"Tłumaczyłem Edycie, że dbanie o dom jest zgodne z kobiecą naturą. Ale ona mnie wyśmiała!"
Edyta mi zapowiedziała, że prasowanie moich ubrań nie jest jej obowiązkiem.
Fot. 123RF

"Tłumaczyłem Edycie, że dbanie o dom jest zgodne z kobiecą naturą. Ale ona mnie wyśmiała!"

"Moja żona, Edyta, stała się ostatnio drażliwa na punkcie swojej kobiecości. Uwierzyła chyba w te opowieści, że kobietom jest gorzej niż mężczyznom, że mniej zarabiają, mają za dużo pracy w domu i są po prostu wykorzystywane..." Arek 35 lat

Edyta co rusz powtarzała, że marzy o partnerskim związku, w którym wszystkimi obowiązkami będziemy się równo dzielić. Nie spodziewałem się jednak, że słowa zamieni w czyn!

Gdzie jest moje śniadanie?

Pewnego ranka obudziła mnie krzątanina Edyty. Leniwie przesunąłem się na jej połowę łóżka. Jeszcze była ciepła. Z uczuciem rozkoszy wtuliłem twarz w poduszkę żony i zasnąłem.
– Arek, wstawaj! – nieoczekiwanie poczułem szarpnięcie za ramię. Rzuciłem okiem na zegarek.
– Przecież dopiero za dwadzieścia siódma! Jeszcze mam piętnaście minut – ziewnąłem.
– A śniadanie? – zapytała cierpliwie Edyta.
– Co śniadanie? – zdziwiłem się. – A tak, będę jadł – odparłem. – Zrób – dodałem.
Pół godziny później umyty i ogolony wchodziłem do kuchni. Edyta kończyła swoją kawę. Stół był pusty.
– Gdzie moje śniadanie? – zapytałem zdziwiony.
– Chleb w chlebaku, masło w lodówce, a kawa w szafce – odparła.
– Co się wygłupiasz?! – zawołałem zły. – Przecież prosiłem cię, żebyś zrobiła – dodałem.
– Nie, mój drogi, powiedziałeś: „zrób”, a to nie jest prośba – odparła i odsunęła krzesło, wstając od stołu.
– Edyta, o co ci, u diabła, chodzi?! – wycedziłem.
– O co? Wydajesz mi stale rozkazy! Jakbyś już mnie sobie zaszufladkował, dokładnie określił, co ja mam robić – wyrzuciła z siebie. – Kiedyś, gdy zrobiłam ci śniadanie czy wyprasowałam koszulę, potrafiłeś docenić moje starania, a dzisiaj… Dzisiaj tego ode mnie wymagasz! Uważasz, że to mój obowiązek! – dodała rozgoryczona i zaczęła się zbierać do wyjścia do pracy.
– Fanaberie – mruknąłem pod nosem wściekły.
– Ej, ale prezent dla mamy chyba kupisz?! – szybko przeszedłem w stronę przedpokoju, bo przypomniało mi się, że moja mama ma jutro imieniny.

Zakupy? Przecież kobiety to uwielbiają

Po południu okazało się jednak, że Edyta obraziła się. Sam musiałem kupić mamie prezent. Postanowiłem załatwić sprawę szybko – zdecydowałem się na perfumy w pierwszej lepszej drogerii. Jak większość facetów nienawidziłem tego łażenia od sklepu do sklepu i zastanawiania się, co kupić. A najbardziej nie znosiłem tłumów kobiet, które jeszcze przed kasą potrafiły zastanawiać się, czy wybrały dobry kolor jakiejś bzdury. Tak jak babka przede mną, która nie mogła się zdecydować, jaki cień do powiek wybrać. „I ona twierdzi, że baby nie lubią zakupów”, pomyślałem o żonie. „Bzdury! Wystarczy wejść do sklepu, żeby przekonać się, że większość klientów to kobiety”, rozmyślałem. „Więc Edyta powinna teraz stać w tej kolejce i ze spokojem, a nawet z zainteresowaniem wysłuchiwać marudzenia tego babsztyla. Ale ona gotowa jest odmówić sobie przyjemności, żeby tylko zrobić mi na złość”, stwierdziłem w duchu.
Wreszcie, wściekły, zrezygnowałem ze stania w kolejce. "Mama tak samo, jak z perfum, ucieszy się z patelni. Zresztą, może nawet patelnia sprawi jej większą radość. Kobiety są przecież takie praktyczne” – stwierdziłem. I kupiłem mamie na imieniny piękną teflonową patelnię.

Myślę, że kobiety są od nas bardziej wytrzymałe

Do domu wróciłem zganiany jak pies. Edyta przywitała mnie zimnym spojrzeniem, które mogło znaczyć tylko jedno: „Obiad zrób sobie sam!”. Smażąc potem jajecznicę, doszedłem do wniosku, że zdecydowanie wolałbym być kobietą niż facetem. „Kobiety zostały jednak obdarzone przez naturę większą wytrzymałością niż my, mężczyźni. Ja po pracy padam z nóg, a kobieta? Wróci do domu, zakupy zrobi, obiad ugotuje, dziećmi się zajmie i jeszcze jest szczęśliwa, bo ma się kim opiekować, czuje się potrzebna”, rozważałem.
Następnego dnia rano wstałem wesoły jak skowronek. Po południu mieliśmy iść na imieniny do mamy, a wiadomo, jak to na imprezie u rodzicielki – wyżerka będzie nie z tej ziemi. Moja żona, w odróżnieniu ode mnie, była w złym humorze. A kiedy zobaczyła, jak mama rozpakowuje nasz prezent i wyciąga z niego patelnię, zbladła.
– Na Gwiazdkę też kupiłeś mamie patelnię! – syknęła.
– Kurczę, zapomniałem – jęknąłem pod nosem. Szybko jednak otrząsnąłem się z przykrego wrażenia, bo mama uśmiechnęła się, pocałowała mnie w policzek i powiedziała z czułością i wdzięcznością:
– Dziękuję ci, synku.
A potem zasiedliśmy do uczty. Rodzicielka spisała się na medal – stół uginał się od różnych pyszności, a ja ochoczo wcinałem wszystko, nadrabiając ostatnie zaległości żywieniowe.

Słowa Edyty znowu mnie zadziwiły...

Gdy zaspokoiłem pierwszy głód, zauważyłem, że Edyta prawie nic nie je. Pełny brzuch zawsze nastrajał mnie pozytywnie do świata. Sięgnąłem więc po jajka w sosie tatarskim, przysmak żony, i podsunąłem jej półmisek pod nos.
– Weź, kochanie – zachęciłem moją połowicę. – O matko! – zawołała, chwyciła się za usta, zerwała z krzesła i pobiegła do łazienki. Zaniemówiłem z wrażenia. Ruszyłem za nią. Wszedłem do toalety w momencie, gdy Edyta płukała usta.
– Co się stało? Źle się czujesz? – zaniepokoiłem się.
– Tak, bo jestem w ciąży – odpowiedziała.
– To cudownie! – odparłem. Jednak w głębi duszy wcale nie byłem podekscytowany.
Dziecko i fakt, że mam być ojcem, wydawały mi się czymś tak odległym i mnie niedotyczącym jak plamy na księżycu. Popatrzyłem na żonę z zazdrością. „Ona przynajmniej już nosi nasze dziecko i jest szczęśliwa, że będzie matką. Każda kobieta jest z tego powodu szczęśliwa”, uznałem.
Czuję się fatalnie, mdli mnie, jestem rozdrażniona i z przerażeniem myślę o kolejnych miesiącach ciąży i samym porodzie – wyznała Edyta, całkowicie przecząc temu, co sobie przed chwilą na ten sam temat myślałem.
– Poza tym mój stan to najlepszy powód, żeby wreszcie zmienić podział obowiązków w naszym małżeństwie – dodała. – Ale o tym pogadamy w domu…

Dziecko to początek zmian?

No i stało się! To, co brałem za tymczasową fanaberię Edyty, było zapowiedzią dalszych zmian.
– Kiedy urodzę dziecko, nie będę miała tyle czasu co teraz – przekonywała mnie. – Popełniłam błąd wielu kobiet i zbyt dużo wzięłam na swoje barki, ale koniec z tym… Musisz zacząć mi pomagać, a obowiązkami powinniśmy się podzielić po równo!
„O cholera!”, przekląłem w duchu. „Więc w imię partnerstwa teraz ona będzie rządzić?! Czy nasze małżeństwo już zawsze będzie tak wyglądać?” Byłem przerażony. Chciałem jakoś temu przeciwdziałać!

Żona mnie wyśmiała!

Próbowałem spokojnie wytłumaczyć żonie swoje poglądy na temat cech danych kobietom przez naturę. Że przecież są stworzone, by zajmować się dbaniem o ciepło domowego ogniska. W końcu, gdyby kobiety nie chciały poświęcać się innym, to tyle z nich nie byłoby pielęgniarkami! A Edyta… Edyta po prostu mnie wyśmiała! Ale co mam zrobić, żeby przyznała mi rację? Nie mam pojęcia. Wszystko przez to, że ostatnio jestem taki zaganiany. Praca, zakupy, raz w tygodniu sprzątanie, człowiek nie ma kiedy zebrać myśli. Ale co zrobić?
– Jak się chce jeść, trzeba pomagać – oznajmiła Edyta. I uwijam się jak pracowita mróweczka. W końcu najbliższa wyżerka u mamy dopiero w święta...

 

 

Czytaj więcej