"Nasz rodzinny dom był na tyle duży, że ja i moja siostra mogliśmy zamieszkać w nim razem ze swoimi rodzinami. Byliśmy szczęśliwi, rodziły się nam dzieci, dom tętnił życiem. A potem zastanawialiśmy się, jakim cudem jej mąż i moja żona zdołali ukryć przed nami swój romans...?" Tomek, 33 lata
Urodziłem się w małym mieście, mieszkałem z rodzicami i z siostrą w przedwojennej willi. Tata zmarł, kiedy Agata i ja jeszcze studiowaliśmy. Mama nie chciała słyszeć o sprzedaży domu – wierzyła, że zamieszkamy tam razem z nią. I tak się stało. Agata na piątym roku zaliczyła wpadkę i wyszła za mąż. Szwagier, Waldek, do bogaczy nie należał, nie stać ich było na kupno mieszkania, a w naszej willi miejsca było dosyć. Potem i ja tam zamieszkałem.
Długo byłem sam. Kiedy poznałem Kaśkę, moja siostrzenica miała już trzy lata. Gdy braliśmy ślub, Agata była w ciąży z drugą córką. Nasz dom tętnił życiem.
– Jestem w ciąży – oznajmiła mi Kaśka pół roku po ślubie. – Cieszysz się? Tego wieczora piliśmy z Waldkiem na umór.
– Zobaczysz, stary, życie ci się przewróci do góry nogami – bełkotał po półtorej flaszki. Cholera, chciałem tej rewolucji. Miałem już trzydziestkę na karku, poza Kaśką świata nie widziałem, marzył mi się szkrab, który będzie mi wchodził na głowę… Obaj z Waldkiem cieszyliśmy się, że tworzymy jedną wielką rodzinę. Owszem, czasem nie było łatwo – my słyszeliśmy ich kłótnie, oni musieli słyszeć, jak my się kochamy, bo moja Kaśka należała do kobiet ekspresyjnych. Ale tak naprawdę żadnych scysji nie było. Wszyscy czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie.
Bliskość mamy i doświadczonej siostry doceniłem, kiedy na świat przyszedł Jacek. Świadomość, że Kasia ma wsparcie w rodzinie, była mi potrzebna. Bo, niestety, gdy mały skończył dwa miesiące, awansowałem. Wprawdzie wiązało się to ze sporą podwyżką, ale jednocześnie z częstymi delegacjami. Dlatego cieszyłem się, że wyjeżdżając, nie zostawiam żony samej. Pamiętam radość, jaką czułem, wracając do domu z pierwszej czterodniowej delegacji. Jak na skrzydłach pędziłem do żony i synka. Pewien powrót zapamiętałem szczególnie. Agata wyjechała wtedy z mamą i dziewczynkami nad morze, więc martwiłem się, jak Kaśka daje sobie radę sama. Ja na drugim końcu Polski, ona tam bez babskiej ręki. Kiedy więc okazało się, że wrócę z delegacji dwa dni wcześniej, ucieszyłem się.
Podjechałem pod dom późnym wieczorem. Przytłumione światło paliło się jedynie w naszej sypialni, od razu uśmiechnąłem się na myśl o gorącym powitaniu z żoną. Jednak jak tylko przekręciłem klucz w zamku, coś mnie zaniepokoiło. Doszedł mnie głos żony. Głośne, jednoznaczne krzyki. „Nie, to niemożliwe”, uspokajałem siebie w myślach. „Może to telewizor?” Nie zdejmując płaszcza, pobiegłem schodami na górę. Pchnąłem uchylone drzwi swojej sypialni i krew uderzyła mi do głowy. Zobaczyłem klęczącą Kaśkę i nagie męskie pośladki między jej udami. Drzwi łupnęły o ścianę, a Kasia nagle przestała krzyczeć. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę. To był Waldek. Zupełnie przestałem nad sobą panować. Doskoczyłem do niego. Kaśka z piskiem przykryła się kołdrą, on wyskoczył z łóżka nagi jak święty turecki. Nawet, cholera, nie miałem go za co chwycić. Dałem mu z pięści w tę jego zszokowaną gębę. Raz, drugi, trzeci. Wcale się nie bronił. Krew zalała mu twarz.
– Tomek, błagam cię, przestań! – odezwała się Kaśka.
– Zamknij się, bo i tobie przyłożę, ty dziwko! – pierwszy raz użyłem takiego słowa w stosunku do żony. Jednak opuściłem rękę. Ciężko oddychałem. Byłem wściekły i zrozpaczony. Bo w jednej chwili runęło całe moje życie. Z pokoju obok dobiegł mnie płacz rozbudzonego hałasami Jacusia. Kaśka owinęła się w szlafrok i pobiegła do niego.
– Wynocha stąd! – warknąłem do szwagra. – Natychmiast. – Won z tego pokoju i z tego domu! Posłuchał.
Resztę nocy spędziłem przy kuchennym stole, chlejąc na umór. A Kaśka się pakowała. Nad ranem byłem tak pijany, że nawet się z nią nie pożegnałem. Jak trochę wytrzeźwiałem, zadzwoniłem do siostry. Przyjechała jeszcze tego samego dnia. No i wtedy musiałem wziąć się w garść, bo Agata była w fatalnym stanie psychicznym. To ją musiałem wspierać. Nie wiedzieliśmy, co robić. Po długich dyskusjach postanowiliśmy nie mówić mamie prawdy.
– Waldek mnie zdradzał – Agata powiedziała tylko.
– Małżeństwo z Kaśką to pomyłka – wyznałem ja. Wiele razy zastanawialiśmy się z siostrą, jakim cudem Waldek i Kaśka zdołali ukryć przed nami swój romans. A może wtedy pierwszy raz poszli ze sobą do łóżka? Nie chciałem już tego wiedzieć…
Śmierć mamy. Dwa trudne rozwody. Dzieci wychowujące się bez ojców – ja strasznie tęskniłem za synkiem, a widywałem go raz na dwa tygodnie. Ani Agata, ani ja nie szukaliśmy nowych partnerów. Baliśmy się komukolwiek zaufać. Dopiero niedawno… W mojej firmie zaczęła pracować Baśka. Miła, subtelna, delikatna, zupełnie inna od Kaśki. Nie przeszkadzało jej, że jestem facetem z bagażem życiowym. Ograniczałem się jednak ze szczerością. Bo czym miałem się chwalić – że żona przyprawiła mi rogi pod moim dachem, z moim szwagrem?
Umawialiśmy się z Basią raczej w mieście, ze dwa razy spałem u niej… „Chyba się zakochałem!”, stwierdziłem.
– Każda rana się zabliźnia – powiedziała Agata, której się zwierzyłem.
– Tak? I kto to mówi? – uśmiechnąłem się do siostry. – A gdzie plaster na twoje złamane serce?
– Hmm… chyba się znalazł… – zarumieniła się.
– Poznałaś kogoś! – ucieszyłem się.
– No… Konrad jest starszy ode mnie, odpowiedzialny i pragnie poznać moje dziewczynki…
– Super, siostra! To kiedy robimy zapoznanie? Zaplanowaliśmy grilla w następną sobotę – miało być miło, niezobowiązująco i bez zbędnej pompy.
Baśka przyszła pierwsza. Od razu znalazła wspólny język z Agatą. Krzątała się przy grillu, kiedy w ogródku pojawił się przystojny czterdziestolatek.
– Konrad? – zastygła na jego widok. Spojrzałem na nich zdziwiony.
– To wy się znacie? – W takim razie nie trzeba was chyba przedstawiać – zaśmiała się nerwowo moja siostra.
– Nie trzeba – wtrąciła się Basia. Podeszła do mnie, przytuliła się i powiedziała cicho: – Byliśmy z Konradem parą. Dawno temu – dodała szybko.
Ja stałem jak słup soli. Nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. Spojrzałem na Agatę. W oczach miała łzy. Oboje czuliśmy to samo. Ogromne niedowierzanie i strach. Przeogromny. Z trudem się opanowaliśmy. To nie był miły wieczór, nasi goście wiedzieli, że coś wisi w powietrzu.
Kiedy wyszli, usiedliśmy z Agatą w kuchni. Milczeliśmy.
– Ja się poddaję – oznajmiła w końcu siostra. – To nie ma sensu, ja mu nie zaufam już na starcie.
– A ja, całe szczęście, byłem tylko trochę zakochany…
Zerwaliśmy te znajomości, zanim jeszcze przekształciły się w coś poważniejszego. Po prostu nie chcieliśmy kusić losu. Już raz z nas zadrwił.