"Nasi znajomi skąpią na wszystkim! Zabrali na wakacje własny prowiant – zupki chińskie i tanie konserwy..."
Fot. 123 RF

"Nasi znajomi skąpią na wszystkim! Zabrali na wakacje własny prowiant – zupki chińskie i tanie konserwy..."

"Gdy nasi nowi znajomi zaproponowali wspólny wyjazd nad morze, chętnie się zgodziliśmy. I to był błąd, bo okazało się, że oni na wszystkim oszczędzali! Jedli to, co przywieźli z domu, a zakupy robili w odległej Biedronce, do której kazali się wozić, bo w sklepiku obok było ich zdaniem za drogo! Oczywiście nie oni płacili za benzynę..." Aleksandra, 29 lat 

Kiedy spotkałam w osiedlowym markecie Izę, moją dawną szkolną koleżankę, bardzo się ucieszyłam.
– Ola? Co ty tu robisz? – Iza rzuciła mi się w ramiona i mocno wyściskała.
– No... Ja tu mieszkam niedaleko... Od jakichś dziesięciu lat – wyjaśniłam z uśmiechem. – To raczej ja powinnam zapytać, co tu robisz. Przecież podobno wyjechaliście z Darkiem do Anglii.
– Tak, to prawda – wyjaśniła. – Nie było nas trochę... Ale to długa historia. Koniec końców postanowiliśmy wrócić na stare śmieci...
– No to koniecznie musimy się spotkać na kawie i wszystko mi opowiesz – stwierdziłam. – Kiedy masz czas? Umówiłyśmy się już następnego dnia.

Zyskaliśmy nowych sąsiadów i szybko się zaprzyjaźniliśmy

Okazało się, że chociaż nie widziałyśmy się tak długo, mamy wiele wspólnych tematów i sporo nas łączy. Naprawdę świetnie nam się rozmawiało, postanowiłyśmy więc zgodnie, że następnym razem wybierzemy się z naszymi mężami do kina.
– Niech się chłopaki poznają, mój Darek jakoś nie może odnaleźć się towarzysko po pobycie w Anglii.
– Jasne, to świetny pomysł – ucieszyłam się. – W końcu wyciągnę mojego Krzyśka z domu... – stwierdziłam.
– Nigdy nie opowiadałaś mi o tej Izie – zdziwił się mąż, kiedy zaproponowałam mu wspólne wyjście. – Przyjaźniłyście się? – Hmmm, trudno to nazwać przyjaźnią – przyznałam. – Ale lubiłam ją... Zaraz po maturze wyjechała z naszym klasowym kolegą, teraz już mężem, do pracy w Anglii. Ale niedawno wrócili, bo mama Darka się rozchorowała i stwierdzili, że muszą się nią zająć... No i przypadek sprawił, że znaleźli mieszkanie na naszym osiedlu, więc są naszymi sąsiadami. Wspólne wyjście było naprawdę udane. Odetchnęłam, kiedy nasi mężowie też znaleźli wspólny język i nawet umówili się na piwo. Niespodziewanie zyskaliśmy nowych sąsiadów, z którymi szybko się zaprzyjaźniliśmy.

Iza zaproponowała wspólny wakacyjny wyjazd

Któregoś dnia Iza zaproponowała, żebyśmy wspólnie wyjechali na wakacje.
– Mamy zarezerwowany na dziesięć dni domek w lesie, bardzo blisko morza. – Pokazała mi zdjęcie w telefonie. – Tam jest sporo miejsca, w sumie trzy pokoje, wyposażona kuchnia i łazienka. Może chcecie jechać z nami? – zapytała. – Podzielimy się kosztami...
– W sumie... Czemu nie – ucieszyłam się. – Planowaliśmy właśnie z Krzysiem urlop w sierpniu, ale nie mamy jeszcze wybranego miejsca.
– To super – uśmiechnęła się koleżanka. – Możemy nawet jechać jednym samochodem...
– Jesteś pewna, że będzie nam wygodnie? – miałam wątpliwości.
– W końcu to tylko cztery godziny drogi – przekonywała mnie Iza. – A wasz samochód wygląda na dosyć komfortowy.
– Nasz?... No tak... Pewnie, nie ma problemu – uśmiechnęłam się.
No i możemy zrzucić się na benzynę...

Wzięli swój prowiant: zupki chińskie i konserwy

Podróż nad morze przebiegła nam w miłej atmosferze, bo Darek wciąż opowiadał śmieszne historyjki ze swojej pracy w Anglii. Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się na miejscu.
– Och, jak tutaj ślicznie – zachwyciłam się, kiedy zobaczyłam przytulny, drewniany domek w sosnowym lesie.
– Widzisz, mówiłam, że ci się spodoba – uśmiechnęła się Iza.
Kiedy się rozpakowaliśmy, zaproponowaliśmy znajomym, żeby pójść coś zjeść.
– Obiad? O nie – obruszyła się koleżanka. – My nigdy nie jemy poza domem. Nawet na wakacjach – tłumaczyła.
– Ale jak to? – byliśmy zaskoczeni.
– Kochana, przecież oni tutaj za rybę chcą majątek. A my mamy z Darkiem swój prowiant. – Iza wskazała na kartonowe pudło, które stało na stole w kuchni. Był tam spory zapas zupek chińskich, makaron, ryż, jakieś konserwy. Popatrzyliśmy z Krzysztofem na siebie, ale ja tylko wzruszyłam ramionami.
– Ja tam nigdy na wakacjach nie gotuję. Wychodzę z założenia, że to jest czas na odpoczynek – wyjaśniłam.
– No to jak musicie, idźcie na tę rybę, spotkamy się wieczorem – stwierdziła Iza.
– Dziwne, co? – rzuciłam do męża, kiedy zostaliśmy sami. – Mnie by się nie chciało targać tego jedzenia z domu...
– No tak, to faktycznie dziwne – przyznał mój mąż. – Ale ludzie mają różne pomysły na spędzanie wakacji...
– To prawda – westchnęłam. – Przynajmniej będziemy mieć chwilę da siebie. – Uśmiechnęłam się do męża.

Okazało się, że oni są chorobliwie skąpi!

Kiedy wróciliśmy wieczorem do naszego domku, Iza z niecierpliwością patrzyła na zegarek.
– O, dobrze, że już jesteście. Musimy jechać do sklepu na zakupy... – stwierdziła.
– Do sklepu? No ale tu za rogiem jest taki mały spożywczak. Tam na pewno można zrobić zakupy.
– No co ty, zwariowałaś? Mam przepłacać u jakiegoś prywaciarza naciągającego turystów? Tu niedaleko jest Biedronka. Musimy tam pojechać – rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– No OK – stwierdził mój mąż, choć nie wyglądał na szczęśliwego. – Jedźmy więc. Okazało się, że Biedronka była ponad dziesięć kilometrów od miejscowości, w której mieszkaliśmy. Nasi znajomi zrobili tam jakieś niewielkie sprawunki i zarządzili powrót do domu.
– Może kupimy sobie jakieś wino na wieczór? – zapytałam ich.
– Wino? O nie, my nie pijemy drogich trunków – obruszyła się koleżanka. – Wystarczą nam dwa piwa. – Chwyciła najtańsze puszki. – Widzę, że wam zdecydowanie lepiej się powodzi – dodała zgryźliwie, wskazując na paczkę paluszków i winogrona w naszym koszyku, choć ja puściłam to mimo uszu.
– Wiesz co? – stwierdził Krzysiek, gdy kładliśmy się spać. – Nie podejrzewałem, że oni są tacy skąpi... – No cóż... Nigdy nie znałam Izy od tej strony – przyznałam.

Oczywiście nie dołożyli się do benzyny

Nasze przypuszczenia niestety się potwierdziły. Znajomi oszczędzali, na czym tylko się dało. Z właścicielami domku długo negocjowali, by obniżyć cenę, bo według nich w kuchni nie było... patelni, a z ręczników, które były na stanie, nie korzystali, bo przywieźli swoje. W dodatku najwyraźniej doszli do wniosku, że mogą wykorzystać nasz samochód do tego, by codziennie jeździć na zakupy do Biedronki i na odległą o kilka kilometrów plażę, bo ta przy naszym ośrodku była za bardzo zatłoczona. Oczywiście mogliśmy odmówić, ale wtedy już dosyć kiepska atmosfera całkiem by się zepsuła. Wracaliśmy do domu w milczeniu. Po powrocie nasi znajomi szybko się pożegnali i od tego czasu unikamy się nawzajem. Nie muszę chyba dodawać, że mimo obietnic jakoś nie dołożyli się do benzyny...

 

Czytaj więcej