicę. Wkrótce tego pożałowałam..."
Dziewczynki na wakacjach częściej się kłóciły, niż razem bawiły.
Fot. 123RF

"Zgodziłam się zabrać na wakacje swoją bratanicę. Wkrótce tego pożałowałam..."

Bratowa poprosiła mnie, żebym wzięła na rodzinny urlop także jej córkę. Mówiła, że u nich jest remont, ale prawda okazała się zupełnie inna. Zrozumiałam, że kolejny raz dałam się wykorzystać! Grażyna, 42 lata

Plułam sobie w brodę ze złości, bo nieopatrznie powiedziałam mojej bratowej o tym, że zamierzamy wynająć cały domek nad jeziorem. I to na dwa tygodnie!
– Na górze są trzy sypialnie, a na dole salon i kuchnia. Jest bardzo wygodnie... – rozwodziłam się, nie zwracając uwagi na to, że Hance zaświeciły się oczy. A przecież doskonale ją znam i wiem, jak potrafi wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. No i oczywiście nie omieszkała tego zrobić także teraz.

Nie umiem odmawiać

Spryciara, wyczekała do ostatniej chwili. Zadzwoniła, kiedy pakowaliśmy się przed wyjazdem, i udając załamaną, powiedziała, że nie ma co zrobić z Kasią.
– Chcemy z Maćkiem przeprowadzić remont. Musimy pomalować wreszcie mieszkanie... A wiesz, jak to z dzieciakiem... Kasia się zamęczy podczas remontu... I tak sobie pomyślałam, czybyś mi nie pomogła i nie zabrała jej do tego domku... A wiec to tak! Od razu powinnam była się domyślić, o co jej chodzi.
– Kasia i twoja Majka przecież bardzo się lubią! Będą się razem bawić...
Jasne! Hanka doskonale wiedziała, że moja i jej córka zwyczajnie się nie trawią. Może dlatego, że Kasia wiecznie dokuczała Majce. A może dlatego, że Majka wolała po tysiąc razy malować lub coś sobie czytać, niż bawić się z o rok starszą kuzynką, którą uważała za, delikatnie mówiąc, niezbyt mądrą. Kiedy się spotykały, nieraz brały się za łby i trzeba je było rozdzielać, pocieszać, ocierać łzy. Urlop z Kasią i Majką pod jednym dachem jawił mi się więc jako gehenna. Dlaczego zatem się na niego zgodziłam? Bo nie potrafię nikomu odmówić, nawet jeśli wiem, że potem będę tego srodze żałowała...

Ciągłe kłótnie i dzikie wrzaski

Tak czy siak, Kasia pojawiła się w domku nad jeziorem. Majka od razu strzeliła focha i zapowiedziała, że nie zamierza się z nią bawić. Co gorsze, obraził się także mój starszy syn, który stwierdził, że wakacje z samymi babami to koszmar, i zaczął znikać z domku na całe dnie.
– Dokąd tak chodzisz? – spytałam zaniepokojona. Wojtek ma dopiero piętnaście lat i wcale nie jest dorosły, chociaż się za takiego uważa.
– A tak sobie spaceruję po lesie! Wszystko jest lepsze od tego siedzenia z wami – odpyskował. I jakoś nie umiałam się na niego gniewać, bo... sama bym chętnie zwiała do tego lasu.
Kasia i Majka kłóciły się bowiem co najmniej trzy razy dziennie. Ścierały się o byle głupstwo i musiałam je rozdzielać. Ich dzikie wrzaski słychać było chyba w obrębie kilometra. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy ludzie w wiejskim sklepie zaczęli mi się dziwnie przyglądać. „Może sądzą, że je biję, stąd te rozpaczliwe krzyki?”, zastanawiałam się.
Dni ciągnęły się jak guma i naprawdę marzyłam już o tym, żeby urlop dobiegł wreszcie końca. „A wtedy wrócę do pracy i tam sobie odpocznę”, myślałam ironicznie.

Pocieszałam się, że inni mają gorzej

Chociaż bywały chwile, kiedy dochodziłam do wniosku, że wcale nie mam tak źle. W końcu mój brat z bratową poświęcali swój urlop na odnawianie mieszkania, co na pewno nie było lekką i przyjemną robotą. Więc ja, mimo wszystko, miałam dużo lepiej. Zdarzały się przecież nawet takie momenty, kiedy panował względny spokój, bo dziewczynki jakimś cudem bawiły się razem albo wręcz przeciwnie, po kolejnej kłótni nie odzywały się do siebie, śmiertelnie obrażone.
Po tygodniu moje wakacje osiągnęły półmetek, w dodatku na weekend miał przyjechać do nas mój mąż, który nie dostał urlopu w tym samym terminie co ja. W piątek rano Kasia, słysząc o tym, że przyjedzie wujek, przypięła się do mnie jak rzep i zaczęła mnie prosić, by przywiózł jej ukochanego żółwia.
– On się tak męczy w mieście, a tutaj pobiegałby sobie po trawniku – argumentowała. O dziwo, do tych błagań przyłączyła się także Majka, którą chyba ujęła wizja miłego zwierzątka do zabawy. Co miałam zrobić? Uległam im i zadzwoniłam do męża z prośbą, aby jadąc do nas, zahaczył o dom mojego brata i zabrał zwierzaka. Tym bardziej, że było mu po drodze. Niestety, żółw nie dotarł do nas na wakacje...

Kolejny raz dałam się wykorzystać

Ignaś przyjechał bez niego, za to dziwnie wściekły. Kiedy dziewczynki dały upust swojemu niezadowoleniu i w końcu jakoś tak zgodnie poszły się bawić nad jezioro, zapytałam męża, co się stało. Ignaś spojrzał na mnie dziwnie, po czym rzucił:
– To co mi mówiłaś? Że dlaczego Kasia przyjechała tu na wakacje?
– Bo mój brat i bratowa robią remont w mieszkaniu – powtórzyłam, nie mając pojęcia, dlaczego znowu o to pyta.
– Tak? To wyobraź sobie, że pojechałem do nich i pocałowałem klamkę! W pierwszym momencie myślałem, że może jednak chodzą do pracy i jeszcze nie wrócili. Albo że pojechali do marketu, bo im zabrakło farby. Usiłowałem się więc do nich dodzwonić i udało mi się połączyć z twoją bratową. Jeszcze nie zdążyłem wyłuszczyć jej sprawy, a ona mi od razu gada, że siedzą w domu i malują! Już chciałem jej powiedzieć, że stoję przed ich drzwiami, kiedy z windy wysiadła jakaś starsza kobieta.
– Nie ma pan co czekać na sąsiadów – poinformowała mnie, chociaż o nic nie pytałem.
– Wyjechali jakiś czas temu, i to pewnie na dłużej. Widziałam ich, jak z walizkami pakują się do taksówki. Pewnie pojechali na lotnisko.
– Na lotnisko?! – wykrzyknęłam zdumiona. A potem, nie zastanawiając się długo, wybrałam numer bratowej i spytałam, gdzie właściwie są, bo wiem, że w domu ich nie ma... Hanka była tak zaskoczona, że zaniemówiła. Po chwili jednak odzyskała rezon i zaczęła się tłumaczyć, że faktycznie wyjechali, ale tylko na kilka dni, bo musieli odpocząć. Oni musieli? A ja?!
Wstrząsnęła mną egoistyczna postawa mojego kochanego brata i jego żony, kiedy się wydało, że wybrali się na wakacje do Chorwacji, podrzucając mi swoje dziecko jak kukułcze jajo! Byłam naprawdę wściekła. A Ignacy dolewał jeszcze oliwy do ognia, twierdząc, że przyda mi się taka gorzka lekcja.
– Może po tej historii wreszcie nauczysz się mówić „nie” – burknął. – Bo ty wiecznie na wszystko się zgadzasz i dajesz się wykorzystywać! Niestety, wiem, że ma rację. Kolejny raz dałam się wykorzystać, psując przez to wakacje i sobie, i Majce. I nawet bratanicy, która na pewno wolałaby spędzić te dni ze swoimi rodzicami. Może gdybym nie zgodziła się, żeby jechała ze mną nad jezioro, to rodzice jednak zabraliby ją na wakacje ze sobą... W każdym razie w tym roku na pewno będę bardziej asertywna!

Czytaj więcej