"Tak bardzo cieszyłam się, że syn się zakochał, ale teraz ta radość ma gorzki smak. Czuję się oszukana. Zdążyłam pokochać Monikę jak córkę, ale przecież nie mogę przejść obojętnie obok tego, co zrobili! Już nie widzę mądrej i miłej dziewczyny, a samolubną i lekkomyślną kobietę. Czy będę umiała z tym walczyć? Czy chcę? Nie wiem..." Teresa, 62 lata
– Mamo, to jest Monika – Paweł przedstawił mi swoją dziewczynę.
Wiedziałam, że to dość poważna sprawa, bo mój syn raczej nie kwapi się do przyprowadzania swoich wybranek do domu. Właściwie to nigdy żadnej nie poznałam. Tym razem widziałam, że to nie jest zwykła miłostka, gołym okiem można było zauważyć, że Paweł jest zakochany na zabój. Dziewczyna wydawała się szalenie sympatyczna. Przyjrzałam się jej uważnie i zrobiła na mnie dobre wrażenie. Ładna, uśmiechnięta blondynka o ciepłym uśmiechu i niebieskich oczach wpatrzonych w mojego syna jak w obrazek. W dodatku, gdy się odezwała, okazała się dość elokwentna i niegłupia. Czego chcieć więcej?
Tamto popołudnie upłynęło nam bardzo miło, a gdy młodzi opuścili moje mieszkanie, pomyślałam, że syn chyba wreszcie się ustatkuje. Co tu kryć, Paweł miał już ponad trzydzieści lat, a do tej pory nie stworzył żadnego poważnego związku. Mój mąż już zaczął podejrzewać, że nasz syn jest gejem. Cieszyłam się więc, że coś się zmieniło i w jego życiu pojawiła się Monika. Z czasem zauważyłam, że ich relacja staje się poważniejsza. Co chwilę słyszałam, że gdzieś razem idą, coś razem robią. Coraz częściej też Monika gościła w moim domu, a ja bardzo ją polubiłam. Nie dość, że moje pierwsze wrażenie okazało się trafne, bo była to miła, dobra i mądra dziewczyna, to jeszcze bardzo pomocna! Szybko okazało się, że zawsze można na nią liczyć, niezależnie od tego, czy potrzebowaliśmy pomocy w porządkach po remoncie mieszkania, czy podczas przygotowań imienin męża, czy znalezienia terminu na wizytę u kardiologa. Moja przyszła synowa zawsze zjawiała się niczym superbohater odziany w swoją pelerynę i niosła pomoc z uśmiechem na ustach.
– Cieszę się, że masz Monikę, to taka dobra dziewczyna – powiedziałam kiedyś synowi, a on uśmiechnął się z dumą.
– Wiem – odpowiedział krótko.
– A myśleliście już może o przyszłości? Wiesz, nie chcę naciskać, ale spotykacie się już od dłuższego czasu – zagaiłam.
– Tak, mamo, Monika już przecież ze mną mieszka – oznajmił.
– To super, ale nie to miałam na myśli. – Roześmiałam się. – A ślub? Dzieci? – wypaliłam prosto z mostu, bo widziałam, że aluzjami nic nie zyskam.
Paweł na chwilę zamilkł.
– Na razie nie myślimy o takich krokach, jest dobrze tak, jak jest – odpowiedział i zmienił temat.
Nie naciskałam, ale bardzo się zdziwiłam. Wydawało mi się naturalną koleją rzeczy, że lada moment będą się zaręczać, właściwie byłam zaskoczona, że jeszcze tego nie zrobili. Oboje nie byli już młodzikami, kochali się, chcieli być razem, w czym więc problem?
Zachodziłam w głowę. W końcu doszłam do wniosku, że pewnie Paweł ociąga się z deklaracjami. Trudno się dziwić, to był chyba jego pierwszy tak poważny związek. „Może nie chciał się oświadczać, bo zwyczajnie się przestraszył”, myślałam. Namówiłam męża, by pogadał z synem po męsku i Staszek nawet podjął taką próbę, ale poniósł spektakularną porażkę.
– Stwierdził, że nie ma pośpiechu, dobrze im tak, jak jest – orzekł mój ślubny, też wyraźnie niepocieszony. – Młodzi to chyba myślą, że mają wieczność na zakładanie rodziny – dodał, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem.
Nie chciałam ich naciskać, ale jednocześnie czułam, że oni nie rozumieją pewnych rzeczy. Oboje byli przecież po trzydziestce, a Monika jest kilka lat starsza od mojego syna. Przecież jeśli chcą mieć dzieci, to najwyższy czas o tym pomyśleć! A oni tymczasem zdawali się w ogóle nie brać pod uwagę, że czas im ucieka. Mijały tygodnie, miesiące… Monika była już dla mnie jak synowa. Nie wyobrażałam sobie, by miało jej w naszej rodzinie zabraknąć, a już na pewno nie wyobrażałam sobie innej kobiety przy boku mojego syna. Bałam się jednak, że jeśli on będzie się tak ociągał z poważnymi krokami, to ona uzna, że nie może dłużej czekać i po prostu odejdzie, a wtedy pęknie mu serce! Nam zresztą też.
– Synu, ja wiem, iż uznasz, że się wtrącam, ale nie myślisz o oświadczynach? Jesteście z Moniką parą już dość długo, nie macie po dwadzieścia lat. Nie obawiasz się, że ona nie będzie chciała czekać wieczność? – zapytałam pewnego popołudnia.
– Mamo, Monice nie zależy na ślubie. – Roześmiał się.
– Tak tylko mówi, bo nie chce cię do niczego zmuszać, ale jestem pewna, że w głębi duszy chce wyjść za mąż. Uwierz mi, wiem, co mówię – odpowiedziałam.
– Nie, mamo, nie wiesz. – Próbował mnie zbyć, ale ja postanowiłam tym razem się nie dać. Wierciłam mu dziurę w brzuchu, a on odpowiadał mi coraz bardziej poirytowany. Za nic miał moje argumenty.
Aż przyjechała Monika i zanim pomyślałam, powiedziałam jej:
– Próbuję wytłumaczyć temu gamoniowi, że już dawno powinien ci się oświadczyć.
Oczekiwałam, że Monika roześmieje się i obróci to w żart, jak zawsze, albo że przyzna mi rację.
– Pani Tereso, ja wcale nie chcę, żeby Paweł mi się oświadczył – powiedziała poważnie jak nigdy dotąd i oznajmiła, że musi nam coś powiedzieć. – Paweł wolał wam nie mówić, ale ja uważam, że należy się wam szczerość. – Powiodła wzrokiem po mnie i po moim mężu, a potem bez ostrzeżenia wypaliła: – Ja już mam męża, co więcej, mam też córkę. Krystian nie chce mi dać rozwodu, więc minie jeszcze trochę czasu, zanim będę mogła wziąć ślub z Pawłem – powiedziała tak spokojnie, że odniosłam wrażenie, iż to nie jest prawda! Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, wszystkiego bym się spodziewała, ale nie takich rewelacji!
– Ale jak to? Dlaczego nic nie powiedziałaś?! I co z twoją córką? Dlaczego ją przed nami ukrywałaś? – zarzuciliśmy ją gradem pytań.
– Musicie zrozumieć, że tamto życie to dla mnie przeszłość. Ja i Krystian pobraliśmy się bardzo młodo i dzisiaj wiem, że to był błąd. Nie kochałam męża, trwałam przy nim chyba tylko z przyzwyczajenia i dlatego, że nie wiedziałam, iż można inaczej. A potem spotkałam Pawła – spojrzała na mojego syna roziskrzonym wzrokiem – i zrozumiałam, co to miłość. Odeszłam od męża, by być z waszym synem – mówiła, jakby opowiadała o wyjściu do supermarketu.
– Porzuciłaś rodzinę? – nie dowierzałam. – A ty, synu, związałeś się z mężatką?
Młodzi przekonywali nas, że nie powiedzieli nam wcześniej, bo obawiali się braku akceptacji z naszej strony. No raczej! Nigdy bym nie przypuszczała, że mój syn rozbije rodzinę. Oboje jednak patrzyli na tę sytuację zupełnie inaczej niż ja i Staszek.
– Mamo, chyba lepiej stworzyć nową rodzinę, niż tkwić w tej nieszczęśliwej, prawda? – powiedział mój syn.
– A co na to wszystko twoja córka? – zwróciłam się do Moniki.
– Nic. Nie mamy kontaktu, Krystian mówi, że to dla Igi zbyt trudne i ona nie chce mnie znać. Łudzę się, że kiedyś zrozumie, co mną kierowało – powiedziała, a mnie trafił szlag.
– Boże jedyny, kobieto, porzuciłaś swoje dziecko! – podniosłam głos i wywiązała się potężna kłótnia.
Młodzi wyszli od nas, trzaskając drzwiami. Paweł zadzwonił kilka dni później, by powiedzieć mi, żebym odezwała się, kiedy zaakceptuję ich wybory. Nie wiem, czy i kiedy to nastąpi. Tak bardzo cieszyłam się, że syn się zakochał, ale teraz ta radość ma gorzki smak. Czuję się oszukana. Zdążyłam pokochać Monikę jak córkę, ale przecież nie mogę przejść obojętnie obok faktu, że oboje z Pawłem rozbili rodzinę! Nie wspominając już o porzuconej przez matkę dziesięcioletniej Idze. Na Boga! Nie da się wygumkować z przeszłości najbliższych osób.
Nie wiem, jak to wszystko się ułoży i jak z nimi rozmawiać. Chcę, by Paweł był szczęśliwy, ale chyba nie potrafię już spojrzeć na Monikę tak samo, jak kiedyś. Już nie widzę mądrej i miłej dziewczyny, a samolubną i lekkomyślną kobietę. Czy będę umiała z tym walczyć? Czy chcę? Nie wiem...