"Marek był młodszy ode mnie o 12 lat. Od początku bałam się, że nasz związek nie ma przyszłości, ale nie spodziewałam się, że spotka mnie aż taka podłość..." Magdalena, 46 lat
Morza szum, ptaków śpiew”, podśpiewywałam sobie, spacerując o świcie po plaży w Jastarni. Było mi dobrze, ale patrząc na wschodzące słońce, znowu zaczęłam wracać do przeszłości. Moje dotychczasowe życie było totalną porażką. Nieudane małżeństwo zakończone rozwodem, nudna praca. Moja córka kończyła studia, zamieszkała z chłopakiem i rzadko do mnie dzwoniła, a przychodziła tylko wtedy, kiedy potrzebowała pieniędzy.
Samotność dokuczała mi na każdym kroku. Na plaży o świcie też byłam sama. Pogrążona w myślach nie zauważyłam wyrzuconego na brzeg konaru. Potknęłam się i upadłam. Próbowałam się podnieść, ale prawa stopa tak okropnie bolała, że nie dawałam rady. Usiadłam i rozglądałam się w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby mi pomóc. Nagle zobaczyłam faceta biegnącego plażą. Zaczęłam krzyczeć i machać. W ciągu paru sekund znalazł się przy mnie. Był to mężczyzna trzydziestoparoletni, wysoki i wysportowany.
– Co się pani stało? – zapytał.
– Chyba skręciłam nogę. Bardzo boli – jęknęłam.
– Proszę podać mi rękę – powiedział. – O tak, a teraz niech pani oprze się o mnie, niedaleko mam samochód, zawiozę panią do szpitala.
W szpitalu okazało się, że to tylko zwichnięcie. Dostałam zastrzyk przeciwbólowy i receptę na maść. Pani doktor stwierdziła, że chodzić będę mogła dopiero za dwa dni. Wyszłam z gabinetu. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że mój wybawca na mnie czeka.
– Odwiozę panią – odezwał się.
– Nie chcę sprawiać panu kłopotu.
– Żaden problem. A tak w ogóle, to jestem Marek.
– Magda – uśmiechnęłam się.
Marek zaoferował się, że zaopiekuje się mną przez te dwa dni. Przynosił mi obiady, spędzaliśmy razem dużo czasu. Początkowo miałam wyrzuty sumienia, że zabieram mu cenne godziny urlopu, ale wyglądało na to, że Marek dobrze bawi się w moim towarzystwie. Mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań i gadaliśmy ze sobą bez końca. Okazało się, że mieszkamy w tym samym mieście. Trzeciego dnia noga już prawie nie bolała, więc zdecydowałam się na krótki spacer. Szłam brzegiem morza, zanurzając stopy w wodzie. Cieszyłam się, że mogę chodzić, a jednocześnie było mi smutno, że nie będzie pretekstu, by widywać się z Markiem… Ale gdy wracałam z plaży, spotkałam go.
– Wszędzie cię szukam. Nie powinnaś jeszcze sama wychodzić – zagaił.
– Jak widzisz, jestem w dobrej formie – uśmiechnęłam się. Dziękuję ci za pomoc. Tyle dla mnie zrobiłeś. Jestem twoją dłużniczką. – Czy ty udajesz, czy naprawdę nie widzisz, że mi się podobasz? Magda jesteś niesamowitą kobietą! – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy. Zarumieniłam się jak pensjonarka.
– Bardzo cię lubię, ale nie licz na nic więcej. Mógłbyś być moim synem…
– Przesadzasz, jesteś tylko 12 lat starsza. To nie tak wiele – powiedział...
Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. Od paru lat nie miałam mężczyzny, nie wiem, jak to się stało, ale oddawałam mu coraz bardziej namiętnie pocałunki. Objęci doszliśmy do mojego pokoju i zaczęliśmy się kochać. Było cudownie. Leżałam wtulona w Marka i pierwszy raz od wielu lat byłam naprawdę szczęśliwa.
Po paru miesiącach Marek wprowadził się do mnie. Jednak wciąż gryzła mnie myśl o różnicy wieku, jaka nas dzieliła. Wstydziłam się okazywać mu czułość w miejscach publicznych, bałam się, że wyglądam dużo starzej niż on.
Ja nie chciałam poznawać jego towarzystwa, on też nie nalegał na kontakty z moimi znajomymi. Czułam, jakbyśmy się ukrywali. Któregoś wieczoru usłyszałam zgrzyt klucza w zamku. Do domu weszła moja córka Laura.
– O, widzę, że masz gościa. Nowy sąsiad czy kolega z pracy? – zapytała złośliwie. Nie odpowiedziałam. Była moją córką, kochałam ją, ale nie mogłam się pogodzić z jej charakterem. Była egoistką, bezwzględną i zimną. Zauważyłam, że spogląda na Marka z zainteresowaniem.
– Ty jesteś Laura, prawda? – powiedział. – Magda opowiadała mi o tobie.
– Pewnie same gorzkie żale na mój temat – córka roześmiała się perliście.
– Przeciwnie. A ja i twoja mama jesteśmy razem. Chyba nie masz nic przeciwko temu?
Laura przez chwilę stała jak zahipnotyzowana.
– Ależ skąd. Niech mamusia układa sobie życie. Szkoda tylko, że z takim młodym facetem, ale cóż, to nie moja sprawa – w jej oczach zobaczyłam złość.
– Mamo, pozwól na chwilę. Mam do ciebie sprawę – zwróciła się do mnie.
Oczywiście jak zwykle zażądała pieniędzy. Pomimo że co miesiąc przelewałam jej na konto pewną sumę, często potrzebowała więcej. Dałam, choć wiedziałam, że przepuści forsę na ciuchy i kosmetyki. Laura schowała pieniądze, rzuciła zdawkowe „cześć” i wyszła. Jej wizyta popsuła mi humor.
Nigdy nie uprzedzała o swoich wizytach, a ja nie miałam odwagi zabrać jej kluczy. Rozmawiała głównie z Markiem, mnie niemal ignorowała. Stawałam się zazdrosna, bo Laura to piękna dziewczyna, wzbudza zainteresowanie mężczyzn… Pewnej niedzieli Marek pojechał odwiedzić swoich rodziców. Czytałam książkę, kiedy weszła moja córka.
– Jesteś sama – zauważyła. – Już twój kochaś przestał interesować się starszymi paniami?
– Nie życzę sobie takich uwag – zdenerwowałam się. – O co ci chodzi?
– Wstydzę się za ciebie, bo niestety jesteś moją matką – syknęła. – Stara baba przygruchała sobie młodego faceta. Zacznij myśleć głową, a nie inną częścią ciała.
– Przesadziłaś. Oddaj mi klucze albo zmienię zamki – powiedziałam.
– Zawsze możesz tu przyjść, tylko przedtem zadzwoń i uprzedź o wizycie.
– Masz! – rzuciła mi z wściekłością klucze. – Ale jeszcze zobaczysz, do czego jestem zdolna.
Po jej wyjściu nie mogłam się uspokoić. Nie spodziewałam się po niej takiej podłości. Podeszłam do lustra. Jestem szczupła, mam długie włosy. Nie wyglądam na swoje lata. Jednak wciąż w głowie kołatały mi się słowa: „stara baba”. Marek wrócił późno. Opowiedziałam mu o wizycie Laury i naszej kłótni, pomijając bolesne szczegóły.
– Magda, przestań. Laura się nie zmieni. Nie możesz przejmować się jej złośliwościami – pocieszał mnie. – Ona nie ma prawa wtrącać się w nasze życie. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi i to najważniejsze.
Uspokoiłam się, ale jakaś zadra we mnie pozostała. W dodatku wkrótce coś zaczęło się psuć w naszym związku. Marek zrobił się jakiś nieobecny. Już nie był tak czuły, jak kiedyś. Miałam wrażenie, że jego uczucia osłabły. Pomyślałam, że wyjazd nad morze dobrze by nam zrobił. Ale Marek nie mógł wziąć urlopu. W końcu pojechałam sama. Bardzo tego potrzebowałam. Był koniec sierpnia. Jastarnia przywitała mnie słońcem i pustoszejącymi już o tej porze roku plażami. Całymi dniami spacerowałam brzegiem morza, czasem rozkładałam matę i opalałam się. Marek w ogóle nie dzwonił, nie pisał SMS-ów. Dzwoniłam parę razy do niego, ale albo nie odbierał, albo nasze rozmowy były krótkie i zdawkowe. Miałam wrażenie, że jest na mnie obrażony.
– Magda, muszę ci coś powiedzieć. Wiem, że powinienem osobiście, ale wybacz, może jestem tchórzem – odezwał się pewnego dnia. – Po twoim wyjeździe przyszła Laura. To jest cudowna dziewczyna. Zakochałem się. Wiem, to głupie, że akurat w niej, ale to uczucie jest silniejsze ode mnie. Wyprowadzam się. Klucze zostawię u sąsiadki. Wybacz mi – rozłączył się. Nie wiem, ile czasu trzymałam w ręku telefon. To było straszne. Zdradziły mnie dwie najbliższe osoby, córka i ukochany mężczyzna. Przepłakałam kilka godzin. Poczułam się ośmieszona, odrzucona, nikomu niepotrzebna.
„No cóż, wiążąc się z młodszym mężczyzną, mogłam się tego spodziewać”, stwierdziłam w końcu.
Zasnęłam nad ranem.
Obudziłam się po paru godzinach i poszłam obejrzeć wschód słońca na plaży. O dziwo, było mi dużo lepiej. Poczułam ulgę. „Może i dobrze się stało, że się rozstaliśmy?”, pomyślałam. „W końcu to i tak musiało się stać, prędzej czy później”.
– O tej porze rzadko można kogoś spotkać na plaży. Widzę, że pani też jest rannym ptaszkiem jak ja – usłyszałam nagle. Koło mnie stał szpakowaty mężczyzna z lornetką, na oko nieco starszy ode mnie.
– Co pan obserwuje? – zagadnęłam go.
– Ptaki. Zdaje się, że widziałem kormorana czubatego. Rzadko występuje w Polsce. Chce pani popatrzeć?
– Pewnie – uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego miłe oczy. Marek też interesował się ornitologią. „Ale ten mężczyzna bardziej by do mnie pasował”, pomyślałam pół żartem, pół serio.