"Ogarnęły mnie złe przeczucia. Mariolka nie odbierała telefonu, a miała moją kartę, PIN i dostęp do firmowych pieniędzy. Wróciłam do domu. Kazik jak zwykle leżał na kanapie, ale na mój widok pobladł. Wkrótce wszystko stało się dla mnie jasne..." Danuta, 53 lata
Całe dnie ciężko pracowałam w kwiaciarni. Mój mąż wychodził na pół etatu do hurtowni, a resztę dnia spędzał na kanapie i jeszcze miał pretensje, jak nie było obiadu na czas! W swojej kwiaciarni miałam coraz więcej pracy, interes się kręcił, wiedziałam, że sama sobie nie poradzę i muszę zatrudnić kogoś do pomocy...
Miałam już na oku parę dziewczyn, które szukały pracy. Ale wcale nie zamierzałam siedzieć w domu. W wieku pięćdziesięciu trzech lat poczułam, że nabieram wiatru w żagle. Jeśli ktoś mnie hamował – to właśnie Kazik. Przejrzałam więc CV dziewczyn i wybrałam Mariolkę. Klienci od razu ją polubili. Parę razy dyskretnie sprawdziłam pracownicę. Okazała się uczciwa, więc po pół roku pracy powierzałam jej coraz więcej zadań. Nawet Kazikowi się spodobała, chociaż lubi narzekać.
– Bardzo miła ta twoja pracownica – powiedział.
– Owszem, jest całkiem do rzeczy! Byłeś dziś w kwiaciarni? – zdziwiłam się.
– A tak, byłem akurat w pobliżu – wzruszył ramionami.
Następnego dnia Mariolka przywitała mnie z piskiem radości.
– Wesele, będziemy robić wesele! – cieszyła się. – Wczoraj był tu pan z zamówieniem. Chcą udekorować kościół i salę weselną. Zarobimy mnóstwo pieniędzy! Przyznam, że trochę mi się nie spodobało to słowo „zarobimy”, ale puściłam je mimo uszu. Był tylko jeden kłopot. W to zlecenie musiałam zainwestować cały utarg kwiaciarni. Wyjąć prawie wszystkie pieniądze z kasy i dużą część pieniędzy z konta. Ale co tam, jak człowiek chce zarobić, to musi zainwestować.
Dogadałam się więc z hurtownią. Pan Piotr zadzwonił, że może mieć dla mnie piękne herbaciane róże, ale potrzebuje jeszcze dziś gotówki. Postanowiłam wysłać do nich Mariolkę, dałam jej firmową kartę.
– Wypłać gotówkę. Tu masz PIN – powiedziałam do dziewczyny. – Weź taksówkę i jedź prosto do hurtowni. Na kartce masz wypisane zamówienie. Pan Piotr wystawi ci fakturę. Zobaczymy się jutro. Tylko nic nie zgub! – pouczałam ją.
– Dobrze, szefowo – Mariolka ochoczo podjęła się tego zadania. Byłam jeszcze w kwiaciarni i szykowałam bukiety na następny dzień rano, gdy zadzwonił telefon. „Pan Piotr, o tej porze?”, zdziwiłam się. – To kiedy pani u nas będzie? – zapytał, a ja zdębiałam. – Właściwie już zamykamy, ale mogę jeszcze chwilę poczekać.
– Wysłałam do was moją pracownicę! Nie dojechała?!
– Nikogo od pani nie było – wyjaśnił właściciel hurtowni, a mi po plecach przeszedł dreszcz. Zadzwoniłam do Mariolki, ale jej telefon milczał jak zaklęty. Odszukałam w CV adres dziewczyny i czym prędzej tam pojechałam. Otworzyła mi jakaś kobieta. Zdziwiła się, gdy spytałam o Mariolkę.
– Nie znam nikogo takiego.
Ogarnęły mnie złe przeczucia. Mariolka dalej nie odbierała telefonu, a miała moją kartę, PIN i dostęp do firmowych pieniędzy. Wróciłam do domu. Kazik jak zwykle leżał na kanapie, ale na mój widok zerwał się na baczność. Chyba się przestraszył wyrazu mojej twarzy, bo sam zrobił się blady jak ściana.
– Co się stało? – wyjąkał, ale ja nie zważając na niego, logowałam się do banku, serce skakało mi w piersi jak szalone.
– Mój Boże, to jednak prawda! – jęknęłam. – Zabiję tę dziewuchę!
– Ale ja... – próbował coś powiedzieć Kazik, lecz machnęłam na niego ręką.
– To nie o ciebie chodzi! Wiesz, co zrobiła Mariolka?! Wyczyściła mi konto firmowe. A ja zaufałam tej żmiji. Zaraz zadzwonię na policję. A ty daj mi naszą kartę kredytową. Mam zlecenie i muszę mieć pieniądze – mówiłam jak w amoku.
– Ale... tego... – Kazik zaczął nerwowo się jąkać.
– Co znowu? – zirytowałam się. – Ja nie mam naszej karty – powiedział i znów zbladł. – Chyba zostawiłem w pracy...
– No to jedź po nią! Jak mogłeś zostawić kartę w robocie! – wrzasnęłam na niego. Kazik zaczął się kręcić w przedpokoju, gdzieś dzwonić, ale po chwili wrócił. Boże, co za niemota!
Czy nawet w tak ważnej chwili nie mógłby się zachować jak dorosły facet!
– Ja w ogóle nie mam tej karty – wyznał wreszcie, nie patrząc mi w oczy. – Tę kartę ma...
– Kto ma? – ponagliłam go.
– Mariolka... – westchnął ciężko i usiadł na kanapie. – Bo ja... Ja myślałem, że ona mnie... kocha – wyjąkał cicho. Nagle wszystko stało się dla mnie jasne. A więc ten bałwan miał romans z Mariolką... Ta spryciula owinęła go sobie wokół palca. Pewnie udawała zakochaną, a teraz skorzystała z okazji i nas okradła! Ale niedoczekanie! Nie dam się tak łatwo oszukać!
– Gdzie ona naprawdę mieszka?! – warknęłam na Kazika.
– Cały czas powtarzała, że jestem spełnieniem jej marzeń, że chce uciec i ułożyć sobie życie ze mną! – prawie zapłakał. – A ja... uwierzyłem – wydukał.
– Bo durny jesteś! Uciec? Dobrze wiedzieć, że miałeś takie romantyczne plany. Nie musisz uciekać... Ja cię chętnie puszczę wolno po tym, co dziś przeżyłam i czego się dowiedziałam! – odpowiedziałam szybko.
– A teraz dawaj adres tej małej zdziry! Z tobą policzę się później!
Pół godziny później weszłam do pokoju, który Mariolka wynajmowała u pewnej kobiety. Ta złodziejka właśnie pospiesznie się pakowała. Myślałam, że krew mnie zaleje!
– Oddawaj pieniądze, ale już! Chyba, że chcesz mieć do czynienia z policją! – wrzasnęłam. Tak się mnie przestraszyła, że bez gadania zwróciła całą kwotę i karty kredytowe. To były wtedy spore pieniądze, więc pokusa dla tak młodej cwaniary duża. A jeszcze pochlebstwa Kazika i ich romans przewróciły jej w głowie. Wyciągnęła z konta wszystkie pieniądze i chciała uciec w rodzinne strony, a Kazikowi ściemniała, że chce uciec z nim...
Kiedy jej to wszystko odebrałam i tak zadzwoniłam po policję. Zabrali ją na komendę. Wychodząc, popatrzyła na mnie ze złością.
– Mówiła pani, że nie wezwie policji! Przecież wszystko oddałam.
– Ale nie dobrowolnie i na to mam świadka. Właścicielka mieszkania wszystko widziała i słyszała – odparłam. – Dostaniesz karę, to zrozumiesz!
Szczęśliwi państwo młodzi, którzy później dziękowali mi za piękne dekoracje, nie zdawali sobie sprawy, że moje życie nagle wywróciło się do góry nogami. Ta dramatyczna sytuacja czegoś mnie jednak nauczyła. Teraz sama wszystko załatwiam i uważnie patrzę nowej pracownicy na ręce. Mariolka miała sprawę przed sądem i dostała wyrok w zawieszeniu. Kazik też musiał się tam stawić, bo złożyłam pozew o rozwód. Wypłakałam się przyjaciółkom i wiem, że podjęłam słuszną decyzję. Stałam się wolną kobietą! Ale w przyszłym roku zamierzam otworzyć jeszcze jedną kwiaciarnię. Na własnej skórze przekonałam się, że to prawda, co mówi przysłowie: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.