"Mój narzeczony robił ogromne wrażenie na ludziach. Tryskał energią i pomysłami, można go było słuchać bez końca. Przyjaciółki zazdrościły mi takiego faceta, a moi rodzice byli nim wprost oczarowani! Ale jego matka ostrzegała mnie i radziła, bym nie wiązała się z jej synem..." Sylwia, 32 lata
Krzysia można było słuchać bez końca. Potrafił opowiadać z humorem i tak barwnie, że wszystko, co przeżył, chciałoby się zobaczyć razem z nim. Chłopak miał nie tylko fantazję, ale i pomysł na życie.
– Skończę studia, otworzę własną lecznicę dla zwierząt... – snuł plany na drugim roku weterynarii. – Nie chcę pracować u kogoś, muszę być niezależny...
Nie pytałam, skąd weźmie na to wszystko pieniądze, bo Krzysiek robił wrażenie chłopaka, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Gdziekolwiek go zabrałam, wszyscy byli pod jego wrażeniem.
– Rany, co za chłopak! Skąd ty go wytrzasnęłaś? – dopytywały koleżanki, bo mój nowy facet zawsze był prawdziwą duszą towarzystwa. Moi rodzice też byli oczarowani. No i mój tata nareszcie znalazł osobę, z którą mógł porozmawiać w zasadzie na każdy temat.
– A kiedy ja poznam twoich rodziców? – dopytywałam się.
– Wszystko w swoim czasie, kochanie – uspokajał mnie.
Minęło kilka miesięcy i stało się coś, co bardzo mnie zaskoczyło.
– Wyrzucili mnie ze studiów – powiedział Krzysiek dziwnie spokojnie.
– Jak to? – zdenerwowałam się.
– Nie rób tragedii. Zdarza się, prawda?
– A twoje plany? Miałeś leczyć zwierzęta, przecież to kochasz... Sam mówiłeś...
– Mówiłem, ale będę musiał wymyślić coś nowego. Tak bywa... – uciął temat.
Nie chciałam wierzyć, że tak łatwo odpuścił. A potem, jak gdyby nigdy nic, został sprzedawcą w sklepie z AGD. Zdziwiłam się, że tak nagle zmienił swoje zainteresowania i plany, ale kochałam go i zaakceptowałabym każdy jego wybór...
Potem Krzysiek wynajął mieszkanie od kuzynki i mogłam się do niego wprowadzić. Byłam szczęśliwa, chociaż skrycie marzyłam jeszcze o jednym: żebyśmy wzięli ślub. W końcu się doczekałam: Krzysiek mi się oświadczył. Moi rodzice jako pierwsi dowiedzieli się o tej wspaniałej nowinie, a potem... mój ukochany próbował pożyczyć od nich pieniądze, żeby wykupić „nasze” mieszkanie. Zdenerwowałam się, że nie obgadał tego ze mną i robił takie rzeczy za moimi plecami. Tym bardziej że rodzice nie mieli pieniędzy, żeby dać nam pożyczkę, a kuzynka Krzyśka wcale nie zamierzała sprzedawać mieszkania!
Miałam w głowie mętlik i chciałam dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Ale kiedy zaczęłam naciskać na ukochanego, dziwnie kręcił.
– Nie kłam! – powiedziałam wreszcie, a on dosłownie wpadł w histerię. Zaczął mi opowiadać o swoim trudnym dzieciństwie, o rodzicach, którzy się nad nim znęcali. O tym, że zawsze marzył, żeby mieć coś swojego. Oczywiście tak zmiękczył moje serce, że wybaczyłam mu wszystko...
Czas mijał, zbliżała się data naszego ślubu, a ja zaczęłam marudzić, że chyba powinnam już wreszcie poznać jego rodziców. Wiedziałam, że to nie będzie dla niego łatwe spotkanie, ale pewne sprawy po prostu trzeba załatwić... Krzysiek tak mnie nastawił, że spodziewałam się jakiejś patologicznej rodziny, ojca pijaka i matki jędzy, a tymczasem spotkałam normalnych, miłych ludzi. Pamiętam, że siedziałam przy stole i byłam w szoku. Na chwilę zostałam z jego mamą sama, a ona spytała:
– Na pewno chcesz zostać jego żoną?
– Tak – nie zawahałam się.
– Przecież to notoryczny kłamca...
– Nieprawda! – oburzyłam się.
– Rób, jak chcesz, ale pamiętaj, że cię ostrzegałam – spojrzała na mnie z matczyną troską.
Po tamtej rozmowie stałam się bardziej podejrzliwa i zaczęłam zwracać uwagę na rzeczy, które do tej pory nie budziły mojego niepokoju.
Czasami Krzysiek rzeczywiście zachowywał się dziwnie, ale to jeszcze nie powód, żeby odwoływać ślub. Naiwnie myślałam, że on się zmieni...
Pobraliśmy się, urodziłam syna i jak każda kobieta oczekiwałam od męża odpowiedzialności. Niestety, wciąż łapałam go na kłamstwie. Czasami miałam wrażenie, że on nie odróżnia prawdy od fikcji, którą sam tworzy. Wciąż wymyślał niestworzone historie. Jego tłumaczenia brzmiały niekiedy tak absurdalnie, że miałam wrażenie, jakbym mieszkała z wariatem...
Wciąż brakowało nam pieniędzy, ale nigdy nie mogłam się dowiedzieć, na co Krzysiek wydawał swoją pensję.
– Dostałeś wypłatę? – spytałam kiedyś. – Miałeś wypłacić z banku pieniądze dla stolarza... Zamówiliśmy nową komodę, za którą trzeba było zapłacić przy odbiorze.
– Wypłaciłem...
– I gdzie je masz?
– Zostawiłem w samochodzie.
– To na co czekasz? Przynieś.
Zrobił, jak kazałam, a potem wrócił z niczym.
– Co się stało?
– Okradli mnie – udał załamanego.
Miałam ochotę go rozszarpać. To było jakieś szaleństwo!
Któregoś dnia zniknęła skarbonka naszego syna, a mały wpadł w histerię. Przeszukaliśmy cały pokój. Jakby wyparowała...
– Zabrałeś dziecku skarbonkę? – spytałam Krzyśka.
– Ja? Ty chyba zwariowałaś – wyparł się, choć dobrze wiedziałam, że to on. Takie rzeczy zdarzały się prawie cały czas.
Zrozpaczona odkrywałam, że mąż jest lekkomyślny i nieodpowiedzialny. Nie potrafi dotrzymać słowa, nie wie, co to poczucie winy. A jego opowieści to same kłamstwa. Od samego początku. Nawet wtedy, gdy mówił, że studiuje weterynarię... Nasze małżeństwo trwało sześć lat. To cud, że tyle wytrzymałam! Musiałam odejść, bo inaczej sama bym zwariowała.
Dziś buduję swoje życie od nowa, Krzyśka widuję sporadycznie. Raz w miesiącu, kiedy odwiedza dziecko. Nie potrafię wymusić na nim, by płacił alimenty. Ciągle kręci i kłamie. Wciąż obiecuje, że za kilka dni przeleje pieniądze, i nic. Ostatnio dowiedziałam się, że pożycza duże kwoty od znajomych i rodziny. Mówi, że to na spłatę zaległych alimentów. Ciekawe, bo ja nie dostałam nawet złotówki. Po raz kolejny przekonałam się, że Krzysiek jest niereformowalny, a jego matka miała rację. To nałogowy kłamca.