Patryk był księdzem. Dziś jest moim mężem, ale wspólne życie jest jak kara za grzechy...
Fot. 123RF

Patryk był księdzem. Dziś jest moim mężem, ale wspólne życie jest jak kara za grzechy...

"Na początku nie pytałam Patryka, czy odejdzie dla mnie z Kościoła. Takie pytania wydawały mi się dość niestosowne. Ale gdy spodziewaliśmy się naszego drugiego dziecka – kazałam mu wybierać..." Małgosia, 36 lat

Mama wpadła do mnie do domu i już od progu zawołała zdyszana:
– Mój Boże! Małgosiu, czy to prawda, że masz romans z księdzem?!
„No nie”, westchnęłam. „Nic się nie ukryje na tej przeklętej prowincji”, zirytowałam się w pierwszej chwili. Ale ja przecież nie zamierzałam ukrywać prawdy, bo nie uważałam, że powinnam się czegoś wstydzić...

Przyznałam, że zakochałam się w księdzu Patryku

– Prawda, co ludzie gadają? – drążyła mama.
– Nie wiem, co ludzie gadają. Ale że się zakochałam, to prawda.
– Ale dlaczego w księdzu Patryku?
– Tak wyszło – wzruszyłam ramionami. – To wspaniały mężczyzna, szkoda, żeby tylko zdrowaśki odmawiał…
– Nie bluźnij! Co należy do Boga, jemu trzeba zostawić – zdenerwowała się, a potem zaczęła mnie straszyć jak w średniowieczu.
– Mamo, ksiądz to taki sam człowiek jak ja czy ty! – stwierdziłam, a ona się przeżegnała.
– Gadasz jak opętana. Zobaczysz, będziesz tego żałować!
Wyszła z mojego domu, jakby był przeklęty. A przecież ja do niczego Patryka nie zmuszałam. No może trochę go tylko ośmieliłam.

Jak tylko usłyszałam księdza Patryka, aż mnie przeszły ciarki

Pamiętam, jak któregoś mroźnego wieczora zapukał do moich drzwi z kolędą:
– Ooo, chyba nie widziałem pani ostatnio w kościele? – zauważył.
– Ja księdza też nie… – dodałam. – Nie wiedziałam nawet, że mamy w parafii kogoś nowego.
– Oj, to nie zaglądała pani już do nas kilka miesięcy – uśmiechnął się. – Zapraszam w najbliższą niedzielę. Będzie piękne kazanie, sam piszę…
– Proboszcz miał zawsze takie kazania, że trzeba było walczyć ze sobą, żeby nie zasnąć.
– Obiecuję, że pani nie zaśnie – uśmiechnął się ciepło.
– No dobrze, więc przyjdę.
– Będę szczęśliwy, jeśli choć jedna zbłąkana owieczka wróci przeze mnie do Kościoła.

Tak dobrze nam się rozmawiało, że kiedy zamknęłam za nim drzwi, to pomyślałam: „Szkoda że taki facet jest księdzem”. W niedzielę poszłam na mszę bez szczególnego entuzjazmu. A jak usłyszałam księdza Patryka, aż mnie przeszły ciarki. Miał silny, męski głos, a słowa w jego ustach nie były pustymi frazesami. Ludzie słuchali jak zaklęci, ja też. W tej idealnej ciszy kościoła kazanie księdza nabierało jakiejś szczególnej mocy…

I tak znowu zaczęłam chodzić na msze. Dla księdza. Wiem, niektórzy pewnie powiedzą: „Byłoby lepiej, gdyby została w domu”. Ale ksiądz też mnie zapraszał na plebanię, zaprzyjaźniliśmy się. Hmm, przyjaźń to bardzo pojemne słowo. Tak wiele w sobie mieści…

Nie musiałam go pytać, po co przyszedł. Doskonale wiedziałam.

Patrzyłam w oczy Patrykowi i czułam, jak robi mi się gorąco. Uzależniłam się od rozmów z nim, od jego obecności. Z nadzieją czekałam na jakiś czuły gest, ale Patryk nigdy sobie na taki nie pozwolił. Aż do tamtego wieczora… Przyszedł do mnie ubrany po cywilnemu, zapukał nieśmiało do drzwi, gotowy na to, by zaraz zrobić w tył zwrot. Nie musiałam go pytać, po co przyszedł. Doskonale wiedziałam. Zanurzył rękę w moich włosach, a jego usta szybko przywarły do moich. Zaczęliśmy się wzajemnie rozbierać. To było istne szaleństwo… .
– Hmm, ciekawe, kto da mi teraz rozgrzeszenie? – zażartowałam, gdy leżeliśmy ukryci w ciemnościach mojej sypialni.
Dla niego nie było to wcale zabawne. Wstał, a potem zaczął się szybko ubierać.
– Obraziłeś się? – spytałam.
– Nie, tylko to jest trudniejsze, niż myślisz…
Przestraszyłam się, że już nie wróci. Ale wrócił. Widziałam, jak ze sobą walczy. Jak boi się swojej słabości, a jednak wciąż jej ulega.

Sprawy się skomplikowały, gdy zaszłam w ciążę

Nie nazywaliśmy tego, co nas połączyło. Romans, namiętność? Jakie to miało znaczenie? Tęskniliśmy za sobą. Wykradaliśmy te nasze ulotne chwile szczęścia, czekając z nadzieją na następne. Po roku Patryk wyznał mi:
– Nigdy dotąd żadna kobieta nie była mi tak bliska. Chyba się w tobie zakochałem…
– To dobrze, bo ja też cię kocham – pocałowałam go, jakby to było zupełnie naturalne.

Nigdy nie zapytałam, czy dla mnie odejdzie z Kościoła. Takie pytania wydawały mi się dość niestosowne. Zakochałam się w księdzu, godziłam się więc na to, że ma podwójne życie: jedno ze mną, a drugie tam… Sprawy się trochę skomplikowały, gdy zaszłam w ciążę. Ze zrozumiałych względów nawet nie braliśmy pod uwagę aborcji.
– Nie martw się, kochany – uśmiechałam się smutno. – Przecież nikomu nie muszę tłumaczyć, kto jest ojcem.
Dlatego nasze pierwsze dziecko miało w papierach wpisane: ojciec nieznany. Byliśmy taką nieformalną rodziną. Patryk wpadał do nas, kiedy mógł. Czasami umawialiśmy się w parku, ale w małej miejscowości ukryć się trudno. Ludzie wciąż o nas gadali. Wstyd nawet powtórzyć, co mówili o mnie…

Pierwszy raz kazałam mu wybierać między miłością a powołaniem

Musiałam zmienić pracę, bo w sklepie nie dało się już wytrzymać. Coraz częściej myślałam o tym, żeby uciec, wyjechać, tylko że Patryk nie mógł się przenosić, gdzie chciał. Wtedy pierwszy raz poczułam, że miłość do niego może być też potwornym ciężarem. Znosiłam to dzielnie, aż do czasu gdy okazało się, że:
– Będziemy mieli drugie dziecko – obwieściłam zaskoczonemu Patrykowi. – I wiem jedno, ja dłużej tutaj nie wytrzymam.
– A co ze mną? – zapytał zagubiony jak mały chłopiec.
– Będziesz musiał podjąć w końcu jakąś męską decyzję – pierwszy raz kazałam mu wybierać między miłością a powołaniem.
Pojechał do biskupa ze spuszczoną głową, a kiedy wrócił, w ogóle na mnie nie patrzył.
– Byłeś? – przestraszyłam się, czy nie stchórzył.
– Tak. Powiedziałem, że będę miał drugie dziecko i że chcę odejść… – zawahał się.
– I? – naciskałam.
– I usłyszałem: „Nie odchodź”. Biskup zapewnił, że jeśli zostanę w Kościele, będziecie dostawali alimenty. Każda diecezja ma fundusz alimentacyjny przeznaczony na taki cel…
O nie! Dość miałam już tego zakłamania.
– Chyba się nie zgodziłeś? – zdenerwowałam się.
– Mam się zastanowić. Biskup dał mi czas.
– I nad czym chcesz się zastanawiać? A może nasza miłość nic dla ciebie nie znaczy?!

Patryk oznajmił, że jego decyzja jest nieodwołalna

Ale byłam wściekła! Zrobiłam mu awanturę – pierwszy raz. I wyrzuciłam z siebie wszystko, co mi ciążyło na sercu. Nie chciałam tak dłużej żyć, wytykana przez ludzi palcami jako kochanka księdza.
– Zrozum – zaczął tłumaczyć się Patryk. – Przecież poza kapłaństwem ja niczego nie umiem… Wszystko, co potrafię, to być księdzem.
– Nieprawda! Pięknie piszesz i pięknie przemawiasz.
– Myślisz, że jest na to duże zapotrzebowanie?
– No to nauczysz się czegoś nowego! Tysiące ludzi zmienia zawód. Takie czasy…
Patryk nie miał właściwie wyboru. Znowu pojechał do biskupa. Powiedział, że jego decyzja jest nieodwołalna: odchodzi od kościoła. Nie mieliśmy pomysłu, co Patryk będzie teraz robił. Ale jedno było już dawno postawione: musimy wyjechać. Tutaj ludzie nie daliby nam żyć. Jak tylko urodziło się nasze drugie dziecko, zaczęliśmy poważnie myśleć o przeprowadzce.
– Zastanów się, dokąd możemy wyjechać? Kto mógłby nam pomóc na początku? – prosiłam ukochanego.
– Nie wiem…
– Masz przecież rodzinę, znajomych – naciskałam.
– Najbliższa rodzina się mnie wstydzi.

Mieliśmy zacząć nowe, lepsze życie, ale to nie było łatwe

Wzięłam więc sprawy w swoje ręce. Zadzwoniłam do kuzynki z Krakowa, czy nie pomogłaby mi w znalezieniu mieszkania i pracy. Pomogła. W ten sposób mieliśmy zacząć nowe, lepsze życie. Lecz dziwnym trafem było coraz trudniejsze. Patryk zupełnie nie wiedział, jak teraz żyć. Nie umiał chodzić, pytać i starać się o pracę. Jak byliśmy w naprawdę ciężkiej sytuacji, zaczął dzwonić do swoich kolegów, księży, czy nie pomogliby mu w znalezieniu jakiegoś zajęcia.
– Nie, nic nie wiemy. Nic nie mamy… – mówili skrępowani.
– A mogę was prosić o małą pożyczkę? – Patrykowi to słowo z trudem przechodziło przez gardło. – Chociaż 500 zł. Oddam, jak stanę na nogi.

Została mi chyba już tylko modlitwa, ale czy zostanie wysłuchana?

Za każdym razem słyszał tylko wykręty. Tak jakby taka pomoc była jakimś straszliwym grzechem. A ja już nie daję rady. Pracuję sama na 4-osobową rodzinę. Patryk próbował różnych rzeczy, ale czasami jest jak dziecko. Sam nie wie, co chciałby w życiu robić. Na rozmowach o pracę zawsze słyszy pytanie o wcześniejsze doświadczenia zawodowe.
– Byłem księdzem.
– Serio? – nie dowierzają ludzie.
Co robić? Sama zaczęłam szukać mu zajęcia. Problem w tym, że Patryk wstydzi się być portierem albo listonoszem. Już nie mam sił prosić Patryka, żeby się w końcu pozbierał. I nie mam już siły prosić ludzi, żeby nam jakoś pomogli. Ci wszyscy, którzy znają prawdę, odwrócili się od nas. Właściwie zostało mi tylko jedno: modlitwa. Boję się jednak, że moja może nie zostać wysłuchana…

 

Czytaj więcej