"Zabraniałam byłemu mężowi kontaktów z synem, bo chciałam się zemścić. Los mnie za to ukarał..."
Chciałam, żeby mój mąż cierpiał, dlatego odcięłam go od kontaktów z synem.
Fot. 123RF

"Zabraniałam byłemu mężowi kontaktów z synem, bo chciałam się zemścić. Los mnie za to ukarał..."

"Gdy mąż powiedział, że odchodzi do swojej kochanki, cała się trzęsłam z wściekłości i upokorzenia. Okazało się, że wszyscy w jego piekarni wiedzieli, że ma romans, a ja ośmieszałam się przynosząc mu obiadki do pracy! Ogarnęła mnie ślepa żądza zemsty, przez którą wyrządziłam wielką krzywdę jemu, naszemu synkowi i… sobie." Beata, 34 lata

Gdy się pobieraliśmy z Markiem, byliśmy młodzi, ale bardzo w sobie zakochani. Kilka miesięcy po ślubie zaszłam w ciążę. Gdy urodził się Teoś, zupełnie oszalałam na jego punkcie. Zatraciłam się w macierzyństwie, zapominając o całym świecie.

Uważam, że byłam dobrą żoną i matką

– Może zostawimy małego babci i pójdziemy do kina i na kolację? – pytał Marek, gdy Teoś skończył roczek.
– No wiesz? – oburzałam się. – Takie małe dziecko potrzebuje matki, nikt tak dobrze się nim nie zajmie, jak ja! Odwracałam się plecami, gdy mąż próbował mnie zachęcić do miłosnych igraszek.
– Jestem wykończona – mówiłam sennym głosem. – A jeszcze będę wstawać do dziecka.
– Przecież kiedyś lubiłaś się poprzytulać! – złościł się. – Niedługo Teoś podrośnie i znów wszystko będzie jak dawniej – ziewałam.
Uważałam się za dobrą żonę i matkę. Dom był posprzątany, dziecko dopilnowane, obiad ugotowany, a oprócz tego prowadziłam rachunkowość naszej piekarni. Za to Marek zaczął coraz później wracać z pracy. Był zwykle tak zmęczony, że kładł się od razu do łóżka i zasypiał. A ja z czasem uświadomiłam sobie, że zaczyna mi brakować naszych rozmów, żartów i pieszczot. Niepokoiła mnie obojętność ze strony męża. Zaczęłam się bardziej starać. Wstawałam o świcie, by zrobić Markowi śniadanie. Zanosiłam mu obiad do pracy. Kupiłam sobie seksowną bieliznę, ale mąż nadal mnie unikał… Pewnego dnia podsłuchałam rozmowę naszych pracowników. Wynikało z niej, że Marek ma kochankę, ekspedientkę z naszej piekarni! Zdenerwowałam się, ale potem pomyślałam, że to tylko plotki, ludzka zawiść…

Chciałam, żeby cierpiał

Pewnego wieczora, gdy Teoś już spał, rzuciłam mimochodem:
– Ludzie gadają o tobie i… o Hance… – słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. Myślałam, że zaprzeczy, ale patrzył na mnie z powagą.
– Czyli to prawda – odpowiedziałam za niego. Boże, jak mi było wstyd! Wszyscy już o tym wiedzieli, a ja się ośmieszałam, przynosząc mężowi obiady do pracy!
– Masz ją natychmiast wywalić z roboty – powiedziałam twardo. – I zerwać z nią kontakt – cedziłam słowa.
– Przykro mi, ale kocham Hanię i skoro już i tak wszystko się wydało, to chcę z nią zamieszkać – powiedział.
– Co takiego? Na Boga, zastanów się, co chcesz zrobić – wyjąkałam zdumiona i przerażona.– Przecież przysięgałeś mi wierność!
– Od dawna żyjemy obok siebie i nie ma sensu tego ciągnąć – stwierdził.
– Nieprawda, ja wciąż cię kocham i nie wierzę, że już nic do mnie nie czujesz – oponowałam.
– Proszę cię, zostań z nami, wszystko się ułoży! Ale Marek zaczął pakować swoje rzeczy. Siedziałam jak skamieniała i płakałam. Ocknęłam się dopiero, gdy zaczął się ubierać do wyjścia.
– Nie to nie, ale pamiętaj, że tego pożałujesz! – krzyczałam. – Nie daruję ci! – wybiegłam za nim aż do furtki.
Cała się trzęsłam z wściekłości i upokorzenia. „Jak on mógł nam to zrobić!?”, myślałam. „Ja się tak starałam, żeby było między nami jak dawniej! A on odszedł do tej szmaty!” Ogarnęła mnie ślepa żądza zemsty.

Odcięłam go od syna

Wiedziałam, co zrobić, żeby Marek cierpiał. Na mnie mu już nie zależało, ale Teosia kochał. Postanowiłam, że nie pozwolę mu spotykać się z synem. Wybrałam pieniądze ze wspólnego konta i opłaciłam dobrego adwokata. Po rozwodzie dostałam mieszkanie i wysokie alimenty. Sąd przyznał Markowi prawo widywania się z dzieckiem w weekendy, ale od czego jest babska przebiegłość? Przed pierwszą wizytą byłego męża zawiozłam synka do przyjaciółki. – Nie ma Teosia? – zdziwił się. – Przecież umawialiśmy się na dzisiaj!
– Umawialiśmy się też na wierność i uczciwość, a ty nas zdradziłeś i zostawiłeś, więc nie udawaj teraz dobrego tatusia! Nie przychodź tu, bo i tak nie zobaczysz małego – powiedziałam pogardliwie.
– Nie masz prawa zabraniać mi spotkań z dzieckiem! Przyjdę z policją! – syknął wściekły.
– A przyjdź, czekam! Ja wtedy wyślę do twojej piekarni urząd skarbowy, inspekcję pracy i sanepid! – roześmiałam się.
– Jesteś podła, chcesz się mścić, odbierając ojca dziecku? – spytał rozżalony. – Jaki z ciebie ojciec, skoro zostawiłeś nas dla jakiejś lafiryndy?! – powiedziałam i wypchnęłam go za próg. Patrzyłam przez okno, jak wychodził z domu. Wyglądał jak zbity pies. Cierpiał tak jak ja i to przynosiło mi ulgę.

Teoś tęsknił za ojcem

Sama wychowywałam Teosia i nieźle sobie radziłam. Mały czasami pytał o ojca, a ja tłumaczyłam mu, że to drań i nie warto o nim myśleć. Pilnowałam, aby Marek nie miał możliwości spotkać się z synkiem. Starałam się nie wypuszczać Teosia samego z domu. Ale pewnego dnia oznajmił mi, że jest już duży i nie będzie wszędzie chodził z mamusią. Marek od razu wykorzystał sytuację. Przychodził pod budynek szkoły i czekał, aż chłopiec będzie wracał do domu. Próbowałam go znów straszyć kontrolą skarbową, ale teraz się tym nie przejął.
– Odebrałaś mi dziecko, co gorszego jeszcze możesz mi zrobić? – pytał. Do tego Teoś pragnął kontaktów z ojcem, nie słuchał już moich zakazów.
– Nie wolno ci dzwonić do ojca ani spotykać się z nim, bo będziesz miał szlaban na komputer – straszyłam go.
– Tata mnie kocha, tęskni za mną, a ty mnie okłamałaś, że o mnie nie pamięta! – żalił się. Byłam wściekła na Marka, bo to przez niego Teoś z dnia na dzień stawał się coraz bardziej niegrzeczny. Nie mogłam pozwolić, żeby były mąż całkiem zepsuł moje relacje z synem.

Stało się nieszczęście

Postanowiłam w tajemnicy sprzedać mieszkanie i przeprowadzić się do innego miasta. Niestety, dzień przed wyjazdem Teoś przypadkiem usłyszał, jak rozmawiam z firmą od przeprowadzek. Wpadł w histerię.
– Sama jedź, ja zostaję z tatą! – krzyczał. – Powiedziałem mu, że chcesz mnie gdzieś wywieźć, on tu zaraz przyjedzie i zabierze mnie do siebie! W pośpiechu pakowałam ostatnie rzeczy. Bałam się, że Marek popsuje mi mój plan, ale minęło kilka godzin, a on nie przyjeżdżał.
– Gdzie jest tata? Mówił, że zaraz będzie! – rozpaczał Teoś. – A widzisz? Znów cię zawiódł i oszukał, mówiłam ci, że ojciec to drań – kpiłam.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Teoś ucieszył się i pobiegł otworzyć. Na progu stała Hanna, druga żona Marka. Jej twarz była zapuchnięta od płaczu.
– Marek miał wypadek, gdy do was jechał. Był zdenerwowany, ma chore serce, zasłabł za kierownicą – płacząc, wyrzucała z siebie słowa. – Jest w stanie krytycznym!
Przed godziną życzyłam mu wszystkiego najgorszego, ale teraz czułam wstyd i żal. Obiecałam synkowi, że jutro po szkole pojedziemy do szpitala. Niestety, Teoś nie zdążył zobaczyć ojca. Marek zmarł nad ranem. Syn był zrozpaczony, nie byłam w stanie go pocieszyć. Zrozumiałam, że przez swoją nienawiść i żądzę zemsty wyrządziłam wielką krzywdę byłemu mężowi, synkowi i… sobie. Teoś obrócił się przeciwko mnie. Wciąż przypomina mi, że przeze mnie nigdy tak naprawdę nie poznał swojego ojca i że to ja jestem winna jego śmierci… Modlę się za Marka i mam nadzieję, że mi wybaczył. Ale czy wybaczy mi syn? 

 

Czytaj więcej