"Odkąd poznałam Jędrzeja, reszta świata przestała dla mnie istnieć. Był wyjątkowy i inny niż mężczyźni, których dotąd znałam. Miałam wtedy 22 lata i ślepą wiarę w to, że odtąd będziemy już razem do końca życia. Ale los potrafi okrutnie rozwiewać młodzieńcze marzenia… Gabrysia, 30 lat
– Chciałbym, byś zwracała się do mnie pełnym imieniem – Jędrzej – oświadczył podczas pierwszej randki. – Poważnie myślę o życiu i chcę, by w ten sam sposób traktowało mnie otoczenie, szczególnie to bliskie – stwierdził, a ja wyszeptałam:
– Oczywiście, Jędrzeju…
Potem pamiętam już tylko niewinne pocałunki, muśnięcia dłoni, jego zamglony wzrok. Nie mogłam się w nim nie zakochać. Kiedy wyjechaliśmy na wspólne wakacje… straciłam z nim dziewictwo. Ukochany, podobnie jak ze wszystkiego, tak i z tego zrobił prawdziwą uroczystość.
Przez cały okres moich studiów spotykaliśmy się regularnie, ale nie zamieszkaliśmy razem.
– Potrzebuję przestrzeni, by cię nie zadręczać swoim światem – przekonywał mnie. To jego uduchowienie, a także dystans do świata i bunt przeciw pospolitości robiły na mnie ogromne wrażenie. Czułam się przy nim wyjątkowo. Gdy obroniłam pracę magisterską, pojechaliśmy na wakacje. Liczyłam na to, że Jędrzej mi się oświadczy.
– Razem tworzymy świetny duet. Powinniśmy być ze sobą jak najdłużej – uznał. – Czyli… – spojrzałam na niego, pewna, że lada chwila usłyszę to najpiękniejsze na świecie pytanie.
– Czyli trzeba byłoby rozejrzeć się za jakimś wspólnym dachem nad głową. Ale ostrzegam cię – nie sprawdzam się w systemie dwójkowym – wyznał. – Oswojenie mnie nie będzie łatwe.
– Będę się starała ze wszystkich sił – odparłam, udając radość, choć w głębi serca czułam żal.
Po powrocie znaleźliśmy mieszkanie. I tak jak przewidział ukochany, życie z nim nie należało do najłatwiejszych. Traktował mnie jak służącą. On był od wielkich rzeczy, ja od garów, prania, sprzątania. Jednak ani przez chwilę nie pomyślałam, by od niego odejść. Kochałam go, a miłość wymaga poświęceń.
– Dziewczyno, jak się na czymś nie znasz, to się nie odzywaj – nieraz potrafił mnie upokorzyć w gronie znajomych.
– Ja tylko chciałam… – tłumaczyłam się.
– Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane – uśmiechnął się złośliwie.
Sprawiał mi przykrość, ale trwałam przy nim jak skała. Przecież był taki mądry. Liczyłam na to, że część tej wiedzy jakoś i na mnie spłynie… Niestety. Zamiast tego po jednej ze sprzeczek Jędrzej stwierdził, że musimy od siebie odpocząć, i wyprowadził się.
Nie chciałam, żeby odchodził. Każde jego zniknięcie z mojego życia łamało mi serce. Płakałam, błagałam, nawet klęknęłam przed nim. Wszystko na nic. Zadzwonił jakieś pięć miesięcy później.
– Dostałem podwójny bilet do teatru. Pójdziesz? – zapytał beznamiętnym tonem.
– Jasne – zapiszczałam do słuchawki.
Od tego wieczoru znów byliśmy razem… A przynajmniej w ramach „przyjaźni” uprawialiśmy seks. Po dwóch miesiącach wprowadziłam się do niego. Niestety, nie na długo. Jędrzej nic a nic się nie zmienił. Nadal był arogancki i wysługiwał się mną. Przekonywałam samą siebie, że jakoś się ułoży… Znów błąd. Liczyłam na to, że nareszcie poprosi mnie o rękę. Założymy rodzinę… Niestety, zamiast tego po roku poprosił, bym zabrała swoje rzeczy od niego. Znów się dusił. To było tydzień przed naszą siódmą rocznicą pierwszej randki... Miałam dość.
– On traktuje cię jak pył na swoich butach – Hania, przyjaciółka, nie mogła się powstrzymać od komentarza.
– Nieprawda – broniłam go.
– Prawda. Potrzebuje cię, by świecić tym swoim blaskiem. Wróci jeszcze, zobaczysz…
Miała rację. Jakiś czas później spotkaliśmy się na imprezie wspólnych znajomych. Przyszliśmy bez pary. Wyszliśmy objęci. Ja po raz kolejny dałam mu szansę. Postawiłam jednak sprawę jasno. Ślub albo nic. Wybrał pierwsze rozwiązanie.
– Na początek kupię jakieś mieszkanie dla nas. Wezmę kredyt. Potem wesele – zapewniał.
Uwierzyłam mu. Dopiero pół roku później zaczął szukać lokalu. Po ponad miesiącu poszukiwań znalazł śliczne mieszkanie. I wtedy oświadczył:
– Nie możemy być razem. Zakochałem się. To ktoś wyjątkowy – wyjaśnił najspokojniej w świecie.
– Kto? – spytałam, jakby to miało znaczenie.
– Sylwia jest pośrednikiem nieruchomości. Cały czas pomagała mi w poszukiwaniach i… No, wiesz… – uśmiechnął się głupio.
– Co wiem? Przez pomyłkę znalazła też coś w twoim rozporku! – krzyknęłam.
– Twoja wulgarnosć zawsze mnie odrzucała – stwierdził na koniec.
Znów byłam sama. Znów płakałam. Znajomi już nawet nie chcieli tego słuchać. Moja śpiewka miała aż osiem lat i ciągle te same słowa: Jędrzej to, Jędrzej tamto. „Musisz o nim zapomnieć. Raz i na zawsze”, radziła przyjaciółka. A potem zadzwoniła z propozycją wypadu do kina na świeżym powietrzu. Mieliśmy wybrać się całą paczką. Na miejscu okazało się, że jestem tylko ja i… Filip, znajomy chłopaka przyjaciółki.
– Wystawili nas z premedytacją – uśmiechnął się. – Jutro ich zabijemy, a dzisiaj zapraszam cię do kina – wskazał drogę do wejścia. Po seansie poszliśmy na piwo, a potem… do Filipa. Byłam taka spragniona pieszczot. On za to w kółko powtarzał, jaka jestem piękna, i… stało się. Na pierwszej randce! Nikt dotąd nie traktował mnie jak księżniczki. A Filip postanowił to robić regularnie. Zaczęliśmy się spotykać. Rozpierało mnie szczęście… Z nim wszystko było takie łatwe i naturalne. I coraz częściej zastanawiałam się, po co męczyłam się tyle lat z Jędrzejem.
Cztery miesiące później okazało się, że jestem w ciąży!
– Niesamowicie! Fantastycznie! – wbrew moim obawom Filip ucieszył się. – Poczekaj tu chwilę… – rzucił, znikając za domem. Wrócił z pękiem bratków. Sterczały z nich jeszcze korzenie.
– Tyle tylko udało mi się naprędce zorganizować. Wybacz – pocałował mnie w rękę. – Gabrysiu, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
– Czemu nie? W końcu taki zaradny z ciebie facet – zaśmiałam się i padłam mu w ramiona.
Dwa tygodnie później natknęłam się na Jędrzeja.
– Słuchaj, zrozumiałem wszystko. Jesteśmy sobie przeznaczeni – wypalił.
– Świetnie, tylko że ja jestem w ciąży – oznajmiłam.
– To cudownie! – zapiszczał jakoś fałszywie.
– Tylko że to dziecko mojego ukochanego narzeczonego, a nie twoje, więc… – namyśliłam się przez chwilę. – Więc będę wulgarna… Zjeżdżaj, Jędrusiu!
Zostawiłam go, z lekka zszokowanego. A teraz z rozkoszą o nim zapomnę. Szkoda było tych ośmiu lat na taki pępek świata. Czas pomyśleć o sobie!