"Nie brakuje ci czasem seksu – zapytał Grzesiek, dając mi do zrozumienia, że... może temu zaradzić. Gdyby chociaż był pijany, to mogłabym to jakoś zrozumieć, ale tak? On był chłopakiem mojej przyjaciółki! Zagroziłam, że ona o wszystkim się dowie, ale nie potrafiłam jej tego powiedzieć..." Barbara 28 lat
Nowy facet mojej przyjaciółki był interesujący. I to bardzo. Wydawało się, że jest w porządku. Inteligentny, opiekuńczy i czuły. I szarmancki. Nie tylko wobec Marzeny. Ja też czułam się przy nim kobietą.
Przyjacielska przysługa
– Jeśli mężczyzna jest miły tylko dla tej, którą kocha, to zły znak – tłumaczyła mi przyjaciółka.
– Kiedy się skończy ekstaza, a zacznie proza życia, będzie cię traktował jak innych. Dlatego go obserwuję. I bardzo mi się podoba, że ma dobry kontakt z ludźmi. Rzeczywiście, od razu wytworzyła się między nami nić porozumienia. Koleżeńskiego, rzecz jasna. Dlatego się nie zdziwiłam, kiedy przez Marzenę zaprosił mnie koncert.
– Baśka, ratuj! – błagała mnie przyjaciółka. – Grzesiek kupił już bilety, a ja muszę napisać ten cholerny raport. Idź z nim, tak się cieszył na ten koncert.
– A nie woli wziąć kumpla?
– Nikt nie może – westchnęła. – Powiedział, że chętnie się z tobą wybierze.
Wyjście z Grzegorzem było miłą odmianą. Pomijając wrażenia artystyczne, czułam się kobietą traktowaną z szacunkiem i uwagą. Ale ani przez chwilę nie zapomniałam, że jest to facet mojej przyjaciółki. To rzecz święta. Tak jak „żona kolegi we wojsku”. Po koncercie poszliśmy na piwo i pogadaliśmy trochę o życiu. Wtedy uznałam, że miło by się było zaprzyjaźnić. Dla dobra mojego układu z Marzeną. Mężczyźni często nie akceptują koleżanek swoich dziewczyn i wtedy układ się rozluźnia, a tego nie chciałam. Poza tym miałam cichą nadzieję, że Grzegorz pozna mnie z jakimś fajnym kumplem. Marzena zdawała się czytać w moich myślach.
– A może Michał by się nadał dla naszej Basi? – spytała Grześka przy jakiejś okazji. Spojrzałam na nią lodowato.
– Ee... – skrzywił się. – Wiesz, jak on traktuje panienki.
– A Krystian? – drążyła. Szturchnęłam ją w bok
– Chciałabyś alkoholika, Basiu?
– Dajcie mi spokój – burknęłam w końcu. – Dobrze mi samej. No, może przydałby się ktoś do wymiany tego cholernego filtra w pralce.
– Filtra, powiadasz? – podchwycił Grzegorz.
– Co za problem?! – Marzena wzruszyła ramionami. – Grześ ci to zrobi, prawda, kotku?
– Z rozkoszą.
– Z rozkoszą to może nie – pogroziła mu palcem.
– No, dobra – udał zmartwionego. – A kiedy?
– Jutro? – zaproponowałam.
– Jezu, nie dam rady – jęknęła Marzena.
– To pojutrze.
– Pojutrze ja nie mogę – powiedział Grzegorz.
– A na weekend wyjeżdżamy. Hm...
– Wiem! – krzyknęła Marzena. – A do czego ja wam tam jestem potrzebna? Możesz to sam załatwić jutro!
– Dobra – kiwnął głową. – To o której wpaść? Umówiliśmy się na szóstą.
Niemoralna propozycja
Grzegorz szybko uwinął się z pralką i nie odmówił kawy.
– Dlaczego ty właściwie jesteś sama? – zadał mi w końcu pytanie.
– Faceci muszą się do ciebie ustawiać w kolejce.
– Pokaż mi ją – westchnęłam. – Bo ja nikogo nie widzę.
– A nie brakuje ci... no, wiesz... seksu?
Troszkę mnie przymurowało.
– A jak myślisz? – uśmiechnęłam się smutno. – Ale można się odzwyczaić.
– Nie musisz.
– Słucham?
– Nie musisz – powtórzył i uśmiechnął się znacząco.
Miałam nadzieję, że źle go zrozumiałam. Ale on wstał, pochylił się i położył rękę na mojej piersi. Poderwałam się.
– Odbiło ci?! – krzyknęłam.
– Nie udawaj – usiłował mnie objąć. – Przecież widzę, jak na mnie patrzysz.
– Wyjdź – wydusiłam z siebie. Miałam ochotę walnąć go w tę głupio uśmiechniętą gębę.
– OK. Będę się musiał trochę postarać. Przecież... Nie dokończył, bo zadzwonił telefon. Odebrałam i usłyszałam głos Marzeny.
– Jak tam? Czy moje szczęście skończyło? Spisał się dzielnie?
– Sama go zapytaj – podałam słuchawkę Grześkowi.
– Cześć, kwiatuszku! Już skończyłem... Oczywiście, że przyjadę... Dobrze, kupię pizzę... Zapytam, czy ma ochotę. Zjesz z nami pizzę? – zwrócił się do mnie.
– Mam inne plany – wycedziłam.
– Nie może... Dobrze, kwiatuszku. Za pół godziny. Kiedy odłożył słuchawkę, poczułam mdłości. Spokojnie rozmawiał ze swoją dziewczyną po tym, jak próbował zaciągnąć do łóżka jej przyjaciółkę!
– To lecę – powiedział.
– Jakby co, wiesz, gdzie mnie łapać.
Drugie podejście Grzegorza
Byłam w ciężkim szoku. Co za łajdak! A robił takie dobre wrażenie. Gdyby chociaż był pijany, to mogłabym jakoś zrozumieć, ale tak? Chyba nawet nie przypuszczał, że mu odmówię. „Jutro doniosę Marzenie”, postanowiłam. Po chwili zaczęłam się wahać. A jak mi nie uwierzy? A jak mu wybaczy, a ze mną zerwie kontakt, żeby nie kusić losu? Albo pomyśli, że go sprowokowałam? Kurczę, ciężka sprawa. „Co robić?”, myślałam, zasypiając. Rano nie byłam mądrzejsza. Mogłam udawać, że nic się nie stało. Tylko że Marzena na pewno by się domyśliła, że coś nie gra. Przez cały dzień się miotałam. A wieczorem...
– Chcę cię przeprosić za wczoraj – usłyszałam Grześka w domofonie. Wpuściłam go. Wszedł i spojrzał na mnie niepewnie.
– Wybacz – powiedział łagodnie. – Potraktowałem cię jak obiekt seksualny. Dlatego dzisiaj zaczniemy od nowa. To na zgodę – podał mi pudełko czekoladek.
– Rozumiem, że chciałabyś przedtem trochę czułości, dlatego zapraszam cię na kolację.
– Przedtem? – powtórzyłam. – To znaczy przed czym?
– No, zanim pójdziemy do łóżka.
– Won – warknęłam i otworzyłam drzwi, wyrzucając na schody bombonierkę. – Wynocha! – podniosłam głos. Wyszedł bardzo, bardzo zaskoczony. Teraz już nie mogłam udawać, że nic się nie stało. „Powiem! Powiem Marzenie, niech spławi gnojka”, postanowiłam. Bez namysłu wykręciłam numer przyjaciółki.
Milczenie jest złotem?
– Cześć. Muszę z tobą pogadać. Możesz do mnie wpaść?
– Fajnie, że dzwonisz – ucieszyła się. – Zaraz przyjadę, bo też chciałam pogadać. Przez pół godziny psychicznie przygotowywałam się do rozmowy, ale kiedy usłyszałam domofon, zamarłam. – Kawy zaparzę – zaproponowałam Marzenie. Kiedy usiadłam naprzeciwko niej, zrobiła uroczystą minę.
– Grzegorz mi się oświadczył – oznajmiła, a ja poczułam, że miękną mi kolana.
– I? – wydusiłam z siebie.
– Oczywiście zgodziłam się.
– Nie... Nie za szybko? Znacie się dopiero kilka miesięcy.
– Daj spokój! – obruszyła się. – Z Marcinem byłam trzy lata i co? Kocham Grzesia i ufam mu. Poznamy się po ślubie, to będzie nawet ciekawsze.
– Tylko żebyś nie odkryła czegoś nieciekawego.
– Oj, Baśka! Myślałam, że się ucieszysz, a ty przytruwasz! Chyba nie jesteś zazdrosna?
– O co?
– No, że będę miała dla ciebie mniej czasu, bo mąż, dzieci...
– Zwariowałaś! Po prostu... Nie potrafiłam. Zwyczajnie nie potrafiłam jej w takiej chwili powiedzieć. Była przecież taka szczęśliwa... „Co robić?”, zastanawiałam się, kiedy wyszła. Postawiłam się na miejscu Marzeny i doszłam do wniosku, że ja chciałabym wiedzieć. Więcej. Gdyby przyjaciółka nie powiedziała mi o czymś takim przed ślubem, nigdy bym jej nie wybaczyła. Musiałam być lojalna. Tylko jak?
– Jasne! – wykrzyknęłam i podniosłam słuchawkę, żeby zadzwonić do Grześka. – To ja – wycedziłam. – Mam dla ciebie propozycję.
– Wspaniale, że się namyśliłaś, gwiazdeczko! – ucieszył się. – Tak. Namyśliłam się. A teraz się skup. Alternatywa jest taka. Albo ty powiesz Marzenie, że proponowałeś mi seks, albo ja jej powiem. I chyba lepiej, żeby usłyszała to do ciebie, gnojku! Czas upływa o świcie. Może naoglądałam się za dużo filmów, ale naprawdę zależało mi na tym, żeby dowiedziała się przed upojnym weekendem, podczas którego mogła na przykład zajść w ciążę. Następnego dnia zadzwoniłam do niej do pracy.
– Jak tam? – sondowałam.
– Ach – westchnęła. – Cudownie! Zaraz się urywam i wyjeżdżamy. W poniedziałek pokażę ci pierścionek.
Omal szlag mnie nie trafił! Gnojek nie potraktował mojej groźby poważnie.
To ja jestem paranoiczką?
– Marzena, słuchaj, muszę ci o czymś powiedzieć. Może byś wpadła na chwilę...
– Kończę, bo Grześ dzwoni na komórkę. W poniedziałek, zgoda? Teraz nie mogę. Pa! Zostałam z słuchawką w ręce. Niecierpliwie czekałam na poniedziałkowe spotkanie z przyjaciółką, hipnotyzując ją telepatycznie, żeby używała środków antykoncepcyjnych. Kiedy zadzwoniła do mnie do pracy, była oschła. Zapowiedziała się na szóstą. „Powiedział jej”, odetchnęłam z ulgą.
– Barbaro – zaczęła od progu. – Grzegorz mi o wszystkim powiedział.
– No, to chwała Bogu.
– Widzę, że ci to ciążyło...
– Chcę, żebyś wiedziała, że ja rozumiem i że... że ci wybaczam. Myślałam, że mam słuchowe omamy, ale nie. Marzena patrzyła na mnie spokojnie.
– Wybaczam – powtórzyła. – I dalej chcę, żebyś była moim świadkiem.
– Ale co mi wybaczasz?!
– No, że próbowałaś uwieść Grzesia. Wiesz, jak ciężko mu było o tym powiedzieć.
– Ja? Jego? Oszalałaś?! To on zaproponował mi seks. Jak był tu naprawić pralkę. I dzień później też. Dlatego po ciebie zadzwoniłam, ale jakoś nie mogłam... Nie mogłam... Marzena uśmiechnęła się współczująco.
– Basiu, przestań zmyślać, proszę cię. Był dla ciebie uprzejmy, bo taką ma naturę. Był uczynny, bo chciał ci pomóc, a ty sobie wyobraziłaś różne rzeczy. Wiem, że czujesz się samotna i że mi pozazdrościłaś. W końcu masz swoje lata i też chciałabyś wyjść za mąż. Wiem, jak się czułaś, patrząc na szczęście Grześka i moje. Ważne, że teraz żałujesz i że ci głupio. Ja ci wybaczam, Grzegorz też i prosimy cię, żebyś była świadkiem – zakończyła wielkodusznie.
– Robisz błąd. Robisz wielki błąd – usiłowałam zachować spokój.
– Basiu, znajdziemy ci kogoś. Naprawdę. Jesteś atrakcyjną, fajną dziewczyną i...
– Czy ty mnie słuchasz? On cię zdradzi przy pierwszej okazji, jeśli właśnie tego nie robi! – krzyczałam.
– Może zaparzę ci melisy? Nie mogłam na nią patrzeć. Wiedziałam, że nie uwierzy w żadne moje słowo. Nie chciała wierzyć. Wyszłam do kuchni i usiadłam, ściskając głowę rękami. Miałam wrażenie, że to jakiś absurdalny sen.
– Marzena, zostaw mnie samą, proszę cię.
– Dobrze, jak się uspokoisz, to zadzwoń. Wyszła, a ja wiedziałam, że nie zadzwonię. Nie mogłam spotykać się z przyjaciółką, która nie miała do mnie za grosz zaufania i traktowała jak nieszkodliwą paranoiczkę. Wiedziałam, że już do niej nigdy w życiu nie zadzwonię. Straciłam przyjaciółkę.