"Po tym, co mój rodzony brat zrobił swojej żonie, zupełnie straciłam do mężczyzn zaufanie..."
Fot. 123RF

"Po tym, co mój rodzony brat zrobił swojej żonie, zupełnie straciłam do mężczyzn zaufanie..."

"Mój brat stwierdził, że nigdy nie kochał swojej żony. Kłamał. Po prostu pojawiła się inna, a on jeszcze się wypierał. Narzekał, że moja bratowa przytyła, zbrzydła. A ona urodziła mu dwoje dzieci! Podłość. Przez to zaczęło się psuć między mną i Maćkiem. Zdałam sobie sprawę, że nikt mi nie zagwarantuje, nawet on, że nasza miłość przetrzyma moje pierwsze zmarszczki i dodatkowe kilogramy” Łucja, 27 lat

Jeszcze nie tak dawno nasz dom przyciągał rodzinę niczym magnes: wpadał brat z bratową i dziećmi, wpadał mój chłopak, siadaliśmy wspólnie z rodzicami na tarasie lub w dużym pokoju, było miło, swojsko, każdy czuł się jak u siebie – i właśnie przy takiej okazji mama powiedziała:
– Najlepiej w życiu wyszła mi rodzina! Wszyscy zaczęli się śmiać, a ja pomyślałam, że przed sekundą padły święte słowa. To rzeczywiście wielkie szczęście mieć udaną i zgraną rodzinę, gdzie nikt się na nikogo nie boczy, nie dąsa i ludzie po prostu się lubią. 
Zapamiętałam tamtą chwilę i słowa mamy, wypowiedziane widać w złym momencie. 

Mój brat zniszczył tę sielankę...

Kilka dni później Monika, moja bratowa, wyciągnęła mnie na długi spacer.
Adam chce ode mnie odejść – powiedziała. Przystanęłam gwałtownie. Spojrzałam na nią, przekonana, że to głupi żart. I wtedy zobaczyłam jej podkrążone oczy i bladą twarz, na której malowała się rezygnacja... – Mówię poważnie, Łucjo! Bartek ma zamiar wystąpić o rozwód. Twierdzi, że w jego życiu nie ma innej kobiety... Po prostu zdał sobie sprawę, że nasze małżeństwo było pomyłką, nigdy mnie nie kochał i nie potrafi pokochać. To wszystko – westchnęła. „Co to znaczy, nie kochał... nie pokocha?”, pomyślałam. „A kto patrzył maślanymi oczami, kto wysyłał mnie z liścikami miłosnymi? Kto płakał ze szczęścia, gdy urodził mu się syn?! Jak on śmie teraz twierdzić, że to wszystko było pomyłką! Przecież jeszcze tak niedawno, gdy siedzieliśmy we trójkę: ja, mój chłopak i Bartek, drażnił się ze mną, że na pewno nie będę dla Maćka tak dobrą żoną jak Monika dla niego?”
– Już wolałabym, żeby skłamał, zamiast rzucać mi w twarz, że nigdy mnie nie kochał... Potrafiłabyś żyć z takim człowiekiem?
– Nie wiem – przyznałam. – Ale przecież macie dzieci... – spojrzałam na nią.
– Cóż, to nie postronek, na którym można uwiązać mężczyznę. Jeśli zechce je widywać, nie będę mu tego bronić.

Wróciłam do domu załamana

Rodzicom nic nie powiedziałam, bo zdecydowałam, że najpierw pogadam z Bartkiem sama. Znalazłam go w warsztacie samochodowym, gdzie naprawiał swoje audi. Wyszliśmy razem.
– Kim jest ta baba? – spytałam groźnie. Żachnął się, zrobił wielkie oczy, jakby zupełnie nie rozumiał, o co pytam.
– Nie udawaj! Musi być jakaś kobieta. Mnie nie oszukasz.
Źle się domyślasz... Po prostu uczucia się wypaliły i odchodzę. Czy tak trudno to zrozumieć? Spójrz na Monikę nieco krytyczniej. Kiedy się pobieraliśmy, ważyła czterdzieści osiem kilo, była zadbana i piękna, wszyscy mi jej zazdrościli. Tego się nie spodziewałam. Ciekawe, kiedy on ostatnio patrzył w lustro? W dniu ślubu nie miał zakoli, drugiej brody i brzuszka! Monika po dwóch ciążach z chudziutkiej panienki zmieniła się w piękną kobietę i trzeba było mieć rozum osła, żeby tego nie widzieć.
– Bartek, jak możesz?! – zdenerwowałam się. – Jesteś niesprawiedliwy, braciszku... – Dobrze musiała ci jakaś baba namieszać w głowie!

Mój brat wypierał się romansu

Zaprzeczał z taką pasją, że tylko utwierdził mnie w podejrzeniach. Powód wszystkiego, niejaka Rita, miała lat dwadzieścia, czyli o dziesięć mniej niż Monika, była ciemnowłosą pięknością w za krótkiej spódniczce i zbyt obcisłej bluzce. Odszukanie panienki zajęło mi tydzień. Niezauważona obserwowałam, jak się przytula do Bartka, jak go kokietuje i widziałam, jak on pożera stworzonko wygłodniałym wzrokiem.
W tamtej chwili znienawidziłam wszystkich facetów. „Jaki to ma sens?”, zastanawiałam się. „Urodzę Maćkowi dwoje dzieci, przytyję pięć kilogramów, a on pomacha mi ręką, bo pozna młodszą, ładniejszą, bardziej seksowną? Przekreśli wspólne lata, moją miłość i zostawi mnie?”, myślałam z goryczą.
Przez ostatnie dni tak byłam zajęta śledzeniem brata i jego kochanki, że zaniedbałam spotkania z Maćkiem. Nie chciałam go wtajemniczać w śledztwo, ale nie tylko o to chodziło.  Bo jaką mam gwarancję, że też nie zrobi mi świństwa? Maciek nie narzucał się ze swoim towarzystwem, wiedział, co się wydarzyło i wydawał się zasmucony. Lubił Bartka i Monikę, trudno mu się dziwić.

Obecność Maćka zaczęła mi ciążyć

– Wpadnę jutro! – powiedział, żegnając się ze mną.
– Nie musisz! – odburknęłam.
– Kochanie, czy stało się coś, o czym nie wiem? – spytał z troską w głosie.
– Maćku, stało się wystarczająco dużo, żebym nie mogła patrzeć na mężczyzn! – rzuciłam oschle. – Muszę chociaż kilka dni odpocząć...
– Jak chcesz... Ale nie zapominaj, że ja cię naprawdę bardzo kocham – powiedział smutno.
Dzisiaj tak mówisz, może nawet w to wierzysz, a jutro zostawisz mnie, jak Bartek Monikę. Taka jest wasza męska stałość!
Nie przeciągał dyskusji. Wyszedł. 

Wszyscy już wiedzieli, co się stało

Atmosfera w domu nie był najlepsza. Mama, podobnie jak ja, była przekonana, że za decyzją Bartka stoi kobieta. Brat przysięgał, że nie.
– On ma rację, mamo, żadna kobieta. Panna Rita tylko udaje kobietę i wierzy, że swoim kuperkiem zawojuje świat – wypaliłam, wściekła na kłamstwa brata. Bartek oświadczył, że nie potrafi żyć w atmosferze pomówień i śledztwa. Zdenerwował mnie tym, więc wyjaśniłam rodzicom, dlaczego go oskarżam.
– Oczywiście zdajesz sobie sprawę – odezwał się ojciec – że ten dom nadal pozostanie otwarty dla Moniki i dzieci, ale zamknięty dla tamtej pani?! Bartek nie odpowiedział. Następnego dnia spakował swoje rzeczy i wyprowadził się.

Maciek zjawił się u mnie po czterech dniach

Nawet nie umiałam udać radości. Powiedziałam mu, że nie chcę dłużej się z nim spotykać. Spojrzał na mnie na mnie smutno...
– Nie wierzę już nikomu, rozumiesz?
Rozumiem, że chcesz zastosować odpowiedzialność zbiorową: jeden pan zawinił, resztę rozstrzelać. Niedawno przeczytałem w gazecie, że kobieta oblała męża kwasem solnym, poparzyła i oślepiła. Czy powinienem się bać, że ty za moment zrobisz to samo?
– Nie jestem twoją żoną – burknęłam.
– Więc zostań nią i przekonamy się, jak nam wyjdzie wspólne życie. Innego sposobu nie widzę. I nie każ mi odpowiadać za szaleństwa różnych ludzi, bo jestem bezradny.
– Może masz rację – przyznałam. – Ale dzisiaj niczego nie potrafię ci obiecać... No, poza tym, że nie mam zamiaru oblewać cię kwasem solnym.
– Dobre i to. Ja ci też mogę obiecać, że nie mam zamiaru cię zostawiać... chyba, że wcześniej sama uciekniesz – uśmiechnął się. Objął mnie, przytulił. Nie wyrywałam się, nie broniłam, tylko nagle bardzo zachciało mi się płakać. I popłakałam sobie, oparta o ramię Maćka. 

 

Czytaj więcej