"Wypadek mojego brata był ciężką próbą dla całej naszej rodziny. Mama do końca miała nadzieję, że Michał wybudzi się ze śpiączki, ja byłem w szoku. Po jego śmierci bratowa poprosiła, bym uporządkował pewną sprawę. W ten sposób odkryłem, że Michał miał wielki sekret..." Jan, 36 lat
Zanim zadzwoniłem do Beaty, cztery razy brałem i odkładałem telefon. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć świeżo owdowiałej bratowej. W końcu to ona zadzwoniła pierwsza.
– Janek, możesz przyjechać, posiedzieć z dziećmi? – zapytała po prostu. – Muszę jechać do domu pogrzebowego.
Zawsze podziwiałem Beatę. Była rodowitą góralką, miała charakter i radziła sobie z każdą przeciwnością losu. Wypadek Michała był ciężką próbą dla całej naszej rodziny, mama do końca miała nadzieję, że syn wybudzi się ze śpiączki, ja byłem w szoku. Cieszyłem się, że przydałem się bratowej, chociaż do opieki nad dziećmi – sześcioletnią Basią i ośmioletnim Karolem. Kiedy wróciła z domu pogrzebowego, przygotowałem jej kąpiel i podałem gorącą kolację. Podziękowała mi spojrzeniem. Kiedy wyszła z wanny, nalała sobie kieliszek wiśniówki i usiadła przy biurku Michała. Wyjęła z szuflady kilka teczek i mi je wręczyła.
– Ogarniesz to, Janek? – poprosiła. – Znam hasła do kont, mieszkanie kupiliśmy razem, więc z tym daję sobie radę, ale tu są jakieś sprawy sprzed ślubu. Michał zainwestował w działkę, ale nawet nie wiem, gdzie. Sprzedaj ją, nie jest mi potrzebna.
Pamiętałem tę sprawę z działką. Michał nawet chciał, żebyśmy kupili razem większy kawał ziemi, bo miał cynk, że tamtędy pójdzie autostrada i zarobimy krocie. Ale cynk okazał się błędny i brat został z piętnastoma arami pola gdzieś, gdzie pewnie wrony zawracały. Kiedy wczytałem się w akt notarialny, odkryłem, że brat kupił działkę razem z domem. W teczce były nawet zdjęcia starego budynku z oknami zabitymi deskami. Postanowiłem tam pojechać.
Na miejsce trafiłem bez trudu, rozpoznałem dom, chociaż na zdjęciach nie był ogrodzony, a w dodatku teraz miał szyby w oknach. Zdziwiłem się, bo miałem wrażenie, że to była rozpadająca się chałupa, a stałem przed zadbanym domkiem z firankami w oknach. Zapukałem do drzwi, otworzyła dziewczyna w dresie, z jedną ręką w cieście.
– Tak? – rzuciła pytająco, a potem nagle zagapiła się na mnie, jakby zobaczyła ducha.
– Kim pan jest? Przedstawiłem się z nazwiska i powiedziałem, że jestem bratem Michała. W jej oczach rozbłysło zrozumienie i zaprosiła mnie do środka.
– Strasznie pan do niego podobny – powiedziała. – Mówił mi o panu. Ale co się stało, że sam nie przyjechał?
To była najtrudniejsza rozmowa w moim życiu. Kiedy Adela dowiedziała się, że Michał zginął dwa tygodnie wcześniej, zbladła i osunęła się pod stół, ledwie zdążyłem ją złapać. Kiedy się ocknęła, klęczałem nad nią, zastanawiając się, co, do diabła, nawywijał mój brat.
– Przepraszam... – wymamrotała, patrząc na mnie z oszołomieniem. – Już rano źle się czułam... A potem zaczęła płakać. Opowiedziała mi wszystko. O tym, jak poznała Michała półtora roku wcześniej w pociągu. Przyjechała wtedy z ojczystej Białorusi, jej mama była pół-Polką i miała rodzinę pod Skierniewicami, ale ta rodzina sama walczyła z biedą, więc dla Adeli nie było u nich miejsca.
– Poszłam do pracy w domu opieki, a Michał tam do mnie przyjeżdżał... Wie pan, zakochaliśmy się, mieliśmy się pobrać... – wspominała z załzawionymi oczami. – Ale mnie zwolnili i chcieli deportować na Białoruś, wtedy zadzwoniłam do niego, a on załatwił, żebym miała pobyt stały w Polsce. I dał mi ten dom. Wyremontowaliśmy go razem w zeszłym roku. Pan nic nie wie, prawda?
Nie wierzyłem w to, co słyszałem. Mój brat miał kochankę, którą ulokował w domu na końcu świata! Nie powiedział jej o żonie i dzieciach, za to obiecywał, że się z nią ożeni! Co on sobie wyobrażał? Że to się nigdy nie wyda?! Powiedziałem jej, jak sprawy stoją. Tym razem Adela nie zemdlała, za to pobiegła do łazienki, z której wyszła na chwiejnych nogach, ocierając usta. Nagle zacząłem nienawidzić mojego zmarłego brata. Oszukiwał Beatę, oszukiwał Adelę, oszukiwał nas wszystkich, że był porządnym człowiekiem!
Co do Beaty, to nawet nie zamierzałem jej mówić o kochance męża, zasługiwała na spokój i dobre wspomnienia o nim. Ale Adela musiała, no cóż... musiała poszukać sobie innego lokum. Ten dom należał teraz do bratowej i jej dzieci. Zostawiłem dziewczynie swój numer telefonu i powiedziałem, żeby dała mi znać, kiedy coś sobie znajdzie. Obiecałem, że przeciągnę sprawę sprzedaży działki, ale to nie będzie przecież trwać wiecznie. Zadzwoniła pięć dni później.
– Ja... jestem w ciąży... – powiedziała.
– Zrobiłam test i poszłam do lekarza. To drugi miesiąc... Co ja teraz zrobię? Przecież w ciąży nie znajdę pracy... Po prostu wsiadłem wtedy w samochód i pojechałem do niej. To dziwne, ale od ostatniego spotkania ciągle o niej myślałem. A kiedy parkowałem przed domem Michała, byłem tak zdenerwowany, jakbym szedł na jakiś egzamin. I nie mogłem się doczekać, aż ją zobaczę. Cholera, zależało mi na tej kobiecie! Na mój widok kompletnie się rozkleiła. Była pewna, że przyjechałem ją wyrzucić z domu. Pokazała mi test z dwiema kreskami, zaczęła błagać o trochę więcej czasu, ale ja myślałem tylko o jednym.
– Adela! – przerwałem jej. – Adela, ja nie chcę cię stąd wyrzucać! Posłuchaj... Ja kupię ten dom od mojej bratowej. Będę ją spłacał w ratach, dam radę. A ty możesz tu mieszkać, ile chcesz. Kiedy urodzisz dziecko, to na nie przepiszę dom.
Uznałem, że tylko tyle mogę dla niej zrobić. Nie byłem w stanie powiedzieć Beacie o kochance Michała. Nie mogła się o tym dowiedzieć, ale przecież dziecku brata należało się zabezpieczenie. Ja byłem singlem, nieźle zarabiałem, mogłem to zrobić. Nie chciałem, żeby Adela się wyprowadzała. Pragnąłem ją widywać, mieć z nią kontakt, tyle że nie mogłem się do tego przyznać. Bratowa zgodziła się, żebym odkupił działkę, wszystko załatwiliśmy u notariusza w czterdzieści minut. Przez pięć następnych miesięcy jeździłem do Adeli prawie co tydzień. Woziłem ją do prywatnego lekarza, bo nie miała ubezpieczenia, przywoziłem zakupy, kupiłem rzeczy dla dziecka.
Nie robiłem tego, żeby była wdzięczna. Nie. Ja po prostu się w niej zakochałem, ale nie mogłem jej tego wyznać. To było zbyt skomplikowane... Męczyłem się z tym uczuciem, aż któregoś dnia, kiedy rozmawialiśmy o imieniu dla jej córki, że może nazwać ją Michalina po ojcu, powiedziała cicho:
– To okropne, ale wiesz... ja już nie myślę o Michale... Sądzę, że go spotkałam tylko po to, żeby poznać ciebie... Przepraszam, nie powinnam tak mówić... Nie dałem jej skończyć. Zerwałem się i doskoczyłem do niej, klękając obok.
– Więc ty coś do mnie czujesz?! – zapytałem, nie wierząc w swoje szczęście, a kiedy przytaknęła, zadałem jej TO pytanie. Zgodziła się za mnie wyjść. Dzisiaj jesteśmy pięć lat po ślubie, mieszkamy niedaleko Beaty i moich bratanków, a „dom na końcu świata” to nasza wakacyjna miejscówka. Adelę przedstawiłem rodzinie jako swoją dziewczynę, która powiadomiła mnie, że urodzi moje dziecko. Nikola jest podobna do ojca, a więc i do mnie. Nikt nie zna prawdy o jej pochodzeniu. I nie ma potrzeby, żeby poznał, bo Niki to moja córka. Dodam, że starsza, bo za parę tygodni będę mieć drugą!