"Kiedy gruchnęła wieść, że ciotka Ludmiła i wujek Adam się rozwodzą, cała rodzina była w szoku. Zupełnie jakby nagle wybuchł wulkan, choć z drugiej strony, wszyscy się tego od dawna spodziewali. Nigdy im się nie układało, więc w sumie nic dziwnego, że w końcu się rozstali. U nas w rodzinie dotąd rozwodów nie było, to było pierwsze takie wydarzenie..." Paulina, 40 lat
– To cud, że ominęły nas rozwody – powiedziała moja siostra, gdy rozmawiałam z nią przez telefon. – A co na to mama?
– Sama nie wie, co ma zrobić. Zganić siostrę czy raczej pocieszać…
– Ale za co ganić? Ciocia Ludmiła jest dorosła, wujek też. Dzieci odchowali, każde z nich ma prawo zrobić ze swoim życiem, co zechce – odparła trochę zirytowana Celina.
Ona była najbardziej nowoczesna w naszej rodzinie.
– Czy ja wiem... Jeśli już tyle lat wytrzymali ze sobą, to nie mogli jeszcze trochę? – wyraziłam swój pogląd.
– A po co? Żeby dalej byli nieszczęśliwi? Wujek do dawna chciał wynieść się z miasta, a ciocia za skarby świata nie chciała mieszkać na wsi. Teraz mogą się rozjechać w dwie strony i każde będzie zadowolone – rzuciła.
Rzeczywiście, choć sam rozwód wywołał w rodzinie pewien popłoch, może nawet i zgorszenie, to już jego przebieg nie był tak burzliwy. Bo to, co między ciocią a wujkiem stanowiło niegdyś ogniste spory, przestało mieć znaczenie. On przestał się oglądać za spódniczkami – głównie z powodu wieku, a ze względu na stan wątroby spożywał też znacznie mniej alkoholu. Z kolei ona przestała być zazdrosna. Wreszcie podjęła decyzję o rozwodzie i miała w nosie „co ludzie powiedzą”. Wprawdzie wujek Adam nie był typem pijaka agresywnego, ale za to dość męczącego i na pewno ciocia miała dosyć jego różnych szalonych pomysłów. Wuj posiadał wiele wad, ale dzieci go kochały. Teraz dodatkowo zyskał w ich oczach, bo zamieszkał w wiejskim domu pod lasem. Świetne miejsce na wakacyjne wypady i jednocześnie zero problemów dla ciotki.
Ludmiła została w trzypokojowym mieszkaniu w mieście i naprawdę dobrze sobie radziła.
Ale mama i tak się martwiła o ciocię Ludmiłę.
– Na pewno przeżywa, tylko o tym nie mówi – westchnęła, gdy wpadłam do niej na herbatę i sernik. – Byłaś u niej, Paulinko? Masz blisko…
– Wpadłam niedawno do cioci, czym bardzo ją rozśmieszyłam. Spytała wprost, co mnie sprowadza, więc szczerze odpowiedziałam, że przyszłam na kontrolę…
– I jak jej samopoczucie po tym wszystkim? Biedna Ludka… – Mama znów się rozczuliła.
– Całkiem nieźle. Postanowiła zacząć nowe życie od przemalowania mieszkania – odparłam.
– Sama? Przecież kilka lat temu miała problemy z kręgosłupem – zdenerwowała się mama, jak zwykle nadopiekuńcza starsza siostra. – Takie rzeczy zawsze robił Adam.
– Ciocia świetnie sobie radzi. Mówi, że przynajmniej ma jakieś zajęcie. Syn sąsiadów przesunął jej meble, a ona maluje wałkiem na wysięgniku jedną ścianę dziennie.
Nie dodałam, że ciocia postanowiła radykalnie zmienić wystrój mieszkania, który dotąd narzucał wujek. Wszystko więc było kremowo-brązowe i nijakie. Teraz ciocia jedną ścianę w salonie pomalowała na żółto-pomarańczowo, a resztę na szaro, stół obstawiła kolorowymi pufami, pozbyła się też starej meblościanki i reprodukcji.
– Nie wiem, co tu powieszę, ale na pewno nie te nudne bohomazy – orzekła zadowolona.
Tego jednak mamie nie powiedziałam. Niech sama przy jakiejś okazji zobaczy.
– Pewnie tak odreagowuje stres, bidulka… – westchnęła moja rodzicielka.
Ludmiła jeszcze trochę się złościła, że wujek nie zabrał wszystkich swoich rzeczy, które stały w jednym pokoju w pudłach, ale na pewno się nad sobą nie użalała. Zauważyłam nawet, że trochę jakby poweselała. Może Celina miała rację? Choć żal mi było ich małżeństwa. Całe dzieciństwo myślałam, że są dobraną parą, jak tata i mama. Naszych rodziców łączyła nie tylko miłość, ale i przyjaźń, oboje byli też wobec siebie wierni i lojalni.
„Jak to dobrze, że nam trafili się tacy staruszkowie”, pomyślałam z wdzięcznością.
Kolejnym zmartwieniem mamy okazało się to, że ostatnio ciocia nie miała dla niej czasu.
– Ja tego nie rozumiem – wzdychała. – Czy ty, Paulina, jesteś w stanie się z nią jakoś umówić?
– Nie bardzo, dlatego wpadłam do niej bez zapowiedzenia się. Gdy dzwonię i pytam, czy ma czas, odpowiada, że jest zajęta – przyznałam. – Ale obiecała, że jak przyjedzie Celina z dziećmi i mężem, to nas wszystkich zaprosi na obiad lub kolację.
– Nie pojmuję, co ona takiego robi…
– Nie wiem, ale widać coś ważnego. Może nadrabia jakieś zaległości albo chodzi po lekarzach. – Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem, nie wiem. Martwię się. A może ona… no wiesz… – Mama przygryzła wargi.
– No co?
– Czytałam w jednym piśmie, że kobiety po rozwodach różnie się zachowują. Niektóre zaczynają… pić. Ze zmartwienia i samotności. – Mama pokręciła głową. – Ale ona przecież nie jest sama. Ma nas i dzieci, prawda?
– Oczywiście, mamo. Myślę, że niepotrzebnie się martwisz, ciocia Ludmiła na pewno nie pije. – Wyobrażenie ciotki upijającej się wieczorami jakoś nie mieściło mi się w głowie. – Po prostu robi coś ważnego. Dowiemy się, gdy tylko przyjedzie Celina – powtórzyłam, ale chyba jej nie uspokoiłam.
– I powiedziała mi, że może tylko porozmawiać przez telefon, ale na razie mnie nie zaprosi, bo zmienia swoje życie – ciągnęła niepocieszona mama. – Dziwne, nie? A może ona kogoś ma?
– Ciocia? Nie, nie sądzę…
Niemniej mamie udało się zasiać we mnie ziarno niepewności. Z drugiej strony, ciocia miała ponad sześćdziesiąt lat. To nie jest czas na zakochiwanie się i zaczynanie wszystkiego od nowa… Chociaż, kto wie? Ale wolałam mamy nie denerwować. Co będzie, to będzie.
W końcu moja siostra zjechała z mężem i dziećmi w rodzinne strony, a ciocia Ludmiła zaprosiła nas wszystkich na obiad.
– Rety… – wyrwało się mamie, gdy przekroczyliśmy próg tak dobrze znanego nam niegdyś mieszkania. Ludmiła była ubrana w tunikę w stylu boho i miała delikatny makijaż. Wyglądała znacznie młodziej.
– Widzisz, Bożenko, wreszcie mogę być sobą – przywitała swoją starszą siostrę. – Chodź do salonu. Nie, butów nie ściągaj. To nie szpital.
Salon też zrobił na wszystkich kolosalne wrażenie. Jedna ściana była pomarańczowa, wszędzie wisiały olejne obrazy, a na nich widoczki albo jakaś abstrakcja. W wazonie stał bukiet róż.
– Jak tu ładnie! – powiedziała mama, absolutnie zaskoczona. – Jest zupełnie inaczej, tak nowocześnie!
Ciocia uśmiechnęła się szeroko.
– Wszystko zrobiłam sama. Pomalowałam nie tylko ściany, ale i namalowałam obrazy. Zapisałam się na zajęcia plastyczne dla seniorów. Choć jaka tam ze mnie seniorka. Energii mam teraz za trzy.
Po zjedzeniu pysznego obiadu i ciasta – tu nic się nie zmieniło i nadal wszystko smakowało wybornie, podziwialiśmy kolejne ciocine dzieła. I jej pracownię. W dawnym pokoju moich kuzynów Ludmiła urządziła sobie pracownię malarską. Pachniało tam terpentyną i farbami.
– A co to? – spytała mama, wskazując stertę pudeł, przykrytą kolorową tkaniną.
– To rzeczy Adama. Powiedział, że przyjedzie po nie później. Jak go znam, trochę to potrwa. Zresztą, niech stoją, nie przeszkadzają mi. Teraz już nic mi nie przeszkadza. Mogę się nawet zaprzyjaźnić z byłym mężem!
Wracaliśmy do domu w milczeniu, które pierwsza przerwała mama.
– Mam wrażenie, że Ludmiła trochę… oszalała?
– W tym szaleństwie jest metoda, mamo – przerwała jej Celina. – Ona po prostu wreszcie jest szczęśliwa i robi to, co chce. Lepiej późno niż wcale. Oby każdy z nas miał taką szansę.
Musiałam się z siostrą zgodzić. Dawno nie widziałam cioci tak uśmiechniętej i zadowolonej z życia.