"Zostawiłam męża na dnie. Ale tylko od niego zależy, czy się od tego dna odbije..."
Nasza córka zaczęła się oswajać z widokiem pijanego, bełkoczącego ojca. Chciałam jej tego oszczędzić.
Fot. 123RF

"Zostawiłam męża na dnie. Ale tylko od niego zależy, czy się od tego dna odbije..."

"Gdy wyrzuciłam męża alkoholika z domu, nikt nie stanął po mojej stronie. Nawet rodzina mnie potępiła, tak jakby wszyscy uważali, że obowiązkiem żony jest pogrążyć się razem z mężem. Czy nie miałam prawa zawalczyć o siebie i córkę?" Monika, 35 lat

– Jak mogłaś wygonić męża z domu?! – teściowa wpadła do domu jak burza i od progu zaczęła krzyczeć. – Masz go przyjąć z powrotem – zażądała.

Teściowa zawsze broniła swojego syna

Spodziewałam się jej wizyty. Wiedziałam, że ta kobieta jak zwykle stanie w obronie syna. Niezależnie od tego, co Piotrek zrobił i jaką okazał się świnią, dla niej zawsze pozostawał ukochanym synusiem.
– Nie przyjmę go, mamo – pokręciłam głową. – Nie wpuszczę do domu, póki nie przestanie pić.
– A bo on jeden sobie czasem wypije? To nie powód, żeby go wyrzucać – nie ustępowała.
– Mama dobrze wie, że nie chodzi o okazjonalne picie – tłumaczyłam, starając się zachować spokój. – Przecież nie raz mówiłam, co się u nas dzieje, prosiłam mamę o pomoc, o interwencję, ale nikt nie reagował. Więc muszę sama ratować siebie i córkę. A Piotrek niech mieszka u was, zobaczy mama, jaki z niego skarb.
– Ale co ludzie powiedzą? – załamała ręce.
– To mnie akurat nie obchodzi – stwierdziłam.
– Ślubowałaś mu przed ołtarzem – teściowa nie zamierzała się poddać.
– On mi też – zgodziłam się. – Ślubował, że będzie o mnie dbał, ale nie dotrzymał słowa. Więc i ja nie muszę. Jeśli mama nie chce mi pomóc, to żegnam mamę – pokazałam jej drzwi.
– Jak śmiesz! – krzyknęła zaskoczona, ale wyszła, mamrocząc coś o mojej chorej głowie i egzorcyzmach.

Nawet za kółkiem nie był trzeźwy

Nigdy nie byłam taka harda. Wychowano mnie na grzeczną dziewczynkę, od dnia ślubu przez większość czasu byłam lojalną żoną i miłą synową. Długo ukrywałam, co się dzieje u nas w domu i nikomu nie skarżyłam się na męża. Znosiłam z pokorą jego pijaństwo, ze wstydem wycierałam rzygowiny z podłogi i tłumaczyłam córeczce, że tatuś w dzień śpi, bo jest bardzo chory. Tuszowałam błędy Piotrka i każdą jego niesolidność. Ale na to, co robił w pracy, nie miałam wpływu. Mąż był zawodowym kierowcą, wierzyłam, że przynajmniej za kółkiem jest trzeźwy. Ale nie był. W końcu stracił prawo jazdy i wylali go z firmy. Po tym na krótko wytrzeźwiał i spokorniał. Po znajomości dostał posadę konserwatora w szkole. Tam mu zupełnie puściły hamulce, zamknięty w kantorku pił w pracy od rana.

Większość wypłaty szła na wódkę

Znalazł sobie towarzystwo do kieliszka i zaczął stawiać różnym mętom. Większość jego wypłaty szła na wódkę. Wtedy jeszcze, gdy był mniej podpity, żartował z Zuzią, a ona chyba nawet takiego go lubiła. Ale ten czas minął, nasza córka zaczęła się oswajać z widokiem śmierdzącego i bełkoczącego ojca. Tak samo jak ja żyła w napięciu i uspokajała się dopiero wtedy, gdy Piotrek zasypiał pijackim snem.
Do męża nic nie docierało, nie pomagały prośby i groźby. W końcu zdecydowałam się przerwać milczenie i poszłam poprosić teścia o pomoc.
– Niech tato coś zrobi, żeby Piotrek tyle nie pił – powiedziałam.
– Bije cię? – spytał tylko.
– Nie, ale nie o to chodzi...
– To nie narzekaj. Wy wszystkie najchętniej zamknęłybyście mężów w domu – powiedział.

Nikt nie chciał mi pomóc. W końcu powiedziałam: dość!

Myślałam, że teściowa mi pomoże, skarżyłam się też moim rodzicom. Ale może nie dość stanowczo, nie dość dobitnie. Nikt mi nie pomógł, za to wszyscy uważali, że nie powinnam oczerniać męża.
Czara goryczy się przelała na urodzinach naszej córeczki. Zuzia marzyła o przyjęciu, jakie urządzają inne koleżanki, i zaprosiła kilka dziewczynek. Uprzedziłam Piotrka, żeby nie wracał do domu przed wieczorem, ale mnie nie posłuchał. Wpadł kompletnie pijany w sam środek przyjęcia i wystraszył przyjaciółki córki. Zuzia wtedy strasznie płakała, a do mnie dotarło, co jeszcze może nas czekać. Wtedy powiedziałam: dość! Spakowałam rzeczy męża, i wystawiłam walizkę za drzwi.
– Nie masz wstępu do domu – oświadczyłam. – Do czasu, aż naprawdę zaczniesz się leczyć.
– Z czego? – zaśmiał się drwiąco.
– Jesteś alkoholikiem – odpowiedziałam. – Nie zamierzam zmarnować sobie i dziecku życia z kimś, dla kogo wóda jest ważniejsza od rodziny.
Obraził się wtedy i poszedł do rodziców.
– Jeszcze będziesz prosiła, żebym wrócił! – krzyknął na odchodnym.

Mówili, że przeze mnie się stoczył

Na drugi dzień teściowa przybiegła do mnie z awanturą, a później okazało się, że nawet moja własna rodzina jest po stronie Piotrka.
– Monika, co ty wyprawiasz? – mama załamywała ręce. – Przecież to jest twój mąż!
– Owszem, ale już niedługo – oświadczyłam twardo. – Składam pozew o rozwód.
– Nie wolno ci! Powinnaś stać przy nim na dobre i na złe – nie ustępowała mama.
– Przy mnie nikt nie stoi – powiedziałam z rezygnacją. – Muszę sama o siebie zadbać. Jeśli i ty jesteś po stronie Piotrka, to nie mamy o czym rozmawiać.
Po dwóch miesiącach mój mąż już nie mieszkał z rodzicami. I oni się na nim poznali, ale to nie oznaczało, że mnie poparli.

– Przez ciebie tak się stoczył! – wykrzyczała mi teściowa, gdy spotkałyśmy się na ulicy.
– A was przy tym nie było? – spytałam, przełykając łzy.
Wiedziałam, że nie mogę się cofnąć. Im bardziej ludzie mnie atakowali, tym więcej miałam w sobie uporu. Nie, nie byłam silna. Nocami płakałam, we dnie przyklejałam do twarzy sztuczny uśmiech. Musiałam przecież pracować i wychowywać dziecko.
Piotrek nie pojawił się na rozprawie rozwodowej. Pewnie nawet nie wiedział, na kiedy została wyznaczona, był zbyt pijany, żeby to do niego dotarło. Na drugiej rozprawie zaocznie orzeczono rozwód.

Ludzie mnie potępiali

Byłam wolna, ale wcale mi nie ulżyło i nie dostałam skrzydeł u ramion. Wręcz przeciwnie – czułam na sobie ogromny ciężar. Któregoś dnia znajoma wpadła do mnie do pracy.
– Twój Piotrek leży pijany na skwerku – powiedziała oskarżycielsko. – Wygląda strasznie, jakby ktoś go pobił.
– Nie jest mój – wzruszyłam ramionami. – Nie odpowiadam za niego, sam wybrał takie życie.
– To ojciec twojego dziecka – stwierdziła. – Nie jest ci wstyd?
– A jemu? – odparowałam i krew się we mnie zagotowała. – Wiesz, dziwę się, że troszczysz się o pijaka, a o moje samopoczucie nawet nie pytasz. Gdybyś jednak chciała wiedzieć, mam się dobrze.

Takich rozmów przez wiele miesięcy odbyłam naprawdę sporo. Za dużo, żeby były przypadkowe. Ludzie zgodnie mnie potępiali, jakby uważali, że obowiązkiem żony jest pogrążyć się razem z mężem. Ani mnie, ani mojej córce nie jest łatwo, gdy na każdym skwerku w miasteczku możemy się natknąć na pijanego Piotrka. Ale przetrwamy to. Ja się nie ugnę i nauczę Zuzię, by też walczyła o siebie, nawet wbrew rodzinie. Tak, zostawiłam męża na dnie. Ale tylko od niego zależy, czy się od tego dna odbije.

 

Czytaj więcej