"Błagałam o pomoc dla mojego męża. Z lekarzem, który go ratował, wiele mnie łączyło"
Fot. 123RF

"Błagałam o pomoc dla mojego męża. Z lekarzem, który go ratował, wiele mnie łączyło"

"Z Tomkiem to było szaleństwo – namiętność, gorączka, upojne noce, ale i niepewność. A ze Stefanem... 8 lat małżeństwa, 2 lata narzeczeństwa. Wspólna młodość, cudowne wspomnienia... Musiałam wybrać jednego z nich. Niedługo potem mój mąż walczył w szpitalu o życie. Gdy zobaczyłam twarz lekarza, który się nim zajął, zamarłam..." Anita, 45 lat.

Z Tomkiem poznaliśmy się przez... nasze psy. Pewnego razu na łące, gdzie biegałam z Doną, pojawił się przystojny 40-latek z wilczurem. Dżeki od razu zaprzyjaźnił się z moją suczką. Na drugi dzień znów w tym samym miejscu spotkałam tego mężczyznę. – Dżeki mnie tu zaciągnął. Chyba spodobała mu się Dona – mrugnął do mnie. – I widzę, że z wzajemnością – uśmiechnęłam się, patrząc na ganiające się zwierzaki. Oboje zaczęliśmy coraz częściej tam przychodzić. Dzięki temu nie musiałam biegać za Doną – wyszalała się z Dżekim i szybko miała dość. A ja zyskałam nowego znajomego, który okazał się przemiłym i inteligentnym facetem.

Miałam męża, a zakochałam się jak nastolatka

Spotykaliśmy się coraz częściej. Najpierw tylko na spacerach z psami, potem zaczęliśmy umawiać się w kawiarniach, parkach. Długo wmawiałam sobie, że Tomek jest po prostu moim dobrym kolegą. Nawet nie zauważyłam, kiedy sytuacja wymknęła mi się spod kontroli i... zakochałam się! Z początku próbowałam walczyć z rodzącym się we mnie uczuciem. Kochałam męża i nie wyobrażałam sobie, że mogę go zdradzić. Tomek jednak też się we mnie zakochał i nie zamierzał tak łatwo dać za wygraną. Zdobywał mnie tak długo, aż uległam. To było istne szaleństwo. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, nawet z mężem. Zakochałam się jak nastolatka. Był tylko jeden problem. Wciąż kochałam Stefana! „Czy można kochać dwóch facetów jednocześnie?”, pytałam samą siebie. Na to wyglądało, choć kochałam ich inaczej.
Z Tomkiem to było szaleństwo – namiętność, gorączka, upojne noce, ale i niepewność. A ze Stefanem... 8 lat małżeństwa, 2 lata narzeczeństwa. Wspólna młodość, cudowne wspomnienia... Co tu dużo gadać? Byliśmy jak jeden organizm – rozumieliśmy się bez słów, znaliśmy na wylot, wiedzieliśmy o sobie wszystko. „Dwie miłości, a która jest tą prawdziwą?”, zadręczałam się. Miałam straszne wyrzuty sumienia, że zdradzam Stefana. Czułam się okropnie. Pomyślałam, że dłużej tak nie mogę. „Muszę wybrać jednego z nich”, postanowiłam.

Musiałam podjąć decyzję

Długo biłam się z myślami, w końcu wybrałam męża. „To jemu przysięgałam przed Bogiem”, mówiłam sobie. Rozstanie z Tomkiem było prawdziwym dramatem nie tylko dla mnie, ale i dla niego. W ogóle nie mógł zrozumieć mojej decyzji.
– Dlaczego? Przecież tak się kochamy? – pytał załamany.
– Mam męża...
– Ale mówiłaś, że do męża nie czujesz tego co do mnie...
– Tak mi się wydawało... – nie patrzyłam mu w oczy.
Było gorzej, niż myślałam. Tomek postanowił o mnie walczyć. Wciąż do mnie dzwonił, wysyłał miłosne SMS-y. A ja cierpiałam, ale byłam twarda. Im więcej czasu mijało od rozstania z Tomkiem, tym bardziej przekonywałam się, że dobrze wybrałam.

Chciałam zrekompensować mężowi zdradę

Byłam teraz dla Stefana o wiele czulsza, jakbym próbowała zrekompensować mu moją zdradę. W Stefanie też jakby odżyła dawna namiętność. Nasz związek kwitł. Powoli zapominałam o Tomku... On też przestał do mnie pisać. Potem dowiedziałam się od kogoś, że sprzedał dom i wyjechał z miasta. Na urlop pojechaliśmy z mężem nad morze. Było cudownie, jak za dawnych lat. Pewnego razu wybraliśmy się na spacer wzdłuż plaży. Szliśmy długi czas, w końcu zatrzymaliśmy się, by odpocząć. Coś powiedziałam do Stefana, ale nie odpowiedział. Jego twarz wykrzywiał grymas bólu.
– Co się stało, kochanie? – zapytałam z troską.
– Boli... – wyszeptał i chwycił się za serce.
– Zmęczyłeś się. Odpoczniemy trochę, to ci przejdzie.
Ale ból nie mijał. Wiedziałam, co to może oznaczać. Mój teść 8 lat temu zmarł na zawał. Zawiozłam męża na pogotowie.

Błagałam o pomoc dla Stefana

Młody lekarz zmierzył mu tętno, ciśnienie i stwierdził, że to nerwoból.
– A jeśli to zawał? – wyszeptałam.
– Chłop jak dąb, młody, szczupły, a pani panikuje! – bagatelizował sprawę, a ja, przerażona, patrzyłam, jak mój zdrowy do tej pory mąż blednie jak ściana, pokrywa się kropelkami potu i ledwo oddycha...
– Niech pan go ratuje, do cholery! – krzyknęłam spanikowana.
– Kto tu tak krzyczy? – otwarły się jakieś drzwi i wyszedł drugi lekarz.
– Panie doktorze – przypadłam do niego z nadzieją, że on mi pomoże, i oniemiałam.
To był Tomek! Nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć. On też milczał, patrząc na mnie w osłupieniu. W końcu w strachu o Stefana wyjąkałam:
– Mój... mąż ma... zawał!
Tomek zmierzył Stefanowi ciśnienie.
– Jak długo pana boli? – zapytał.
– Chyba już z pół godziny – szepnęłam.
– Aspiryna, maska z tlenem, dożylnie nitrogliceryna – Tomek wydał dyspozycje stażyście.
– Jedziemy do szpitala – rzucił do mnie.
W karetce Tomek założył Stefanowi kroplówkę i podłączył go do jakiegoś aparatu. Cały czas monitorował stan męża, podawał mu kroplówki z innymi lekami i środkiem przeciwbólowym. Wobec mnie był uprzejmy, ale zachowywał się, jakbyśmy się nie znali. Skupiał się jedynie na ratowaniu Stefana.

Były kochanek uratował mojemu mężowi życie

Jeszcze w karetce zadzwonił do szpitala, by dowiedzieć się, kto ma dyżur. Chwilę później zadzwonił do znajomego kardiologa. Rozmawiał cicho, usłyszałam tylko:
– To poważna sprawa, wolałbym, żebyś to ty przy tym był... Mam nadzieję, że nie odmówisz przyjacielowi.
Gdy przyjechaliśmy na izbę przyjęć, kolega Tomka już na nas czekał. Tomek dokładnie opisał mu stan Stefana. Od razu zawieźli go na oddział reanimacyjny.
– Nie możesz tu wejść – powiedział Tomek do mnie przed wejściem na oddział. – Poczekaj, zaraz przyjdę. Wrócił po dziesięciu minutach. – Nie martw się, twój mąż jest w dobrych rękach. Ale operacja trochę potrwa. Jeśli chcesz, możesz tu zostać i spać w dyżurce. Mówiłem już koledze, nie będzie żadnego problemu. Ja muszę wracać.
W szoku i stresie nawet nie zdążyłam mu podziękować. Kilka dni później zadzwoniłam do niego.
– Uratowałeś Stefanowi życie... – szepnęłam.
– Spełniłem tylko swój obowiązek.
– Zrobiłeś dużo więcej... Dlaczego? Przecież... ja...
Złamałaś mi serce, ale ze złamanym sercem można żyć. A bez serca nie... 

 

Czytaj więcej