"Doszłam w swoim życiu do takiego momentu, że zupełnie nie widziałam przed sobą przyszłości. Czułam się stara i przegrana. Miałam ponad 40 lat, córkę i… niewiernego męża. Chciałam skończyć z życiem, zaznać wreszcie spokoju. Pewnego dnia zdarzyło się coś, co wyrwało mnie z rozpaczy..." Eliza, 42 lata
Romans mojego męża, będący zapewne objawem kryzysu wieku średniego, bardzo się odbił na naszym związku i moich emocjach. Wpadłam w straszliwy dołek, przestałam o siebie dbać, zaczęłam się ubierać wyłącznie na czarno, nie nakładałam makijażu. Po co? Czułam się stara i przegrana...
Myślałam o rozwodzie, ale bałam się reakcji otoczenia i odrzucenia, na jakie byłabym skazana.
– Rozwódek nie zaprasza się do domu. Stanowią zagrożenie dla małżeństw. Są samotne i zdesperowane – wyjaśniła mi kiedyś koleżanka. Nie odpowiedziałam jej nic, nie chciałam wdawać się w dyskusje. „A niby mamy XXI wiek”, pomyślałam tylko z goryczą.
Miałam nadzieję, że ból i gorycz miną z czasem, ale wciąż czułam się potwornie. Pogrążałam się w coraz głębszej rozpaczy. „Wszystko, co interesujące i dobre już dawno za mną”, powtarzałam w kółko. „Za późno na szczęśliwe zakończenia”. Łzy ciekły mi po policzkach. Chciałam skończyć z życiem, zaznać wreszcie spokoju. Jednak wtedy przed oczami stawał mi obraz córeczki. Wtedy przychodziło otrzeźwienie. Miałam dla kogo żyć.
Nie potrafiłam wybaczyć mężowi zdrady, ale nie umiałam też się zdecydować na definitywne rozstanie. Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy dostałam ofertę nowej pracy, i to na wyższym stanowisku niż dotychczas. Poczułam się doceniona, a to dało mi zastrzyk energii. Potrzebowałam jakiejkolwiek zmiany, by nie tkwić w miejscu. Nowa praca była też okazją, by kupić sobie nową bluzkę, w dodatku w innym kolorze niż czarny. A może nawet warto było podmalować oko?
W końcu niewierny mąż dostrzegł moje lekkie ożywienie. Uznał, że to oznacza poprawę naszych stosunków i szansę przeniesienia się z kanapy do sypialni, ale wyprowadziłam go z błędu.
– Mieszkasz tu tylko dla dobra Asi – wyjaśniłam mu ozięble. – Staram się zachować pozory normalności.
W końcu nadszedł pierwszy dzień w nowej pracy. Okazało się, że przyszło mi dzielić biuro z Piotrem. Był ode mnie młodszy o siedem lat, dość przystojny i bardzo sympatyczny. Dobrze nam się rozmawiało, nie tylko o sprawach zawodowych. Zbliżyliśmy się na tyle, że zaczęłam mu opowiadać o swoim nieudanym małżeństwie.
– Nie rozumiem, jak taka kobieta jak ty trafiła na takiego dupka – powiedział Piotr, kiedy usłyszał całą historię. Nasza znajomość powoli przekształcała się w przyjaźń. Bardzo lubiłam Piotra, czułam, że mogę mu ufać. Łapałam się na tym, że lepiej czułam się w pracy niż w domu. On też się przede mną otworzył i opowiadał mi o swoich nieudanych związkach. Często jednak wracaliśmy do tematu mojego małżeństwa.
– Naprawdę nie rozumiem, czemu się jeszcze nie rozwiodłaś – wzdychał. – Nie ma sensu ciągnąć czegoś, co już dawno umarło.
– Młody jesteś, wielu rzeczy nie pojmujesz – odpowiadałam lekkim tonem, ale w duchu przyznawałam mu rację. Wciąż jednak nie byłam gotowa na taki krok.
– Wyskoczyłabyś ze mną w piątek do kina? – zapytał pewnego dnia Piotr. –Nie chce mi się iść samemu.
– Chętnie!
Wybraliśmy ostatni wieczorny seans. Spędziliśmy bardzo miły wieczór i udało mi się zapomnieć o problemach.
– Szkoda tak szybko kończyć spotkanie. Może dasz się zaprosić do mnie na drinka? – zaproponował, kiedy wyszliśmy z kina.
„Asię zawiozłam na weekend do dziadków, Andrzej… jego i tak nie obchodzi, co robię”, pomyślałam i zgodziłam się. Siedzieliśmy na kanapie w mieszkaniu Piotra, sącząc drinki i rozmawiając, kiedy nagle jego kot wskoczył mi na kolana, mrucząc i domagając się uwagi. Zaczęliśmy go jednocześnie głaskać, a nasze palce niechcący się muskały. Nie patrzyłam na Piotra, nawet nie wiem, czy wtedy rozmawialiśmy. Niewinne muśnięcia dłoni stały się mniej przypadkowe i czułam, jak mój żołądek kurczy się przy każdym dotyku. W końcu Piotr odwrócił mnie do siebie i delikatnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek i poczułam, że zalewa mnie fala namiętności. Tę noc spędziliśmy razem.
– Jesteś piękna – szeptał. – Nie wiem, dlaczego tego nie widzisz.
Moja znajomość z Piotrem przerodziła się w romans, choć go nie kochałam. Był młodszy ode mnie, a ja wciąż miałam męża. To była fascynacja, namiętność, ogromna sympatia i zauroczenie… Było mi dobrze, jakby ubyło mi wiele lat i trosk. Częściej się uśmiechałam, zmieniłam garderobę, znów zaczęłam dbać o wygląd. Tylko moje relacje z mężem nie zmieniły się ani trochę. Myślałam kiedyś, że jeżeli go zdradzę, tak jak on zdradził mnie, to naprawi sytuację. Tak jednak się nie stało. Oddaliliśmy się już wtedy od siebie zbyt mocno. W końcu dojrzałam do tej trudnej decyzji.
– Chcę rozwodu – powiedziałam mężowi po miesiącu romansu z Piotrem.
– Dobrze – odparł Andrzej. – Masz rację, to małżeństwo dawno już nie istnieje. Jutro zabiorę swoje rzeczy i się wyprowadzę – dodał. – Mam tylko nadzieję, że będę mógł bez problemu widywać się z naszą córką.
– Kiedy tylko będziesz chciał. Wiedziałam, że Asia jednakowo kocha nas oboje, nie miałam więc prawa ograniczać ich kontaktów. To, że czułam się skrzywdzona, nie oznaczało, że miałam krzywdzić innych.
Po kilku dniach dowiedziałam się, że Andrzej zamieszkał u swojej kochanki. A jednak poczekała na niego! Z lekką goryczą przełknęłam tę wiadomość.
Rozwód przebiegł gładko i, ku mojemu zaskoczeniu, przyniósł mi spokój. Nadszedł czas, żeby uporządkować własne życie. Trzeba było jeszcze załatwić sprawę z Piotrem. Umówiliśmy się na kawę, żeby uczcić moją odzyskaną wolność.
– I jak się czujesz? – spytał.
– Wyśmienicie. I za to chciałam ci podziękować. To dzięki tobie zrozumiałam, że nie warto ciągnąć czegoś, co nie ma sensu. Odnalazłam też w sobie atrakcyjną babkę – zaśmiałam się. – Okazało się, że po czterdziestce można jeszcze poczuć motyle w brzuchu.
– A czułaś przy mnie motyle?
– Całe stado – zapewniłam. – A myślałam, że wszystkie umarły ze starości. Ale… – zawahałam się. – Myślę, że…
– Nie kochasz mnie – bardziej stwierdził niż zapytał. Nie dostrzegłam w jego oczach smutku.
– Chyba nie – odparłam szczerze. – Bardzo, bardzo cię lubię, ale podejrzewam, że nic z tego nie wyjdzie.
– Wiem – odparł. – Czułem to. I nie mam żalu. Cieszę się, że to mnie przyszło w udziale wrócić cię światu.
– Będziemy przyjaciółmi? – spytałam, choć wiedziałam, że to banalne.
– Oczywiście!
Następne dni pokazały, że jako przyjaciele potrafimy dobrze się bawić w swoim towarzystwie. Zawsze będę wdzięczna Piotrowi. Dzięki niemu otworzyłam się na świat i nowe znajomości. Odkryłam, że to, co najpiękniejsze, wciąż jest jeszcze przede mną, a wiek nie ma tu najmniejszego znaczenia.