"Mąż wysłał mnie do terapeutki, a ta... kazała mi się rozwieść!"
Fot. 123RF

"Mąż wysłał mnie do terapeutki, a ta... kazała mi się rozwieść!"

"Od dłuższego czasu czułam się przygnębiona. Pani psycholog powiedziała mi, że już na pierwszy rzut oka wie, której kobiecie doradzić walkę o męża, a której zasugerować odejście... Normalnie mowę mi odjęło. To jakaś nowa gałąź psychologii?! Zaraz potem pomyślałam o Rafale, który sam mnie tutaj zapisał i zachciało mi się śmiać..." Majka, 35 lat

Od dnia moich trzydziestych piątych urodzin zaczęłam źle sypiać, byłam jakaś przygnębiona. Chodziło o mój wiek. Przekroczyłam magiczną granicę trzydziestu pięciu lat, a mój mąż miał dopiero trzydzieści dwa.

Obsesyjnie myślałam o tym, że robię się stara i nieatrakcyjna

Niby wciąż wyglądałam całkiem okej, ale jakie to miało znaczenie? Dookoła tyle młodych… Co gorsza, mój mąż pracuje w salonie telefonii komórkowej i jest szefem pięciu prześlicznych dziewczyn. Jedna w drugą jak ta lala! Pamiętam, kiedyś przyszłam tam, szukając męża, a jedna z tych żmij zapytała, czy jestem starszą siostrą Rafała! On niby mnie pocieszał, mówił, że kocha, że jesteśmy razem już dwanaście lat, ale czy ja wiem… Ostatnio oddalił się ode mnie, rzadziej figlowaliśmy. Niby sypialnia świeżo odnowiona, piękne małżeńskie łoże, a między nami wieje arktycznym chłodem…
– Znowu nie możesz spać? – zapytał ostatnio Rafał, kiedy tuż po trzeciej nad ranem krążyłam między sypialnią a kuchnią.
– Słuchaj, to mogą już być początki depresji. Powinnaś poszukać pomocy, a tak się składa, że ja nawet wiem, gdzie – powiedział.
– Niby gdzie?! U psychiatry?! Źle sypiam, mam doła, ale nie rób ze mnie wariatki! – uniosłam się.
– No i po co te nerwy? Jaki psychiatra? Znam pewną panią psycholog, świetna terapeutka, w dodatku sympatyczna. Mojemu kumplowi pomogła – zachęcał mnie Rafał.
– Nie mam ochoty na zwierzanie się jakiemuś babsztylowi – warknęłam, ale mąż nie ustępował. W końcu skapitulowałam.

Wizyta u pani psycholog była bardzo dziwna...

Wybrałam się tam we wtorek, tak jak się umówiłyśmy telefonicznie. Kiedy do niej dzwoniłam, była miła, ale w jej głosie wyczułam jakiś fałsz albo wyższość. No, ale skoro obiecałam Rafałowi, to poszłam. Nie miałam nic do stracenia. „Co najwyżej pośmieję się później z przyjaciółkami z tego psychologicznego bełkotu, którym pewnie pojedzie ta babka”, myślałam. Drzwi otworzyła mi powabna brunetka.
– Proszę, czekałam na panią – wpuściła mnie do środka. – Proszę, niech pani siada – powiedziała, wskazując ręką kanapę.
– Żadnej kozetki, jak u filmowych psychiatrów? – rzuciłam.
– Jestem psychologiem – ucięła krótko, od razu przechodząc do rzeczy.
– Więc podejrzewa pani u siebie początki depresji?
– Depresja? – zdziwiłam się. – Właściwie to nie używałabym takich poważnych słów. Myślę, że to jakaś chandra, poza tym czuję upływający czas, a mąż jest kilka lat młodszy i chyba to mnie tak dobija.
Zapytała, czy mamy z mężem jakieś problemy.
– Czy ja wiem? – zawahałam się. – Chyba jak w każdym małżeństwie. Uczucie trochę nam spowszedniało, namiętność gdzieś się wypaliła… Ale żyjemy całkiem zgodnie – zakończyłam.
Psycholożka westchnęła, założyła na nos okulary i powiedziała, że… czasem lepiej się rozstać!

Zaczęła opowiadać o sobie, a mnie odjęło mowę

– Sama niedawno zakończyłam pięcioletnie małżeństwo, które już mi bokiem wychodziło i od razu poczułam się jak nowo narodzona – powiedziała. – Na pierwszy rzut oka wiem, której kobiecie doradzić walkę o męża, a której zasugerować odejście... Normalnie mowę mi odjęło, zaraz potem pomyślałam o Rafale, który sam mnie tutaj zapisał i zachciało mi się śmiać. Też ma babsztyl metody! „Może to jakaś nowatorska gałąź psychologii”, kpiłam w duchu, tymczasem przez najbliższe czterdzieści minut ona kontynuowała swój monolog. Że każda kobieta powinna czasem mieć odwagę, żeby zacząć wszystko od początku, że zasługuję na więcej, niż na męża, który mnie nie docenia i nie kocha… Tutaj już się wkurzyłam.
– Nie powiedziałam, że Rafał mnie nie kocha, powiedziałam… Przerwała mi niecierpliwym gestem szczupłej dłoni, dodając, że to omówimy na następnej sesji. „Chyba w twoich marzeniach, paniusiu”, skrzywiłam się, wstając. 

Pomyślałam, że chyba sama jest chora na głowę 

– Słuchaj, ja więcej do tej chorej baby nie wracam – zaczęłam wieczorem, chcąc streścić mężowi przebieg tej, pożal się Boże, sesji, ale tylko warknął, że już o tym rozmawialiśmy i że zapłacił za miesiąc z góry. Kolejny wtorek wyglądał bardzo podobnie – przez całą sesję pani psycholog nawijała o szczęściu w pojedynkę, sile współczesnych, samotnych kobiet i końcu wyrzeczeń u boku egoistycznych facetów. Zaczęłam podejrzewać, że baba ma trochę nierówno pod sufitem. „Ot, niewyżyta, samotna, zgorzkniała”, myślałam, wychodząc z jej gabinetu. Kilka dni później okazało się, że źle ją oceniłam. W sobotę wpadłam na panią psycholog w centrum. Wychodziła z kina, roześmiana, ubrana w dżinsową mini i białe botki, uwieszona na ramieniu jakiegoś bruneta. Zaraz, zaraz, nie jakiegoś bruneta, tylko… mojego męża! – z wrażenia prawie padłam. Coś mi jednak powiedziało, że lepiej nie działać otwarcie.

Zemsta najlepiej smakuje serwowana na zimno…

We wtorek pojawiłam się w gabinecie tej zołzy uzbrojona w chusteczki i gotowa na rolę mojego życia.
– Miała pani rację – chlipnęłam dla lepszego efektu. – Muszę zostawić męża. Odkryłam, że mnie zdradza. Żeby jeszcze z jedną, ale nie! Najpierw znalazłam jego gorące fotki z moją fryzjerką, a później okazało się, że on w dodatku sypia jeszcze z moją kuzynką! – szlochałam, tymczasem ona niemal zzieleniała, gapiąc się na mnie z otwartą gębą. – Więc tak się zdenerwowałam, że przegrzebałam wszystkie jego rzeczy, a tam co?! Adresy z burdeli, wizytówki jakichś dziwek! Mam nadzieję, że złapie jakiegoś syfa, tego mu życzę! – syknęłam.

Nieźle to sobie z Rafałem zaplanowali, nie ma co!

Gzili się pewnie od dawna, jemu zamarzył się rozwód, więc wymyślił plan, imbecyl jeden! Ale na głupią nie trafiło, o nie! Nie dość, że najprawdopodobniej rozwaliłam ten ich romansik, to jeszcze zamierzam zaciągnąć ich do sądu. Ją za nieuczciwe prowadzenie terapii, jego jeszcze nie wiem za co, ale założę się, że na ogólne sukinsyństwo też się znajdą paragrafy.
– Do widzenia, bardzo pani dziękuję – wstałam. – Zmieniła pani moje życie – powiedziałam, tymczasem ona… na moich oczach kompletnie się rozkleiła i zaczęła beczeć!
– Coś się stało?
– Och, nic, nic. Problemy prywatne – jęknęła, odprowadzając mnie pod drzwi.
– No tak, kto ich nie ma – westchnęłam. – Ale pani, jako świetna terapeutka, na pewno sobie poradzi. Jadę do domu. Muszę zdążyć, zanim Rafał wróci z pracy. Chcę zmienić zamki, a jego bety wywalić na korytarz. W końcu mieszkanie jest moje, po cioci Natalii.
„Ciekawe, jak ta zołza go przyjmie po tych moich rewelacjach?”, śmieję się w duchu. W końcu dotarło do mnie, że moje małżeństwo od dawna było wielką pomyłką! 

 

Czytaj więcej