"Od jakiegoś czasu prześladował mnie pewien sen: ja z moimi dwiema przyjaciółkami chodzimy po zabytkowej, skąpanej w słońcu starówce. Nie wiem, co to za miasto. Zwiedzamy i jesteśmy oczarowane. Jest z nami jeszcze ktoś. Jakiś obcy mężczyzna. Podchodzi do mnie, a ja jestem bardzo szczęśliwa…" Aleksandra, 30 lat
– Musimy gdzieś razem wyjechać – stwierdziła moja przyjaciółka, kiedy podczas opowiedziałam jej mój sen. Nie wspomniałam jej tylko o nieznajomym mężczyźnie, który też mi się wtedy przyśnił. Nie chciałam, żeby sobie pomyślała, że podświadomie potrzebuję faceta. Zresztą, nie pomyliłaby się ani trochę.
– Może Baśka do nas dołączy i razem gdzieś się wybierzemy – dodała na koniec rozmowy Gośka.
Od dawna nigdzie nie wyjeżdżałam, bo tylko praca i praca. Poza tym, potrzebowałam takiego babskiego spotkania. Ostatnio czułam się bardzo samotna, a towarzystwo przyjaciółek zawsze dobrze mi robiło.
„Ola, napisz, które to było miasto”, zapytała na czacie Baśka, jak tylko dowiedziała się o naszych planach.
Zgodnie z prawdą napisałam, że nie wiem. Dodałam tylko, że przypominało jakieś urokliwe miejsce na południu Europy.
– Eeee, tak daleko to nie dam rady pojechać – dołączyła do rozmowy Gośka. – Nie mam kasy, urlopu i Paweł mnie nie puści. Nie zostanie z dzieciakami dłużej niż dwa, trzy dni, ale nawet to ostatnio go przerasta – dodała z lekkim westchnieniem.
– To może jakieś miasto w Polsce. Może Płock? – odpisałam szybko, bo nie chciałam, żeby dziewczyny się rozmyśliły. Zaczęłyśmy przerzucać się propozycjami. W końcu stanęło na Zamościu. Żadna z nas tam nigdy nie była, a wszystkie słyszałyśmy o tym mieście same dobre rzeczy. Teraz zostało nam wybrać termin wyjazdu. I to okazało się najtrudniejsze. Dziewczyny miały rodziny, dzieci. Ja co prawda byłam wolna, ale nie mogłam ot tak, z dnia na dzień wziąć urlop. Jestem fryzjerką. Mam swoje klientki i grafik zapełniony na kilka miesięcy do przodu. Ale byłyśmy tak zdeterminowane i podniecone wizją babskiego wypadu, że w końcu udało się go zaplanować.
Pod koniec sierpnia ubiegłego roku znalazłyśmy się w Zamościu. Miasto nas urzekło. Najbardziej oczywiście zamojska starówka. Piękne, zabytkowe kamienice, ukwiecone i ogrzane sierpniowym słońcem wyglądały jak z mojego snu.
Pamiętam jak zmęczone po całym dniu zwiedzania, postanowiłyśmy kupić cokolwiek w sklepie i zrobić sobie kolację w wynajmowanym apartamencie niedaleko rynku. Nie miałyśmy siły włóczyć się już po żadnych restauracjach.
– Hej, dziewczyny, nie kupiłyśmy wina do kolacji – zauważyła Gośka, kiedy na miejscu rozpakowywała torby.
– Ja nie idę, obtarłam stopy – obolałym głosem oznajmiła Basia.
Wypadło na mnie, bo Gośka szybko zadeklarowała, że zrobi sałatkę i kanapki.
Kiedy wróciłam z winem, okazało się, że nie mamy korkociągu. Próbowałyśmy otworzyć butelkę widelcem, wpychać korek do środka. Wszystko na nic.
– Ola, ty wino kupiłaś, to teraz przeleć się z nim po sąsiadach – wypaliła Gośka. – Na pewno ktoś życzliwy pomoże kobiecie w kłopocie.
Próbowałam się wymigać, ale dziewczyny były nieugięte. Basia poparła pomysł Gośki i przegrałam mniejszością głosów.
Wyszłam na klatkę i zapukałam do sąsiednich drzwi. Nikt nie otworzył.
„Pewnie wszystkie mieszkania w tej kamienicy są do wynajęcia”, pomyślałam zrezygnowana. Postanowiłam jeszcze zaryzykować i weszłam piętro wyżej. Zapukałam. I znowu nic. Zniechęcona zapukałam jeszcze do mieszkania obok. Ostatnia szansa. Ku memu zdziwieniu drzwi się otworzyły.
Zamurowało mnie i nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Musiałam wyglądać idiotycznie, bo mężczyzna spokojnym głosem zapytał:
– Czy mogę pani jakoś pomóc?
– Proszę otworzyć mi wino... Bo my tu z koleżankami, no wie pan... – dukałam bez sensu.
Mężczyzna lekko zdziwiony uśmiechnął się ciepło, zaprosił mnie do swojego mieszkania. Po chwili zgrabnie wyciągnął korek z butelki.
W tym momencie coś mnie tknęło. Jego ruchy, gesty przypominały mężczyznę z mojego snu! Jakie to było dziwne i niedorzeczne.
„Chyba sobie coś uroiłam”, szybko odepchnęłam tę natarczywą myśl od siebie.
Nie wiem, jak znalazłam się z powrotem w naszym mieszkaniu. Nawet nie pamiętam, co powiedziałam dziewczynom. Zresztą nie musiałam wiele mówić. One natychmiast wszystkiego się domyśliły.
– Olka, ciebie trafiła strzała Amora! – krzyczały jedna przez drugą. – Facet uwolnił Amora z butelki. A to ci historia!
Następnego dnia rano do naszych drzwi zapukał mężczyzna od korkociągu. Kiedy we trzy stanęłyśmy w drzwiach, on uprzejmie zapytał, czy czegoś nie potrzebujemy, czy dobrze się bawiłyśmy i czy długo jeszcze zabawimy w Zamościu.
Zaprosiłyśmy go do środka. Po miłej rozmowie któraś z dziewczyn zaproponowała wspólny obiad w restauracji w ramach podziękowania za otwarcie butelki z winem. A potem.... obie sprytnie wykręciły się jakimiś ważnymi sprawami do załatwienia.
Na obiad z Arturem poszłam sama. Spotkanie było niezwykle udane. Ośmielona fantastyczną atmosferą, opowiedziałam nowemu znajomemu swój sen. Tym razem zrelacjonowałam go od początku do końca.
– Nie możemy dopuścić, by ostatnia część twojego snu się nie spełniła – powiedział Artur, głęboko patrząc mi w oczy. – Może zabrzmi to nieskromnie, ale wiem, Olu, że mnie sobie wyśniłaś.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Po kilku miesiącach częstych rozmów telefonicznych i wzajemnych odwiedzin Artur oświadczył mi się. Powiedziałam TAK i przeniosłam się do Zamościa.
Nie była to łatwa decyzja. Musiałam zostawić w Warszawie moją pracę, klientki, no i oczywiście moje kochane przyjaciółki. Ale wiem, że wszystko się jakoś ułoży. Z dziewczynami mam codzienny kontakt. Piszemy do siebie, rozmawiamy przez telefon. Obiecałyśmy sobie, że często będziemy się odwiedzały. Postanowiłyśmy nawet, że od czasu do czasu zorganizujemy sobie podobny wypad do innego wybranego miasta w Polsce.
– Mam tylko jedną prośbę – powiedział Artur, kiedy zwierzyłam mu się z naszego pomysłu. – Bierz zawsze ze sobą korkociąg. Nie chcę, żeby ktoś znowu obudził w twoim towarzystwie butelkowego Amora – dodał zniżonym głosem i czule mnie pocałował.