Myśl o powrocie syna do domu strasznie mnie męczyła. Znowu miały się zacząć kłótnie. Znowu miałam po nim zbierać brudy. Znowu miał nas irytować, porzucając kolejną pracę i prosząc o pieniądze. No i miałam dość trzydziestoletniego chłopa, który powinien już budować własny dom i płodzić dzieci z jakąś sympatyczną dziewczyną, a nie zbijać bąki u mamusi i tatusia. Odchowaliśmy go, daliśmy, co mogliśmy, a teraz mieliśmy ochotę pobyć sami... Magdalena, 55 lat
Powtórzymy to jutro? – szepnął czule mąż, całując mnie w szyję.
Przed chwilą kochaliśmy się na dywanie w salonie, a jeszcze wcześniej uraczyliśmy się romantyczną kolacją przy świecach.
– Jutro nasza sielanka się kończy – westchnęłam.
– Już?! – jęknął.
– Dzwonił, że wróci w nocy.
– Ale przecież miał tam zostać do końca miesiąca! – powiedział Daniel z goryczą.
– Pewnie pieniądze mu się skończyły. – Wzruszyłam ramionami.
– To może by tak mu coś podesłać? – zaproponował mąż.
– Jeszcze czego! – oburzyłam się. – Mało na niego wydajemy? Ma u nas darmowy wikt i opierunek, a teraz na dodatek chcesz mu fundować wakacje? Do pracy niech wraca, leń zatwardziały! – denerwowałam się.
– Ciii! – szepnął Daniel, zamykając mi usta pocałunkiem.
Ale i tak myśl o powrocie syna do domu strasznie mnie męczyła. Znowu miały się zacząć kłótnie. Znowu miałam po nim zbierać brudy. Znowu miał nas irytować, porzucając kolejną pracę i prosząc o pieniądze. No i miałam dość trzydziestoletniego chłopa, który powinien już budować własny dom i płodzić dzieci z jakąś sympatyczną dziewczyną, a nie zbijać bąki u mamusi i tatusia. Odchowaliśmy go, daliśmy, co mogliśmy, a teraz mieliśmy ochotę pobyć sami.
Rano w przedpokoju potknęłam się o wielką torbę. Ktoś postawił ją byle jak na samym środku. Nietrudno było się domyślić, kto...
– Wrócił – mruknęłam, pochylając się, by przesunąć torbę do ściany, bo jeszcze ktoś mógłby się o nią zabić.
Potem zrobiłam to samo z wielkimi, zabłoconymi buciorami do chodzenia po górach. Następnie z innymi, mniejszymi. I zanim zdążyłam się zastanowić nad tym, do kogo one należały, z pokoju wyłonił się mój syn w slipkach.
– Cześć, mamuśka! – rzucił, a potem skierował się do łazienki.
A zaraz za nim do przedpokoju wyszła dziewczyna w kusej koszulce, mrucząc pod nosem jakieś powitanie. Zamarłam, wstrząśnięta tym widokiem. A potem pomaszerowałam do sypialni i szarpnęłam Daniela za ramię. Opowiedziałam mu, co przed chwilą zobaczyłam, i przez dłuższy czas nie mieliśmy odwagi wyjść z pokoju. W końcu jednak musieliśmy to zrobić. Daniel szczelnie owinięty w szlafrok, którego nie nosił od lat. Ja poprawiając włosy. Ale w kuchni natknęliśmy się tylko na Grześka. Stał przy otwartej lodówce i prosto z niej wyjadał kabanosy.
– Ile razy mam ci powtarzać, że tak się nie robi! – natychmiast wpadłam w złość i trzasnęłam mu przed nosem drzwiami chłodziarki. – Siadaj i jedz jak człowiek.
– Spieszę się. – Pokręcił głową, znowu otwierając lodówkę i wyjmując z niej mleko.
– Przedstawisz nam chociaż swoją znajomą? – wtrącił się Daniel.
– Nie dziś – odparł. – Już pojechała do siebie. I to nie jest znajoma. To moja dziewczyna – poprawił.
– Świetnie – ucieszył się mąż. – Ale oboje z mamą bardzo byśmy cię prosili, żebyś więcej nie robił nam takich niespodzianek. Twoja matka się przestraszyła...
– Mama wpada w panikę, jak się głośniej kaszlnie – zaśmiał się Grzesiek. – Ale OK, to była sytuacja wyjątkowa. Nie wiedziałem, że aż tak to was zbulwersuje. A teraz sorry, ale muszę iść. Umówiłem się z Baśką na rowery. A, jestem spłukany. Pożyczycie stówkę? – spytał beztrosko.
– Na benzynę? – zakpił mąż.
– Żeby gdzieś potem Basię zaprosić, tatusiu – wyjaśnił syn z przekąsem.
– A nie sądzisz, że jesteś już na tyle duży, by pójść do pracy i zarobić na twoje wydatki? – spytałam.
– O Jezu! Już się zaczyna! – jęknął. – W przyszłym tygodniu dostanę zasiłek i wszystko oddam – dodał ugodowo.
Wtedy mąż wyjął portfel i podał synowi banknot.
– Tylko nie myśl, że tak będzie zawsze – ostrzegł.
Grzesiek uśmiechnął się i już go nie było. Ja załamana usiadłam na taborecie. Daniel w milczeniu wstawił wodę na kawę. Sielanka się skończyła. Dokładnie tak jak przewidywałam.
Ale kilka tygodni później podsłuchaliśmy rozmowę telefoniczną Grześka. Właściwie to nie było możliwości, żeby jej nie słyszeć, bo darł się niemiłosiernie. Rozmawiał ze swoją dziewczyną o wynajęciu mieszkania. To znaczy ona chyba nalegała, żeby to zrobili, on narzekał na brak pieniędzy. Potem okazało się, że ona nawet już coś znalazła. W końcu stanęło na tym, że razem pojadą je zobaczyć.
– Coś mi się wydaje, że zyskaliśmy nieoczekiwanego sojusznika – szepnął do mnie z uśmiechem mąż, a potem zawołał syna.
I ku mojemu przerażeniu zaproponował mu, że pomożemy im finansowo w wynajmie mieszkania, na przykład pożyczymy na kaucję. Synowi aż się oczy zaświeciły i pobiegł na spotkanie ze swoją dziewczyną w zupełnie innym humorze.
– Czyś ty oszalał?! – ja z kolei wpadłam w szał. – Twoim zdaniem jeszcze za mało nas wykorzystuje?!
– Spokojnie, Madzia, pomyśl tylko. To się nam opłaca. Łożyć i tak na niego łożymy. – Wzruszył ramionami. – I jeszcze musimy go znosić. A tak? Damy mu jednorazowo sporą sumę pieniędzy i niech ta jego dziewczyna mu pierze i gotuje. I niech ona mu wytłumaczy, że musi iść do pracy. A my będziemy mieć mieszkanie tylko dla siebie. Tak jak wtedy, gdy był w górach. Co ty na to? – Daniel spojrzał na mnie chytrze.
– W sumie... – powiedziałam z wahaniem. – Tak bardzo bym chciała, żeby się usamodzielnił i zniknął nam z oczu!
– No więc wyciągnijmy do syna pomocną dłoń, jak na dobrych rodziców przystało. – Uśmiechnął się Daniel.
I tak właśnie zrobiliśmy. Daliśmy zachwyconemu Grześkowi pieniądze na kaucję i jeszcze trochę na rozpoczęcie dorosłego życia. A potem z poświęceniem pomogliśmy się mu spakować.
Pierwszego dnia po jego wyprowadzce otworzyliśmy drogiego szampana i urządziliśmy sobie porządną imprezkę. Potem przez cały miesiąc rozkoszowaliśmy się spokojem, ciszą i wolnością.
Aż któregoś dnia weszliśmy do domu i zastaliśmy przedpokój zawalony torbami.
– O nie! Tylko nie to! – jęknęłam, blednąc z przerażenia.
Ale to było to. Grzesiek wrócił. Montował właśnie w jadalni jakiś nowy sprzęt.
– Co ty tu robisz?! Co to jest?! – zawołał zszokowany mąż.
– Pomyślałem, że nie powinienem zostawiać was samych – stwierdził Grześ. – Niedługo będziecie potrzebować mojej opieki. No i żeby uczcić mój powrót do domu, kupiłem to! – zawołał, wskazując na głośniki i jakieś aparaty. – Siadajcie, zobaczycie, jakiego ma kopa. Zupełnie jak w kinie!
Ledwie zajęliśmy miejsce na sofie, a rozległy się huki, krzyki i odgłosy strzelaniny. Ze wszystkich stron! Okazało się, że Grześ kupił kino domowe. Tego mi jeszcze brakowało!
– A, powiedz mi, skąd miałeś pieniądze, synku? – zapytałam nieśmiało.
– Z kaucji. – Wzruszył ramionami. – Nie macie nic przeciwko temu, co? Na pewno też o czymś takim marzyliście.
Nic nie powiedziałam. Ścisnęłam tylko mocniej dłoń męża. I postanowiłam, że teraz ja wezmę sprawy w swoje ręce i znajdę jakiś sposób, żeby w końcu nas synalek poszedł na swoje.