"W towarzystwie Igora czułam się piękna, seksowna, mądra i wyróżniona. Zaczęłam marzyć o wspólnej przyszłości. Martwiło mnie tylko, że to zawsze on wyznaczał dni i terminy naszych spotkań, głównie wtedy, gdy jemu to pasowało. Był pewny, że zawsze się dostosuję. Nigdy nie zapomnę tego, co powiedział mi pewnego dnia w kłótni..." Alicja, 45 lat
Prawie rok temu koleżanki wyciągnęły mnie do klubu. Zwróciłam uwagę na bardzo przystojnego mężczyznę, który przy barze sączył drinka. Nasze oczy na chwilkę się spotkały... Nie sądziłam, że on w ogóle zwróci na mnie uwagę. A jednak, w pewnej chwili podszedł do nas i spytał, czy może porwać mnie do tańca...
Chciałam odmówić, ale jedna z koleżanek trąciła mnie kolanem pod stolikiem. Dawała znak, że mam nie rezygnować z takiej szansy... Tańczył z wdziękiem, cały czas wpatrywał się we mnie i uśmiechał. Potem podszedł jeszcze parę razy. Zauważyłam, że jego zainteresowanie mną wzbudziło zazdrość w innych kobiet na sali i – co tu kryć – pochlebiło mi to. Dlatego gdy poprosił o numer telefonu, od razu dostał moją wizytówkę.
– Wizytówkę? – zdumiała się koleżanka. – Przecież on chciał cię zaprosić na randkę.
– Nie znam go. Niech dzwoni na służbowy – odpowiedziałam twardo, choć serce zabiło mi mocniej.
Całe wieki nie byłam na randce! Igor, bo tak miał ów przystojniak na imię, okazał się nienachalny, ale stanowczy. Zadzwonił i zaprosił mnie na kawę. Powiedział, że go zaintrygowałam i chciałby, żebyśmy się bliżej poznali. Byłam zauroczona jego grzecznością, elegancją, no i tym, jakie wrażenie robił na innych ludziach. Zwłaszcza na kobietach.
W towarzystwie Igora czułam się piękna, seksowna, mądra i wyróżniona. Usiłowałam sobie przypomnieć, jak kiedyś podrywał mnie były mąż i uświadomiłam sobie, że nie wymyślił niczego nadzwyczajnego. Igor przyćmił wszystko.
– Widzisz, mówiłam ci, że jeszcze będziesz szczęśliwa! – cieszyła się przyjaciółka, gdy wybrałyśmy się razem w poszukiwaniu ładnej sukienki. Igor często zapraszał mnie na towarzyskie spotkania i przyjęcia. Wydawać się mogło, że nic, tylko się bawił. Ale on oczywiście także pracował, i to na całkiem niezłym stanowisku. Miał środki na imprezy, wycieczki i dobry samochód. Był hojny, czułam się przy nim bezpiecznie. Zaczęłam marzyć o wspólnej przyszłości. Na razie spotykaliśmy się u niego albo u mnie. Mieszkałam sama, córka już wyfrunęła na swoje. To był piękny okres. Trwało to jakieś pół roku. Wtedy zakochałam się w Igorze i coraz częściej tęskniłam za jego obecnością na co dzień.
Kiedy zaczynałam mówić o wspólnej przyszłości, on zaczynał mnie całować, a ja miałam wrażenie, że w ten sposób chce mi odebrać głos.
– Widujemy się raz w tygodniu na randce i w niektóre weekendy... – skarżyłam się.
– Ale, myszko, mam dużo pracy... – tłumaczył, a potem, gdy dzwoniłam, okazywało się, że wcale nie siedzi popołudniami w firmie, tylko jest w jakiejś restauracji albo na towarzyskim spotkaniu. Beze mnie! Próbowałam o tym rozmawiać, lecz byłam zbywana. W końcu zażądałam wyjaśnień. Wtedy po raz pierwszy się pokłóciliśmy.
– Moja droga, nie zachowuj się jak małe dziecko. Jesteś dorosła i chyba rozumiesz, że każde z nas ma swoje sprawy? Czy ja cię pytam, gdzie chodzisz ze swoimi koleżankami? – zirytował się.
– Bo cię to nie interesuje!
– Nie, bo to twoja sprawa.
– Ja bym chciała, żeby to były nasze wspólne sprawy. Przecież jesteśmy w związku!
– Oczywiście, że jesteśmy. Czemu ciągle ode mnie oczekujesz potwierdzenia? Czy o wszystkim trzeba mówić? Mam ci to dać na piśmie? Nie bądź niemądra – wykpił mnie.
Może rzeczywiście zachowywałam się dziecinnie? On wydawał się taki dojrzały i pewny siebie. Wiedział, co mówi i czego chce... A ja? Ja tylko chciałam, żebyśmy byli razem.
– Czy ty mnie w ogóle kochasz? – jęknęłam i zaraz tego pożałowałam.
– Co za głupie pytanie! Nie jestem twoim pieskiem, żeby siadać i podawać łapę wtedy, gdy sobie tego życzysz – zdenerwował się i chwycił lnianą marynarkę przewieszoną przez krzesło.
– Mam dość na dziś, Alicja. Wychodzę.
Poczułam, że zimny strach mrozi mi serce. „Nie możemy się tak rozstać! A co będzie, jeśli już nie wróci?!”, myślałam spanikowana.
– Nie, proszę, nie wychodź! Już nie będziemy o tym rozmawiać, obiecuję...
– No dobrze, zostanę jeszcze na kawie. Tylko już nie gadajmy o tych głupotach. O tym możesz rozmawiać z koleżankami. Milcząc, przełknęłam jakoś tę obrazę. Najważniejsze, że został.
Po jego wyjściu dotarło do mnie, że nadal się z tym źle czuję. Zaczęłam analizować nasze spotkania, jego zachowanie i moje własne uczucia. Doszłam do smutnego wniosku. Od jakiegoś czasu to ja ciągle pytałam, kiedy i gdzie się spotkamy. On wyznaczał dni i terminy, głównie wtedy, gdy jemu to pasowało. Był pewny, że zawsze tak dostosuję swoje plany, aby się z nim zobaczyć. Poznałam go ze wszystkimi moimi koleżankami, chociaż nie był tymi znajomościami zainteresowany. To ja dzwoniłam do niego codziennie wieczorem. Jeśli nie odbierał, denerwowałam się, gdzie jest i co robi. Po raz pierwszy w życiu czułam się zazdrosna. Ale on twierdził, że to nie jego wina, że mój były mąż okazał się dupkiem.
– Boże, co się ze mną dzieje? Musiałam z kimś o tym porozmawiać, chociaż dotąd nikogo aż tak nie wtajemniczałam w swój związek. Jednak teraz gubiłam się we własnych myślach.
Zadzwoniłam do przyjaciółki i się z nią umówiłam.
– Co ty mówisz? – zdumiała się, gdy wszystko jej wyłożyłam. – A sądziłam, że jesteście taką wspaniałą parą.
– Bo na ogół jesteśmy, ale...
– Chciałabyś, żeby się wreszcie zadeklarował? Musisz się zastanowić nad tym, czego ty chcesz! To, co mi opowiadasz, to jakiś koszmar.
– Czego ja chcę? Czego chcę? Chcę zamieszkania razem, wspólnie spędzanego czasu. Prawdziwego stałego związku – odparłam.
– To mu o tym powiedz.
Odważyłam się. Efekt był taki, że Igor trzasnął drzwiami, tak się pokłóciliśmy. Nawet już nie pamiętam poszczególnych słów, ale odwrócił kota ogonem. Za to dowiedziałam się o sobie, że jestem zazdrosna, zaborcza i dziecinna. Poza tym chcę go ograniczać, mam nierealne oczekiwania, on mi niczego nie obiecywał i to, co najbardziej mnie zraniło – żebym może poszukała innego faceta, który spełni moje marzenia.
– Ale to ty nim jesteś – rozpłakałam się. Jednak moje łzy go nie ruszyły. Powiedział, że chcę go brać na litość i nim manipulować. Zastanawiałam się, co się takiego między nami stało? Dlaczego tak się zachowywał?
Moje domysły sprawiły, że przekroczyłam swoje własne granice. Igor był tak wściekły, że wychodząc ode mnie, zapomniał telefonu. Brzydząc się sobą, sprawdziłam jego komórkę. Okazało się, że dzwoniło do niego i pisało wiele kobiet, ale nam wszystkim okazywał tyle samo zainteresowania. Nie byłam wcale wyjątkowa. Po prostu chwilowo było mu ze mną wygodnie. Miał kochankę, miał z kim wyjść... Nie byłam tą jedyną, znaczyłam dla niego tyle samo, co inne. To było jak uderzenie w twarz! Zabolało, ale też mnie otrzeźwiło. Kiedy po paru minutach wrócił po komórkę, oddałam mu ją bez słowa. Bardzo pomogła mi przyjaciółka, której o tym wszystkim opowiedziałam. Sama nie poradziłabym sobie z tą sytuacją – bo miałam też złamane serce, a nie tylko sponiewieraną godność. Za jej radą postanowiłam się z nim nie kontaktować.
– Jeśli mu na tobie zależy, to będzie się starał. Jeśli nie, nie będzie. To zaboli, ale będziesz przynajmniej wiedziała, co się dzieje. A tak żyjesz w iluzji, Ala. I nie jesteś sama. Jestem z tobą. Miała rację, mimo to wytrzymałam zaledwie cztery dni.
Piątego nie dałam rady, zadzwoniłam do niego. Odebrał. Miał głos, jakby nic się nie stało.
– Nie zastanowiło cię, że nie dzwonię? – spytałam. Czułam, jak oblewa mnie pot, jakbym miała gorączkę. – No tak, ale sądziłem, że jesteś zajęta – odparł dość obojętnym tonem.– A co?
– A to, że zrywam z tobą! Mam dosyć lekceważenia! Tak naprawdę wcale ci na mnie nie zależy! Na nikim ci nie zależy! – wyrzuciłam z siebie.
– Skoro tego chcesz... Nie musisz histeryzować. A było tak miło, póki nie zaczęłaś zachowywać się jak idiotka. Wszystkie takie jesteście – prychnął i się rozłączył.
Nadal leczę się z tej znajomości. Płaczę i tęsknię, czuję się jak narkomanka na odwyku, ale w chwilach słabości dzwonię do przyjaciółki. Ona daje mi wsparcie, przypominając, jak byłam traktowana i czego naprawdę chcę. Wiem, że dałam się zwieść komuś, kto nikogo nie traktuje poważnie, kto kocha tylko siebie. Ale i tak boli. Wiem, że takie rany nie leczą się w jeden wieczór... Nie zamierzam się jednak poddać!