"Całe życie spełniałam cudze potrzeby. Gdy wybrałam własne szczęście, córka mnie potępiła"
Fot. 123 RF

"Całe życie spełniałam cudze potrzeby. Gdy wybrałam własne szczęście, córka mnie potępiła"

"Choć ciężko było mi się do tego przyznać przed samą sobą, coraz częściej czułam, że coś tracę z życia. Moje rówieśniczki udzielały się na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, jeździły na wycieczki, poznawały nowe miejsca i nowych ludzi, a ja tkwiłam zamknięta w zaczarowanym kole: wnuki, kuchnia, piaskownica. „Ot, taki już mój los”, myślałam, dziergając zamówioną przez wnuka czapkę w barwach jego ulubionej drużyny piłkarskiej lub szyjąc ze starych koronkowych firanek „spódniczkę księżniczki” na balik dla wnuczki. I pewnie nic by się nie zmieniło – zdusiłabym w zarodku owo lekko uwierające poczucie straty – gdybym nie spotkała Tadeusza." Anna, 65 lat 

Odkąd przeszłam na emeryturę, cały swój czas poświęcałam dzieciom i wnukom. Wszyscy się do tego tak przyzwyczaili, że zaczęli mnie traktować jak pogotowie ratunkowe: do dyspozycji przez cały rok, dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Babcia na każde zawołanie

– Możesz się zająć Krzysiem? Złapał katar i nie mogę posłać go do przedszkola. – Prośby synowej brzmiały bardziej jak polecenia. – Wolałabym nie brać opieki, bo polecą mi po premii – dodawała czasem tytułem usprawiedliwienia.

Córka też chętnie korzystała z mojej pomocy.

– Chcielibyśmy wyskoczyć na weekend we dwójkę. Możemy podrzucić ci dzieci?

Nie potrafiłam odmawiać. Poza tym, uwielbiałam moje wnuki. Razem zawsze dobrze się bawiliśmy, choć nierzadko kosztowało mnie to sporo energii.

Generalnie wszyscy byli zadowoleni. Poza mną. Choć ciężko było mi się do tego przyznać przed samą sobą, coraz częściej czułam, że coś tracę z życia. Moje rówieśniczki udzielały się na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, jeździły na wycieczki, poznawały nowe miejsca i nowych ludzi, a ja tkwiłam zamknięta w zaczarowanym kole: wnuki, kuchnia, piaskownica. „Ot, taki już mój los”, myślałam, dziergając zamówioną przez wnuka czapkę w barwach jego ulubionej drużyny piłkarskiej lub szyjąc ze starych koronkowych firanek „spódniczkę księżniczki” na balik dla wnuczki.

I pewnie nic by się nie zmieniło – zdusiłabym w zarodku owo lekko uwierające poczucie straty – gdybym nie spotkała Tadeusza.

Spotkanie, które zmieniło wszystko

Poznaliśmy się banalnie: w przychodni lekarskiej. Silnie przeziębiona, kaszląca, kichająca i wycierająca cieknący nos, czekałam na swoją kolej.

– Może wejdzie pani przede mną? – zaproponował siedzący obok mnie mężczyzna. – Widzę i słyszę, że naprawdę kiepsko się pani czuje.

– Skoro taki pan uprzejmy, to chętnie skorzystam. – Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Miał ładne, jasnoniebieskie oczy i gęste, siwe włosy.

– Trzeba sobie pomagać. – Uśmiechnął się życzliwie. – Ja w zasadzie tylko po receptę, więc mogę zaczekać.

Ponownie spotkaliśmy się w aptece, w której oboje wykupowaliśmy zapisane leki. Tadeusz szarmancko odprowadził mnie do domu i na tym się nie skończyło.

Mój nowy znajomy okazał się bardzo inspirującym towarzyszem. Wyciągał mnie do kina, teatru, na spacery. Przypomniałam sobie, jaką przyjemność sprawia kobiecie męska adoracja. Wiek tu nie ma nic do rzeczy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zakochałam się w Tadziku po uszy.

Córka wpadła w szał

Oczywiście nie umknęło to uwadze moich czujnych dzieci.

– Mamo, musimy porozmawiać – głos córki w słuchawce brzmiał niepokojąco poważnie.

– A co się stało, Magdusiu? Coś z dziećmi?

– To nie na telefon – ucięła krótko. – Wpadnę do ciebie wieczorem.

Kiedy się zjawiła, jej mina nie wróżyła nic dobrego. Potem było tylko gorzej.

– Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna – grzmiała, mierząc mnie karcącym wzrokiem. – W twoim wieku mogłabyś się zachowywać rozsądnie.

– Ale o co ci właściwie chodzi? – próbowałam dociec przyczyny jej wzburzenia.

– O to, że prowadzasz się z jakimś podstarzałym lowelasem! – rzuciła ze złością. – Wstyd na całe osiedle. Twoja sąsiadka do mnie zadzwoniła, bo się martwi, że wpadłaś w jego sidła. Mało to się słyszy o oszustach matrymonialnych?

Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Tadeusz i lowelas? Absurdalne zestawienie.

– Ja tu nie widzę powodów do śmiechu, mamo. Wiadomo, do czego taki typ zmierza.

– Niby do czego? – droczyłam się, coraz bardziej rozbawiona.

– Albo o twoje mieszkanie, albo o emeryturę. Albo o jedno i drugie.

Rozmowa skończyła się kłótnią. Wyszła obrażona i nie odzywała się do mnie przez dwa tygodnie.

Miłość wygrała

Choć starałam się tego po sobie nie pokazywać, Tadzik w końcu zauważył, że jestem jakaś nieswoja.

– Co się dzieje, Aniu? Masz jakieś zmartwienie? – zapytał, kiedy usadowiliśmy się nad dużymi kubkami cappuccino.

– Moja córka ma mi za złe, że się z tobą spotykam – wyznałam szczerze.

– Jeśli pozwolisz, ja to załatwię – odparł spokojnie.

Nie wiem, jak to zrobił, ale po kilku dniach bez zapowiedzi wpadła do mnie Magda.

– Mamuś, przepraszam – zaczęła się kajać już od progu. – Nie miałam racji, to bardzo miły pan. I musi cię bardzo lubić.

Okazało się, że długo z nim rozmawiała i… zmieniła zdanie. Wyznała mi, że była zazdrosna o mój czas i moje szczęście.

 

Czytaj więcej