"Przez tyle lat byłyśmy przyjaciółkami. Gośka była świadkiem na naszym ślubie i matką chrzestną naszego pierwszego syna, a potem zrobiła mi takie świństwo! Gdy odkryłam, że mój mąż się z nią przespał, wybaczyłam mu. Myślałam, że doceni ten gest. Myliłam się..." Alicja, 41
Gośka, moja jak mi się wydawało przyjaciółka, uporczywie patrzyła w stół...
– No, powiedz coś w końcu! – nie wytrzymałam.
Podniosła głowę.
– Po co? Przecież już wszystko wiesz – powiedziała.
– Ale dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłaś? Przecież byłyśmy jak siostry...
– Jak siostry? – prychnęła. – Chyba jak siostry z bajki o Kopciuszku. Ty miałaś wszystko, męża, dzieci, wspaniały dom, świetną pracę. A ja nic.
– I dlatego ukradłaś mi rodzinę?
– Nie planowałam tego. Po prostu się zakochałam. Tak wyszło – odparła cicho.
– Tak wyszło? Po prostu się zakochałam? – popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. – Uwiodłaś mi męża i twierdzisz, że „tak wyszło”? Wstałam, otworzyłam drzwi.
– Nie mów mi o miłości. To nie miłość, to tylko seks. A teraz wynoś się stąd. Nie chcę cię tu więcej widzieć!
Wyszła, a ja jeszcze długo nie mogłam się uspokoić. Przez tyle lat byłyśmy przyjaciółkami! Gośka była świadkiem na naszym ślubie i matką chrzestną naszego pierwszego syna. To jej zwierzałam się z problemów w pracy, domu i... sypialni. Ufałam jej, wierzyłam, że to co mówię, zostanie między nami. „I zostało”, pomyślałam w przypływie wisielcze- go humoru. „Pomogła mi po prostu odświeżyć małżeństwo”.
Od kilku miesięcy podejrzewałam, że Jacek kogoś ma. Wracał z pracy bardzo późno, przemykał chyłkiem do sypialni i od razu zapadał w sen. Nawet mi to odpowiadało – nie miałam głowy do seksu. Może stałam się oziębła, a może zmęczyło mnie nasze intymne pożycie? Powiem wprost, Jacek już dawno przestał być dla mnie tym mężczyzną, na widok którego dostawałam gęsiej skórki. Chyba tylko w pierwszym roku małżeństwa potrafiliśmy przez weekend nie wychodzić z łóżka. Potem namiętność jakoś wygasła. Po paru latach odkryłam, że od chwil sam na sam z mężem wolę inne przyjemności. Owszem, kochaliśmy się od czasu do czasu, żyliśmy przecież razem – wspólny dom, dzieci, finanse – ale nie było w tym dawnego ognia. „Tysiące par tak żyją i nie robią z tego problemu”, przekonywałam samą siebie.
Czasem nawet żałowałam Jacka. Był przecież mężczyzną, potrzebował seksu o wiele bardziej niż ja. A ja najczęściej po prostu wymawiałam się bólem głowy, nadmiarem pracy, zmęczeniem. Na szczęście on nie protestował. A gdy zobaczyłam w naszym komputerze historię przeglądanych stron – i były to strony pornograficzne – nawet poczułam ulgę. Uznałam, że nic w tym złego, w końcu musi sobie jakoś radzić. Ale żeby romans? W dodatku z Gośką, którą znał od tylu lat? To było tak, jakby zdradził mnie z moją własną siostrą! Zabawne, że nigdy wcześniej przez głowę mi nie przeszło, że mogą coś do siebie czuć. Przecież znali się jak łyse konie. W dodatku Gośka zawsze powtarzała, że jej ulubiony typ faceta to szczupły, wysoki mężczyzna. A Jacek był średniego wzrostu, no i chudzielcem raczej nie można go było nazwać. Jak dowiedziałam się o zdradzie? Najbanalniej w świecie. Po prostu nakryłam ich na pocałunku. Przycisnęłam ich i wyznali, że łączy ich coś więcej.
– Ty i tak traktujesz mnie jak mebel – wzruszył ramionami.
– Trzeba było ze mną o tym porozmawiać – odparłam.
– Porozmawiać? Z tobą? Jak, kiedy? Na sam dźwięk słowa „sypialnia” uciekałaś przed telewizor!
– Wiesz, że mam dużo pracy, dzieci są w trudnym wieku, a ciebie w ogóle nie ma w domu. W dodatku teraz już wiem, dlaczego. Nie odezwał się.
– W porządku – podjęłam decyzję. – Kończysz romans i wracamy do normalnego życia. Nie rozwiodę się z tobą, nie zrobię tego naszym synom. Ale wiedz, że tego, co zrobiłeś, długo ci nie wybaczę. Milczał, co uznałam za zgodę. Nasze życie wróciło w stare koleiny. Chłopcy chyba niczego się nie domyślili. Przechodzili trudny okres, nie mogłam dokładać im dodatkowych problemów, a rozwód zawsze odciska się piętnem na dzieciach. W pracy też nie miałam lekko. Zostałam szefową działu, doszły dodatkowe obowiązki, zdarzało się, że brałam robotę do domu. Pomimo to na stole był zawsze ugotowany obiad, a i do czystości naszego mieszkania nikt nie mógłby się przyczepić. Tak minęło pół roku. Raczej mijaliśmy się z Jackiem w drzwiach, ale przed znajomymi i rodziną graliśmy normalne małżeństwo.
W lipcu Jacek wziął dwa tygodnie urlopu i zabrał chłopaków nad morze. Cieszyłam się, że spędzi czas z synami. Było mi to też na rękę, bo pozbywszy się domowych obowiązków, mogłam całkowicie poświęcić się pracy. Czekał mnie duży projekt i sądziłam, że zajmie mi czas aż do powrotu chłopaków z wakacji. A jednak skończyłam go wcześniej. Przez weekend doprowadziłam do porządku dom, pomyłam wszystkie okna, zrobiłam pranie, wypucowałam i zaopatrzyłam lodówkę. Chłopcy mieli wrócić za cztery dni. Niewiele myśląc, spakowałam kilka drobiazgów do torby. „Zrobię im niespodziankę, a sama przy okazji naładuję akumulatory”, postanowiłam. Jeszcze w pociągu do mnie zadzwonili. Udałam, że sprzątam i nie mam teraz czasu rozmawiać. Nie chciałam, żeby domyślili się, gdzie jestem, słysząc szum jadącego pociągu. Droga do domku, który wynajęli, prowadziła przez las pełen sosen. Pięknie tu było, a do tego kilkaset metrów dalej morze! Nie pukając, weszłam do środka. Poczułam smakowity zapach pieczeni... Czyżby Jacek przemienił się nagle w kucharza? Nigdy dotąd nie zdradzał kulinarnych talentów...
Zaintrygowana skierowałam się do kuchni. I zamarłam, bo przy blacie stała... Gośka! Nasze spojrzenia się spotkały. Niewiele myśląc, uderzyłam ją w twarz. Nie oddała mi. Stała, a po policzkach płynęły jej łzy.
– Przepraszam – wyszlochała. – Naprawdę mi przykro, ale ja go kocham...
– Co? – oniemiałam.
– A on kocha mnie. Chcemy być razem.
– Nie pleć. Słuchaj, my mamy dzieci, dom... Nie rozwiodę się z Jackiem, chłopcy nie mają pojęcia... – zawahałam się. – Nie mieli pojęcia...
– Już mają.
– Słucham?
– Powiedzieliśmy im. Na początku byli zszokowani, chcieli wracać do domu, ale potem stwierdzili, że ty i Jacek i tak zachowujecie się jak obcy sobie ludzie.
– Nie wierzę...
– To prawda – do kuchni wszedł Jacek i stanął przy Gośce.
– Gdzie są chłopcy? – zapytałam.
– Na plaży. Mają wrócić na obiad. – Nie będzie żadnego obiadu. Zabieram ich do domu.
– Alicja, posłuchaj... – zaczął Jacek.
Nie słuchałam go, pobiegłam na plażę. Już z daleka zobaczyłam moich synów. Byli tacy wysocy, smukli i opaleni. Przez chwilę ogarnęła mnie taka czułość, że aż musiałam zatrzymać się i wytrzeć łzy. Zobaczyli mnie, podbiegli do mnie.
– Mamo, co ty tu robisz? – zawołał Tomek. A Bartek zapytał z niepokojem: – Chyba nie byłaś w domku? – Właśnie stamtąd wracam – odparłam.
– Czyli widziałaś się z tatą i ciocią...
– Tak – przyznałam. I zupełnie się rozkleiłam.
– Nie płacz – zaczęli mnie pocieszać. – My już się z tym pogodziliśmy. Najpierw chcieliśmy ją znienawidzić. Ale potem pogadaliśmy i doszliśmy do wniosku, że tobie i tacie już dawno przestało się układać. Z ciocią jest przynajmniej szczęśliwy. I ty też, mamo, kiedyś będziesz...
– Nikogo nie potrzebuję. Mam was.
– My niedługo wyjedziemy na studia.
– Moi dojrzali i mądrzy chłopcy – przytuliłam synów.
Nie byłam jednak w stanie przenocować w domku. Wieczorem chłopcy spakowali się i razem ze mną wrócili do domu. Rozwodzimy się z Jackiem. Terapeutka uświadomiła mi, że tak naprawdę wcale go nie kocham. Wszystko, co było między nami dobrego, już się dawno w nas wypaliło. To tylko chora ambicja trzymała mnie przy mężu. Na szczęście już się z niej wyleczyłam.