"Od lat filmuję wesela. Wiele już widziałem, ale to, co zdarzyło się na ostatnim, przebiło wszystko! W pewnym momencie stanąłem oniemiały z kamerą na ramieniu i nawet nie pomyślałem, by ją wyłączyć..." Jacek, 38 lat
Wesela filmuję od wielu lat. Wszystkie są bardzo podobne. Na obliczach biesiadników królują te same uśmiechy, w tle rozbrzmiewają te same przyśpiewki, odbywają się te same zabawy, stoły zastawione są podobnymi smakołykami, a młodzi, połączeni węzłem małżeńskim, bawią się w podobny, czyli radosny sposób... Jednak tego ostatniego wesela długo nie zapomnę. Było inaczej niż zwykle.
– Chciałem pana wynająć na ślub i wesele córki – powiedział mężczyzna, który pewnego dnia wszedł do mojego zakładu, położonego na przedmieściach naszego miasteczka.
Złożył zamówienie na usługę i wpłacił zaliczkę. Dwa tygodnie później stawiłem się w kościele, by po ceremonii ślubnej kontynuować filmowanie na przyjęciu w restauracji.
Pogodne popołudnie tworzyło piękną oprawę. Jakby na dobrą wróżbę, słońce wyjrzało zza obłoków, oświetlając młodą parę i gości wysiadających z samochodów. Zapowiadało się udane wesele. Podano przystawki. Ojciec panny młodej wstał i złożył córce oraz zięciowi życzenia wszelkiej pomyślności na nowej drodze życia. Goście zaśpiewali „Sto lat”, wznosząc pierwszy tego wieczoru toast.
Kiedy siadałem za stołem, usłyszałem rozmowę dwóch mężczyzn.
– Daję im góra rok – powiedział jeden do drugiego.
– Dlaczego, Stefuś?
– No, wiesz, o czym mówię – dodał tamten znacząco.
– Coś słyszałem, ale to pewne?
– Jak w banku – zaśmiał się mężczyzna o imieniu Stefan, klepiąc towarzysza po plecach.
– A ja wierzę, że im się uda – stwierdził ten drugi, szczodrze nalewając alkohol do kieliszków.
Orkiestra zagrała biesiadną przyśpiewkę. Goście ruszyli na parkiet. Wziąłem kamerę, żeby sfilmować młodą parę, wirującą pośrodku sali. Pan młody był wpatrzony w żonę jak w obrazek. Przytulał, zaglądał w oczy, szeptał do ucha. Za to ona trochę mnie zaskoczyła swoim chłodnym zachowaniem. Była zdystansowana, trochę onieśmielona, dyskretnie odsuwała się, gdy mąż przyciągał ją ku sobie. Głowę lekko spuszczała w dół, przez co nie mogłem uchwycić twarzy. Doszedłem do wniosku, że taką reakcją broni się przed wystawieniem na widok publiczny. Postanowiłem poczekać, aż panna młoda się rozkręci. Odłożyłem kamerę i przysiadłem się do grupki młodych kobiet, sięgając po chłodny napój. Chcąc nie chcąc, znowu usłyszałem toczącą się rozmowę.
– Biedny Adam – szepnęła mocno wymalowana blondynka.
– Wszyscy wiedzą, tylko nie on – dodała brunetka i sięgnęła po ciastko.
– Mąż zawsze dowiaduje się na końcu – wtrąciła trzecia kobieta o przysadzistej sylwetce.
Nadstawiłem ucha, bo zdążyłem już niektórych poznać i wiedziałem, że Adam to pan młody.
– Niezły numer mu wywinęli – mówiła blondynka, nachylając się w kierunku kobiet.
– Nie tylko ona jest bez winy. A Darek to co? – rzuciła pulchna kobieta.
– Tylko Adam taki głupi, nic nie widzi.
– Ludzie gadają i się śmieją.
Trochę się pogubiłem w tym, co usłyszałem do tej pory. Wyszedłem na papierosa. Przed lokalem stał jakiś gruby jegomość, którego poprosiłem o ogień.
– Który to Darek? – zapytałem prosto z mostu, ponieważ gość wydawał się kontaktowy.
– Drużba pana młodego – odparł.
– A Zuza?
– Panna młoda. A co? Czego pan pyta? – Przyjrzał mi się z ukosa.
– A, nic, ja tak tylko... Lecę filmować, póki tańczą. Dziękuję za ogień – pożegnałem się szybko i poszedłem na salę weselną.
Poszukałem wzrokiem drużby. Przechadzał się wzdłuż okien z dłońmi w kieszeniach spodni. Nie wyglądał na szczęśliwego. Od czasu do czasu odwracał głowę w kierunku młodych. Popatrzyłem uważniej i dostrzegłem, że łypał na Zuzę, czyli pannę młodą. Jak na mój nos cała ta sytuacja zaczynała brzydko pachnieć, ale przecież to nie mój interes.
– Panie kolego, wypijemy za zdrowie młodych? – Przysiadło się do mnie dwóch podpitych mężczyzn.
– Dziękuję, ale nie piję w pracy – odpowiedziałem grzecznie.
– To masz pan przechlapane, tyle wódki za darmo, a pan nie pijesz – stwierdził jeden z nich.
Nie podjąłem tematu, ale im to wyraźnie wcale nie przeszkadzało.
– Szkoda chłopa – powiedział drugi.
– Naprawdę, nie jest tak źle. Ja nawet nie lubię wódki – odparłem.
– Ale ja nie o panu... tylko o młodym – zaśmiał się tamten.
– Aaa, to co innego – stwierdziłem.
– Bo widzisz pan, panie kolego, żonę ma od kilku godzin, a już rogaczem został.
– Panowie, to nieładnie takie rzeczy opowiadać... – zwróciłem im uwagę.
– E tam! Co nieładnie. Przecież wszyscy wiedzą, co i jak – zapewnił ten drugi.
– No to co się stało? – zapytałem.
– Panna młoda poszła w tango z drużbą, romans mieli – ściszył głos.
– A wszyscy niby skąd to wiedzą? – zapytałem sarkastycznie.
– Jeden od drugiego, rozniosło się – odparł mężczyzna, kiwając głową.
– Panna młoda podobno w ciąży, ale nie z panem młodym. A młody myśli, że to jego, bo o romansie nic nie wie – dodał jego kompan.
„A więc o to chodzi”, pomyślałem. „O tym ludzie szepczą po kątach, chichoczą, dlatego panna młoda siedzi sztywna, drużba nerwowo się przechadza, a jedynie pan młody jest cały w skowronkach. Może
w tych plotkach jest jakaś prawda?”
Tymczasem orkiestra skocznie zagrała, podrywając biesiadników do tańca. Poszedłem filmować.
– Darek, druhu kochany, zatańcz z moją ślubną – powiedział rozochocony pan młody do swojego drużby i złożył pocałunek na dłoni Zuzy. – Zaopiekuj się nią jak swoją, a ja wyskoczę za potrzebą.
Zuza jakby się zaczerwieniła, ale może mi się wydawało. Darek speszył się. Wstał jednak, głupio by wyglądało, gdyby odmówił. Ukłonił się przed Zuzą, podając jej ramię. Ludzie odwracali głowy w ich kierunku, kiedy kręcili się po parkiecie. Młodego coś długo nie było. Spojrzałem akurat na zegarek i spostrzegłem, że za pół godziny wybije północ, kiedy zobaczyłem Adama przy wejściu. Stał jak wmurowany. Nawet z daleka widziałem, że jest trupio blady, rumieńce wywołane alkoholem zniknęły bez śladu. Usta miał ściągnięte, z jego oczu biła wściekłość.
– Z drogi! – ryknął i ruszył do przodu, rozpychając tańczące pary.
W mig pojąłem, że się dowiedział. Może jakiś „życzliwy” powiedział mu wprost, a może usłyszał gdzieś w kuluarach.
Stanął przed żoną tańczącą z drużbą. Młody mierzył się przez chwilę wzrokiem z drużbą, po czym zrobił coś, czego się nikt nie spodziewał. Podbiegł do stołu, chwycił butelkę wódki i rozbił ją na głowie drużby. Darek upadł na podłogę zalany krwią. Zuza zaczęła krzyczeć, ludzie wpadli w popłoch.
Nie wiem, kto opanował sytuację i wezwał karetkę pogotowia i policję. Darek trafił do szpitala, pan młody do aresztu. Zuza, panna młoda, korzystając z zamieszania, wybiegła na ulicę, wsiadła do taksówki i uciekła, i tylko jej welon powiewał na wietrze przytrzaśnięty przez drzwi auta.
Czegoś takiego nigdy na weselu nie widziałem. Stałem oniemiały z kamerą na ramieniu i nawet nie pomyślałem, by ją wyłączyć. To, co się sfilmowało, posłużyło później w dochodzeniu policyjnym jako materiał dowodowy.