Zaraz po maturze uciekłam z domu od ojca pijaka. Wiedziałam, że moja mama go nie zmieni i że zostaje z nim tylko ze strachu. Mnie właśnie strach kazał wyjechać. Nie chciałam skończyć tak jak mama. Obiecałam sobie, że pomogę jej, gdy tylko będę mogła, i modliłam się, żeby do tego czasu nic jej się nie stało... Magda, 22 lata
Moje dzieciństwo nie należało do szczęśliwych, bo tata, choć był szanowanym księgowym w dużej firmie, to po powrocie do domu upijał się do nieprzytomności. Teraz nazywa się to chorobą alkoholową, jednak wtedy dla mnie nie była to choroba tylko słabość.
Inne dzieci miały w swoich ojcach oparcie, a ja nigdy nie mogłam na niego liczyć. Jeszcze gdy byłam całkiem mała, zapominał odebrać mnie z przedszkola. Nie pojawiał się też na przedstawieniach dla rodziców, a później nie przychodził na wywiadówki. Czasem kiedy wracałam do domu, on spał w drogim garniturze i skórzanych butach w sypialni, a mama kazała mi być cicho. Żeby tylko się nie obudził. Póki spał, nie wszczynał awantur i nie był agresywny, ale kiedy się budził, zaczynało się piekło. Wyzywał nas, szarpał za włosy. Początkowo za każdym razem płakałam w poduszkę, ale gdy byłam już starsza nabrałam przekonana, że jedynym sposobem, żeby się od niego uwolnić, jest jak najszybsza wyprowadzka.
Nie chciałam wychodzić za mąż, bo wizja życia z mężczyzną wydawała się mi koszmarem. Moja mama była bardzo nieszczęśliwą kobietą. Bałam się, że skończę tak jak ona: zastraszona, pozbawiona niezależności i środków do życia. Nie chciałam takiej przyszłości ani dla siebie, ani dla moich przyszłych dzieci. Postanowiłam więc po maturze wyjechać do pracy. Ciocia Krysia, siostra mojej mamy mieszkająca we Wrocławiu, powiedziała, że mogę się u niej zatrzymać. Oczywiście na jakiś czas. Wiedziałam, że robi to, bo nie znosi mojego taty. Uważała, że zrujnował mamie życie, a ja nigdy nie potrafiłam zaprzeczyć i stanąć w jego obronie. Myślałam przecież tak samo.
Nie chciałam zostawiać mamy samej z ojcem, ale nie byłam w stanie przekonać jej do ucieczki od tego tyrana. Nie miała pracy ani własnych pieniędzy, na domiar złego w głębi serca wciąż kochała tego drania. Nie mogłam uwierzyć, że przez tyle lat nie potrafiła spojrzeć na niego obiektywnie i zrozumieć, że dawno powinna od niego odejść. Domyślałam się, że ojciec pozbawił ją pewności siebie i dlatego nie podjęła takiej decyzji.
– To dla ciebie jedyna szansa, Madziu. Musisz się stamtąd wynieść, żeby coś zrobić ze swoim życiem i nie skończyć jak mama – przekonywała mnie ciocia.
Obiecałam mamie, że wrócę po nią, kiedy będę mieć pieniądze, ale ona tylko uśmiechnęła się i oświadczyła, że musi zostać, żeby pilnować taty. Wiedziałam, że go nie zmieni i że zostaje tylko ze strachu, ale mnie właśnie strach kazał stamtąd wyjechać. Obiecałam sobie, że pomogę jej, gdy tylko będę mogła, i modliłam się, żeby do tego czasu nic jej się nie stało.
Ciocia podrzuciła mi kilka ofert, ale nie miałam żadnego doświadczenia w pracy. Moją jedyną kartą przetargową było zapewnienie potencjalnego szefa, że jestem zdolna, pełna zapału i pracowita. Większości przełożonych to nie przekonywało i wychodziłam z kwitkiem.
W końcu udało mi znaleźć pracę w hotelu. Dostałam uniform pokojówki, wózek ze szczotkami, ścierkami i płynami i zostałam przeszkolona przez poprzednią pokojówkę, która odchodziła, bo spodziewała się dziecka. Wyjaśniła mi, jak się ścieli łóżka, gdzie oddaje ręczniki do prania i jak złożyć papier toaletowy, żeby wyglądał elegancko. Starałam się wszystko zapamiętać, żeby nie popełnić żadnej gafy, bo bardzo zależało mi na tej pracy.
– Nie musisz się martwić – powiedziała do mnie Edyta. – Wątpię, żebym tu wróciła. Szef jest fajny, ale ta robota to już nie dla mnie. Kiedy zostanę mamą, poszukam sobie czegoś lepszego.
Ucieszyłam się z tego zapewnienia, bo mnie, w przeciwieństwie do niej, posada pokojówki w zupełności wystarczała. Wolałam ją od pracy kelnerki. Dziewczyny w restauracji wciąż były na widoku. Musiały biegać między stolikami, zapamiętywać zamówienia, pilnować rachunków, dzielić się napiwkami i jeszcze znosić fochy klientów. Ja byłam w pokojach sama. Nikt mnie nie popędzał, nikt się mnie nie czepiał, a napiwki zostawione przez gości trafiały bezpośrednio do mojej kieszeni. Wystarczyło tylko dobrze posprzątać i było OK. A sprzątać lubiłam od dziecka, więc doskonale sobie radziłam.
Podczas przerwy obiadowej wspomniałam koleżankom, że szukam pokoju do wynajęcia, bo nie chcę nadużywać gościnności mojej cioci.
– U mnie jest pokój – rzuciła jedna z kelnerek.
– Poważnie? A dużo chcesz za wynajem? Bo nie zarabiam zbyt wiele...
– Przecież wiem – roześmiała się. – Nie martw się, nie wezmę dużo. To dom po moich rodzicach. Mieszkam tam z bratem, więc wystarczy mi, jeśli będę miała trochę niższe rachunki – powiedziała na koniec.
Odetchnęłam z ulgą, że wreszcie się usamodzielnię. U cioci mieszkało mi się dobrze. Jej rodzina była przeciwieństwem mojej. Wszyscy byli dla siebie mili i nie piło się alkoholu. Gdyby to było możliwe, wolałabym tam zostać na zawsze, ale ciocia i wujek mieli dwoje dzieci i niewielkie mieszkanie. Oboje i tak już wystarczająco mi pomogli. Podziękowałam im więc i przeprowadziłam się do Karoliny.
Robert, jej brat, pracował jako kucharz w restauracji, która świetnie prosperowała. Wracał więc grubo po północy, kiedy ja już spałam, i w ogóle go nie widywałam. Pewnego dnia wpadłam na niego w kuchni. Był wysokim, postawnym mężczyzną o łagodnym spojrzeniu. Ja ze swoją filigranową budową wyglądałam przy nim jak szczypawka.
– Cześć, przepraszam – wydukałam zawstydzona i miałam ochotę zawrócić do pokoju. Widok mężczyzny w domu przywiódł nieprzyjemne wspomnienia.
– Nie ma za co przepraszać. Siadaj. Już dawno chciałem cię poznać – powiedział, mieszając coś w garnku, a całą kuchnię wypełniał cudowny aromat, ale nie miałam odwagi zapytać, co gotuje.
– Zostawiłam gdzieś po sobie bałagan? Staram się zawsze sprzątać... – zaczęłam się tłumaczyć.
– Jaki bałagan? – zaśmiał się. – Mam wrażenie, że jesteś niewidzialna. Dlatego chciałem w końcu cię zobaczyć. Mieszkamy ze sobą od dwóch miesięcy, a nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać.
Odetchnęłam z ulgą, że nic nie przeskrobałam. Robert zagadywał mnie, ale ja nie potrafiłam się otworzyć. Na jego pytania odpowiadałam półgębkiem i szybko wymówiłam się od dalszej rozmowy, tłumacząc, że spieszę się do pracy. Skłamałam.
Moje kontakty z mężczyznami nie były proste. Nigdy nie miałam żadnego chłopaka. Nie potrafiłam z nimi rozmawiać. Robert jednak nie dał za wygraną. Kiedy wieczorem wróciłam do domu, znalazłam w kuchni rondelek z łazankami i karteczkę, żebym zjadła, bo wyglądam na zagłodzoną. Początkowo się oburzyłam, ale prawda była taka, że faktycznie dość często nie dojadałam, a obiad pachniał tak pięknie, że się skusiłam. Nigdy nie jadłam tak pysznych łazanek.
Robert coraz częściej gotował dla mnie i choć mówiłam mu, żeby tego nie robił, on śmiał się, że musi mnie podtuczyć jak Baba-Jaga Jasia i Małgosię.
– Ona chciała ich zjeść – odpowiedziałam rozbawiona, gdy któregoś razu razem jedliśmy rosół.
– Ja także bym nie pogardził – odpowiedział z uśmiechem. – Ale na samych kościach nic dobrego nie ugotuję. Czułam, że się do siebie zbliżamy, a Karolina coraz częściej żartowała, że na pewno za jej plecami romansujemy. To było za dużo powiedziane. Nie byłam wtedy gotowa na żadne romanse, ale nie miałam też nigdy wcześniej tak bliskich relacji z żadnym facetem. Bałam się mężczyzn. Robert był jednak wyjątkowy.
W końcu opowiedziałam mu o sobie. Między innymi o tacie, choć wstyd nie pozwolił mi wyznać całej prawdy. Nie powiedziałam więc, jak bardzo mnie zranił i jak boję się o mamę. Dzwoniłam do niej codziennie, ale nie zawsze mogła odebrać, a ja potem zamartwiałam się o nią. Pewnego razu gdy nie odbierała już trzeci dzień, spakowałam kilka rzeczy i ruszyłam na autobus, jednak zanim do niego wsiadłam, podjechał Robert.
– Dokąd jedziesz?
– Do mamy. Muszę sprawdzić, czy wszystko u niej dobrze – powiedziałam, a on zapytał, czy mógłby mnie podwieźć. Nie chciałam. Robert jednak się uparł.
– Nie pozwolę ci tarabanić się rozklekotanym busem przez dwie godziny, skoro autem zajedziemy w czterdzieści minut. Zgodziłam się tylko dlatego, że naprawdę się o mamę martwiłam. Kiedy podjechaliśmy pod dom, zauważyłam krzywo zaparkowane auto taty. Pewnie wrócił nim pijany. Weszłam do środka zdenerwowana. Mama leżała posiniaczona w salonie, a ojciec spał rozwalony w ubraniu i chrapał.
– Magda? Po co tu kogoś sprowadziłaś? – spojrzała speszona na Roberta, a ja zapewniłam ją, że to mój przyjaciel i że można na niego liczyć. Mama zaczęła płakać i opowiadać, że ojciec stracił pracę i teraz ją bije i oskarża, że to jej wina.
– Pojedzie pani z nami – powiedział Robert stanowczo, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Jeszcze bardziej byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam, że mama wstała, spakowała walizkę i po prostu poszła z nami. Kiedy przyjechaliśmy do Wrocławia, Robert wskazał mamie pokój swoich rodziców i powiedział, żeby się w nim rozgościła. Mama wzięła kąpiel i poszła spać, a ja usiadłam na kanapie w pokoju i zastanawiałam się, co dalej. Chciało mi się płakać. Robert podszedł i wziął w dłonie moje ręce.
– Madziu, jeśli mi pozwolisz, zaopiekuję się wami. Chcę być z tobą, kocham cię. Jestem pewien swoich uczuć. Dziś tylko się utwierdziłem w tym przekonaniu – powiedział, a mnie wzruszenie zaczęło dławić w gardle. Nie mogłam uwierzyć, że ten dobry człowiek wyznał mi miłość po tym, co zobaczył w moim rodzinnym domu. Łzy popłynęły mi po policzkach. Tak bardzo chciałam usłyszeć od niego te słowa. Moje serce też od pewnego czasu wypełniała tkliwość. Robert wziął mnie w ramiona i przytulił. Poczułam się tak bardzo szczęśliwa jak chyba jeszcze nigdy.
– Magda, nie masz jakiejś koleżanki, która też tak dobrze sprząta? – zapytał mnie pewnego dnia właściciel hotelu, gdy prace budowlane remontowanej części zbliżały się do końca. – Szukam kogoś do nowego budynku. Na początku będzie ciężko, bo wszędzie jest kurz.
– Moja mama szuka pracy – powiedziałam nieśmiało. – Może ona mogłaby spróbować?
– Jasne. Niech przyjdzie jutro. Zacznie od razu i jeśli się sprawdzi, podpiszemy z nią umowę – powiedział, a ja miałam ochotę go uścisnąć. Powoli wszystko się układało. Mama zrobiła na szefie dobre wrażenie i szybko zatrudnił ją na stałe. Dzięki ciężkiej fizycznej pracy ta znękana kobieta odzyskała poczucie własnej wartości. Kilka tygodni później Karolina oznajmiła, że wyprowadza się do swojego chłopaka
– To przez to, że wprowadziła się moja mama? – zmartwiłam się. – To przecież twój dom! Jeśli chcesz, znajdę dla nas inne miejsce – zapewniłam.
– Nie, wcale nie dlatego – powiedziała Karolina i pokazała dłoń z pierścionkiem. – Łukasz mi się oświadczył. Uścisnęłam ją i odetchnęłam z ulgą, bo nie chciałam się stamtąd wyprowadzać. Od tej pory mieszkaliśmy we troje. Kiedy kilka miesięcy później Robert poprosił mnie o rękę, byłam w siódmym niebie. Wiedziałam, że to właśnie z nim chcę spędzić swoje życie. Dwa lata temu wzięliśmy ślub i nigdy tego nie żałowałam. Kocham Roberta i czuję się przy nim bezpieczna. Nie wyobrażam sobie lepszego męża.
Nie przeszkadzała mu ani moja przeszłość, ani to, że mieszka z nami mama. Zresztą od razu bardzo ją polubił, a gdy czasem ojcu przychodzi do głowy, żeby po pijanemu nas odwiedzić, szybko odwozi go do domu. Wiele razy starałam się namówić tatę, żeby poszedł na odwyk, ale daremnie. Jedyne, co mogę zrobić, to trzymać się od niego z daleka i pilnować, by nie dręczył mamy. Moja droga do szczęścia była długa i niełatwa, ale skoro dzięki niej poznałam Roberta, warto było cierpieć.