"Nawet nie pamiętam, kto pierwszy kogo pocałował. Kochaliśmy się w mojej małżeńskiej sypialni i jeszcze długo potem miałam wyrzuty sumienia, że zdradziłam męża i... własną siostrę! Ale stało się i mam nadzieję, że Ewa nigdy się o tym nie dowie..." Joanna, 36 lat
Wiosna zawsze nastrajała mnie optymistycznie. Wiosną urodziłam obie moje córki; ta pora roku zawsze kojarzyła mi się z radością, nadzieją, z dekoracjami ze świeżych kwiatów i wierzbowych gałązek, które uwielbiam rozstawiać po całym domu. Tym razem też cieszyłam się wiosną, długimi spacerami w towarzystwie córek i widokiem budzącej się do życia przyrody. W dodatku moja siostra szczęśliwie urodziła drugiego synka i właśnie wybieraliśmy się do niej w odwiedziny.
– Mamusiu, a czemu niemowlaki są takie pomarszczone? – zapytała młodsza córka, kiedy wsiadaliśmy do samochodu.
– Bo nie używają kremu przeciwzmarszczkowego jak mama – wyjaśniła starsza latorośl.
– Jesteś głupia! My też przecież nie używamy!
– Ja czasem używam – rzuciła dziesięcioletnia Paulina pełnym wyższości tonem, a ja zanotowałam w myślach, żeby trzymać krem w sypialni. „Bóg jeden wie, co robi ze skórą dziecka specyfik przeznaczony dla dojrzałych kobiet?”, pomyślałam, nieco wytrącona z równowagi wyznaniem mojej córki. „Ciekawe, czego jeszcze o nich nie wiem? I co będzie za kilka lat, kiedy obie wejdą w okres dojrzewania i buntu?”, przeszło mi przez myśl. „Sama mam przecież swoje, głęboko ukryte tajemnice”.
W drodze do mojej siostry dziewczynki pokłóciły się jeszcze dwa razy, na szczęście szybko odzyskały dobry humor i z piskiem radości pobiegły za dom, gdzie bawiły się dwa labradory gospodarzy.
– Cześć, wchodźcie! I zawołajcie dziewczynki, chłodno dziś. – Mój szwagier wyszedł przed dom z butelką wina w ręku i gwizdnął na psy. – Geralt! Saba! – nawoływał, jednak dochodzące zza budynku radosne szczekanie świadczyło o tym, że zabawa nieprędko się skończy.
– Daj im chwilę, niech się wyhasają – szepnął do niego mój Tomasz i w trójkę weszliśmy do środka.
Ewa czekała na nas w salonie. Ubrana w czerwoną sukienkę, z ładnie upiętymi włosami, nie wyglądała na kogoś, kto dopiero co wyszedł ze szpitala. O niedawnym porodzie świadczyła jedynie bladość jej policzków i odrobinę zaokrąglony brzuszek.
– Cześć, laleczko! Jak się czujesz? – Podałam jej bukiecik kolorowych róż i pluszowego miśka dla synka.
– Jakby mnie ktoś rozpruł – westchnęła Ewa, ale w jej oczach błysnęło rozbawienie. – Zobacz, jaki jest piękny – dodała, a ja pochyliłam się nad wiklinowym koszem, w którym leżał mój kilkudniowy siostrzeniec.
– Cudowny – zachwyciłam się. – I jeszcze raz cię przepraszam, że nie dotarłam do szpitala. Musiałam być w Warszawie, a...
– Aśka, nic się nie stało. Naprawdę. I tak nie pomogłabyś mi wycisnąć z siebie młodego – dodała z właściwym sobie czarnym humorem.
– Ciężko było? – zapytałam szeptem, kiedy nasi mężczyźni rozmawiali w drugiej części pokoju.
– Nie ciężej niż za pierwszym razem. I od razu mówię, że trzeciego nie będzie – uśmiechnęła się Ewka blado.
– Nigdy nie mów nigdy – roześmiałam się i objęłam ją ramieniem.
– Pomóc ci w czymś? Przywiozłam wielki słój rosołu, sałatkę i ciasto. Tylko nie mów, że nie zjesz! Musisz się teraz wzmocnić.
– Ciastem? – roześmiała się Ewka.
– Czemu nie? – Wzruszyłam ramionami.
– Co u was? Jak dziewczynki? – zapytała.
– Są na zewnątrz, w towarzystwie waszych psów – uśmiechnęłam się szeroko.
– No jasne. W ich wieku towarzystwo dwóch labradorów musi być znacznie bardziej kuszące niż widok niemowlaka!
– Macie już imię?
– Nie, wciąż się wahamy. Marek chciałby Damiana, ja uparcie obstaję przy Kamilu bądź Konradzie.
– To może Kuba? – zasugerowałam.
– Nie, błagam! Nie dodawaj mi kolejnych dylematów – poprosiła Ewka.
– Pójdę do kuchni, rozłożę jedzenie i zaraz do ciebie wracam. Tomek, zawołaj dziewczynki! – krzyknęłam do męża.
– Faktycznie jest zimno, przeziębią się.
W kuchni wyjęłam z szafki wino, nalałam sobie do kieliszka i zabrałam się za rozkładanie przywiezionego przez nas prowiantu. Ciasto na porcelanową paterę, sałatka i zupa do lodówki, cukierki do kredensu. Zza okna dochodził pisk naszych dziewczynek, po chwili usłyszałam głos męża, który wołał je do domu.
– Pomóc ci w czymś? – Marek, mój szwagier zjawił się przy mnie, kiedy dopijałam wino.
– Nie trzeba, sama się obsłużyłam – odparłam.
– I bardzo słusznie. Nalejesz mi trochę? Przez całą ciążę Ewki miałem szlaban na alkohol. Stwierdziła, że skoro ona nie może, to ja też nie.
– Cała Ewa – uśmiechnęłam się i wymieniliśmy rozbawione spojrzenia.
– Dobrze wyglądasz – Marek omiótł wzrokiem mój dekolt i spojrzał mi w oczy. – Zresztą, zawsze dobrze wyglądasz.
– Przestań już, proszę...
– Mamo, jestem głodna! – chwilę później do domu wpadła moja Paulina, a Marek szybko dopił swoje wino i z rękami w kieszeniach wyszedł z kuchni.
– Siadaj, odgrzeję ci zupę – powiedziałam do córki, która zasiadła za stołem.
Kiedy szukałam chochelki, na moment wróciłam myślami do zimy sprzed pięciu lat. Nagle ujrzałam we wspomnieniach dłonie Marka na mojej nagiej skórze... Tak, wiem, co można by teraz o mnie pomyśleć. Przecież przespałam się z mężem własnej siostry. Ale to był jeden jedyny raz, nic nieznaczący incydent, który więcej się nie powtórzył. W tamto mroźne, lutowe południe mieliśmy wypadek. Wracaliśmy z Markiem ze spotkania z klientem; prowadziliśmy wtedy wspólny rodzinny biznes. W każdym razie Marek wyszedł z kraksy bez szwanku, ale ja miałam przed sobą długą rehabilitację i byłam załamana. Może właśnie dlatego kilka tygodni później wydarzyło się między nami coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca? Odwiedził mnie z kwiatami, przyniósł wino i czekoladki. Czuł się winny, bo to on wtedy prowadził. A ja? Byłam bardzo, bardzo samotna. Mój mąż często wtedy wyjeżdżał służbowo, dziewczynki brała do siebie moja teściowa, a ja tkwiłam w mieszkaniu, gapiąc się przez okno. Nawet nie pamiętam, kto pierwszy kogo pocałował. Oboje zbyt dużo wypiliśmy, na dodatek Marek rano pokłócił się z Ewą... Kochaliśmy się w mojej małżeńskiej sypialni i jeszcze długo potem miałam wyrzuty sumienia, że zdradziłam męża w naszym łóżku. Ale stało się. Później przez dłuższy czas nie potrafiliśmy spojrzeć sobie z Markiem w oczy, wyrzuty sumienia dosłownie nas zżerały.
W końcu zaprosiłam go na kawę i poprosiłam o szczerą rozmowę.
– Słuchaj, stało się i się nie odstanie. Teraz musimy się nauczyć z tym żyć – powiedziałam. – Pamiętaj, że nigdy, choćby walił się świat, nie możesz o tym powiedzieć Ewie. Straciłbyś rodzinę, a ja na zawsze straciłabym siostrę.
– Nie powiem – obiecał.
– Przysięgnij mi to, Marek! – Zacisnęłam palce na jego dłoni i wbiłam paznokcie w jego skórę. – Przysięgnij mi!
Przysiągł, patrząc mi prosto w oczy i nigdy więcej o tym nie rozmawialiśmy. Tylko czasem, kiedy wszyscy siedzimy przy wspólnym stole, a ja czuję na sobie jego ukradkowe spojrzenia, oblewam się rumieńcem wstydu, który pali mi skórę, płonie...
Przespałam się z mężem własnej siostry... Ewa nigdy czegoś takiego by mi nie zrobiła, wiem to. A ja wbiłam jej nóż w plecy. Są jednak takie dni, kiedy patrzę na to wszystko znacznie bardziej obojętnie. Więc przespaliśmy się, bywa. Jesteśmy dorośli, poniosło nas. Ale przecież zachowaliśmy się odpowiedzialnie, nikt nie ucierpiał. Nasi współmałżonkowie o niczym nie mają pojęcia, my nadal mamy szczęśliwe rodziny. Tak, kocham mojego męża, zawsze go kochałam. A o tym, że spontaniczny seks nie musi iść w parze z miłością wiedzą tylko ci, którzy tak jak ja na moment się zapomnieli.
„Nikt nie ucierpiał”, powtarzam więc sobie teraz, podając mojej siostrze talerzyk z kawałkiem sernika. Jednak kiedy Ewa się do mnie uśmiecha, a tuż obok cichutko kwili jej synek, wiem, że oszukuję samą siebie. Owszem, ktoś ucierpiał. Ja. Bo chociaż wmawiam sobie, że to było dawno i nic już nie znaczy, zawsze będę pamiętać o mojej zdradzie.