"Patrzyłam, jak Janek sączy kolejną lampkę wina, a kiedy oboje byliśmy już na lekkim rauszu, usiadłam mężowi na kolanach i zaczęliśmy się całować. Wiedziałam, że znowu czeka nas cudowna noc..." Asia, 32 lata
Janek miał być w domu po osiemnastej, ale gorące SMS-y wymienialiśmy już od południa. On pytał, co zamierzam mieć na sobie tego wieczoru, ja podkręcałam nastrój zmysłowymi zdjęciami. Zrobiłam sobie selfie w samej bieliźnie i podpisałam „Lepiej w tym czy bez?”. Wiedziałam, że uwielbia takie gry. I wiedziałam, co będzie potem...
Zanim przyszedł, wstawiłam do mikrofalówki risotto i otworzyłam butelkę białego wina, żeby pooddychało. Godzinę później w butelce brakowało już jednej trzeciej objętości, a ja nie mogłam doczekać się męża. Miałam na niego straszną ochotę!
– Zgadnij, co mam na sobie? – powitałam go, kiedy wszedł do domu. Miałam czarną, koronkową bardotkę z bordowymi wykończeniami i stringi do kompletu, ale Janek był bardziej zainteresowany kolacją niż moją bielizną. Usiedliśmy więc, nalał nam wina – to był mój trzeci kieliszek – i przez chwilę rozmawialiśmy o bzdurach typu, co w pracy i jak mi minął dzień. Wiedziałam, że muszę być cierpliwa. Patrzyłam, jak Janek sączy kolejną lampkę wina, a kiedy w butelce było widać dno, przyniosłam drugą. Kiedy oboje byliśmy już odprężeni, a służbowe troski zeszły na dalszy plan, usiadłam mężowi na kolanach i spojrzałam mu w oczy spod przymkniętych powiek. Zaczęliśmy się całować...
Janek był moim pierwszym mężczyzną i przed naszym pierwszym zbliżeniem byłam tak zestresowana, że wypiłam trzy szoty „wściekłego psa”. Skutek był taki, że nie pamiętałam dokładnie całego aktu, ale byłam zadowolona, że „jakoś poszło”. Przed kolejnym razem też napiłam się alkoholu, podobnie zresztą jak on. Nasz seks był namiętny, pełen pasji. Po alkoholu nie miałam zahamowań, co mu się bardzo podobało. Mnie też podobała się taka wersja mnie. Cieszyłam się, że znika wtedy szara myszka, jaką byłam przez całe życie. Ta myszka została nauczona, że seks to grzech i że jeśli kobieta okaże zbytni entuzjazm, to mężczyzna uzna ją za „łatwą” i nie będzie szanował.
Swoją seksualność zaczęłam odkrywać, mając dwadzieścia parę lat i w głębi duszy wstydziłam się, że tak długo byłam dziewicą. Na szczęście Janek było dużo bardziej doświadczony niż ja i chętnie pokazywał mi świat nowych doznań i zmysłowych rozkoszy. Oświadczył mi się bardzo szybko, a ja nawet nie pomyślałam, żeby się zastanawiać. Przecież zawsze chciałam wyjść za mąż, więc o czym tu było dywagować? Na naszym weselu oboje przepijaliśmy zwyczajowo do wszystkich dorosłych gości i chociaż usiłowałam oszukiwać, nalewając najpierw do kieliszka wodę, a tylko uzupełniając wódką, to i tak mieszanka stresu, alkoholu i zmęczenia sprawiła, że o czwartej rano mąż musiał położyć mnie do łóżka, bo nieomal się wywracałam. On też nie był trzeźwy.
Kiedy następnego dnia obudziliśmy się, zdałam sobie sprawę, że po przyjściu do apartamentu się kochaliśmy. Szkoda, że pamiętałam z tego zaledwie parę wyrywkowych scen. Nie tak wyobrażałam sobie naszą noc poślubną...
Małżeństwo mi się podobało. Nie musiałam pracować, bo Janek dobrze zarabiał. Zajmowałam się domem i dbałam o to, żeby mój mąż był szczęśliwy. Gotowałam mu jego ulubione dania, urządziłam i sprzątałam dom, no i oczywiście dbałam o siebie, żeby być dla niego atrakcyjną partnerką. To stąd ta cała fikuśna bielizna, gorące SMS-y i pachnące świeczki w sypialni. No i wino do kolacji. Zawsze. Dopiero jakieś pół roku po ślubie uświadomiłam sobie, że jeszcze nigdy nie uprawialiśmy seksu na trzeźwo. Jak to możliwe? Sama nie wiem. Po prostu tak wychodziło, że bez opróżnienia butelki wina czy wypicia kilku drinków zupełnie nie mieliśmy ochoty na igraszki.
– Ty też tak masz? – zapytałam Agatę, moją przyjaciółkę.
– Naprawdę nigdy nie kochaliście się na trzeźwo? Dzisiaj też coś piłaś? – zapytała.
– Coś ty! – obruszyłam się. – Ja nie piję, kiedy Janka nie ma! Po prostu... lubimy się napić razem wina czy czegoś mocniejszego... Czułam, że się tłumaczę przed przyjaciółką, chociaż pięć minut wcześniej myślałam, że wszystko jest w porządku.
Po tamtej rozmowie postanowiłam, że następnym razem nie będę tykała alkoholu przed pójściem do łóżka z mężem. To przecież łatwizna – uznałam. Tyle, że w praktyce okazało się to bardzo trudne. Kiedy czekałam na męża po południu, czułam narastający stres. Uspokajałam się, że przecież to najnormalniejsza i najzdrowsza rzecz pod słońcem – planować seks z własnym małżonkiem, ale jakoś czułam napięcie z tego powodu. Kiedy przyszedł, powiedziałam, że zapomniałam kupić wina i postawiłam na stole wodę i colę. Zjadł obiad, popił i poszedł do dużego pokoju obejrzeć coś na laptopie. Tłumiąc zdenerwowanie, poszłam za nim i przytuliłam się do jego pleców.
– Co chcesz? – mruknął, nie odrywając oczu od monitora.
– Ciebie... – wymruczałam. Zwykle gdy to robiłam, jego oczy rozpalały się pożądaniem, obejmował mnie i po chwili zdejmował ze mnie ubranie. Ale teraz nawet nie dotknął moich dłoni, którymi gładziłam go po klatce piersiowej.
– Kotek, daj mi trochę czasu, miałem ciężki dzień – rzucił, ale ja się nie poddawałam. Pocałowałam go w kark, a on zareagował zniecierpliwieniem.
– Możesz dać mi pół godzinki? – powtórzył z naciskiem.
– Potem coś pooglądamy, jak chcesz. Wyszłam z pokoju z poczuciem upokorzenia, ale i ulgi.
Bo tak naprawdę to nie bardzo sobie wyobrażałam, co miałabym zrobić, gdyby on jednak chciał się kochać.
Żeby jakoś poprawić sobie nastrój, wyszłam do sklepu po coś słodkiego. Wróciłam z piwem dla Janka i cydrem dla siebie. Wypiliśmy po butelce podczas oglądania serialu kryminalnego, potem sięgnęliśmy po kolejne. Nim okazało się, kto zabił, byliśmy już na rauszu. Zaczęliśmy się całować, a potem kochać. Kiedy potem poszłam pod prysznic, miałam dziwne poczucie porażki. Wstydziłam się przyznać Agacie, że moja próba zakończyła się fiaskiem. Wciąż udawałam, że nie mamy żadnego problemu. Dlatego zrobiłam to jeszcze raz. Wybrałam inną porę i okoliczności. Niedzielny poranek, śniadanie do łóżka, gorące tosty i pyszna kawa. Pomyślałam, że znakomitym uwieńczeniem tak rozpoczętego poranka będzie chwila zmysłowej zabawy. Ale kiedy tylko zaczęłam dawać mężowi sygnały, że mam na to ochotę, po prostu mnie odsunął i wstał z łóżka.
– Może pójdziemy pobiegać? – zaproponował, wciągając spodnie, jakby nie zauważając, że czuję się zraniona i odrzucona. Nie poszłam pobiegać, a on nawet nie zauważył, że się dąsam. Zupełnie, jakbym nie obchodziła go, kiedy nie szumiało mu w głowie. Jakbym była kimś w rodzaju współlokatorki, a nie żoną, której tyle razy mówił, że jest cudowna i że ją uwielbia. Fakt – zawsze mówił to, kiedy coś wypił, a ja dopiero po ślubie zaczęłam zdawać sobie z tego sprawę.
Tego samego dnia mieliśmy w planach wieczór z przyjaciółmi w pubie. Poszliśmy więc i, jak to przy takich spotkaniach, zaczęliśmy zamawiać jednego drinka za drugim. Poczułam gorączkę namiętności. Mąż, którego rano miałam ochotę udusić za brak wrażliwości, wydał mi się nieodparcie pociągający. Zaczęłam dotykać jego uda pod stołem i szeptać mu do ucha sprośności. On nie pozostawał mi dłużny i w efekcie byliśmy tak na siebie napaleni, że postanowiliśmy wyjść wcześniej do domu. Na ulicy Janek mnie pocałował tak, że zabrakło mi tchu. W odpowiedzi przylgnęłam do niego całym ciałem.
– Uwielbiam cię... Chcę to zrobić tu i teraz – wydyszał mi w ucho i poddałam się jego pieszczotom, nie zważając, że jesteśmy przed lokalem. Popchnął mnie na jakieś metalowe drzwi i włożył rękę pod moją kurtkę, a potem bluzkę. Dalej działo się to, co zwykle, kiedy ogarniał nas szał namiętności. I wtedy usłyszeliśmy podwójny sygnał syreny i zalało nas niebieskie, migające światło. To była policja.
Policjanci, którzy nas zatrzymali za „nieobyczajny wybryk w miejscu publicznym”, kazali nam się ubrać i wylegitymować. Janek zaczął tłumaczyć, że nie robimy nic złego, bo jesteśmy małżeństwem, ale żaden z nich nawet się nie uśmiechnął. Byliśmy oboje pijani i półnadzy, kiedy nas nakryto, do tego okazało się, że patrol nie przejeżdżał tamtędy przypadkowo, tylko ktoś go wezwał. Aresztowano nas. Za wykroczenie, które popełniliśmy, można zostać pozbawionym wolności nawet do miesiąca, więc kiedy dotarła do nas waga zarzucanego nam czynu, przestaliśmy być tacy beztroscy. Janek zadzwonił do kolegi, który był adwokatem i powiedział, na czym nas przyłapano. Ostatecznie sprawę skierowano do sądu, ponieważ osoba, która zadzwoniła na policję, poczuła się zgorszona i nie chciała nam odpuścić.
– Janek, nie sądzisz, że powinniśmy o tym porozmawiać? – zapytałam, kiedy wróciliśmy do domu. – Nigdy nie kochamy się na trzeźwo. Kiedy próbowałam, ty się ode mnie odsuwałeś. Nie mówię, że to twoja wina, ale może powinniśmy coś zmienić? Nie zareagował dobrze. Rzucił, że się go czepiam i że on nie ma żadnego problemu. Poczułam się strasznie samotna. Niedługo potem adwokat poinformował nas, że sąd może odstąpić od wymierzenia kary pod warunkiem, że zapłacimy grzywnę albo zgłosimy się na terapię. Ja chciałam terapii. Janek wolał zapłacić.
– Jeśli uważasz, że jesteś alkoholiczką, to faktycznie idź na terapię – rzucił zjadliwie mąż. – Ja mogę się kontrolować. I wcale nie muszę codziennie pić. Poszłam więc i opowiedziałam terapeutce oraz grupie AA, że wprawdzie nie mam typowego problemu z alkoholem, ale nigdy nie kochałam się z mężem na trzeźwo. Usłyszałam, że aby rozwiązać problem, muszę całkowicie zmienić swoje życie. I nie tylko ja miałam zachować trzeźwość. Warunkiem poprawy było to, żeby i Janek był trzeźwy, kiedy chciał zbliżenia. Dopiero wtedy odkryłam, jak głęboko sięga nasz problem...
Mąż obraził się na mnie, że wynoszę nasze intymne sprawy na zewnątrz. Nie chce zrozumieć, że ja potrzebuję zmiany i szukam pomocy. Jego zdaniem, terapeutka nie zna się na swojej robocie, a ja wymyślam problemy. Przestałam pić. Janek pije okazjonalnie – piwo do telewizji, wino do steka. Seks w naszym związku przestał istnieć. Kiedy mąż jest trzeźwy, mam wrażenie, że nie czuje do mnie pociągu. Ucieka przed moim dotykiem, sztywnieje, kiedy go całuję. Za to kiedy zamroczy go alkohol, zaczyna się do mnie kleić. Na grupie mówią mi, że po prostu muszę wytrwać w swoich postanowieniach i konsekwentnie prosić męża, żeby zachował trzeźwość, jeśli chce się do mnie zbliżyć. Robię to, ale czuję się w tym coraz bardziej opuszczona i samotna...
Czasami tak strasznie tęsknię za tamtymi czasami, kiedy wypijaliśmy wino do kolacji, a potem oddawaliśmy się pieszczotom i namiętności. Dzisiaj wiem, że to nie było w jakimś sensie „naprawdę”, że mieliśmy jakiś głęboki problem, skoro nie potrafiliśmy cieszyć się sobą bez „pomocy” alkoholu. Ale bywa, że chcę rzucić moją terapię w diabły, postawić na stole butelkę wina albo dzbanek margarity, usiąść mężowi na kolanach i pozwolić sobie odpłynąć pod dotykiem jego ust... Nie wiem, jak długo wytrzymam, jeśli on się nie zmieni. Co jeszcze mogę zrobić, żeby kochał się ze mną, kiedy jest trzeźwy?