"Spotykałam się z Arkiem od ponad półtora roku, gdy dowiedziałam się o jego domu nad jeziorem, do którego kiedyś bardzo lubił jeździć. Zdziwiłam się, że nigdy wcześniej o nim nie wspominał. Myślałam, że mnie kocha, że nie ma nic do ukrycia..." Beata 25 lat
– Dokąd w tym roku jedziecie na wakacje? – zapytała mnie pewnego dnia Kamila. Wzruszyłam ramionami. – Jeszcze nie wiem – rzuciłam. – Może do Egiptu albo Tunezji...
– No wiesz – zaśmiała się Kamila. – Arek ma taki superdom nad jeziorem, nie musicie jechać tak daleko... Popatrzyłam na nią zdziwiona.
– Ma dom nad jeziorem? – powtórzyłam. Kamila kiwnęła głową. – Byłaś tam? – zapytałam.
– No pewnie, i to nieraz – stwierdziła koleżanka. – Był czas, że Arek ciągle zapraszał tam znajomych... Zawiesiła głos, a mnie zrobiło się głupio. Był czas... W domyśle: kiedy nie spotykał się ze mną.
Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Wciąż zastanawiałam się, dlaczego Arek nigdy mi nie wspomniał o swoim letnim domku. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam go o to.
– Skąd o tym wiesz? – zdziwił się. Wyglądał na niezadowolonego.
– No... Od Kamili – wybąkałam.
– Mówiła ci coś jeszcze? – Arek zmarszczył brwi.
– Nie, tylko że to nad jeziorem... I że kiedyś często tam jeździliście całą paczką. Kiwnął głową.
– Dlaczego nic mi wcześniej o nim nie mówiłeś? – odważyłam się po chwili znów zapytać.
– Nie było okazji. Tak dawno tam nie byliśmy, że wręcz o nim zapomniałem – powiedział.
Czy mi się zdawało, czy brzmiało to jakoś nieszczerze? O co mu chodziło? Nie ufał mi? Chciał mieć przede mną jakieś tajemnice? Może jednak nie byliśmy ze sobą tak blisko, jak mi się zdawało? Może on nie traktował mnie tak poważnie, jak ja jego? Arek widział, że nie jestem w humorze.
– Chodzi ci o ten domek, tak? – zapytał.
– Tak – przyznałam z ulgą. – Nawet nie wspomniałeś, że go masz.
– To nie ja go mam, należy do moich rodziców. Poza tym... Ja po prostu nie lubię tam jeździć. Znudziło mi się.
Niby przyjęłam to do wiadomości, ale ciągle myślałam o tym domu. Robiło się coraz cieplej, dni były coraz ładniejsze... Na Mazurach musiało być pięknie... Zaczęłam regularnie wspominać Arkowi, że marzę o wypadzie nad jezioro. Wymawiał się pracą, brakiem czasu, tym, że dawno tam nie był, że jego rodzice wciąż tam jeżdżą... Ale ja się nie poddawałam, podjęłam ten temat właśnie na obiedzie u jego rodziców.
– Państwo byli już w tym roku na Mazurach? – zagadnęłam z niewinną miną. Mama Arka zerknęła na niego znacząco.
– Nie, w tym roku jeszcze nie – wyjaśniła po chwili. – Pewnie masz ochotę tam pojechać? – uśmiechnęła się. Kiwnęłam głową, a w tym samym momencie Arek syknął. Zerknęłam na niego naprawdę zaskoczona.
– Oj, synu, przecież możesz już pojechać? Nie byłeś tam z siedem lat... – odparła jego matka. I choć Arek protestował, w końcu postawiłam na swoim. Powiedział, że zabierze mnie do domku.
– Ale tylko my dwoje, dobrze? – szepnął, patrząc mi w oczy. – Żadnych znajomych i imprez, okej? Kiwnęłam głową. Bardzo mi się ta propozycja spodobała.
Mieliśmy dla siebie pięć dni: wyjeżdżaliśmy w środę nad ranem, wrócić planowaliśmy w niedzielę wieczorem. Tak się cieszyłam! Nawet Arkowi udzielił się mój nastrój. Przez całą drogę uzgadnialiśmy, co będziemy robić, choć ja, prawdę mówiąc, marzyłam, byśmy nie wychodzili z łóżka. Gdy koło dziesiątej przed południem zajechaliśmy na miejsce, oniemiałam. To było najpiękniejsze miejsce pod słońcem. Malutka wioska, otoczona z dwóch stron jeziorami i lasem... Domek rodziców Arka wyglądał jak nieduży, całoroczny dom. W środku były trzy pokoje, kuchnia, mała łazienka... I wszystko, co potrzebne do szczęścia. Z kranu nawet leciała ciepła woda! Zdziwiło mnie to, ale Arek wyjaśnił, że jego rodzice prosili wcześniej swoich znajomych, by przygotowali dom na nasz przyjazd. Byłam wniebowzięta.
– Tu będziemy spać – pokazał mi sypialnię z widokiem na wodę.
– To był kiedyś twój pokój? – zainteresowałam się.
– Nie, tu jest największe łóżko – zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę. Zaczęliśmy się całować i zapomniałam o Bożym świecie. Pierwszy dzień minął nam leniwie, spokojnie, tak jak to sobie wyobrażałam. Wieczorem poszliśmy na spacer i na kolację do jedynej czynnej knajpki.
Kiedy przed snem myłam się w łazience, poczułam nagły niepokój. Nie wiedziałam, czym jest spowodowany, po prostu nagle jakby przeszedł mnie dreszcz. Miałam wrażenie, że ktoś stoi tuż za mną. Niemalże słyszałam czyjś ciężki, urywany oddech... Zamarłam. A potem odwróciłam się bardzo powoli... I z ulgą wypuściłam powietrze. Byłam w łazience sama, to pewnie wyobraźnia spłatała mi figla. Skończyłam się myć i wróciłam do Arka. Nic mu nie wspomniałam o moich lękach, bo pewnie by mnie wyśmiał. Zasnęliśmy. Byłam pewna, że budzą mnie promienie słońca. Ale kiedy otworzyłam oczy, w pokoju było ciemno. Arek spał obok, a na jego twarz padał zza okna słaby blask księżyca. Poczułam niepokój bardzo podobny do tego sprzed zaledwie kilku godzin. Miałam wrażenie, jakby ktoś chodził koło domu. Słyszałam czyjeś kroki, a w pewnym momencie zauważyłam cień za oknem. Już miałam obudzić Arka, gdy wszystko ucichło. Byłam pewna, że nie zasnę, ale zapadłam w sen, ledwo zamknęłam oczy.
Rano to wszystko wydawało mi się śmieszne. „Pierwsza noc poza domem, w małym domku, a nie wielopiętrowym bloku, i już zaczynam świrować”, śmiałam się z siebie w duchu. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na spacer. Potem usiedliśmy na pomoście i zaczęliśmy wystawiać twarze do słońca. Zdjęłam buty i zanurzyłam nogi w wodzie – była całkiem ciepła.
– Dobrze nam tu razem, prawda? – odezwał się Arek, a ja pokiwałam głową. Już miałam powiedzieć jakieś równie miłe słowa, gdy nagle coś okropnego owinęło się wokół mojej kostki. To coś było ohydne, zimne i szorstkie... Szarpnęłam nogą, wystraszona, a Arek zerknął na mnie zdziwiony.
– Coś... Coś mnie złapało pod wodą... – zaczęłam się tłumaczyć, ale on wybuchnął śmiechem.
– Tak, oczywiście. Potworny wodorost – zażartował.
Obiad jedliśmy u znajomych rodziców Arka, którzy zajmowali się domkiem pod ich nieobecność. Podali pyszną rybę i wydawali się bardzo sympatyczni. Nie rozumiałam tylko, dlaczego kobieta spogląda na mnie co chwilę z dziwnym wyrazem twarzy. Może nie pochwalała takich związków, może myślała, że dziewczyna i chłopak nie powinni spać w jednym domu bez ślubu? Postanowiłam się nią nie przejmować.
Wróciliśmy do domku i spędziliśmy fantastyczny, namiętny wieczór. Arek szeptał, że mnie kocha i byłam taka szczęśliwa! Nagle zyskałam pewność, że to ten jedyny, że chcę być z nim już zawsze. Nie rozumiałam zatem, dlaczego po takich cudownych przeżyciach przyśnił mi się koszmar. Tonęłam. Coś ciągnęło mnie w dół, ku mulistemu dnu. Widziałam przed sobą brudną, zielonkawą wodę i wodorosty, podobne do włosów. Obudziłam się zlana potem i do rana leżałam wtulona w Arka.
Tuż po śniadaniu mój chłopak dostał telefon z pracy. Musiał pilnie wysłać do firmy jakieś dane, ale nie wziął laptopa, a w wiosce nie było internetu.
– Pojadę do miasta, tu niedaleko, i za godzinę będę z powrotem – powiedział, zakładając mi za ucho pasemko włosów. Kiwnęłam głową. Zostałam sama. Najpierw pozmywałam. Potem znalazłam w pokoju jakąś książkę i zaczęłam ją przeglądać. Nagle usłyszałam z kuchni dziwny, głośny dźwięk, jakby szum. Poszłam tam i przystanęłam w progu zdumiona. Z kranu leciała woda. A przecież zakręcałam ją po zmywaniu... „Może to uszczelka”, pomyślałam bez przekonania. „Albo zawór”. Zakręciłam kran i wróciłam do pokoju. Włączyłam radio, bo cisza mnie irytowała. Niestety, pograło jakieś dwadzieścia minut i wyłączyło się. Pomyślałam, że strzeliły korki. Ale nie. Prąd był... Więc co? Ten dom zaczął mnie doprowadzać do szału! W dodatku dostałam SMS-a od Arka, że wróci trochę później, bo sprawa jest poważniejsza. Nie jestem jakaś strachliwa czy przewrażliwiona, ale ten dom naprawdę budził we mnie dziwne uczucia. Musiałam wyjść na powietrze. Nie wiem, jak to się stało, ale nogi same poniosły mnie do domu gospodarzy obok. Kobieta robiła coś w ogródku i kiedy mnie zobaczyła, wyglądała, jakby się ucieszyła.
– A co to, panienka sama? –zapytała. – Na herbatę zapraszam, z konfiturą. Z ulgą przyjęłam zaproszenie.
– Arek pojechał do miasta, a mnie trochę nieswojo samej... – zaczęłam się tłumaczyć, gdy postawiła przede mną parujący kubek.
– Ano, rozumiem – westchnęła kobieta. – Ten dom ma coś takiego w sobie... – Jak to? – zerknęłam na nią z ukosa. – A co to, panienka nic nie wie?
– O czym? – wzruszyłam ramionami, ale nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach.
– A więc nie wie... – mruknęła starsza pani. – Tu ludzie dziwnie o tym domu mówią. Boją się.
– Czego? – uniosłam brwi.
– A bo różnie się ludziom widzi. Niektórzy tam widzieli zapalone światło, gdy nikogo w domu nie było... Inni słyszeli jakieś hałasy...
– A pani? – przełknęłam ślinę.
– Ja? – zaśmiała się. – Ja nie. Nic nie widziałam. Może dlatego, że ja się jej nie boję – odparła.
– Jej? – zamrugałam oczami. – O kim pani mówi?
– A, to już swojego kawalera pytaj. On niech ci opowie, to nie moja sprawa – zbyła mnie. Zmieniła temat, zaczęła mi opowiadać o swoich dzieciach, ale słuchałam jednym uchem.
Kiedy wreszcie się pożegnałam i wróciłam do domku, Arek już tam był. Przywitał się ze mną namiętnie, ale odsunęłam się od niego.
– O co chodzi z tym domem? – zapytałam wprost. – Co to za ona, o którą mam cię zapytać? – patrzyłam na niego wyczekująco.
Zbladł. Nerwowo zagryzał wargi.
– Więc... więc już wiesz... – szepnął.
– No właśnie nie wiem! Nic nie wiem i zaczyna mnie to irytować! – odparłam podenerwowana.
– Dobrze, powiem ci... Powinienem to zrobić wcześniej, ale... Bałem się.
Patrzyłam na niego zdziwiona. To musiała być jakaś poważna sprawa, jego twarz zastygła w bólu.
– To było dawno – zaczął opowiadać. – Miałem wtedy osiemnaście lat. I miałem dziewczynę... Nie, właściwie to nie tak. Spotkaliśmy się kilka razy, ale nie chciałem z nią być. Ona się zakochała. Bardzo. Ale mówiła, że wystarczy jej przyjaźń, że zależy jej na mnie nie tylko jako chłopaku... Uwierzyłem. Przyjechaliśmy tu kiedyś całą paczką, ona też. W nocy przyszła do mnie do łóżka, zaczęła płakać, całować mnie, rozbierać. Mówiła, że mnie kocha, że należę do niej... Głupio mi było, w pokoju spałem z chłopakami, wszyscy to słyszeli. Ale musiałem powiedzieć jej prawdę: że jej nie kocham i nigdy nie pokocham, że nie chcę z nią być, że mnie oszukała... udając przyjaźń... – Arek na chwilę urwał, a ja nadal nie wiedziałam, jaki był finał tej historii.
– Wybiegła z domku. Był środek nocy, a ona trochę wypiła. Ruszyliśmy za nią, ale jej nie znaleźliśmy. Myśleliśmy, że wróci rano, ale nie wracała. Sądziłem nawet, że pojechała stopem do domu, ale... Po dwóch dniach wyłowiono jej zwłoki z jeziora... – mój chłopak ukrył twarz w dłoniach.
Milczałam, patrząc na niego. To dlatego nie chciał tu przyjechać. Czuł się winny. Wszystko tutaj przypominało mu o tym koszmarze... A ja zmusiłam go, by mnie przywiózł w te wakacje... Wzięłam go za rękę.
– To nie twoja wina – szepnęłam.
– Wiem. Ale nadal w głębi serca... Nie potrafię pozbyć się wyrzutów sumienia. Dlatego nic ci nie mówiłem. Po tamtym... Przez lata nie szukałem miłości, aż spotkałem ciebie i nie mogłem walczyć z tym uczuciem... Ale ciągle bałem się, co sobie o mnie pomyślisz, gdy się dowiesz o tym, co tu się wydarzyło – spuścił głowę.
– Arek, kocham cię. I nic tego nie zmieni – zapewniłam go. Uśmiechnął się ciepło. –Chodźmy na spacer. Świeże powietrze dobrze nam zrobi – wzięłam go za rękę.
Spacerowaliśmy wokół jeziora, ja ciągle żartowałam, żeby odwrócić jego uwagę od złych myśli. Ale w głębi duszy zastanawiałam się, czy te wszystkie dziwne rzeczy, które przydarzyły mi się w daczy, miały związek z tragiczną historią sprzed lat. Byłam coraz bardziej pewna, że tak. Przed kolacją wysłałam Arka po zakupy. Powiedziałam, żeby poszedł beze mnie. Chciałam zostać sama. Pomysł nasunął mi się, gdy przypomniałam sobie słowa starszej kobiety: „Ja się jej nie boję”, powiedziała. Stanęłam w kuchni i rozejrzałam się. Czy naprawdę słyszałam czyjś oddech, czy tylko pracowała moja wyobraźnia? Zdawało mi się, że czuję czyjąś obecność.
– Nie boję się ciebie – powiedziałam głośno. – Słyszysz? Nie boję się – powtórzyłam. – Kocham Arka i on mnie kocha. Nie stanęłam ci na drodze, więc nie miej do mnie żadnych pretensji. On i tak długo przez ciebie cierpiał, więc daj mu wreszcie spokój. Jeśli go naprawdę kochałaś, powinnaś się na to zdobyć i odejść stąd na zawsze. Zamilkłam. Nie wiedziałam, czy moje słowa odniosły jakiś skutek, ale miałam nadzieję że tak. Arek wrócił z zakupami, zjedliśmy kolację. Nie wiem, czy to siła sugestii, ale tej nocy spałam spokojnie. W ogóle aż do naszego wyjazdu był spokój. Od tamtej pory minęły dwa lata. Arek i ja jesteśmy już małżeństwem. Bardzo szczęśliwym małżeństwem. Rzadko jeździmy nad jezioro. Ale wiem od gospodyni, że od naszego pierwszego pobytu nikt już nie słyszał tam niepokojących dźwięków ani nie widział świateł w oknach.