"Choć od lat marzyłam o tym, by mieć dziecko, teraz byłam załamana. Rozpłakałam się. Ojcem maleństwa, które nosiłam pod sercem, nie był mój mąż..." Marta, 27 lat
Z bijącym sercem wpatrywałam się w test ciążowy. Okres spóźniał mi się już tydzień. Po chwili pojawiły się dwie różowe kreski. Kiedy dotarło do mnie, co oznaczają, oblałam się zimnym potem. „Jezu...”, jęknęłam przerażona. „Co ja mam teraz zrobić?”, myślałam, czując, jak uginają się pode mną nogi.
W innych okolicznościach byłabym najszczęśliwszą kobietą na świecie, ale teraz... Teraz byłam załamana, choć od lat marzyłam o tym, by mieć dziecko. Rozpłakałam się. Ojcem maleństwa, które nosiłam pod sercem, nie był mój mąż... To owoc zdrady, chwilowego zapomnienia się...
Marcin miał raka. Od pół roku walczyliśmy z jego chorobą. Nowotwór coraz bardziej wyniszczał organizm męża. Lekarze nie dawali mu większych szans, zresztą on sam już się poddał... Mnie też powoli zaczynało brakować sił... Byłam zmęczona, przerażona, zagubiona. Znajomi wykruszali się, jakby w obawie, że zarażą się chorobą. Albo po prostu przeraził ich widok tak ogromnego cierpienia... Tylko jeden przyjaciel nie opuścił Marcina – Adam. Znali się od lat, pracowali w jednej firmie.
Któregoś dnia wracaliśmy razem ze szpitala. Adam zaproponował, żebyśmy wstąpili gdzieś na obiad.
– Ty w ogóle coś jesz? – zapytał z troską w głosie. – Marnie wyglądasz.
– Nie mam czasu ani ochoty... – Wzruszyłam ramionami.
– Słuchaj, to może chodźmy do mnie. Szybko coś upichcę, zjemy, a potem odwiozę cię do domu – zaproponował.
– Nie chcę zawracać ci głowy...
– Przestań, Marta, proszę. Cieszę się, że będę mógł spędzić choć jedno popołudnie w czyimś towarzystwie. Samotność ma swoje uroki, ale na dłuższą metę jest przykra – uśmiechnął się. – To co?
– Z przyjemnością ci potowarzyszę – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Podjedziemy do delikatesów i zrobimy zakupy, dobrze? Na co masz ochotę?
– Obojętnie, byle dało się szybko przygotować – odparłam.
– Ryba z grilla?
– Super – szczerze się ucieszyłam. Prawdę mówiąc była to jakaś odmiana po tygodniu kursowania między pracą, szpitalem a domem. Jadąc z nim do delikatesów mogłam zobaczyć zwykłe życie... Nienaznaczone widmem śmierci... W końcu dotarliśmy do mieszkania Adama.
– Napijesz się ciepłej herbaty? – zapytał, kładąc siatki na stole.
– Tak, ale pozwól, że ja zaparzę. Ty może zacznij już gotować, bo umieram z głodu – wyznałam.
– Okej – odparł, wypakowując zakupy. Niecałą godzinę później posiłek był gotowy. Muszę przyznać, że smakował wyśmienicie.
– Pyszne – pochwaliłam go. – Dawno nie jadłam czegoś równie smacznego.
– Dzięki, miło to słyszeć – uśmiechnął się i nalał mi wina.
– Cieszę się, że zaprosiłeś mnie na ten obiad. Trochę odpoczęłam od rzeczywistości... Nawet nie wiesz, jaka jestem zmęczona. Psychicznie zaczynam siadać... – wyznałam i poczułam pieczenie pod powiekami. Szybko otarłam łzy.
– Przepraszam... – powiedziałam zawstydzona.
– Nie masz za co przepraszać. Nie wstydź się, płacz... To pomaga.
– Nie chcę się rozklejać...
– Marta, nie graj przede mną siłaczki. Nie musisz. Wiem, że jesteś twarda, ale raz na jakiś czas musisz pozwolić sobie na chwilę słabości. Spokojnie, znamy się przecież kupę lat. I doskonale wiem, że nie jest ci łatwo... Rozumiem, jak to jest, przecież Ela zginęła wypadku...
– Wiesz, czego boję się najbardziej? Pustki. Już teraz ledwo sobie radzę, a co będzie, kiedy zabraknie Marcina? – Nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre.
Adam objął mnie ramieniem. – Nie myśl o tym – powiedział. – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
– Dziękuję – wtuliłam się w jego ramiona. Czułam się w nich taka bezpieczna. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Adam objął mnie mocniej, pocałował w czoło... Nie wiem, kiedy spotkały się nasze usta... Poddaliśmy się pożądaniu... Opamiętanie przyszło za późno.
– Przepraszam. Nie powinnam... – zaczęłam się tłumaczyć.
– Marta... – Adam przytrzymał mnie za rękę. – Nie przepraszaj. Oboje tego chcieliśmy, potrzebowaliśmy bliskości...
– Nie, to nie powinno się wydarzyć. Zdradziłam Marcina... Jezu...On umiera, a ja... Ja... zachowałam się jak... – nie dokończyłam. Marcin położył mi palec na ustach.
– Ciii. Już dobrze... – szepnął. – Oboje go zdradziliśmy!
– Przepraszam, muszę iść – ubrałam się pospiesznie i wybiegłam z mieszkania.
Kiedy wróciłam do domu, nie mogłam się uspokoić. Wyrzuty sumienia dręczyły mnie niemiłosiernie. Czułam do siebie wstręt. Postanowiłam unikać spotkań z Adamem. Marcin szybko to zauważył.
– Dlaczego go tak traktujesz?
– Po prostu nie mam ochoty rozmawiać. Ani z nim, ani z kimkolwiek innym – wzruszyłam ramionami.
– Marta... Może pojechałabyś gdzieś na parę dni odpocząć? Źle wyglądasz...
To prawda, nie wyglądałam najlepiej, a jeszcze gorzej się czułam. Miałam mdłości, byłam słaba, straciłam apetyt. Kiedy ten stan się przedłużał, zaczęłam podejrzewać najgorsze... Dwie różowe kreski potwierdziły moje przypuszczenia... Byłam w ciąży z Adamem!...
„Co mam zrobić? Powiedzieć Marcinowi o wszystkim i dobić go swoją podłością czy czekać i ukrywać prawdę do końca jego dni...?”, zastanawiałam się przerażona. Gryzłam się z tym przez całą noc. Kiedy po pracy poszłam do szpitala, Marcin szybko zauważył, że coś przed nim ukrywam.
– Możesz śmiało powiedzieć... Lekarze postawili na mnie już krzyżyk, tak? – próbował żartować, ale mnie nie było do śmiechu. „Jak mam mu to wyznać? Wyjdzie na to, że to ja postawiłam krzyżyk, idąc do łóżka z jego przyjacielem”, pomyślałam i poczułam nieznośne pieczenie pod powiekami.
– Marta, spokojnie, jestem przygotowany na najgorsze...
– Nie sądzę – otarłam policzki.
– Dlaczego tak mówisz? – zaniepokoił się.
– Nie wybaczysz mi tego...
– Przestań, proszę cię – delikatnie pogłaskał moją dłoń. – Nie ma takiej rzeczy, której bym ci nie wybaczył – zapewnił.
Zagryzłam wargi. Moje serce łomotało, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
– Nie. Tego mi nie wybaczysz... Marcin... Jestem w ciąży – wyrzuciłam z siebie i rozpłakałam się na dobre.
Mój mąż milczał dłuższą chwilę.
– W innych okolicznościach byłbym wściekły, zawiedziony, zraniony... – zaczął mówić z trudem. – Jednak teraz... Teraz się cieszę... – Co ty mówisz?! – byłam naprawdę zaskoczona jego słowami. – Cieszysz się, że cię zdradziłam i jestem w ciąży? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Tak... Bo mam pewność, że kiedy odejdę, nie będziesz sama – uścisnął moją dłoń. – Wiem, jak bardzo pragnęłaś mieć dziecko... Ja nie mogłem ci go dać i bardzo tego żałuję. Wiem też, że jego ojciec jest dobrym człowiekiem i będzie o was dbał...
– Wiedziałeś? Adam ci powiedział? – zapytałam zawstydzona.
– Nie, nie rozmawiał ze mną, ale domyśliłem się, że coś między wami zaszło. A kiedy usłyszałem o ciąży, nabrałem pewności... Od jakiegoś czasu się unikacie... Do tego twoje złe samopoczucie... – umilkł na chwilę. – Zostawię cię pod dobrą opieką...
– Marcin, to był tylko jeden raz... Nie wiem, jak to się stało... – zaczęłam się tłumaczyć.
– Może tak miało być... Modliłem się o to, byś nie została sama, żebyś po mojej śmierci miała kogoś, na kogo mogłabyś liczyć. Moje modlitwy po raz pierwszy zostały wysłuchane – uśmiechnął się ze smutkiem. – Musisz pogodzić się z Adamem – dodał.
Poczułam ogromną ulgę, choć nadal było mi okropnie z tym, co zrobiłam. Słowa Marcina w żadnej mierze nie usprawiedliwiały zdrady. Mój mąż odszedł dwa miesiące później. Siedem miesięcy po jego śmierci na świat przyszedł Franciszek. Adam opiekuje się nami, pomaga, troszczy się o nas. Jednak nie jestem gotowa na to, by związać się z kimś na stałe. Jeszcze nie teraz... Wciąż kocham Marcina...