"Od lat kocham męża przyjaciółki. Bez skrupułów związałabym się z nim na zawsze"
Mąż przyjaciółki wyznał, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Sytuacja była fatalna.
Fot. 123RF

"Od lat kocham męża przyjaciółki. Bez skrupułów związałabym się z nim na zawsze"

"Pojechaliśmy razem do hotelu i po raz pierwszy kochaliśmy się. Kiedy się ubierał, znowu zadzwoniła Róża, a ja poczułam się tak, jakby ktoś pięścią walnął mnie w żołądek... Beata, 52 lata

Nie potrafię powiedzieć, kiedy się w sobie zakochaliśmy. Czy to się stało tamtego lata na działce, kiedy, zbierając śliwki, przekomarzaliśmy się, popijając wino? A może jesienią, kiedy wybraliśmy się na grzyby? Mój mąż był wtedy zaziębiony, a żona Adama nie lubiła wędrówek po lesie. Pojechaliśmy więc sami i to była jedna z najpiękniejszych niedziel mojego życia. Później było jeszcze kilka spacerów po parku, dwie zjedzone we włoskiej knajpce kolacje i zrozumiałam, że Adam to nie tylko przyjaciel...

Motyle w brzuchu i szczęście

Nigdy dotąd o tych naszych uczuciach nie rozmawialiśmy, ale wystarczyło, że spojrzałam mu w oczy i wiedziałam. To, jak na mnie patrzył, z jaką uwagą słuchał tego, co mówię, jak muskał moją dłoń. Ten przelotny, niemal zakazany dotyk był wszystkim, co do tej pory mieliśmy. Nie było między nami pocałunków, nie było niczego innego, a jednak szczęście, jakie czułam w jego obecności, dodawało mi skrzydeł.
W moje urodziny przyjechał do mnie do pracy. Kończyłam akurat ważny kosztorys, kiedy zadzwonił, że czeka przed firmą. Wyszłam z biurowca na drżących nogach. A on wręczył mi piękny bukiet, cmoknął mnie w rękę i... odjechał.
Wieczorem do niego zadzwoniłam. Nie odebrał. Odezwał się dopiero rano i powiedział, że Róża znowu źle się czuła i spędzili kilka godzin na SOR-ze.

Róża, moja przyjaciółka?

Róża... Niegdyś moja najlepsza przyjaciółka, a dziś... Chyba sama nie wiedziałam, co mam myśleć. Kochałam jej męża, a ona nie miała o tym pojęcia. Sytuacja była fatalna. I jeszcze te jej ciągłe dolegliwości. Może gdyby była silną, zdrową kobietą, pomyślelibyśmy z Adamem o wspólnej przyszłości, ale ona od lat absorbowała go w stopniu, który chwilami wydawał mi się wręcz groteskowy. „Hipochondryczka nie mająca pojęcia, jak zwrócić na siebie uwagę”, myślałam czasem ze złością. I chyba wtedy docierało do mnie, że nie mogę już nazwać jej przyjaciółką.

Obojętność i miłość

Kilka tygodni temu coś we mnie pękło. Leżałam sama w sypialni i myślałam o Adamie, a w pokoju obok mój mąż Marek oglądał telewizję. Na myśl o nim poczułam dziwne dławienie w gardle. Wychowaliśmy razem dwie cudowne córki, zbudowaliśmy dom, zjechaliśmy Europę. „Czemu więc nie potrafię się już nawet do niego przytulić, skąd ta nagła niechęć, zobojętnienie?”, zastanawiałam się. „I czy to, co czuję do Adama, to miłość, czy może tylko, chcąc osłodzić małżeńską samotność, znalazłam sobie nowy obiekt uczuć?”, myślałam. I wtedy zadzwonił Adam. Wpatrywałam się w wyświetlacz komórki, nie mogąc uwierzyć, że odważył się odezwać tak późno. Dochodziła dwudziesta trzecia.
– Nie śpisz? – zapytał cicho, kiedy odebrałam.
– Nie – szepnęłam i nagle zachciało mi się płakać. Jego głos w słuchawce brzmiał tak cudownie...
– Spotkajmy się jutro – poprosił.
Zgodziłam się. Kiedy dodał, że musi kończyć, wyobraziłam sobie wchodzącą do ich sypialni Różę. Następnego dnia ubrałam się wyjątkowo starannie, w bordową sukienkę, kozaki na obcasach i kolczyki z rubinami, które w szczęśliwych małżeńskich czasach dostałam od Marka. Adam zjawił się lekko spóźniony, miał za to dla mnie prezent.
– Piernik? – roześmiałam się. Dotknęłam jego policzka. Był lodowato zimny i gładko ogolony.

Gorące wyznania

– Wiesz, że w końcu będziemy musieli porozmawiać? – zapytałam.
Skinął głową i spojrzał mi w oczy.
Kocham cię od lat, Beata. Ale jeśli prosisz, żebym podjął jakąś decyzję, to...– Adam nie dokończył, bo w kieszeni jego płaszcza odezwała się komórka.
Przyglądałam mu się, kiedy rozmawiał. Poważny, skupiony, co chwilę kiwał głową, zasłuchany w słowa po drugiej stronie. Od razu wiedziałam, że dzwoni żona.
– Przepraszam. Róża znowu źle się czuje – powiedział, kiedy skończył rozmowę.
– Adam, to jakaś tragifarsa! Byłeś z nią chyba u stu lekarzy, na miłość boską! I co? Nic! Serce jak dzwon, wszystkie badania w normie! To histeryczka, która trzyma cię przy sobie, udając umierającą! Te jej ciągłe ataki duszności, te zasłabnięcia, cała ta szopka! Ona tobą manipuluje, nie rozumiesz?! – powiedziałam zniecierpliwiona.

Ani razem, ani osobno...

Adam milczał, więc ujęłam jego dłoń.
– Oboje wiemy, co nas łączy. Moje małżeństwo z Markiem od dawna tkwi w martwym punkcie, ty sam przyznałeś, że mnie kochasz. Ile jeszcze zamierzasz się ukrywać, no powiedz! Mamy już swoje lata, ile jeszcze szczęśliwych dni nam zostało?
– Nie mogę tak po prostu jej zostawić, nie rozumiesz? Nie po tych wszystkich latach, nie po tym, co przeszliśmy...
– Nie wy jedni straciliście dziecko. Takie rzeczy się zdarzają.
– Nie bądź okrutna, dobrze? Nie masz pojęcia, jakie piekło przeżyliśmy! – przerwał mi Adam ostrym tonem.
– Czyli co? Będziemy się widywać ukradkiem? Spotykać w konspiracji, zachowywać pozory? Tego chcesz? Życia rodem z kart „Moralności pani Dulskiej”?
– Nie potrafię zostawić Róży, Beata! Dzisiaj młodzi rozstają się bez wahania, jakby małżeństwo nie znaczyło już nic. Ja tak nie potrafię.
– Więc może powinniśmy przestać się widywać? – zasugerowałam cicho, chociaż na myśl, że więcej się z nim nie umówię, robiło mi się zimno.
– Może... – rzucił, spoglądając przez okno. Po chwili dodał, że musi wracać, bo Róża czeka na leki, które ma jej kupić. I zostałam sama nad wystygłą kawą.
Tamtego wieczoru jeszcze zadzwonił i powiedział, że nie potrafi sobie wyobrazić życia beze mnie.
– Ale żony nie zostawisz? – zapytałam cierpkim tonem.
– Nie stawiaj sprawy na ostrzu noża, dobrze? – odpowiedział.
Rozpłakałam się i przerwałam połączenie.

Porządny facet czy wyrachowany bawidamek?

Dzień później pojechaliśmy razem do hotelu i po raz pierwszy się kochaliśmy. Kiedy się ubierał, znowu zadzwoniła Róża, a ja poczułam się tak, jakby ktoś pięścią walnął mnie w żołądek. Najbardziej denerwuje mnie myśl, że właściwie już nie wiem, kim jest mój kochanek. Porządnym, staroświeckim facetem, który nie potrafi tak po prostu porzucić żony? A może wyrachowanym bawidamkiem, który, ciesząc się z mojej naiwności, zafundował sobie na boku romans. Zastanawiam się czasem nad tym i ogarnia mnie złość. A później on przychodzi do naszej kawiarni, patrzy mi w oczy, a ja znowu zaczynam wierzyć, że to, co nas łączy, to prawdziwa, głęboka miłość. 

 

 

Czytaj więcej